|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33814
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:53, 22 Kwi 2020 Temat postu: Rozdzielenie i synteza rzeczy, a przyczynowość |
|
|
W opisie strategii rozumowania wyróżnia się dwa rodzaje podejścia
- myślenie analityczne, polegające na rozkładaniu sytuacji na czynniki prostsze
- myślenie syntetyczne, związane z odwrotną tendencją, czyli łączenie czynników prostych w całość.
Heglowska dialektyka z kolei stawia podobny problem, tylko tym razem przeciwstawiając sobie aspekty w słynnym schemacie:
Teza - antyteza - synteza.
Te dwa ujęcia wydają się być w dużym stopniu komplementarne. Analizując sytuację, dokonujemy przeciwstawienia sobie aspektów tej sytuacji, czego efektem jest rozkład problemu na czynniki składowe. Potem analizuje się zachowania owych - już prostszych do uwzględnienia - czynników, zestawia się ich różne konfiguracje, budując w ten sposób PRZESTRZEŃ ODNIESIEŃ. Ostatnim etapem w cyklu jest zrekonfigurowanie w umyśle całej sytuacji w jakiejś syntezie, która teraz ukaże nam początkowy problem, ale już z możliwością zdiagnozowania jego elementów składowych, a dalej być może wypracowania rozwiązań.
W kontekście budowania świadomości, rozwoju duchowego ten problem będzie przybierał postać ustalania KIM JESTEŚMY? Istotą rozwoju duchowego jest rozdzielenie tego, co nasze, co od nas zależy vs tego co zewnętrzne, zadane, nie będące w naszym bezpośrednim zarządzie.
W tym kontekście chyba na miejscu byłoby wrzucenie tutaj pewnego eseju, jaki stworzyłem w innym wątku.
Michał Dyszyński w wątku Jak nie być nieszczęśliwym? napisał: | ...w kontekście skupiania się na samej emocji jako takiej, zwalczania emocji negatywnych innymi emocjami, przypomina mi się pouczający dowcip.
Pewien facet miał problem z tym, że się moczył w nocy. Dorosły facet, a wciąż w nocy popuszczał i żadne leki na to nie pomagały. Lekarz rodzinny, który próbował jakoś pomóc temu facetowi, po wielu nieudanych próbach wyleczenia tej dolegliwości, stwierdził:
- ja tu nic nie poradzę, skieruję pana do psychoterapeuty, bo możliwe jest, że pański problem ma podłoże w psychice. Może psychoterapia tu coś wskóra.
Facet, skierowany do psychoterapeuty, przestał przychodzić do tego pierwszego lekarza. Po półtora roku od tego czasu, jednak obaj mężczyźni spotkali się przypadkowo gdzieś na mieście. Zaciekawiony lekarz pyta się swojego byłego pacjenta:
I co skorzystał Pan z pomocy psychoterapeuty?
- Tak oczywiście! - odpowiedział były pacjent.
I co, pomogło? - dopytuje się lekarz.
- Pomogło - potwierdził facet.
Czyli już się pan nie moczy w nocy? - upewnia się lekarz.
Facet odpowiada:
co to, to nie. Moczę się, jak wcześniej, ale po odpowiedniej psychoterapii jestem z tego moczenia się dumny!
Jest pokusa "zwalczania" problemów emocjonalnych, polegająca na zignorowaniu przyczyn problemów, a skupianiu się z zasady na modyfikowaniu samej reakcji na te problemy. Oczywiście sprawa nie jest taka prosta, nie zmierzam twierdzić, iż zawsze będzie to niewłaściwa strategia.
Są problemy z urojenia i są problemy z realnych, zewnętrznych przyczyn. Jeśli ktoś uroił sobie, że mu się na pewno urwie przewód hamulcowy w samochodzie i co chwila jeździ do warsztatu żądając wymieniany, wciąż nie zużytego, bo niedawno wstawionego nowego przewodu hamulcowego, to rozwiązaniem jego problemu będzie uporządkowanie swoich emocji, jakieś tam pozbycie się rojeń.
Jednak jest też i sytuacja odwrotna, gdy przewód hamulcowy jest rzeczywiście uszkodzony, a jeżdżenie z takim przewodem jest niebezpieczne, bo hamulce mogą zawieść w najmniej oczekiwanym momencie. W takiej z kolei sytuacji, rozwiązaniem problemu jest wymiana przewodu hamulcowego, a nie program "zmiany destrukcyjnych myśli", polegający na ignorowaniu sygnałów (np. kontrolki na desce rozdzielczej) o tym, że hamulce mogą być uszkodzone. Ktoś skupiający się na samych emocjach, może bowiem uznać za słuszne pokonanie owej "destrukcyjnej emocji lęku", związanej z percepcją stanu jego pojazdu.
Zatem mamy dwie sytuacje o drastycznie odmiennej wymowie i mocno różnicujące strategie radzenia sobie z nimi:
Przyczyna może być zewnętrzna, czyli to rzeczywiście problem wyzwolił destrukcyjne emocje i uporanie się z problemem rozwiązuje sprawę (np. trzeba naprawić przewód hamulcowy).
Przyczyna jest w samym odbiorze emocjonalnym, a wtedy nawet uporanie się z problemem niewiele zmieni, albo czasem problem w ogóle jest pozorny (np. trzeba dojść do ładu z własnym urojeniem o wadliwości przewodu hamulcowego).
Tego rodzaju sytuacje trzeba umieć rozróżniać. Pomylenie ich ze sobą, najczęściej samo w sobie jest destrukcyjne. Osoby, które wewnętrzną psychoterapią, jakimś tam psychologicznym zwalczaniem "negatywnych myśli" z reguły "pokonują problemy", będą miały tendencję do lekceważenia realnych zagrożeń, a ostatecznie same sobie uczynią tą postawą krzywdę.
Choć krzywdę czynią sobie też ci, którzy nieadekwatnie rozpoznali jako przyczynę zewnętrzną, niepokoje które biorą się z ich rozchwianej emocjonalności. Takie osoby są obciążeniem dla otoczenia, bo wciąż domagają się pomocy w usunięciu ich urojonych problemów, wciąż ktoś ich musi ratować z matni ich własnych emocji.
Po prostu jest i tak, i tak.
Całą sztuką, kluczową życiową umiejętnością, jest rozdzielenie tych sytuacji, czyli wypracowanie sobie takiej postawy życiowej, aby problemy biorące się z zewnątrz, diagnozować właśnie jako zewnętrzne i w działaniu na zewnątrz szukać ich usunięcia. Z kolei trzeba też umieć zorientować się, kiedy nasze emocje dołowane są bez realnego, czy też bez adekwatnego (kwestia wyolbrzymiania problemów) powodu zewnętrznego, tylko mocą samych wadliwie funkcjonujących lękowych, czy inaczej przesadzonych nastawień psychicznych - wtedy to właśnie owe emocje powinny znaleźć się na celowniku naszej aktywności. |
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:52, 30 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33814
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:50, 30 Gru 2020 Temat postu: Re: Rozdzielenie i synteza rzeczy |
|
|
Do tego tematu pasuje mój inny tekst
Michał Dyszyński, w wątku Dwa rozumienia przyczynowości, dnia 30 grudnia 2020 napisał: | Przed chwilą olśniło mnie, dlaczego w części dyskusji trudno mi było się porozumieć z niektórymi dyskutantami w zakresie pojęcia przyczynowości. Powodem było to, że ja myślałem o innym rozumieniu przyczynowości niż oni.
Spróbuję tu zdefiniować dwa rozumienia przyczynowości, które wydają się być dość bliskie, ale jest między nimi istotna różnica. Nazwę te pojęcia swoimi terminami, ale jeśli ktoś zna to zagadnienie z literatury i może też zna już przyjęte nazwy na opisywane koncepcje, to proszę o zwrócenie mi uwagi, a ja wtedy dokonam zmian w nazewnictwie na ogólnie przyjęte.
Przyczynowość ontologiczna - przyczynowość ta jest bardzo bliska determinizmowi i głosiłaby, że każde zjawisko, jakie zachodzi we Wszechświecie jest na twardo powiązane z poprzednimi stanami tegoż Wszechświata, zatem nie może się stać nic, co nie posiadałoby źródła w bytach tegoż Wszechświata i powiązań z wcześniejszymi stanami Wszechświata.
Przyczynowość poznawcza - pogląd iż dla każdego zdarzenia we Wszechświecie DA SIĘ WSKAZAĆ konkretny byt (zbiór bytów), okoliczność, zdarzenie (zbiór okoliczności, zdarzeń), wyznaczające przebieg tego zdarzenia, zaś owo wskazanie jest jednoznaczne i ścisłe, bo ISTNIEJE OPIS, który daną rzecz matematycznie jest w stanie ująć.
Przyczynowość poznawcza jest założeniem o MODELOWALNOŚCI zdarzeń Wszechświata, a także jest równoważna przekonaniu, że ISTNIEJĄ JEDNOZNACZNE PRAWDY (posiadające dający się wyrazić opis) w zakresie materialnej postaci rzeczywistości.
Czym byłoby odrzucenie przyczynowości w tych znaczeniach?
Odrzucenie przyczynowości ontologicznej de facto oznacza przekonanie, iż ten nasz Wszechświat, jakim go znamy nie jest układem zamkniętym. Inaczej mówiąc, byłoby to założenie o jakichś interakcjach znanego nam Wszechświata z innymi wszechświatami, czy sferami bytów jakoś niezależnych. Owe interakcje potrafiłyby zmieniać przebieg zdarzeń w ten sposób, że byłyby one nieprzewidywalne, bo nawet uwzględnienie wszystkich możliwych zmiennych z tego naszego Wszechświata do wyznaczenia przebiegu zdarzeń, okazywałoby się niewystarczające do określenia jak zdarzenie zajdzie. Bo - w tej koncepcji - przynajmniej w jakiejś części zdarzeń we Wszechświecie, zdarza się coś zewnętrznego (ingerencja) co "psuje" każdy możliwy wyliczony scenariusz, jak rzecz miałaby zajść.
Odrzucenie przyczynowości poznawczej rysuje inny obraz ontologii Wszechświata. Tutaj nie istnieją w pełni jednoznaczne prawdy o materii, nie ma jednoznacznych teorii fizycznych, nie ma możliwości przewidywania zdarzeń w sposób kompletny nie dlatego, że coś miałoby psuć wyliczenia, co się zdarzy, czy jakoś inaczej materialnie "wcina się" w przewidywania, lecz dlatego, że NIE ISTNIEJE KOMPATYBILNA MATEMATYKA, która by spinała informacje o stanach wcześniejszych z kształtem stanów przyszłych. W takim układzie nie bylibyśmy w stanie pewnych procesów przewidywać niejako "z natury rzeczy" - one byłyby nieprzewidywalne przez to, że każdy mechanizm ich opisu należałoby uznać jako niedokładny, w jakiejś części wadliwy. W tej koncepcji pytanie o to, czy zdarzenia przeszłe wyznaczają zdarzenia przyszłe może okazać się właściwie beprzedmiotowe, ponieważ w jakiejś tam części sytuacji nie będziemy tu potrafili nawet SFORMUŁOWAĆ SPÓJNEGO OPISU, wyodrębnić tego, co jest przyczyną w stosunku do tego, co jest skutkiem.
Oba te pojęcia przyczynowości dość ciekawie się przenikają. Do pewnego stopnia są względem siebie opozycyjne, ale w innym znaczeniu się nawzajem też mogą "wspierać". Troszkę przy tych rozważaniach "mózg się lasuje", bo tutaj trzeba w pewien sposób dopuścić do wyobraźni różne paradoksy, nieskończoności i sprzeczne ujęcia. Ale zagadnienie jest ciekawe... |
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 13:51, 30 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33814
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:57, 28 Sty 2021 Temat postu: Re: Rozdzielenie i synteza rzeczy |
|
|
I jeszcze to:
Michał Dyszyński napisał: | Kruchy04 napisał: | Cytat: | Skądś nie jest równoważne przyczynowości. Przyczynowość bowiem jest obiektowa - wskazuje przyczyny, wskazuje konkretne skutki. Przyczyna, której nie potrafisz wskazać nie jest przyczyną. Aby przyczynowość zaistniała w sposób poprawny, musisz DOKONAĆ REDUKCJI, uzyskując tak WSKAZYWALNOŚĆ bytu (przyczyny, skutku). W przeciwnym wypadku poprawną przyczyną byłoby "wszystko co możliwe".
Czy pojecie "wszystko co możliwe" jest przyczyną?
- Jest w takim samym stopniu jak skutkiem, albo i nieprzyczyną. Jeśli wszystko może być przyczyną, to tak naprawdę nic nią nie jest.
Podawałem już wielokrotnie ten przykład, więc go skrócę, tylko sygnalizując. Co jest przyczyną napisania tego posta?
- To, że Michał przeczytał poprzedni post, że ma komputer, który działa, że umie czytać, że elektrownia dostarczyła prąd, a kablówka internet, że ktoś wymyślił komputery, że ktoś Michałowi dostarczył jedzenia na tyle, że do czasu napisania posta nie umarł z głodu - itd. itp...
Nie starasz się wniknąć głębiej jak w Twoim umyśle funkcjonuje pojęcie przyczyny, bo wciąż wpatrujesz się w jego zewnętrzną, strywializowaną formę - jako ten wskaźnik, który coś tam przecież pokazuje. Nie widzisz tego, że ów wskaźnik jest wadliwy, że kręci się w kółko, nie wskazując de facto niczego konkretnego, tylko tworząc iluzję, że coś tam może wskazać. |
przyczyna to jest inaczej motywacja, powód dla którego robisz to czy owo.
Jeśli nie kierujesz się żadnymi motywami i powodami to jak dokonasz decyzji? Jedynie losowo.
A więc mamy albo losowość albo przyczynowość. |
Odniosę się do tego najbardziej, muskając trochę wyjaśnieniem poprzednie Twoje uwagi.
Cały czas się nie możemy porozumieć. Ja widzę Twoje stanowisko jako redukcję do pewnych twoich przyczynowo-skutkowych założeń. Ja tej redukcji nie wykonuję, zostawiam rozpoznania na poziomie przed zaklasyfikowaniem.
Dlaczego nie chcę dzielić sobie w ten sposób interpretacji rzeczywistości?
- Bo postrzegam ten rodzaj redukcji jako błąd, wynikający z nieuprawnionego aplikowania modelu, który jest tylko jedną z opcji, na sytuację, jakby był one jedynym możliwym.
Spróbuję to zilustrować przykładem, który wymaga znajomości fizyki, ale mam nadzieję, że będzie wystarczająco sugestywny.
Przyjmijmy model big bangu, w którym Wszechświat powstał nieco ponad 13 mld lat temu. Załóżmy, że niedługo po powstaniu Wszechświata został wyemitowany pewien foton. Foton ten leciał sobie 13 mld lat, aż w końcu przedarł się przez atmosferę i dotarł do sklepu, w którym my kupujemy odkurzacz. Akurat tak się zdarzyło, że padł na siatkówkę kupującego i spowodował krótki rozbłysk, który jednak zainterferował z innymi sygnałami neuronalnymi, powodując przeważenie szali zakupowej na stronę niebieskiego odkurzacza. Ktoś powiedziałby pewnie, że "przyczyną wyboru niebieskiego odkurzacza" był ten foton. Problem w tym, że chwilę przed zarejestrowaniem tego fotonu, na siatkówkę padł inny foton, z zupełnie innego kierunku, lecący "tylko" 4 mld lat. Jednak ten wcześniejszy foton przygotował neurony w siatkówce na przyjęcie tego "będącego przyczyną zakupu niebieskiego odkurzacza". Tylko koincydencja obu tych fotonów, dała efekt w postaci wyboru niebieskiego odkurzacza.
Czyli chyba nie możemy powiedzieć, że to ten ostateczny foton był tą przyczyną. Wszak ten wcześniejszy też był niezbędny. Warto jednak zauważyć, że gdy ten pierwszy foton leciał przez cały Wszechświat, to miał - mniej więcej po 1 mld lat lotu - taki epizod, że mógł zostać pochłonięty po drodze przez atom chloru, jako że ten atom chloru znalazł się prawie na drodze tego fotonu. Tak się jednak nie stało. A dlaczego? Bo 400 mln lat wcześniej doszło do zderzenia dwóch czarnych dziur, które wyemitowały falę grawitacyjną, która z kolei zmieniła minimalnie trajektorię ruchu wspomnianego atomu chloru. To może to zderzenie dwóch czarnych dziur jest "tą prawdziwą" przyczyną wyboru niebieskiego odkurzacza?...
Jeśli masz wyobraźnię jakoś zbliżoną do tej, którą ja posiadam, to mam nadzieję, iż jesteś w stanie ekstrapolować te moje przypadki ciągów przyczynowo skutkowych, scenariuszy całej historii fotonów, atomów, cząsteczek, kwarków, pól różnego rodzaju, które ostatecznie, splatając się nawzajem, doprowadziły do sytuacji, w której nastąpił wybór niebieskiego odkurzacza. Można wskazać scenariusze, w których przyczyną wyboru tego odkurzacza okazuje się właściwie...
cały Wszechświat!
A jeśli nawet nie jest to absolutnie cały Wszechświat, to jego gigantyczna część, splątana we wzajemnych relacjach na wręcz absurdalnie nieprzewidywalne, złożone sposoby. W tej niesłychanie złożonej układance rzeczy mogły się zamieniać skutkami - np. obecność (bądź jej brak) określonego ruchu elektronu w neuronie mogła, już po zarejestrowaniu tego pierwszego fotonu, zablokować sygnał neuronalny na tyle, że jednak ostatecznie wybrany został odkurzacz nie niebieski, tylko żółty. Brak tego ruchu elektronu byłby więc jeszcze jedną przyczyną takiej oto konfiguracji wyboru. I tak można nawzajem przemieniać, wszystkie owe czynniki, jakie występowały, aby miano "przyczyny" wyboru odkurzacza rozsiewać po niezliczonych aspektach naszej rzeczywistości.
W tym obrazie według mnie pojęcie przyczyny po prostu traci sens. Nie ma przede wszystkim ja wskazać "tej właściwej" przyczyny, nie ma jak zaczepić tej przyczyny do osoby, czy konkretnego bytu, bo każdy byt (foton, elektron, kwant pola, kwark...) uczestniczący w tej układance ma swoją własną unikalną historię istnienia i zmiana dowolnego wcześniejszego parametru w tej historii spowodowałaby jakąś zmianę ostatecznego wyniku - decyzji zakupowej.
Przyczyna nam się "rozlazła na cały (prawie) Wszechświat. Czy w takim układzie w ogóle przysługuje jej miano "przyczyny"?
Co to za przyczyna, której nie potrafimy jakoś wyróżnić, wskazać, wyjaśnić jakie konkretnie ma właściwości?
Jeśli do tego obrazu dorzucimy nieoznaczoność kwantową, splątanie kwantowe, energię próżni i może jeszcze inne egzotyczne efekty, które przewiduje teraz, albo i przewidzi za ileś tam lat fizyka, to nazwanie tego wszystkiego razem "przyczyną zakupu niebieskiego odkurzacza" robi się śmieszne. Zaczyna bowiem to brzmieć tak, jakby cały Wszechświat "nie miał nic innego do roboty", tylko się starać, aby kiedyś jakiś gostek kupił w sklepie taki, a nie inny odkurzacz.
Dlatego mój opis tej sytuacji od początku jest inny. W tym moim opisie w ogóle nie używam pojęcia przyczyny (uznaję je właściwie za wadliwe). Czytałem o takich doświadczeniach nad cząstkami kwantowymi, które wykazały, że w pewnych warunkach oddziaływanie kwantowe może propagować się wstecz w czasie - można wpływać na to, co zdarzyło się wcześniej, zmieniać to. Z tego wynikałby wniosek, że na poziomie kwantowym samo pojęcie przyczyny jest nieprawidłowe - wszak przyczyna wymaga bezwzględnie bycia wcześniejszą niż jej skutek. A przecież ostatecznie efektem tych zmian w zachowaniu cząstek kwantowych są określone zmiany na poziomie cząsteczek, komórek w mózgu - neuronów. To też mogło mieć wpływ na wybór. W tym układzie pojęcie przyczyny jeszcze bardziej się rozmywa i robi bezsensowne.
W moim opisie nie występuje pojęcie przyczyny jak czegoś, będącego alternatywą dla przypadku. Ten Twój opis - z przyczyną i przypadkiem -jest tylko kategorią umysłu, jest sposobem układania sobie zależności w (Twojej) głowie. Do tego jest kategorią nie uwzględniającą złożoności sprawy, jest redukcją - uproszczeniem do tego, co potrafisz sobie wyobrazić.
W moim obrazie cały ten Twój opis i wynikające z niego wnioskowanie są zatem nieaktualne. Ja go nie stosuję.
A gdzie w tym jest wolna wola?
- Jest w tym, co zdefiniowałem - w przybliżeniu jako zdolność do CELOWEGO funkcjonowania świadomości. Można by powiedzieć, że w tym moim obrazie przypadek, chaos i (zmieniona) jakaś tam forma pseudoprzyczynowości (bardziej chodzi o współzależność, wpływy niż kierunkową przyczynę) tworzą pewną całość. Świadomość umie (albo nie umie) budować historię swoich wyborów w sposób spójny, celowy - wtedy mówimy o wolności. Jak ta celowość ostatecznie się sypie, to wolności nie będzie. Proste... (albo nie proste...) |
i to
Michał Dyszyński napisał: | Kruchy04 napisał: | Wymyślony dialog o wolnej woli
Znajomy: Hey Kruchy04, patrz jakie sobie spodnie kupiłem.
K04: Dlaczego kupiłeś sobie akurat te spodnie?
Z: Te mi się spodobały.
K04: A gdyby spodobały Ci się inne, to kupił byś inne?
Z: Tak, raczej tak.
K04: A więc czy miałeś wolny wybór, które spodnie sobie kupisz?
Z: No tak, przecież wybrałem.
...
...
K04: Czyli stanąłeś przed sklepem i stwierdziłeś, że dziś dokonasz rozsądnego zakupu spodni "no bo tak"?
Dlaczego akurat tak sobie pomyślałeś?
Z: Nie wiem.
K04: Nie wiesz, ale wiesz, że to był Twój wolny wybór?
Dla mnie równie dobrze mógłbyś rzucić kostką, wyszłoby na to samo.
Z: Gdybym chciał to zdecydowałbym na postawie rzutu kostką.
K04: Jednak zdecydowałeś na zasadzie "no bo tak" i nie wiesz czemu i twierdzisz, że to był Twój wolny wybór.
Z: Tak.
Wnioski pozostawiam forumowiczom. |
Cały ten Twój dialog według mnie wcale nie jest dialogiem na temat wolnej woli, tylko dialogiem w poszukiwaniu dających się wskazać, determinant wyboru.
To, czy powód wyboru da się wskazać, nazwać, czy nie dodatkowo jest klasyfikowany na dwa sprzeczne sposoby
- bycia przyczyną wyboru. a więc "motor" wolności woli
- bycia koniecznością wyboru (determinowaniem tego wyboru) - czyli hamulcem wolności (unicestwieniem jej)
Co by ktoś nie wskazał - nazwijmy owo coś "Wskazaniem X", zostanie zatem z jednej strony zaklasyfikowane jako
- to jest przyczyna wyboru, czyli jedyna szansa na to, aby wolność zaistniała
a za chwilę powiemy
- ale to jest przecież tak naprawdę dokładnie tym, co wybór determinuje, czyli wolność niszczy.
W takim modelu, w którym ZDEFINIOWALIŚMY funkcjonowanie owego modelu jako coś Z GÓRY SPRZECZNEGO, oczywiście nie da się inaczej zaklasyfikować wyboru, jako niesprzecznego z wolnością.
Ale czy to jest kwestia istnienia wolności woli?...
Ja bym powiedział, że w pewnym sensie z autorem historyki się zgadzam -TAKIEJ WOLNOŚCI WOLI nie ma, ona jest logicznie sprzeczna. Jak coś od razu definiujemy w postaci sprzeczności, to oczywiście owa sprzeczność tam będzie, a więc dalej nie ma się co dziwić, iż przy bliższej analizie ją "odkryjemy". Bo jak inaczej? Jak może być inaczej, skoro sami sobie to sprzecznie zdefiniowaliśmy?...
Podsumowując: tak rozumianej wolności woli, jak ją definiuje powyższy dialog, nie uznaję, zgadzając się z autorem, że właściwie jest to absurd.
To jednak zupełnie nie znaczy, że nie istnieje wolność woli zrozumiana w odmienny od powyższego sposób. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|