Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33742
Przeczytał: 68 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:16, 24 Lis 2024 Temat postu: Równość kontra docenianie geniuszy - rzecz też o zazdrości |
|
|
Postulat równości społecznej wydaje się być jak najbardziej słusznym. W obliczu licznych niesprawiedliwości naszego świata jako niewątpliwe dobro jawią się te działania, które sprzyjają wyciąganiu wykluczonych z poniżenia, a z drugiej strony nieco przycinają różki rozbuchanej, ostentacyjnej konsumpcji uprzywilejowanych, czy dominowaniu słabszych przez tych członków społeczności, którzy mają przewagę siły, inteligencji. Czyli ogólnie, postulując równość chcemy dobra, chcemy słusznie. Problem w tym, że - jak to w życiu - w konkretnym działaniu często sprawa się komplikuje. A w szczególnych przypadkach deklarowane "dobro" ukazuje swoja mroczną, diabelską postać. Kiedy to się dzieje?...
Zło, o którym tu myślę, jest patologią, związaną z przesadnym potraktowaniem postulatu równości, z niedostrzeżenie, kiedy równość staje się podcinającą skrzydła geniuszom urawniłowką, czyli równaniem w dół. Dzieje się tak, gdy decydować pozwolimy ludziom małym duchowo, emocjonalnie, ludziom ZAZDROSNYM, wręcz zawistnym o to, że ktoś "ośmiela się" być w czymś lepszym od nich.
Zazdrość jest uznana w tradycji chrześcijańskiej za jeden z grzechów głównych. Wydaje się być dla wielu takim jakby mniej szkodliwym "grzeszkiem". Każdy niemal przecież intuicyjnie rozumie to, że niemiłe jest to, że czujemy się gorsi od innych, więc chyba powinniśmy zaakceptować w sobie zazdrość, która po stwierdzeniu owej czyjejś przewagi nad nami, "naturalnie" się pojawia...
Ale zazdrość w ogólności wcale nie jest tylko małym grzeszkiem. Co prawda w większości typowych życiowych okoliczności jej niszcząca siła rzadko się objawia, jednak jak się by tak dokładnie przyjrzeć tym nitkom emocjonalnym, jakie się tworzą właściwie w każdej niemal psychice w związku z uczuciem zazdrości, to zaczną wyłaniać się okropne, nieraz nawet zabójcze konsekwencje.
Nawet Szekspir, w sztuce tragicznej Otello, swoją działkę dołożył do analizy konsekwencji uczucia zazdrości. To pokazuje, że w odpowiednich warunkach zazdrość przeradza się w nienawiść, chęć mordu. Ale nawet jak się aż tak daleko zazdrość nie rozwinie, to i tak jej skutki bywają bardzo niszczące psychicznie, a czasem - biorąc dalsze konsekwencje - też fizycznie.
Zazdrość najbardziej wyniszcza samego zazdrośnika, choć w pewnych przypadkach jej zło rozlewa się szeroko. Znajomi opowiadali mi o znanym im bezpośrednio przypadku niszczącego, krzywdzącego ujawnienia się uczucia zazdrości w jednej ze szkół. W tej szkole jeden z uczniów był wyraźnie zdolniejszy matematycznie od swoich kolegów. Nudził się na lekcjach, nawet przez to przeszkadzał w zajęciach, więc nauczycielka (wg mnie rozsądnie, dobrze i mądrze reagując) radziła sobie z tym tak, że dawała uczniowi do rozwiązania jakieś trudne (a w każdym razie wyraźnie ponad średnio poziom klasy) zadania do rozwiązania - aby dziecko się nimi zajęło, z korzyścią dla siebie i spokoju na lekcjach. Niestety, w tej klasie było dwoje dzieci, których rodzice (pedagodzy z wykształcenia), dowiedziawszy się jak to nauczycielka "faworyzuje" jednego z uczniów, dając mu zadania na poziomie wyższym niż pozostałym uczniom. I ci rodzice zrobili taką zadymę w dyrekcji (rzecz, zdaje się, oparła się nawet o kuratorium), tak oprotestowali "nierówność dziejącą się w tej klasie", że nauczycielka musiała zrezygnować z tego, jakże dobrego dla rozwoju zdolnego dziecka, a w istocie niekrzywdzącego nikogo rozwiązania.
Co motywowało tych rodziców do owej akcji?...
- Dla mnie nie ulega wątpliwości, że była to zawiść, zazdrość o zdolności intelektualne dziecka, które akurat nie było ich dzieckiem. W zasadzie chyba nie będzie przesadą ocenienie działań owych rodziców jako czyste zło, a to tego wyraz ich osobowej małostkowatości.
Z zawistnikami żyjąc, żaden geniusz nie rozwinie skrzydeł. Zawistnik, choć przecież realnie nie traci niczego, gdy ktoś obok będzie w stanie rozwinąć jakieś swoje dobre cechy, będzie się starał ten czyjś rozwój zablokować, albo choćby utrudnić. Zawistnik jest takim bezinteresownym (patrząc na obiektywne skutki) szkodnikiem. Choć oczywiście zawistnik pewien rodzaj "interesu" w swoim działaniu ma - tym interesem jest NAKARMIĆ SWOJĄ ZAWIŚĆ I MAŁOŚĆ.
Tymczasem na blokowaniu rozwoju tych geniuszy, którym zdarzyło się być lepiej obdarzonymi w talenty przez los, najczęściej korzystają wszyscy. Dzięki temu, że genialny Pasteur odkrył szczepionkę na wściekliznę, tysiące ludzi nie zginęło od tej stuprocentowo śmiertelnej (po jej rozwinięciu się) choroby. Dzięki temu, że inni zdolni ludzie wynaleźli antybiotyki były w stanie wyleczyć się kolejne miliony osób. Przykłady można by mnożyć niemal w nieskończoność.
Tu oczywiście niejeden pewnie sobie pomyśli "a mnie jednak denerwuje, że ten czy ów tak się obnosi z tą swoją wyższą wiedzą, inteligencją, albo inną formą zdolności - nie lubię tego, że ktoś mi pokazuje, jaki to jestem gorszy i uważam, ze mam prawo tak czuć!". Ja tu jestem jednak dość ortodoksyjne w swojej ocenie - uważam, że nie powinniśmy sobie takiego prawa do zazdrości dawać. Oczywiście można zrozumieć to uczucie, bo jest naturalne, wszak zazdrość odczuwają wyraźnie także zwierzęta, co świadczy o tym, iż jest to powszechne uczucie. Jednak zrozumienie to jedno, a akceptowanie go, a już szczególnie dopuszczenie do tego, aby zazdrość się w nas rozwijała, to drugie... Bo zazdrośnik też sam płaci za to, że nie stara się zawalczyć o to wyższe człowieczeństwo (bez zazdrości) w sobie. To on najbardziej będzie się kisił w tych złych uczuciach, to on będzie miał zepsute relacje z ludźmi, gniew w sercu. Twierdzę, że o to, aby zazdrość nas nie drenowała psychicznie, warto jest zawalczyć. Owa walka jednak nie powinna polegać (niestety, podobne strategie mentalne są dość powszechne) na wypieraniu tego uczucia, negowaniu go na zasadzie "skoro ono jest takie złe, a ja go nie chcę, to znaczy, iż już tego uczucia nie mam", ale na śledzeniu swoich odruchów mentalnych i blokowaniu tego, co wyraźnie zaczyna emocje ściągać w niewłaściwym kierunku.
Czasem to będzie trudne. Czasem ta małość w nas okaże się silna. Ale tym bardziej chyba wtedy zasługą człowieka jest zwalczenie takiej cechy. Jeśli tak się zdarza, że sami geniuszami nie jesteśmy, to przynajmniej możemy nie przeszkadzać, możemy złożyć tę ofiarę osobistej pokory na ołtarzu dobra i, zamiast zazdrości wzbudzić w sobie szacunek, podziw, życzliwość dla geniuszy, którzy nas przerośli. Może w ostatecznym rozrachunku (opcja dla teistów, którzy wierzą, iż Bóg wynagrodzi każde dobro, jakie umiemy z siebie wydobyć) właśnie to pokonanie małostkowatości, które uda nam się w sobie wypracować, będzie najważniejszą formą okazania mocy naszego człowieczeństwa.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:05, 24 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|