Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Refleksje o naturze cierpienia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:24, 10 Sty 2025    Temat postu: Refleksje o naturze cierpienia

W innym wątku mi się napisało o naturze cierpienia. Tutaj archiwizuję i pociągnę dalej temat ściśle w kontekście cierpienia, a nie tylko przebaczenia sobie:

Michał Dyszyński w wątku http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/przebaczyc-samemu-sobie,27041-75.html#827733 napisał:
Jest oczywiście sugestia prostej drogi przeciwdziałania cierpieniu - zobojętnieć na wszystko i wszystkich. Można sobie zablokować odczuwanie, reagowanie, empatię. Będzie to trudne ze względu na naturalne, wrodzone odruchy społeczne, ale przy konsekwentnym treningu psychiki, to się w końcu da zrobić (przynajmniej w jakimś, może nawet znaczącym stopniu). Tu jednak należałoby postawić pytanie: czy ten stan, który się osiągnie na koniec, będzie tym, co rzeczywiście człowieka satysfakcjonuje?...
- Bo ja nie zgadzam się z definicją satysfakcji jako braku dyssatysfakcji. Taka definicja, gdyby spojrzeć na nią od strony ukrytych sugestii, w istocie tworzy komunikat: jeśli zobojętniejesz na wszystko, będziesz szczęśliwy. A tymczasem wg mnie to nie jest prawda! Obojętność na wszystko nie stwarza stanu szczęścia, nie stwarza też żadnej "satysfakcji", którą byśmy w spontanicznym odczuwaniu odbierali pozytywnie. Obojętność, sztywność emocjonalna, tumiwisizm, otępienie wrażliwości, separowanie się od rzeczywistości, w tym także od świadomości konsekwencji swoich wyborów, to w istocie stan jak z koszmaru!
Tu ktoś może mieć oczywiście nadzieję, że jak wyzeruje sobie wrażliwość, to uruchomi się w nim coś, co ostatecznie stworzy pozytywne doznania. Ja u siebie nie obserwuję takiego czegoś. U mnie stan odwrażaliwiania się, zobojętniania, ignorowania okoliczności życia nie generuje mi stanów, które chciałbym w sobie utrzymać, lecz coś od tych stanów dokładnie przeciwnego - głęboką dyssatysfakcję, depresję, cierpienie. Jeśli coś jest moją "naturą", to chyba empatia, czyli miłość. Jeśli coś we mnie uruchamia szczęście, to jest to miłość. To, co blokuje mi odczuwanie, paraliżuje miłość ostatecznie mnie krzywdzi, ostatecznie mnie wpycha w odmęty rozpaczy i cierpienia.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy odczuwa świat i siebie po swojemu. Ktoś, kto wcześniej dużo cierpiał z tytułu tego, że dał się zmanipulować niektórym kulturowym wzorcom, które apoteozują cierpienie nadmiarowe, samemu sobie aplikowane (asceza itp.), po odrzuceniu tych wzorców może poczuć rodzaj wyzwolenia, ulgi "bo już nie muszę się katować". I może to takiej osobie zasugerować kierunek mentalny: to pewnie każde cierpienie jest tej natury, że ja sam swoim odczuwaniem sobie je aplikuję, czyli jak się usztywnię w tym odczuwaniu, a w szczególności zablokuję wewnętrzną zgodę na akceptację cierpienia w dowolnej postaci, to będę szczęśliwy. Ale ja uważam, iż taka sugestia jest mylna. Jej błąd bierze się z wzięcia LOKALNIE SŁUSZNEGO wniosku, że warto jest nie dać się wodzić za nos toksycznym wzorcom kulturowym, a potem zinterpretowanie tego wniosku jakby był GLOBALNIE słuszny. A tymczasem globalnie ten wniosek jest po prostu błędny. Zatem, choć poprawne jest odrzucenie jakieś programowe karania się nadmiarowo aplikowanym cierpieniem, to wcale nie jest tak, że wszelkie cierpienie wynika z tego, że człowiek sam się karał. Jest zupełnie inna w naturze grupa źródeł cierpienia - cierpienia, które wyłoni się nawet wtedy, gdy człowiek by bardzo rygorystycznie się przypilnował, aby żadna jego mentalna inicjatywa, nie kierowała go w stronę cierpienia. Bo wtedy przyjdzie do takiego człowiek INNA GRUPA CIERPIEŃ, przyjdą cierpienia o odmiennej naturze, związanej z formą mentalnego paraliżu, poczucia niekreśloności, niepewności, bycia szarpanym przez zewnętrzne moce, którym nie przeciwstawiono niczego (bo osobowość nic nie ma w sobie, czyli nie ma niczego do przeciwstawiania), a jedczocześnie ów stan trwa, jest jawnie przykry, choć NIE WYRÓŻNIA ŻADNEGO KIERUNKU WYJŚCIA z niego. W takim stanie można już tylko cierpieć - albo bez końca, albo do czasu, aż coś "wyciągnie wtyczkę z kontaktu" (jeśli takie "coś" - zewnętrzne - istnieje).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:22, 10 Sty 2025    Temat postu: Re: Refleksje o naturze cierpienia

W tradycyjnym buddyzmie cierpienie wiąże się z utożsamieniami, które świadomość tworzy, a potem zbiera tego konsekwencje, gdy okazuje się, iż bardziej długofalowy efekt takiego utożsamiania się generuje stany rozgoryczenia, dyssatysfakcji. Niewątpliwie jest to ważne źródło cierpienia, ale też chyba błędem jest uznawanie (a niektórym chyba się to zdarza), iż jest to źródło cierpienia właściwie jedyne. Ja twierdzę, że jest to co prawda ważny mechanizm cierpienia, ale nie jedyny. Ogólnie problem jest znacznie bardziej złożony, bo utożsamienia są tylko pewnym narzędziem psychiki - formą nawiązywania kontaktu pomiędzy świadomością, a światem i projekcjami własnego ja. Utożsamienia stają się toksyczne, jeśli się ich nie kontroluje, czyli gdy one rządzą człowiekiem, a nie on nimi, ale same w sobie są właściwie neutralne pod względem generowania cierpienia.

Z drugiej strony można powiedzieć, że problem utożsamień toksycznych jest na tyle powszechny, że nie będzie wielkiej przesady w tym, iż się wskaże nań jako po prostu źródło cierpienia. Takie podejście ma jednak tę wadę, że tworzy pozytywne wnioski tylko do momentu, w którym ktoś nie wzniesie się ponad ten pierwszy poziom błędności związanej z utożsamieniami.
Bo umiejąc spojrzeć na utożsamienia z dystansu, czyli nadając im rolę podrzędną - narzędziową, zapętlimy się w dalszych rozważaniach, jeśli będziemy mieli na sztywno ustawione "utożsamienie=zło". Zapętlimy się w ten sposób, że de facto nawet wniosek o tym, że utożsamienia występują... sam jest formą utożsamienia. :shock: :rotfl:
Aby w ogóle stwierdzić, że coś (cokolwiek) jest "utożsamieniem" trzeba umysłem wymodelować sytuację, w której jest jakiś podmiot, który coś rozpoznał, a potem próbuje się w to "ubrać" mentalnie (najczęściej samemu nie wiedząc, co robi, bo dopiero jak się ubierze, będzie w stanie ocenić, czym jest to, co zrobił). Umysł, aby zadziałał, musi się jakoś roboczo utożsamić właśnie z tym problemem, przymierzyć wewnętrznie do jego aspektów, z czego ostatecznie wyniknie jakoś forma oceny całej sytuacji.
Dlatego problem z utożsamieniami należałoby sformułować w sposób o wiele bardziej skomplikowany, niż pod postacia utożsamiania utożsamień jednoznacznie z błędnością i cierpieniem. To nie utożsamienia jako takie są problemem, lecz utożsamienia, w których zatracono świadomość DUALNEGO CHARAKTERU każdego stwierdzenia (w tym stwierdzenia będące bazą samego utożsamienia).

O co dokładniej chodzi w tym zagubieniu aspektu dualności?...
- Chodzi o to, że natura poznania jest w pewnym sensie kwantowa, bazująca na idei SUPERPOZYCJI. Superpozycja stanów jest elementem opisu rzeczywistości kwantowej, polegająca na tym, że będąc w stanie przed redukcją (kolapsem - powstającym w momencie pomiaru) funkcji falowej, owa funkcja falowa JEDNOCZEŚNIE OKUPUJE w pewnym sensie "przeczące sobie" stany - np. jest jednocześnie w wiele miejscach na raz, ma jednocześnie wiele wartości pędu, energii, spinu itp. Umysł też - tylko wtedy rozumie to, do czego się odnosi, gdy JEDNOCZEŚNIE WIZUALIZUJE RÓŻNE STANY (nawet w jakims sensie sprzeczne ze sobą), wszystkie je razem postrzegając i traktując jako opcję do uznania.
Jaki jest tu związek z cierpieniem?...
Cierpienie pojawia się jako dyssatysfakcja z tytułu tego, iż sprawy zostały uznane jako jedne jedyne, całkowicie zadecydowane (utożsamienie z jedną opcją), przez co jednak automatycznie... utracono też i sens bycia w owym stanie!
Można to porównać do odczucia satysfakcji z tytułu jakiegoś zwycięstwa - dokładnie w tym momencie, gdy poczuliśmy "o zwyciężyłem! Osiągnąłem to, ku czemu dążyłem! Jaka satysfakcja!", już zza rogu wyłania się dyssatysfakcja "to znaczy, że straciłem cel, to znaczy, że nie mam po co dalej się starać, nawet po co żyć, to co teraz emocjonalnie ze mną będzie?... :cry: ".
Kto utożsamia swoje szczęście z ową redukcją do stwierdzenia stanu zwycięstwa, nagle budzi się z ręką w nocniku, że gdy swój cel osiągnął, co wszelkie cel utracił, a więc tym samym nawet podważył sensowność owego celu osiągania. Więc może nic nie osiągnął?...

Szczęście trwałe jest możliwe tylko w trybie mentalnym "tak jakby", w trybie superpozycji stanów, czyli gdy umiemy się cieszyć tym, czego jeszcze nie mamy, a ku czemu dążymy, albo tym, co osiągaliśmy kiedyś, a teraz to już jest tylko wspomnieniem. Kto umie rozciągnąć swoje sukcesy i satysfakcje tak, że przestają być one pojedynczymi ulotnymi momentami w historii jego życiowych doświadczeń, a stały się forma rozmytej ogólnej świadomości, nad którą umysł i serce sprawują pewną subtelną formę kontroli (nie absolutnej kontroli!), to zaczął budować sobie szczęście, które może być trwałe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin