Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przed Bożym tronem - postawy: szukania miary kontra fanatyzm

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:11, 21 Wrz 2024    Temat postu: Przed Bożym tronem - postawy: szukania miary kontra fanatyzm

To jak oceniamy świat, co potem robimy, wynika z rozpoznania rzeczywistości. Rzeczywistość ukazuje nam się w jakichś tam proporcjach. Te proporcje są właśnie takie, jakie są, czyli często nie takie, jak ktoś sobie założył, zanim zaczął rzeczywistość badać.

W związku z tym mamy tu potencjalnie dwie drogi - odrębne postawy:
- Postawa poszukiwania zrównoważonej MIARY, która ZACHOWA PROPORCJE obserwowanego świata.
kontra
- Postawa fanatyzmu, która będzie FAŁSZOWAŁA PROPORCJE w obrazie rzeczywistości, naginając je do założonych intencji, celów, ideologii.


Postawę poszukiwania miary określiłbym jako mądrą, dojrzałą, zaś postawę fanatyzmu jako głupią, niepotrzebnie przesadzoną, ostatecznie nieperspektywiczną.
Tu niejeden fanatyk religijny może zaoponować, broniąc swojej postawy - że przecież "należy być zaangażowanym". Z postulatem bycia zaangażowanym ogólnie się zgodzę, jednak NIE W KAŻDY SPOSÓB realizowane zaangażowanie jest tym dobrym. Zaangażowanie w fałsz nie niesie nic dobrego.
Tu pojawia się jednak pewien ciekawy wątek WIARY W BOSKĄ MOC, która przecież przekracza moc ludzką. Choć większość fanatyków nie jest w stanie sięgnąć samoanalizą do tego poziomu, czyli nie będzie miała świadomości tego, co niżej wskażę (fanatycy ogólnie z trzeźwą oceną własnych stanów są najczęściej na bakier), to może co niektórzy są bliżej w myślach UŚWIADOMIENIA SOBIE UKRYTEJ INTENCJI, związanej z ideą OFIARY Z ROZUMU.
Myślę, że najsilniejszym mentalnym motywem fanatyzmu religijnego jest przekonanie, iż należy Bogu złożyć ofiarę największą z możliwych, zaś fanatyk rozpoznaje jako tę największą ofiarę - ofiarę z własnego rozumu.
Ten motyw intencyjny działa z grubsza następująco:
1. Bóg, jako władca najwyższy domaga się największej z możliwych ofiar.
2. To, co człowiek ma największego do zaofiarowania, to właśnie on sam - jego rozum.
3. Ofiarowanie rozumu polegać (chyba...) powinno na tym, że REZYGNUJEMY Z SENSOWNOŚCI OCEN, staramy się przeciwstawić temu, co czujemy, widzimy, rozumiemy szczerze i spontanicznie, a zastąpić to...
... czym właściwie?... Chyba CHAOSEM. Fanatyk de facto zastępuje rozpoznania oparte o sens, MAJĄCE MIARĘ, rozpoznaniami NIEKONTROLOWANYMI W ŻADEN SPOSÓB, czyli de facto dowolnymi, chaotycznymi. Jednym z narzędzi chaotyzowania swoich rozpoznań jest podpięcie się pod jakiś ludzki autorytet, który coś tam stwierdza, a fanatyk zamierza temu być literalnie posłusznym. Co prawda fanatyk nie wie nawet "co to znaczy, być posłusznym" właśnie temu, ale będzie jakoś intuicyjnie, biorąc powierzchowne rozpoznania spraw i słów łączył małe sugestie, jakie się w jego umyśle pojawią, a potem się przy nich silnie uprze. To z resztą nie jest tu szczególnie ważne, czy reakcja fanatyka na jakieś słowa autorytetu jest słuszna, sprawdzona, przemyślana. Ona może być nawet emocjonalna, chaotyczna, bo to właśnie o to chodzi, aby mieć coś, co jest inne niż rozumowe, zachowujące miarę rozpoznanie. Tu jest złożona ofiara z rozumu i sensu.
4. Fanatyk teista w podświadomości (bo rzadko kto jawnie sobie to uświadamia) może sobie potem swoje zbawienie próbować oprzeć na następującej deklaracji na sądzie bożym:
- Oto ja, Panie, oddałem Tobie WSZYSTKO, nawet swój rozum! Nie patrzyłem na sensy! Nie dbałem o to, aby rozpoznania miały miarę, bo wiem, że Tobie należy się ofiara maksymalna i oto ją tu Tobie teraz na sądzie deklaruję! Nie zostawiłem sobie niczego - nie zostawiłem sobie spójności myśli, nie dbałem o to, co jest moje. Bojąc się, że to właśnie brak gotowości do OFIARY ABSOLUTNEJ może być powodem skazania mnie na piekielne katusze, przynoszę teraz przed Twój tron właśnie to, co uznaję za największe z możliwych do ofiarowania. I mam nadzieję, że to zaakceptujesz! Teraz właściwie nie ma mnie - jest zawsze gotowość, do rezygnacji z myślenia, kalkulowania, jeśli tylko mocny sygnał, mający powierzchowność pochodzenia od Ciebie, coś zasugeruje, ja się temu nie oprę. Zawsze głoszę to, co autorytety mi powiedziały. Nie pytam wtedy o miarę, nie pytam o istotę sprawę. Głoszę! Głoszę na maksa! Tak jak potrafię, głoszę, uznając od razu, iż to co rozpoznałem, musi być tym słusznym i jedynym.

Inny dar z umysłu przed Boży tron zaniesie wyznawca - teista, który postawił na DAR BUDOWANIA OSOBOWOŚCI. W odczuciu tego wyznawcy, najwyższym darem, który warto jest ofiarować Bogu jest: CODZIENNY, MOZOLNY TRUD ROZPOZNAWANIA SENSÓW.
Ta postawa bazuje na uznaniu, iż chaos jest darem pustym, że zostanie przez Boga odrzucony, bo nie ma wartości.

Co w uznaniu wyznawcy, stawiającemu na rozwój świadomości ma wartość jako dar przed Bożym tronem?...
- Darem wartościowym jest to, co ZOSTAŁO WYPRACOWANE W TRUDZIE I TESTACH poprawności.

Podstawowa różnica pomiędzy darem fanatyka, a darem wyznawcy ofiarowującego Bogu swoją rozwiniętą świadomość zawiera się w ASPEKCIE TESTU.
Fanatyk daje to, co "się zrobiło", co wynikło nie wiadomo z czego, coś nieprzetestowanego. Fanatyk liczy zapewne na to, że zostanie uwzględniona jakaś postać ofiarności, także może i cierpienia związanego z rezygnacji z bycia w pełni świadomą istotą. Fanatyk ma jako paradygmat, że Bóg jest srogi, żądający OFIAR i tylko maksymalna ofiarność Go zadowoli. Ale co jest tą "maksymalną ofiarą"?

Tu jest właśnie ten fundamentalny spór - która ofiara jest większa, maksymalna, prawdziwsza, milsza Bogu?...
- Czy lepsza jest ofiara z nadziei na sensowność własnego rozwoju, czy negacja własnego rozumu jest tym, czego Bóg by chciał?... Czy ofiarowanie siebie pod postacią duszy, która nie przetestowała siebie na wiele sposobów, a która tylko daje jako walor ową rezygnację, fatalizm, nihilizm względem swojej własnej świadomości - czy to jest wartościowy dar dla Najwyższego?...
- Czy może tą największą, miłą Bogu ofiarą jest właśnie owego umysłu UŻYCIE I UDOSKONALENIE do postaci, w której Bóg będzie miał przed sobą piękną, bogatą w sensy, odniesienia duszę?
:think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:59, 21 Wrz 2024    Temat postu:

Fanatyczny, ortodoksyjny wyznawca, który ofiarowuje Bogu swój rozum chaotyczny, odmawia tym samym ofiarowania Bogu ŚWIADOMOŚCI UPORZĄDKOWANEJ I SAMODZIELNIE PRZETESTOWANEJ. Ale może Bogu będzie miła taka właśnie ofiara, jeśli na koniec ortodoks zadeklaruje co następuje:
Nie zostawiłem nic sobie, oto daję Tobie - Panie siebie w postaci nieuporządkowanej, bliskiej tej, jaką miałem na początku, oczekując, że TO TY UZUPEŁNISZ WSZELKIE BRAKI we mnie - już całkowicie wedle SWOJEJ WOLI. Bo to nie moja wola się liczy, tylko Twoja, Panie!

W Biblii jest w kilku wersjach przedstawiona fundamentalna teologicznie przypowieść o talentach (w innej wersji tej przypowieści walutą jest nie talent, tylko mina). Przypomnę tę przypowieść w wersji z Ewangelii Mateusza, 25:
(14) Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. (15) Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz (16) ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. (17) Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. (18) Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. (19) Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. (20) Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem. (21) Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! (22) Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem. (23) Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! (24) Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. (25) Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność! (26) Odrzekł mu pan jego: Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. (27) Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. (28) Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. (29) Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. (30) A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Ta Ewangelia zdaje się wyraźnie sugerować, iż "Panu" (chyba zasadnie jest tu postrzegać pod tą postacią boską formę oczekiwań względem człowieka) miły jest rozwój osobowości, a nie tego rozwoju zaniechanie. Przypowieść ta jest znamienna o tyle, że jest w niej forma kompletności przekazu - jest też tu poruszony MOTYW LĘKU - motyw tak często się ujawniający w dyskusjach z fanatykami i ortodoksami. Tylko, że ortodoks tutaj nie patrzy na kompletny przekaz, a jedynie bierze lęk dla samego lęku. W rozmowach z ortodoksami może pojawić się z ich strony argument: patrzcie - jest potępienie, jest wyrzucenie sługi w ciemność, czyli jest wyraźna sugestia piekła! I na tym robi sie koniec wniosków... :shock:
Ortodoksyjny, integrystyczny dyskutant weźmy z całej tej przebogatej w znaczenia przypowieści właściwie tylko ten jeden motyw - potępienia - ingorując cały kontekst, ignorując sensy, związane z tym, skąd się w ogóle owo potępienie wzięło.
A ja się teraz chcę skupić na owych sensach przypowieści, które ortodoksi ignorują. Wyraźnie osią całej tej opowieści jest PARADYGMAT ROZWOJU - tutaj symbolizowanego przez pomnażanie pieniędzy. Rozwój jest zatem ważny, niezbywalny, jest celem. Kto rozwoju swojej osobowości zaniecha, będzie jak zły, gnuśny sługa, który zakopał swój talent. Tu mimowolnie pojawia się emocja: ale przecież właściwie to on NIC ZŁEGO NIE ZROBIŁ, nie ma tu mowy o jakimś grzechu uczynkowym! Tylko się bał... A przecież strach jest naturalny, wynika z tego, że przecież słabi się rodzimy, pozostając poddanymi przemożnym mocom świata. Potępiając tego, kto nawet nie zgrzeszył uczynkami (jedynie zaniechaniem) i bał się, okrutny się wydaje ów pan...
To potępienie zdaje się spotykać gnuśnego slugę właściwie prawie za nic. Była niechęć do ryzyka. Ale może to trochę była rozwaga?... Nie stracić tego, co się ma, jeśli Panu trzeba oddać pieniądze, zdaje się być całkiem rozsądną strategią.
Ta przypowieść ma w sobie zaszytą przesadę, emfazę - potępiony jest właściwie sluga "za niewinność". I to ma chyba właśnie uderzyć w odbiorcę tezą: ZANIECHANIE ROZWOJU JEST FUNDAMENTALNYM BŁĘDEM.
Bóg może uzupełnić braki duszy (już po śmierci, na rozliczeniu), może ją naprawiać, ale BÓG MUSI MIEĆ CO NAPRAWIAĆ!
Musi coś powstać! Nie da się naprawić nic, nie sposób jest naprawić czysty chaos, bo jego "naprawienie" to tak naprawdę byłoby i tak tworzeniem czegoś od zera. Bo chaos jest zerem, jest niczym, więc nie ma jak go naprawić. Naprawić można dopiero COŚ - czyli jakiś byt, który JUŻ SWOJĄ POSTACIĄ WYZNACZYŁ to, co jest w nim lepsze, inne gorsze. To lepsze się przy naprawianiu zostawia, a to gorsze się modyfikuje. Ale wtedy WIADOMO, CO JEST CELEM - wiadomo, że jakieś dobre "coś" jest już cechą tej osoby, zaś inne coś złe, które należałoby przekształcić, też w tej osobowości zaistniało. Jest baza do działania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:31, 22 Wrz 2024    Temat postu:

Rozwój mentalny polega na poszukiwaniu miary.
Każde zagadnienie ma swoją miarę, czyli ma ten "środek ciężkości", do którego się odnosząc, możemy dalej formułować osądy - to jest bardziej w lewo, a tamto bardziej w prawo, zaś średnia jest właśnie tu.
Nie mając miary, nie jesteśmy w stanie sformułować informacji, którą potem dałoby się odczytać w sposób, zapewniający jakaś korzyść dla dalszych rozważań, czy decyzji. czy centymetr to dużo, czy mało? Czy kilometr to dużo, czy mało?...
- Przecież to zależy od kontekstu, porównania, skali. Wobec odległości kosmicznych - galaktycznych centymetr i kilometr są tak samo nieistotnym drobiazgiem. A wobec rozmiarów atomów z kolei oba są ogromem, który wyskakuje poza istotną dla rozważań skalę. Ale jeśli np. ustalamy rozmiary pomieszczeń w nowobudowanym domu, to centymetr robi się tą bardzo użyteczną miarą, przekazującą informacje o tym, co ważne dla problemu. Z kolei jeśli planujemy podróż samochodem, to właściwą miarę wyznaczają nam kilometry.
To, co postrzegamy, ma swój kontekst, związany Z CELEM, który działaniu i ocenom przyświeca. W ogolności nie jest właściwa strategia: koniecznie róbmy "więcej", albo "bardziej". Jeśli planujemy podróż, ustalając czas, jaki na to jest wymagany, to nie trzeba dokładności większej niż kilometrowa, bo nam minuta w te, czy we wte zwykle nie robi różnicy. Wyznaczając odległość pomiędzy miastami w centymetrach, zamiast w kilometrach nie poprawimy skuteczności działań, tylko ją właśnie popsujemy. Co z tego, że wyznaczymy odległość "dokladniej", jeśli owa dokladność nie ma szansy przełożyć się w żaden sposób na sensowność decyzji, a wręcz decyzje utrudni, bo umysł będzie musiał dodatkowo się wysilić odrzucając niepotrzebne informacje z przekazu - czyli i tak będzie musiał zaokrąglić, zredukować odległość z postaci centymetrowej do kilometrowej.

Fanatyzm wyrasta z mentalnego błędu, polegającego na emocjonalnym, naiwnym potraktowaniu spraw na zasadzie "jak zrobimy tego czegoś więcej, mocniej, to będzie lepiej". Otóż nie. Każdy problem ma swoje optimum środków, celów, działań.

Można tu zadać pytanie: ale co w takim razie jest z zaangażowaniem?
Czy zaangażowanie nie ma znaczenia?...
- Oczywiście zaangażowanie jest istotne, ale chodzi o to, aby właśnie nim zarządzać tak, że osiąga się WARTOŚCIOWE CELE. Robiąc zaangażowanie dla samego zaangażowania, ignorując fakt, że będąc bardziej zaangażowanym w dany sposób, psujemy sobie cel, postąpimy po prostu głupio.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin