|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33743
Przeczytał: 68 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:18, 11 Gru 2024 Temat postu: Problem przesteru na sumieniu, rzecz o poczuciu winy... |
|
|
Od pewnego czasu krytycznie patrzę na niektóre nawyki, jakich nabyłem w mojej edukacji religijnej, a dzisiaj widzę ich znaczącą problematyczność. Chodzi mi konkretnie o to, że wyraźnie odebrałem w tejże edukacji przekaz, jakoby poczuwanie się do winy było jakoś dobre tak ogólnie, tak samo w sobie. Spotkałem się z radami, jak to należałoby się więcej obwiniać.
Przyznam, że spróbowałem tej ścieżki. Był czas, że nakładałem sobie coś w rodzaju rygoru obwiniania się tak z zasady - o to, do czego się wyraźnie poczuwałem, ale do czego niezbyt się poczuwałem, a nawet do tego, do czego miałem wątpliwości. Ale wtedy miałem przekonanie (zasugerowane mi, sam bym na to raczej nie wpadł), że "tak jest dobrze". Dziś twierdzę, że to wcale nie jest dobre. Napisałem o tym post w innym wątku, więc go zacytuję jako wstępniak:
Michał Dyszyński w wątku http://www.sfinia.fora.pl/swiete-ksiegi,41/aspekt-wrazliwosci-sumienia-a-ksiega-hioba,26921.html napisał: | Gdy sobie co jakiś poczytam fragmenty z księgi Hioba, to właściwie zawsze jedna postawa Hioba daje mi do myślenia. Dzisiaj jednak sobie uświadomiłem bardziej jawnie, o co mi samemu chodzi, w tym moim poczuciu niejasności.
Nie chcę tu cytować księgi Hioba, bo jest ona szeroko dostępna, ale jak by ktoś ją poczytał, to chyba zgodzi się ze mną w tym, że przedstawia ona m.in. narrację oskarżycieli Hioba i samego Hioba, który się broni, że nieszczęścia, które na niego spadły, nie są karą za jakieś jego grzechy, bo jego sumienie nic mu nie wyrzuca (nie używa się tam słowa "sumienie", ale sens z grubsza jest ten). Hiob ma sumienie, które jest zatem autonomiczne, on WIERZY W ROZPOZNANIA STANU WINA VS BRAK WINY.
Piszę o tym dlatego, że w innych fragmentach Biblii jest np. sformułowanie, że "nikt nie jest bez grzechu". Poza tym w tradycji modlitw kościelnych jest wyraźny nurt kajania się za grzechy "tak w ogóle", tak niekonkretnie, czyli "bo zgrzeszyliśmy", bo każdy ma grzech i już. Można by tu mówić o pewnej podstawie człowieka, który swoje sumienie zawsze się uważa za skalane i w związku z tym wiecznie błaga o przebaczenie, a nie ma takiej sytuacji, aby mógł powiedzieć "mojej winy nie ma". Hiob jest jednak inny - stwierdza śmiało, że jest bez winy, zaś ostatecznie Bóg potwierdza to przekonanie Hioba, zaś tych, którzy go oskarżali bezpodstawnie, wyraźnie gani.
Jest to według mnie bardzo ciekawy od strony konstrukcji moralnej i samej koncepcji sumienia głos w dyskusji. Jeśliby przyjąć powyższe rozpoznanie sprawy, to wychodzi na to, że postawa kajania się za grzechy, których nie potrafimy nazwać, których tak naprawdę w głębi duszy nie rozpoznajemy, nie czujemy się z ich tytułu winni - taka postawa wcale nie jest właściwa, ani nie jest miła Boga. Bóg jakby był tu po stronie Hioba, gdy ten śmiało deklaruje się jako niemającego grzechu, a przeciw tym, którzy - po moralizatorsku, odgórnie - grzechy zasądzają, nawet jak nie potrafią ich jawnie wskazać.
I przyznam, że nauka, która z tego płynie jest chyba przeciw postawie, aby wciąż się kajać za grzechy niekonkretne.
Dlaczego jednak takie uogólnione kajanie się za grzechy niewskazane jawnie miałoby być złe?...
- Widzę tu powodów więcej niż jeden.
Po pierwsze dlatego, że to rozmywa te grzechy rzeczywiste, bo zasadnym czyni wnioskowanie stylu: skoro grzechy i tak są zawsze, to czy zrobię jeden grzech jawnie zawiniony, intencjonalny z pełną świadomością czynionego zła, to ten ostatni grzech też jest taki "ogólny", taki jakby nie do końca mój, tylko jeden z tych wielu niekonkretnych.
Po drugie, jeśli grzechy są i tak zawsze, co byśmy nie robili, nie bardzo jest perspektywa ich zwalczenia, a więc znowu mamy sugestię: to może w ogóle nie pracujmy nad sobą, nie walczmy ze słabościami naszej natury. Przecież to i tak właściwie nic nie zmieni...
Po trzecie, aby rozpoznać te grzechy ewidentnie zawinione, dobrze byłoby stawiać sprawy od strony uczynków i intencji, jakoś skupić się na tym, co rzeczywiście robimy (albo czego zaniechaliśmy). Nie sprzyja pewnej konkretności pracy nad sobą, rozmywanie kwestii win w jakąś ogólną magmę "zawsze jesteśmy winni".
Po czwarte, postawa utwierdzania się w nadwrażliwości sumienia i przypisywania sobie win z zasady, może zostać wykorzystana przez wrogów (w tym duchowego wroga - szatana), którzy wmawianiem poczucia winy próbują nas mentalnie stłamsić, spowodować, że przytłoczeni naszą marnością, słabością i poczuciem grzeszności nie będziemy śmiało bronili tych słusznych spraw, jakie życie przed nami postawi.
Po piąte, w ten sposób utrwala się w nas postawa uczciwości i szczerości, że przyznajemy się do tego, co rzeczywiście czujemy, a nie przez jakieś udawanie niby pokornego, a tak naprawdę to nijakiego, niemającego zdania. Jest to kwestia pewnej higieny mentalnej, aby nie wmawiać sobie zbytnio czegoś, co sobie wykombinowaliśmy, że może jest oczekiwane w jakiejś zasugerowanej nam narracji (a wg mnie występuje silna religijna narracja pewnych odłamów moralizatorskich na, rzekomo chwalebne, wmawianie sobie winy i grzeszności "byle więcej, bo wtedy okażemy się bardziej ulegli i pokorni"). Nie musimy być zbytnio ulegli ludziom, jeśli chodzi o prawdę rozpoznań rzeczywistości.
Po szóste, w ogóle może należałoby wystrzegać się oskarżania "w cały świat", niekonretnego - tak innych ludzi (za to zostali zganieni "przyjaciele" oskarżający Hioba), jak i (symetrycznie) samego siebie. To jest właściwie zakłamywanie poprawności rozpoznań świata, a więc grzech przeciw prawdzie i ogólnie "robienie sobie wody z mózgu". Winy konkretne, grzechy dające się wskazać - to są te prawdziwe grzechy i winy, na nich należy się skupić, a nie budować jakąś rzeczywistość win urojonych. |
Dziś uważam, że wcale nie jest tak, że więcej poczucia winy jest dobre samo w sobie, a może wręcz jest nawet złe. Jeśli przesterujemy sobie wrażliwość na swoja winę, to:
- jesli potraktujemy na serio winę w sytuacjach, w których tak naprawdę nie było naszej winy, bo np. i tak nie byliśmy w stanie komuś pomóc, nie dało się zadziałać, to może będziemy próbowali zmieniać w sobie to, co się nie kwalifikuje do zmiany. Stracimy wtedy czas i energię na niepotrzebny wysiłek.
- jeśli i tak tę winę traktujemy nie na serio, to może sprawa wygląda tak, że "to się tak mówi, że się ma winę, a przecież wszyscy wiedzą, że to jest udawane, bo to są tylko "winy" tylko z tytułu różnych "bogobojnych" narracji religijnych". Jeśli tak jest, to jest to forma zakłamania, robienia sobie wody z mózgu, a do tego nawet wciąganie w te kłamstwa samego Boga. To też nie wygląda już na uczciwe potraktowanie religii, swojego sumienia, Boga...
Trochę rozumiem tu jakąś część tzw. dobrych intencji, polegających na tym, że aby się zmobilizować do dobrego, nieraz przesadzamy w "straszeniu samego siebie" tym złym, tym gorszym. Jeśli nawet taką postawę nadmiernego obwiniania się dałoby się do pewnego stopnia wybronić, to i tak uważam, iż jest to ryzykowna gra. I łatwo jest tu przesadzić osiągając efekt odwrotny od zamierzonego - w szczególności EFEKT STĘPIENIA SUMIENIA NA PRAWDZIWE WINY.
To stępienie sumienia przywalonego wmawianiem sobie win udawanych, często cudzych, czyli takich, które zewsząd się cisną, a my nie mamy na nie wpływu, jest naturalnym i chyba nieuchronnym zareagowaniem umysłu. Bo umysł nie radzi sobie nawałą bodźców, nawałą informacji, także nawałą sugestii - szczególnie takich, którym trudno jest nadać walor konkretu. Tym, co umysł sobie wtedy zapewne wytworzy, będzie jakieś otorbienie się, rutyna, przyzwyczajanie się do teatralnego traktowania swojego sumienia i odczuwania odpowiedzialności. To nie wydaje mi się być dobrym efektem.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:37, 11 Gru 2024, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33743
Przeczytał: 68 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:58, 12 Gru 2024 Temat postu: Re: Problem przesteru na sumieniu, rzecz o poczuciu winy... |
|
|
Człowiek się w życiu boryka z niespójnością reakcji emocjonalnych. Bo emocje i proste pragnienia takie są, że bardzo często będą wzajemnie sprzeczne. Pragnienie kontroli, dominacji i swobodnej sprawczości jest skonfliktowane z postrzeganiem osobistego bezpieczeństwa, gdy chronimy się pod opiekę czegoś/kogoś, co nad nami panuje, ale za to daje pewność, że nic złego nas nie spotka. Pragnienie miłości nieuwarunkowanej jest odwrotnym kierunkiem w emocjach od potrzeby bycia docenionym za coś, co z nas rzeczywiście pochodzi, co świadczyłoby o naszej wartości.
W zasadzie każde naturalne pragnienie i każda emocja ma w psychice swojego antagonistę - przeciwpragnienie, przeciwemocję. Dlatego zarządzanie swoimi reakcjami i sprawczością domaga się nadania priorytetów, sprawienia, że pragnienie do realizacji zyska przewagę nad swoim antagonistą - wtedy wątpliwości i hamulce działania się umniejszają, zaś cel staje się wyrazisty. Nasze poczucie winy też funkcjonuje w takim schemacie - jest ono uwikłane w przeciwstawną emocję, którą w pierwszym rzucie jest emocjonalna potrzeba ochrony swojego ego, rodzaj obronnego instynktu samozachowawczego.
Zauważywszy to, że spora część ludzi blokuje uczciwość w odczuwaniu swoich win właśnie tym mechanizmem obrony ego, słusznym zdaje się postulat przełamania owej obrony, zmuszenia się do uznania swojej winy. I tak rodzi się religijne podejście moralizatorskie, które naciska: jesteś grzesznikiem, uznaj swoją winę!
Ja tu do pewnego stopnia się zgodzę z tym mechanizmem CZĘŚCIOWEGO przełamywania barier ochronnych ego, w sytuacji gdy działają one twardo i bezrefleksyjnie. Uważam, że powinniśmy BYĆ W STANIE ROZPATRZEĆ, A POTEM BYĆ GOTOWYMI DO UZNANIA SWOJEJ WINY.
Niestety, ta rozsądna idea, aby się przymusić do uznania (słusznych!) win u części moralizatorów wyewoluowała do mentalnego potworka pod postacią "przyznawaj się do win tak w ogóle, wszystkich win, które ci wskażemy, masz się kajać za grzeche własne i cudze, masz być nieustannie pod presją swojej grzeszności w uogólnionej postaci!".
U tych moralizatorów obwinianie sie na pokaz, albo sugerowanie, że należy się tak obwiniać, stało się formą demonstracji rzekomej bogobojności, pokory. Więc wielu to łyknęło i dziś obwiniają się masowo, właściwie tak do końca sami nie wiedząc, za co; tak "po prostu gloszą, że mają winę".
Zdaje sobie sprawę, że można tej postawy bronić, wskazując na tych krnąbrnych i aroganckich, którzy bez zmrużenia oka twierdzą "ja tam żadnej winy nie mam!". I faktycznie taka arogancka postawa też przecież jest etycznie wadliwa. Jednak jest cała przestrzeń po drodze, nie trzeba z jednej skrajności wpadać od razu w skrajność przeciwną. To, że niektórzy wypierają swoje winy zupełnie, w rozumnym podejściu nie powinno skłaniać do wniosku, że powinniśmy brać na siebie rzekome, nie mające związku z naszymi decyzjami winy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|