Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:53, 09 Gru 2024 Temat postu: Pokora na różne sposoby |
|
|
W religii chrześcijańskiej szczególną rolę pełni postawa pokory. Intuicyjnie niby wiadomo, czym ona jest. Ale czy na pewno?...
Mnie od dłuższego czasu zastanawia, jaki właściwie kształt powinna mieć pokora. A może też, jakiego nie mieć?...
Zacznę od takiej "pokory", której sam nie lubię, ale która przez pewną część ludzi jakby była ceniona. Ten rodzaj pokory, którą uważam w części nawet za toksyczną, polega przede wszystkim na uległości wobec władzy, albo też ogólnie wobec silniejszych od siebie. W tej postawie też umieszczam tych, co są pokorni wobec instytucji i przepisów prawa, co samo w sobie nie jest może złe, ale w czym bywa (nie zawsze!) zawarty dodatkowo pierwiastek jakiejś postaci twardego rygoryzmu, wyłączającego szczere odruchy serca. Ci, co są pokorni wobec władz i przepisów, którzy szanują też bliżej nieokreślony "porządek", mają problem ze szczerą wrażliwością. Nie twierdzę, że wszyscy z tej grupy są jakimiś zimnymi draniami, bo znam ludzi szanujących mocno władzę i prawo, którzy są w stanie nawet niezgorzej pogodzić to z jakąś postacią wrażliwości, ale inna grupa ma z tym problem.
Przyznam, że bardziej intuicyjnie niż rozumowo nie dowierzam ludziom, u których pierwiastek uległości wobec silniejszych i władzy jest wyjątkowo silny. Dla mnie to są ludzie, którzy potencjalnie stanowią zagrożenie, w sytuacji gdy do władzy dochodzi jakiś nowy Hitler, czy inny satrapa. Takich ludzi już nic nie powstrzymywałoby przed drobiazgowym wykonywaniem zbrodniczych rozkazów. Nie dowierzam takiej osobowości, która ma silną słabość - podatność w swoim sumieniu, bo im władza jest w stanie wyłączyć te szczere odruchy, związane z odczuwaniem empatii ze słabymi, krzywdzonymi.
Tutaj docieramy do szczególnie trudnego, kontrowersyjnego zagadnienia pokory wobec samego Boga. Jaki właściwie "kształt" ma mieć ta pokora?...
Czy pokora wobec Boga jest po prostu rozszerzeniem tej formy pokory, jaką ktoś ma wobec władców?...
Czy dlatego się człowiek korzy przed Bogiem, że On może go wtrącić do piekła?... A w domyśle byłoby: gdyby Bóg nie miał mocy zsyłania do piekła, to wtedy bym sobie poszalał, bo już nic by mnie nie zatrzymało...
Jeśli kogoś głównie władza powstrzymuje przed czynieniem zła, to taki ktoś w sobie, w swoim wnętrzu jest złoczyńcą, a tylko na zewnątrz jest "dobrym człowiekiem". Jeśli ktoś w głębi swoich emocji, odczuwania ma zgniliznę i pragnienie gnębienia istot czujących, ale wykształcił bardzo silne bariery ze strony woli i rozumu, aby się ta zgnilizna nie objawiła, to właściwie czy mamy do czynienia z dobrym, czy złym człowiekiem?...
Spotkałem się z przekonaniem, że jak ktoś coś (dobrego) robi wbrew swoim spontanicznym odczuciom, ale z obowiązku i posłuszeństwa, to jest to bardzo chwalebna postawa, jakoś nawet lepsza niż wtedy, gdy np. inny człowiek to samo robi "z siebie". Ja tu mam odrębne zdanie. Co prawda nie neguję znaczenia tych barier rozumowych, które jednak należy w sobie wykształcić, aby różne impulsy spontaniczne nami nie rządziły, ale jednak jeśliby to miało być normą, że osobowość ludzka w środku - w emocjach i intuicjach - składała się z draństwa, złości, gniewu, nienawiści, w emocjach, a jedynie na zewnątrz prezentowana by była miła i sympatyczna buzia i życzliwość, to chyba coś tu by nie grało...
I podobnie jest z pokorą - jeśliby ta miała być jakąś taką zewnętrzną maską, interfejsem wobec świata, zaś w środku, w emocjach i intuicjach dominowałaby wielka żądza wywyższania się i pomiatania słabszymi, to chyba taka osobowość nie byłaby tą ostateczną, spełnioną.
Religie upodobały sobie pochwałę rygoryzmów i postawy uległości. Pod niebiosa potrafią wychwalać pokorę rozumianą jako posłuszeństwo autorytetom i władzy, co wiąże się z postawą ciągłego negowania spontanicznych odruchów w sobie. W ten sposób religie hodują sobie rzesze wiernych mentalnie rozdwojonych - gniewnych, pełnych złości i niespełnienia wewnątrz, a układnych i uprzejmych na zewnątrz. I jeszcze gdyby to był tylko stan początkowy, to nawet bym tego nie krytykował. Rzeczywiście tak bywa, że osobowości startują swoją ścieżkę życiową od stanu mocno nieuporządkowanego, w którym instynktowne gniewne emocje po prostu są. Negowanie tego, że mam w sobie jakąś emocję, która wygląda na złą nie służy niczemu dobremu. Byka trzeba brać za rogi i pokonywać go. Więc jeśli mamy w sobie złe emocje, to też powinniśmy coś z tym zrobić, a nie udawać, że problemu nie ma. I nie służy temu "coś robieniu" postawa konserwowania całego układu za pomocą wytrenowanej układności, mentalnego aktorstwa, które jest w stanie ukryć szczere (choć złe) emocje.
|
|