|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 1:33, 23 Lis 2021 Temat postu: Pokonać odruchy - uznanie dla radykałów |
|
|
Radykałowie są traktowani przez większość społeczeństwa jako niezbyt rozsądni ludzie. Jest jednak spora frakcja osób, które radykalizm odbierają pozytywnie. W ich mniemaniu najczęściej, człowiek który ma jakiejś konkretne przekonania, nie powinien się zbytnio krygować, powinien śmiało bronić tego, co uważa. Niby jest w tym trochę racji, ale...
ale ja chcę się zastanowić na razie - nie wchodząc w konkrety tego, czy innego radykalizm - dlaczego w ogóle w wielu umysłach pojawia się uznanie dla osób o radykalnych poglądach. Przecież większość radykałów właściwie pasuje do miana oszołoma, czasem wręcz osoby niezrównoważonej psychicznie. Racjonalny umysł powinien radykalizm odrzucić, szybko diagnozując go raczej jako zaburzenie, a nie coś wartego docenienia. Problem w tym, że nasze umysły, oprócz komponenty racjonalnej mają jeszcze tę do niej wręcz przeciwną - komponentę, która jest wyczulona na postawy emocjonalne, a także ceniąca sobie (czasem za bardzo) wyrazistość przekonań.
W pewnym badaniu wykonanym niedawno przez niemieckich psychologów, okazało się, że większość ludzi nawet wiedząc iż jakaś informacja jest niewiarygodna, nawet na start będąc przekonanymi, że to właściwie fake news, w sytuacji gdy BYŁA PODANA W SPOSÓB EMOCJONALNY, ignorowała tę swoją wiedzę i zaczynała traktować ją jakby była prawdziwa.
Wniosek z tego jest taki, że mamy w swojej strukturze myślenia jakby "wirusa", mamy zaszyty pewien rodzaj "biologicznie uwarunkowanej głupoty", polegającej na tym, że to co emocjonalne dostaje z góry - niezasłużony - silny priorytet. Hitler, który był bardzo emocjonalny w swoich wypowiedziach, pociągnął za sobą większość Niemców. Dość podobny rodowód miał - wedle badań politologów - sukces polityczny Churchilla. Ten polityk ponoć cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową. Charakterystyczną cechą owej choroby są epizody maniakalne, cechujące się bardzo silnym, wręcz fanatycznym przekonaniem o tym, że się ma wielką moc sprawczą, że wszystko się ułoży po naszej myśli, trochę tak jak byśmy byli niezniszczalnymi supermenami. Ale okazuje się, że większość ludzi właśnie daje się takim - przekonanym o swoich absolutnych racjach, charyzmatycznych liderach - porwać, pragną im dać swój kredyt zaufania. Choć najczęściej nie jest to racjonalne. Dlaczego mamy taką słabość obdarzania ludzi zaufaniem w sposób nieuzasadniony, pozbawiony rozsądku?
Bo tak mamy instynktownie. Mamy to po przodkach. I jest to chyba nawet "zdobycz" ewolucyjna?...
Z punktu widzenia stada, czy plemienia kluczową sprawą jest to, czy stado podąża za swoim przewodnikiem. Stado w rozsypce funkcjonuje znacznie gorzej. Dlatego nawet kiepski lider - w warunkach życia, jakie przez miliony lat oferowało nam środowisko naszej planety - okazywał się lepszy, niż brak lidera. A lider dający szansę na utrzymanie swojej pozycji to lider wybijający się, właśnie charyzmatyczny, nawet jeśli to jest megaloman i w sumie dupek...
Człowiek XXI wieku, mimo że uważa się za istotę racjonalną w istocie dziedziczy instynkty po tych tysiącach pokoleń swoich przodków. Dlatego dajemy - niesłusznie od strony merytorycznej - swój kredyt zaufania oszołomom, wariatom, którzy z emfazą opowiadają nawet banialuki. Ale podświadomie na liderów szukamy takich właśnie ludzi - zdecydowanych, przekonanych o swoich racjach. Problem w tym, ze tacy liderzy, choć sprawdzaliby się może jako przywódcy stada małpoludów. niekoniecznie już sprawdzą się jako rządzący państwami, organizacjami. Bo są nieracjonalni, bo podejmują błędne decyzje. Mają oni właściwie tylko tę jedną cechę na plus w kontekście skuteczności - że potrafią ściągać do siebie ludzi. Problem w tym, że w świecie, w których ostatecznie decydują po prostu dobrze skalkulowane decyzje, to ściąganie ludzi najczęściej nie wystarczy.
Ten odruch - mimowolnie ofiarowywanego uznania i dawania kredytu zaufania oszołomom i furiatom - dobrze jest w sobie w sobie najpierw zaobserwować, potem jakoś ocenić i skontrować. Warto aby nie się zmanipulować
- raz nie da się zmanipulować tym ludziom
- a dwa nie dać się zmanipulować własnym emocjom. Aby nie wyjść na głupka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:25, 23 Lis 2021 Temat postu: Re: Pokonać odruchy - uznanie dla radykałów |
|
|
Osobiście mam przekonanie, że ludzkość ma kwestię opisywaną w tym temacie, jako jeden z podstawowych tematów do przepracowania.
Rodzimy się z wbudowanym nam genetycznie lękiem i gotowością do obrony przed wrogami, jacy by się w życiu pojawili. Problem w tym, że nie rodzimy się z niezawodną zdolnością do rozpoznawania, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Tego geny nie są w stanie nam zapewnić, bo one mogą nam jedynie wbudować instynkty, które działają w stronę jakiegoś ogólnego odczucia. Zapewniły nam zatem preferencję do uznawania liderów, poszukiwania tych liderów, wyłaniania ich.
Geny nie zapewnią nam poprawnej osobistej etyki. Geny mogą nam coś zasugerować w tym względzie, ale etykę, moralność, sensowność działania i budowania celów życiowych każdy musi sobie skonstruować sam.
Każdy ma wybór czy
bardziej chcę być TŁUMEM
czy może wybieram
ŚWIADOMOŚĆ, a więc decydowanie w życiu nie w oparciu i instynkty, czyli to co genów, lecz o DOŚWIADCZENIE ŻYCIA I OGLĄD SYTUACJI.
Oczywiście to nie jest zerojedynkowe - nawet bardzo niesamodzielny myślowo, bardzo zatopiony w instynktach i stadnym myśleniu człowiek, trochę samodzielności myślowej czasem gdzieś tam przejawi. A z drugiej strony nawet bardzo samodzielny indywidualista jakimś stadnym instynktom nieraz ulegnie. Jest to zatem kwestia pewnego przesunięcia na skali, a nie prostego albo - albo.
O samodzielność, czyli o prawdziwą etykę każdy musi sam zawalczyć w swoim życiu. Każdy sam musi sobie rozstrzygnąć tę kwestię, czy aby na pewno chce podlegać liderom typu Hitler, Stalin, Manson, czy Jones [link widoczny dla zalogowanych].
Czy w ogóle dałem sobie szansę na rozpoznanie tego, czy nie ulegam woli jakiegoś nowego wcielenia Hitlera?
- Niektórzy zdają sobie tego pytania nigdy nie zadawać...
Niektórzy wychodzą z założenia, że trzeba mieć grupę "swoich", być wobec tej grupy lojalnym, bo to "taki jest świat", że tu jedne grupy walczą z innymi grupami. I że (rzekomo) inaczej być nie może, czyli nie ma nad czym myśleć....
Niedawno czytałem jakiś artykuł o podsumowaniu zjawisk typu NDE, o tym jakie zasady sugeruje spotkanie z "tamtą rzeczywistością". Jedną z zasad było: nikt nie ma prawa się tłumaczyć tym, że "tylko wykonywał rozkazy". To co robimy, także jeśli ulegamy czyimś namowom i manipulacji będzie nas obciążało.
Ja uważam, że zasada "odpowiadam za swoje wybory" jest niezbywalna. Nie twierdzę, że osoby, które dały się zmanipulować są absolutnie tak samo obciążone winą, jak te, które zło czynią z własnej woli. Nie - ta własna wola czynienia zła będzie dodatkowym obciążeniem dla złoczyńcy. Jednak jeśli ktoś uważa, że się wymiga od odpowiedzialności za uczynione zło jakimś "namówili mnie, uwierzyłem im, bo przecież każdy musi mieć jakichś swoich, którym wierzy", to się grubo pomylił. Od tego mamy umysł, wolę, rozum, aby się bronić przed manipulacją ze strony złych sił (czymkolwiek by one nie były - szatanem, człowiekiem, czy nawet tylko naszą słabością i odruchowością).
To tłumaczenie się słabością, uległością nie może być skuteczne choćby z tego powodu, że ono otwierałoby furtkę do "kombinowania" w kwestii odpowiedzialności za pomocą strategii "nie chcę niczego wiedzieć, nie chcę się doskonalić, bo wtedy zawsze będę mógł się tłumaczyć, że nie wiedziałem, czyli to nie moja wina". Taka strategia musi zostać wyeliminowana z układu odpowiedzialności człowieka.
Trochę mnie przeraża ta odpowiedzialność, o której tu piszę. Właściwie to przeraża mnie bardziej niż "trochę".
Dlatego tak boję się swojej uległości różnej postaci, dlatego wolę nie mieć nawet żadnej grupy swoich, dlatego odmawiam swoim autorytetom zbyt daleko posuniętej władzy nade mną. Ograniczam rolę autorytetów do postaci: jeśli coś pochodzi od autorytetu, to się dwadzieścia razy zastanowię, zanim temu zaprzeczę, zanim to odrzucę; jednak jeśli moje usilne próby uzasadnienia w mojej osobistej uczciwości stwierdzeń autorytetu się nie powiodą, jeśli jednak to co głosi autorytet nijak nie zostanie potwierdzone MOJĄ OSOBISTĄ, SZCZERĄ oceną, to pozostanę przy tym, co sam rozumiem i czuję, odrzucając autorytet. Ale, aby nie być też tym, który się uważa za najmądrzejszego i jedyną instancję prawdy, zamierzam MAKSYMALNIE UCZCIWIE POSZUKIWAĆ słuszności poza swoimi mniemaniami. Zamierzam NARZUCIĆ SOBIE przymus wielokrotnych prób uzasadnienia tez, które autorytet głosi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|