Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:48, 05 Lip 2023 Temat postu: Osobowość jako wyższy stopień zaawansowania i organizacji |
|
|
Dziś uświadomiłem sobie sobie, że jest pewien element układanki w ontologię i epistemologię, który co prawda w moim myśleniu jest obecny od lat, a nawet trochę go sugerowałem w swoich tekstach, jednak nigdy nie było to wystarczająco wyraziście, z wyjaśnieniem najważniejszych przesłanek i powiązań. Więc może czas taki właśnie wątek rozgrzebać.
Teza, jest z grubsza jak w tytule - uważam, że:
Osobowość stanowi (naj)wyższy stopień zaawansowania i organizacji bytów.
Rozumowanie z grubsza idzie następującym torem:
Wyjdźmy z założenia, że pierwotnym medium istnienia był chaotyczny zbiór możliwości, które się czasem dokonują, a czasem nie. Te niedokonane po prostu zapadają się w chaos. Te dokonane, trwają, tworząc jakąś formą bytu. Tu można by powiedzieć, iż wprowadzam niejawnie definicję bytu:
Bytem nazywam trwałe, czyli w jakiś sposób uporczywie powtarzające się aspekty.
Owa trwałość nie musi być prosta. Czasem będzie ona trudna w percepcji. Wiele tu zależy od MOŻLIWOŚCI PERCEPCYJNYCH OBSERWATORA, które są w stanie ustalić, iż objawianie się czegoś jest niechaotyczne, że ma swoją regułę, może nawet cel i sens.
Tu ktoś powie: ale może (pierwotnie) nie ma (nie było) obserwatora?
Jeśli żadnego obserwatora by nie było, czyli nic niczego nie stwierdzało w takim uniwersum, to po prostu o tym uniwersum nic nie można powiedzieć.
Takie uniwersum jest nieodróżnialne od każdego dowolnego - także zupełnie sprzecznego, wyfantazjowanego w pijanym widzie, absurdalnego. STWIERDZALNOŚĆ na pewnym minimalnym poziomie jest właśnie tym czymś, co łamie chaos. Właśnie stwierdzalnosć jest tym ziarnem bytu.
Ale z kolei sama stwierdzalność nie wydaje się być możliwa bez wprowadzenia pojęcia osoby. To osoba jest tym czymś, co może coś stwierdzić. Stwierdzenie czegoś - jako takie bowiem domaga się bardzo konkretnego zestawu właściwości
- rozpoznania owego czegoś (jako coś)
- porównania z alternatywami (odczytami w pamięci)
- wyprowadzenia wniosku z tych porównań (jakaś forma inteligencji jest niezbędna)
- ostatecznie ukonkretnienia wniosków z tych porównań do postaci informacyjnie trwałej - stwierdzenia.
To się samo nie ma jak zrobić. Ten zestaw warunków, aby mógł razem wystąpić, musiał być albo nieprawdopodobnie wyjątkowym przypadkiem, albo musiał zostać zainicjowany przez wielką inteligencję zewnętrzną.
Jeśliby zdefiniować pierwszą (wiecznie) trwałą inteligencję pod postacią Boga, to też można zadać pytanie: czy była ona zawsze, czy wzięła się z czegoś jakoś (w czasie)?...
- Aby do tych rozważań podejść widzę dwie alternatywne perspektywy.
Z perspektywy czasowości (która wydaje się umysłowi ludzkiemu łatwiejsza do ogarnięcia), można by zasugerować opis, w którym tryliardy tryliardów mieszania się emanacji chaosu, zapętlania (występujących w tym chaosie) możliwości, wyłoniła się TRWAŁOŚĆ, polegająca na tym, że owo COŚ, które tak właśnie zaistniało, OBRONIŁO przed zapadnięciem się z powrotem w chaos jakiś aspekt swojej egzystencji. W ten sposób objawiła się jakaś TRWAŁA POWTARZALNOŚĆ, która jednakże (uprzedzam naiwne koncepcje separujące ową powtarzalność zbyt silnie od reszty) wciąż nawiązuje kontakt z aspektem zmiennym - chaotycznym. Owo coś, przymierzając tę trwałość do coraz to nowych kontaktów z chaosem, rozwijała się ROZSZERZAJĄC SWOJĄ OBRONĘ SIEBIE przed zanikiem, na kolejne konfiguracje oddziaływania z tym co zewnętrzne (na start to zewnętrzne jest tylko chaotyczne, ale w miarę rozwoju mogą pojawiać się tam też byty - czyli inne jednostki, które się wybroniły przed zapadnięciem w chaos).
Perspektywy bezczasowości ustawiałaby ten sam proces w jeden akt "natychmiastowego" zaistnienia całości w kompletnej postaci. Utrąca on wszelki rozwój, wszelkie dzianie się - kolapsując istnienie do jednego wielkiego JEST, JAK JEST, a alternatywy są niewyobrażalne.
Czy czas w tym układzie jest jedynie tym narzędziem umysłu, którym układamy sobie rzeczywistość?...
- Może tak, a może nie...
To trochę zależy od samej definicji czasu (których ja w tej chwili sformułowałem sobie kilkadziesiąt (opisując zaledwie kilkanaście), a że nie za bardzo jestem w stanie jedną z nich wyróżnić, to raczej tu zatrzymam wnioski w tym kierunku). Dodam tu tylko, że może być tak, iż czas jest zawsze perspektywą jakiejś osoby, wtedy nie ma czasu obiektywnego. Ale w tym ostatnim ujęciu, osoba staje się znowu niezbędnym elementem układanki w istnienie jakiegokolwiek bytu.
|
|