|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:07, 13 Sty 2024 Temat postu: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Znam przynajmniej kilka osób, które jawią mi się jako fundamentalnie niezdolne do samokrytycyzmu.
Czym się niezdolność do samokrytycyzmu objawia?...
- Najbardziej postawą brnięcia w ewidentnie błędne ścieżki życiowe, powielanie tych samych błędów, daleko posunięty brak dostosowawczości do jakichkolwiek zmian w otoczeniu, w ocenach sytuacji. Bezkrytyczny ma w istocie zablokowaną funkcjonalność zadania sobie uczciwie dość podstawowego pytania: czy czasem nie powinienem zmodyfikować swojego stanowiska w danej kwestii?...
Jeśli to pytanie w ramach życiowych okoliczności jakoś wypłynie, to będzie ono z miejsca zablokowane w zakresie procedowania go w umyśle. Bezkrytyczny wobec siebie po prostu nadpisze każdą wątpliwość na temat swoich postaw i decyzji sugestią: to na pewno wrogie siły, które chcą mnie pokonać, tak próbują mną manipulować, a co za tym idzie, już z góry odrzucam wszystko, co owa sugestia niesie i jeszcze bardziej się utwierdzam w tym, że moje poprzednie klasyfikacje rzeczywistości są (jedyne) słuszne.
Dlaczego jednak niektórzy ludzie zdolność do samokrytycyzmu jednak posiadają, a inni mają ją silnie zablokowaną? (tak całkowicie to chyba jej się zablokować zdrowemu psychicznie człowiekowi nie da, więc ewentualnie TWARDA PRZEMOC może wymusić na bezkrytycznej osobowości zmianę stanowiska).
Można się tu doszukiwać pewnej formy głębokiego (nieuświadomionego) wyboru na poziomie instynktownym, jest tu coś w rodzaju instynktu epistemicznego. Taka postawa wynikać może z następującego epistemologicznego paradygmatu: każdą sugestię, przekonanie, doprowadzam do "maksymalnego wychylenia" , ciągnę ją tak mocno i z taką absolutną konsekwencją, aż tak zupełnie i absolutnie się już nie da...
Jest to forma osobistej EPISTEMOLOGII SKRAJNOŚCI.
Tu oczywiście można zadać pytanie, co dla postawy epistemologii skrajności i braku krytycyzmu: jest właściwie tą granicą, tym "dalej się już nie da"?
Typową odpowiedzią, jaką udziela taka epistemicznie bezkrytyczna osoba będzie: tam, gdzie poczuję bóle, cierpienie, twardą przemoc wobec mnie, której już nie jestem w stanie wytrzymać - tam się dopiero zatrzymam...
Epistemicznie skrajna, bezkrytyczna osoba nie weźmie na serio pod uwagę przesłanek sugerujących coś na poziomie innym niż ten skrajny, maksymalny, przemożny, często związany z fizyczną przemocą. To też wyjaśnia, pewną moją obserwację tego rodzaju osobowości. Otóż zauważyłem, że ludzie bezkrytyczni wobec siebie znacznie bardziej niż średnia w społeczeństwie CENIĄ SOBIE SILNĄ, NAWET DESPOTYCZNĄ WŁADZĘ. Jednak ze znanych mi osób o tym profilu psychicznych usprawiedliwia praktycznie wszystkich tyranów - z HItlerem, Stalinem na czele. Oni wszyscy wg niej mieli dobre intencje, a to, co złe się stało to z jakichś "innych powodów", najczęściej domniemanych (albo i wskazywanych bez twardych przesłanek) innych wrogich sil. Ale (dla tej osoby) tyran jest tym nieskazitelnym, jest dobry...
Zauważyłem, że inne osoby z podobną przypadłości epistemologicznego przechyłu w stronę braku krytycyzmu też lubią tyranów, usprawiedliwiają ich, a w ogóle cenia sobie władzę, nawet cenią ją tym bardziej im bardziej jest ona opresyjna, ograniczająca wolność ludzi, despotyczna.
I to ma swój sens, jeśli popatrzymy na zagadnienie wewnętrznych psychicznych sił osoby, która NIE UMIE SOBIE KONSTRUOWAĆ GRANIC NA POŚREDNIM POZIOMIE. Jeśli do zablokowania się przed odlotem z uznaniem czegoś "w kosmos", w nieskończoność zabezpiecza jedynie despotyczna decyzja jakiejś twardej władzy, która weźmie delikwenta "za mordę", to oczywiście taki ktoś powinien się znaleźć! Skrajny i bezkrytyczny epistemicznie człowiek czułby się już kompletnie zagubiony, gdyby trwała w nim świadomość, że nic go nie jest w stanie zatrzymać, że jego epistemiczna konstrukcja będzie mu budował "rozjazd do nieskończoności". On musi się ratować, bo intuicyjnie czuje, że to już byłaby totalna katastrofa, że bycie skrajności totalnej jest drogą w psychozę i totalną demolkę rozumu. Więc takiej osobie tyran jest mentalnie potrzebny, jest wręcz niezbędny.
Oczywiście "jako tako normalny" od strony epistemicznej człowiek będzie się zapewne dziwił, dlaczego ten skrajny i bezkrytyczny nie zatrzyma się w procedowaniu swoich przekonań, zanim osiągną one absurdalne formy. Przecież "każdy może" zastanowić się, czy jego rozumowanie nie ociera się już o granicę absurdu. Tymczasem...
... nie każdy tak może. Bezkrytyczny i skrajny tego nie potrafi, on może tylko pchać i pchać, i pchać tę swoją tendencję, którą sobie zapoczątkował, aż do momentu, w którym zostanie zablokowany siłą zewnętrzną. Sam jest tutaj bezradny.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:36, 13 Sty 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Postawa braku krytycyzmu i wojowniczość to niejako "dwaj bracia", to postawy, które nawzajem się wspierają, może nawet w znacznym stopniu tworzą.
Jeśli ktoś uważa świat za wrogi mu, a działania tego świata za podstępne i związane z chęcią szkodzenia, to oczywiście wszelkie sugestie z tego świata płynące będą traktowane nieufnie, będą praktycznie od razu odrzucane jako niosące słuszne wskazania. Działa to też w odwrotną stronę - skoro dana osoba "wie", że świat jej daje wskazówkę podstępną i wrogą, to znaczy też, że oto "potwierdziło się", jaki ten świat jest dla niej wrogi. I kółko się zamyka...
Samokrytycyzm jest funkcjonalnością umysłu, który musi, choć na chwilę WYGASIĆ SILNE INTENCJE. Wojownik nie wygasza silnych intencji, bo on "jest na wojnie", on "jest otoczony wrogami, którzy za chwilę zaatakują", więc w takich warunkach byłoby przecież nieroztropnie szukać jakichś słabości po swojej stronie. Wszak znalezioną słabość wróg może wykorzystać...
Tu jest następny niuans rozumowania wojowników, nielogiczność, której wojownik - jako myślący bardziej emocjami niż rozumem - najczęściej nie jest w stanie zdiagnozować. Chodzi o to, że przecież nawet jeśli wróg jest podstępny, to jeśli to my sami wykryjemy swoją słabość, to wróg nie będzie o tym wiedział. Jednak ta prawda do - myślącego ogólnie emocjonalnie - wojownika zwykle (niektórzy są wyjątkami od tej reguly) nie dociera. Wojownik instynktownie odkrycie słabości w sobie będzie traktował jako wiedzę dla wszystkich, a więc już dostępną wrogowi, a więc już możliwą przez niego do wykorzystania. Dlatego to wojownik jest taki bezkrytyczny - on w głębi duszy uważa, iż zaklinaniem rzeczywistości głoszeniem swojej rzekomej siły, nieomylności, wspaniałości, osiąganych zwycięstw osiąga pozytywny cel. Taki wojownik wierzy, że głosząc odpowiednio z uporem swoje zwycięstwo, jakby już zwyciężał. No chyba....
chyba że trafi rzeczywiście na twardego dominatora. Wtedy, gdy ów dominator wojownika "weźmie za twarz", to wojownik to zrozumie, zaakceptuje, uzna się za pokonanego, a nawet okaże uległość. Bo on już został zdominowany. Bo tu już zadziała instynkt, który w milionach pokoleń zwierzęcych przodków działał.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:11, 13 Sty 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Zadaję sobie nieraz pytanie: na ile niezdolność do samokrytycyzmu wynikać może z jakiejś formy traumy, poranienia wewnętrznego, utraty nadziei na to, że ocena nas może być pozytywna?
Jeśli ktoś boryka się w swoim sumieniu z jakimś wielkim grzechem (w tym momencie nie wiadomo, czy jest to grzech prawdziwy, czy urojony, albo tylko przesadzony), który to grzech zdaje się totalnie niszczyć wartość danej osoby, to taka osoba samo spojrzenie na siebie odczuwać tak boleśnie, że nie jest w stanie tego znieść. Wtedy automatycznie taka osoba będzie przestrajała się na ogląd tego, co na zewnątrz, będzie wciąż odwracała uwagę od własnych cech, a więc i błędów. Będzie zatem bezkrytyczna wobec siebie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 16:12, 14 Sty 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Zadaję sobie nieraz pytanie: na ile niezdolność do samokrytycyzmu wynikać może z jakiejś formy traumy, poranienia wewnętrznego, utraty nadziei na to, że ocena nas może być pozytywna? |
Zdolność do samokrytycyzmu jest wg mnie wyższą formą psychiki. Do niej trzeba dorosnąć.
Samokrytycyzm jest bowiem oparty o bardziej złożone funkcje umysłu, niż proste osiąganie celów. Prosta funkcjonalność sprawcza przyjmuje bez oceny i rozumowania cel, zasoby, warunki - one są z góry zadane, a sprawca jedynie próbuje je jakoś do siebie dopasować.
Samokrytyczna postawa wprowadza do układanki nowy, nietrywialny element DYSTANS wobec tego, co sam sprawczy podmiot sobą reprezentuje. Oznacza to konieczność zrelatywizowania prostej wizji, w ramach której to, jacy jesteśmy "po prostu jest, jakie jest", a postawienie pytanie: czy umiem się ocenić?
Do tego, aby coś ocenić, niezbędne jest stworzenie platformy myślowej w tym celu, Czyli trzeba umieć porównywać siebie z potencjalnymi innymi obiektami do porównania. To jest trudne, to wymaga zdolności do kontrolowania emocji, umysłu. Osoby silnie zanurzone w emocjonalność, która rządzi myśleniem, nie będą w stanie takiej kontroli osiągnąć. Szczególnie emocja walki i rywalizacji tu bruździ - rywalizujący, rozdarty pomiędzy pragnieniem ustanowienia swojej dominacji, a ocenianiem rzeczy bezstronnie, obiektywnie będzie rozdarty mentalnie, często nie będzie w stanie sobie z takim zadaniem poradzić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:14, 15 Kwi 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Dzisiaj w mojej prywatnej rozmowie z osobą z rodziny padło zdanie wyrażające myśl, że być może zdolność do samokrytycyzmu jest zapisana w genach. Moje doświadczenia z ludźmi, których obserwuję jako wyjątkowo do samokrytycyzmu niezdolnych, zdają się potwierdzać tę hipotezę. Tak to już jest, że do niektórych w ogóle nie da się dotrzeć z sugestią rozważenia problemów w stylu:
- może to ja popełniłem błąd, a oskarżam innych o to bezpodstawnie?
- może w ogóle warto by się było zainteresować, czy coś z moich postaw nie jest czasem błędne, albo przynajmniej niedoskonałe, warte do modyfikacji w jakiejś części?...
Ludzie pozbawieni samokrytycyzmu zwykle mają dość podobny zestaw cech
- częsty jest u nich neurotyzm
- cenią wyjątkowo wysoko władzę, przemoc, a lekceważą prawdziwość rozumianą od strony uczciwości i spełnienia zasad rozumowania
- są napastliwi,
- stosują podwójne standardy - wygodne, łatwe do spełnienia dla siebie, a wymagające względem innych.
Mam wrażenie, że ludzie pozbawieni samokrytycyzmu jakby NIE WIERZYLI W PRAWDZIWEGO SIEBIE, a zamiast tego wierzą, że to przekonania innych tworzą w całości ich wartość, osobowość. Ci ludzie wierzą, że to co o nich inni ludzie napiszą, powiedzą, ma moc, a ich osobista, wewnętrzna spójność myśli i uczuć nie ma znaczenia. Oni z jednej strony bardzo bronią "siebie", niby dbają o "siebie", ale to jest ten "ja" odbijający się w oczach i deklaracjach innych ludzi, nie ma zaś żadnego ja niezależnego, tego, który po prostu jest prawdziwy, bez względu na to, co o nich ktoś powiedział, albo i nie powiedział.
Ludzie bez samokrytycyzmu nie wierzą siebie prawdziwego, wierzą jedynie w siebie lustrzanego, odbijanego przekonaniach innych. Jeśli zatem w tym ich przekonaniu nie ma ja prawdziwego, to oczywiście nie ma sensu go poznawać, ani doskonalić. Nie da się udoskonalić czegoś, czego nie ma. Doskonali się tylko to, co jest. A bezkrytyczni uznali, iż jedynym tym, co jest, a ich reprezentuje, jest właśnie to odbicie w cudzych oczach, te przekonania w cudzych deklaracjach. Tylko to się liczy...
Ostatecznie ludzie niezdolni do samokrytycyzmu, których poznałem, jakby nie uznawali w ogóle ocen siebie, prawd o sobie, uważając, iż nie ma prawdy o nich, a jedynie wygrane albo przegrane w promowaniu się w społeczności.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 12:34, 16 Kwi 2024, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:37, 16 Kwi 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Paradoksalnie zatem niezdolność do skrytykowania siebie, świadczy o tym, że to owo "siebie", czyli JA, jest na poziomie bardzo niskim, niespójnym, niewyłonionym z powiązań z resztą świata. Brak samokrytycyzmu świadczy najczęściej o braku zdolności do SAMOODNIESIENIA, czyli o CHAOSIE W POSTRZEGANIU swojej obecności w świecie i myślach. Brak zdolności do autorefleksji, a więc postrzeganie rzeczywistości na zasadzie "JA=to, co myślą na mój temat inni ludzie", czyli niezdolność do "bycia w sobie, niezależnie od ludzkich opinii" jest po prostu objawem braku duchowej dojrzałości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:27, 16 Kwi 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Niezdolność do samokrytycyzmu często wiąże się z postawą obwiniania innych (piszę o obwinianiu w sąsiednim wątku: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/obwinianie-postawa-wszyscy-sa-sprawczy-tylko-nie-ja,25445.html).
Brak samokrytycyzmu jest w istocie postawą postrzegania rzeczywistości, w ramach której decyzje są tworzone na zewnątrz - w świecie, który najczęściej jest wrogi, władczy. Jest tu więc taka "logika", że skoro to świat decyduje, to nie ja tu decyduję, czyli nie ma sensu patrzeć na siebie, a już szczególnie patrzeć krytycznie na siebie. Bo tu przecież "tamci" są winni, sprawczy, władczy, czyli (rzekomo) ja tu nic nie mogłem zrobić...
Obwiniający innych sami z siebie czynią ofiary - właśnie przez tą postawę, w której się skupiają na obwinianiu innych, a nie zastanowieniu: W CZYM JA SAM MOGĘ ZACZĄĆ MYŚLEĆ, ROBIĆ INACZEJ?
Niezdolny do samokrytycyzmu nie widzi własnych win, bo ogólniej nie widzi symetrycznie i obiektywnie własnej roli w zdarzeniach świata. Jego rola jest wtedy zredukowana do roli ofiary.
Paradoksalnie właśnie ta postawa też do owej roli ofiary prowadzi! Nie wiadomo bowiem
co tu jest pierwsze - jajko czy kura?
- Trudno powiedzieć, czy ktoś jest ofiarą dlatego, że w swoim myślach ustawia się na pozycji ofiary, czy też bardziej postrzega siebie jako ofiarę, dlatego że już obiektywnie na to wychodzi. Najczęściej będzie to zamknięty krąg - sprzężenie zwrotne. Jeśli ktoś się stawia na pozycji ofiary, to otoczenie odczytuje tę jego postawę i reaguje adekwatnie do niej, czyli rzeczywiście za ofiarę go traktuje, ofiarą go dodatkowo czyni. To jest podobnie trochę jak z baniem się psa - osoby, które się boją psów, przyjmują postawę, która psy odczytują jako lęk, co w nich wzmaga agresję. W tej samej sytuacji osoba, która się psa nie boi, nie da psu takiego sygnału lękowego, a pies wtedy nie zaatakuje.
Jak nie być zatem życiową ofiarą?...
- Blokować u siebie POSTAWY ZWIĄZANE Z BYCIEM TĄŻ OFIARĄ!
Czyli należałoby BLOKOWAĆ
- pragnienie obwiniania kogoś za swoje niepowodzenia i oczywiście sam akt obwiniania
- stawianie spraw na zasadzie "ktoś mi wyznacza moje życie"
- roztkliwianie się nad sobą - patrzenie na zdarzenia pod kątem ciągłego rozpamiętywania "jakie to emocje w sobie czuję" zamiast od strony faktów, czyli na zasadzie "stało się to, a tamto, jak zmienić na przyszłość to, co negatywne, a utrwalić to, co pozytywne".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:27, 30 Kwi 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Przejrzałem taki artykuł na portalu onet: [link widoczny dla zalogowanych]
Artykuł jest o książce na temat wykorzystywania Polskich emigrantów zarobkowych w Norwegii. Ciekawe zdanie autorki książki pojawiło się w komentarzu: Życzyłabym sobie, żeby książka nie była odczytana jako palec w stronę Norwegii, ale żebyśmy zastanowili się nad własnymi stereotypami, bo mamy przecież ogromną mniejszość ukraińską w Polsce, mamy również pracowników sezonowych z innych krajów.
To podejście autorki właśnie rozumiem i solidaryzuję się z nim. Sam każde oskarżenie, jakie miałbym wobec kogokolwiek wygłosić, staram się poprzedzić refleksją, czy ja sam w podobnych okolicznościach nie podlegałby ostrzu dokładnie tej samej krytyki?
Ale widzę też ludzi, którzy praktycznie nigdy nie odnoszą niczego do siebie. U nich zarzut jest zawsze na zewnątrz, Jak się spytamy takich ludzi "a czy u Ciebie ten problem, aby na pewno nie występuje?" (czasem wręcz można wskazać konkretne sytuacje, że jednak występuje), to zawsze jest na to reakcja odbicia piłeczki, odrzucenia jakiegokolwiek rozważenia własnych motywów, czy zachowań i tylko zaatakowania z miejsca oponenta. Taki człowiek nie umie dyskutować inaczej, jak atakując. I taki człowiek wyłącznie (kontr)atakujacy nie umie też po prostu OCENIĆ SIEBIE!
Ludzie niezdolni do samokrytycyzmu płacą wielką cenę za swoja postawę - cenę NIEZNAJOMOŚCI SIEBIE, NIEZDOLNOŚCI DO OKREŚLENIA OBIEKTYWNIE SWOJEJ POZYCJI W ŚWIECIE.
Ludzie bez samokrytycyzmu swoją własną osobowość, cechy, wartość mają w postaci niejak NIEZWERYFIKOWANEJ FANTAZJI. W gruncie rzeczy po prostu nie wiedzą, kim są.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:41, 01 Maj 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Ludzie bez samokrytycyzmu swoją własną osobowość, cechy, wartość mają w postaci nijak NIEZWERYFIKOWANEJ FANTAZJI. W gruncie rzeczy po prostu nie wiedzą, kim są. |
Ja wierzę, że ustalenie tego, jacy jesteśmy - czy to jako dar sobie samemu, czy jako to, co podlega sądowi boskiemu - jest celem życia duchowym, religijnym, podstawowym. W tym kontekście samokrytycyzm traktuję jako mój duchowy i religijny obowiązek. Uchylanie się od tego obowiązku, czyli niedopuszczanie do MAKSYMALNIE OBIEKTYWNEJ, UTRĄCAJĄCEJ ŻYCZENIOWOŚĆ MYŚLENIA, refleksji nad sobą jest fundamentalnym grzechem. Lepiej jest właściwie nawet ustalić złą prawdę na temat swojej osobowości (dowiedzieć się, o swojej małości i grzeszności), niż nie ustalić żadnej prawdy, niż mieć chaos, niejasność w kwestii tego, jacy jesteśmy. Znając nawet złą prawdę, można przynajmniej kombinować jakąś strategię walki z tym złem, a nie mając żadnej informacji o sobie, nic nie da się przedsięwziąć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 14:27, 09 Cze 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Czasem mi się wydaje, iż osoby blokujące u siebie samokrytycyzm wierzą, iż jeśli nie spojrzą na siebie z intencją dostrzegania błędów, bądź win, to wtedy to będzie znaczyło, że tych błędów nie robią, a żadnych win w ogóle nie mają.
To jest trochę jak z odbieraniem wezwania do sądu - można się próbować migać. Ale to nie działa w nieskończoność. Poza tym...
tutaj przecież wzywający i migający się to jedna i ta sama osoba. Więc cóż to za udawanie?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:57, 09 Cze 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Niezdolni do samokrytycyzmu są nie z mojej bajki.
To oczywiście nie jest tak, że się tu chcę lansować na wiele samokrytycznego i wyjątkowego pod tym względem. Znam niemało ludzi samokrytycznych, ja nie jestem wyjątkiem. Ale są jednak postawy, jakie obserwuję choćby i na naszym forum, albo w wielu rozmowach (oczywiście tylko u części osób), które sprowadzają się do krytyki zawsze podmiotów zewnętrznych, a jeśli padnie pytanie o coś krytycznego wobec delikwenta to ten...
od razu zaczyna mówić, jacy to tacy, albo owacy są ci, co pytają i inni pozostali, tylko nie on. To ja sobie myślę: skiśnij sobie w tym swoim samozadowoleniu, nigdy nie odkryj swoich błędów, ale to już nie mój biznes.
Nie będziemy za nic przepraszać! - tak w większości głoszą narodowcy. Wg nich nigdy nie było nic złego ze strony ich narodu.
To nie w naszej, a w innych religiach są błędy! - usłyszymy od zwolenników twardości w ogłaszaniu nieomylności i wyższości własnej religii.
A ja tak w ogóle MYŚLĘ SAMOKRYTYCYZMEM.
Ja zaczynam jakiekolwiek rozważania nad czymkolwiek od:
1. Sformułowania hipotezy co i jak jest w jakiejś sprawie by...
2. Od razu zadać sobie pytanie: a gdzie w tej hipotezie może kryć się błąd!?...
Wszystko, o czym myślę nieco bardziej refleksyjnie, niż elementarnie, wstępnie jest PYTANIEM O TEZY I W POWIĄZANIU Z PYTANIEM, W CZYM MOGĄ BYĆ BŁĘDNE. Nie widzę innej możliwości myślenia o czymkolwiek jak właśnie krytycznie, czyli poszukując błędów.
Bo jak by można było myśleć inaczej?...
To załóżmy, mam hipotezę - np. To A ma właściwość W.
To nie myśląc o zaprzeczeniu, czy błędzie mogę sobie chyba tylko w kółko powtarzać to samo: acha, to na pewno A ma W, na pewno A ma W, na pewno A ma W, na pewno A ma W...
- Przecież to by było kompletnie idiotyczne.
Myślenie polega na krytykowaniu!
Przy czym nie jest to oczywiście krytyka ostateczna, a także nie jest to krytyka z intencją wywyższania się. To, że coś krytykuję, szukając w tym dziury, to nie znaczy, że jeśli jakąś taką dziurę znajdę, to zaraz ogłoszę swój ostateczny sukces i dominację, a potem będę oczekiwał składania mi hołdów... To nie tak!
Moje krytyki są robocze. Moje myślenie też jest zawsze robocze i oderwane od wywyższania się, czy w ogóle od jakiegoś poczucia dumy, walki o lepsze miejsca w społeczności. To w ogóle nie pojawia się w mojej intencji. Krytykuję, bo pytam się o to, gdzie kończą się granice koncepcji, a zaczyna jej nieobowiązywalność. O sobie samym, o moim ego - czy będzie przy okazji większe, czy mniejsze - w ogóle nie myślę.
Ale chyba tu jest właśnie ta różnica między mną, a tymi, co tak uparcie nie dopuszczają do siebie najmniejszej krytyki - oni chyba uważają, że krytykuje się w celu osiągania jakiejś formy dominacji personalnej, że tu chodzi o wyższość i hołdy.
Ja nawet nie wiem, po co by mi jakieś hołdy miały być. Nie zmierzam ku nim, bo nie wiem, co bym z nimi miał robić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:57, 23 Lip 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Pociągnąłem w innym miejscu ten temat w kontekście pojęcia grzeszności (tu archiwizuję) w wątku http://www.sfinia.fora.pl/posting.php?mode=quote&p=808715]
MD napisał: |
W Biblii są sformułowania sugerujące, iż wszyscy ludzie są grzesznikami. Choćby ten cytat:
(19) Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi. (List do Rzymian 5:19)
Z drugiej strony mamy jednak rozróżnienie sprawiedliwych od grzeszników:
Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników . (Ewangelia Mateusza 9:13)
W cytacie 25) A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. (Ewangelia Łukasza 2:25) Symeon jest określany jawnie jako "sprawiedliwy", a więc przynajmniej jeden sprawiedliwy jest w Biblii wspomniany, czyli jednak nie "wszyscy" są grzesznikami (o ile bycie sprawiedliwym traktujemy jako przeciwieństwo zakwalifikowania jako grzesznik). A byli też i inni sprawiedliwi, o czym świadczy cytat: (17) Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
(Ewangelia Mateusza 13:17) Mamy tu "proroków i sprawiedliwych" - więc takowi musieli żyć, a nawet można się dopatrzyć znaczenia, iż było ich "wielu".
Biblia zdaje się niezbyt dbać o spójność traktowania pojęć. To samo słowo czasem jakby miało nieco wyraźnie różniące się znaczenie w zależności od kontekstu. W szczególności słowo "wszyscy" przy sformułowaniu "wszyscy są grzesznikami" można rozumieć dość różnie:
1. Wszyscy są grzesznikami na zasadzie grzechu pierworodnego - po prostu są tacy z urodzenia.
2. Wszyscy są grzesznikami, bo (zakładamy, że słowa są kierowane do już świadomych ludzi, a nie np. do niemowląt) w życiu tak jest, iż w warunkach niepewnych rozpoznań błędy się popełnia. Każdy w końcu, nawet jeśli w drobnej sprawie, to jednak to też się liczy, popełni błąd, zgrzeszy.
3. Wszyscy są grzesznikami w tym znaczeniu, że mają choćby same SKŁONNOŚCI ku pokusom. Walcząc w myśli z pokusą, już niejako ocieramy się o grzech, dotykamy go.
Te same idee mogą mieć też znacząco odmienny wydźwięk, w zależności od tego, kto i jak dalej prowadzi wnioski z nich wypływające. W szczególności ideę grzeszności można rozwijać (a wg mnie tak różne kręgi chrześcijan robią - rozwijają po swojemu znaczenia owej idei) w dość odmienne obszary wnioskowania:
Grzeszność surowa, właściwa ortodoksom podkreśla aspekt odrzucenia, potępienia - tu się najczęściej ową grzeszność ludziom wytyka, stwierdza, iż ona jest, sugeruje konieczność kajania się z tego tytułu.
Grzeszność z nutą litości i zrozumienia sytuacji, w jakiej jest ludzka świadomość - w tym sensie grzeszność, z racji na to, że każdy ją w jakimś sensie ma, nie tyle człowieka potępia, co stanowi wyzwanie, powód do doskonalenia.
To jest właśnie ciekawe, a do tego fundamentalnie chyba ważne - jakie wnioski wyciągamy z tej chyba naturalnej i oczywistej konstatacji, iż w życiu prędzej czy później coś nam się nie uda, w czymś zawiedziemy, jakaś nasza słabość weźmie górę nad wewnętrzną mocą?...
Ortodoks wyciągnie tryumfalnie wniosek: to znaczy, że jesteś potępiony! Potępiony! Jesteś zły! Bóg cię skarze!
Mi bardziej odpowiada wyciąganie z tego samego faktu, iż nieraz upadamy, wniosku właściwie przeciwnego: skoro KAŻDEMU jest pisana walka ze słabościami, to mamy do czynienia z "wypadkiem przy pracy", to mamy trochę sytuację, jakby "tak miało być".
Zaś stwierdzenie Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników . (Ewangelia Mateusza 9:13) sugeruje, iż jakby ludzie zaczynali od idealnego stanu świadomości, to i misja Jezusa byłaby zbędna.
To, o czym tu piszę, ma pewien wymiar osobisty, związany z TRAKTOWANIEM SAMEGO SIEBIE. Proponuję zrobić sobie w zaciszu umysłu test wypowiedzenia przed samym sobą (!) z przekonaniem zdania, które chyba większość uzna za prawdziwe:
Jestem grzesznikiem.
Spróbujmy...
Tu nikt nie oczekuje kajania się przed drugą osobą. Tu jedynie mamy stwierdzenie wypowiedziane w samym umyśle! Nie ma powodu, aby się bać, że ktoś taką deklarację wykorzysta. Zatem nie powinno być (chyba...) żadnego problemu ze szczerym w duszy PRZYZNANIEM SIĘ DO SWOJEJ GRZESZNOŚCI.
Ja mogę powiedzieć, iż sobie nieraz podobną deklarację składam: jestem grzesznikiem. Czasem ubieram ją w konkrety - oto sobie sam się przyznaję: zrobiłem źle w ... (zamiast trzech kropek wstawiam jakiś konkret wynikający z moich życiowych decyzji).
Przyznam też, że troszkę CZUJĘ UKŁUCIE W EMOCJACH, gdy sobie taką deklarację sobie składam. To nie jest do końca przyjemne, gdy znowu muszę sobie uświadomić swoją niedoskonałość. Ale jest do zniesienia. Daję tu sobie radę z tą niemiłą emocją, a dalej potrafię też wyciągać jakieś nowe wnioski z tego, iż uznałem się za grzesznego, niedoskonałego.
Mam wrażenie, że jest grupa ludzi, która jest NIEZDOLNA DO PRZYZNANIA SIĘ WEWNĘTRZNIE DO SWOJEJ GRZESZNOŚCI. Postrzegam tę grupę poprzez ich zachowania i reakcje choćby w dyskusji. Tego rodzaju ludzie z upodobaniem stawiają innym zarzuty, a do tego stawiają owe zarzuty, uznając, iż na tym sprawa się jakby kończyła.
Tu na forum dość często się z tym spotykałem, że w dyskusji mój oponent jako argument wyciągał przeciw mnie - mniej lub bardziej stricte personalny - zarzut. Po postawieniu owego zarzutu dalej jednak już unikał ROZWAŻANIA KONSEKWENCJI, czym jest owo "coś zarzucane".
Tu się mijaliśmy z intencjami. Mój oponent uważam, że "wszystko co ważne się wykonało", bo on przecież mnie zaatakował, postawił mi zarzut (niejako - przypominam zwiazek z tematem wątku - stwierdził moją grzeszność). I on uważał, iż już wygrał, już się najważniejsze w owej dyskusji dokonało...
A ja uważałem i uważam dalej coś dokładnie przeciwnego!
Dla mnie postawienie zarzutu, to jakby "nic", to jest w zasadzie tylko potencjalny "wstęp do sprawy". Bo dla mnie, to co ważne w sprawie zacznie się DOPIERO JAK USTALIMY SZCZEGÓŁY I KONKRETY.
Tymczasem dalej dyskusja się nie kleiła. Mój oponent uważał, że nie ma nad czym dyskutować o uwarunkowaniach sprawy, o tym co tu z czego się bierze, jaka jest zasadność tego, czy innego postawienia zarzutu. Mój oponent jakby uważał, iż celem ostatecznym jest doprowadzenie dyskusji do stanu, w którym komuś została przypisana wina. I dalej nie trzeba niczego ustalać, nie trzeba się zastanawiać. Jest wina! Na tym się skupiamy!...
Moja postawa jest zupełnie innego rodzaju: nawet jeśli owa wina miałaby być (nie odrzucam tego), to i tak NAJWAŻNIEJSZE BYŁOBY USTALENIE, SKĄD SIĘ WZIĘŁA, JAK Z PODOBNYMI SYTUACJAMI WALCZYĆ W PRZYSZŁOŚCI, jak się od zła i słabości chronić. Istotą stwierdzenia winy jest zatem KONIECZNA DO WYKONANIA DALEJ REFLEKSJA NAD DOSKONALENIEM SIĘ, NAD PRZYCZYNAMI NASZYCH SŁABOŚCI.
Dla mnie postawienie zarzutu, to jakby "nic", to jest w zasadzie tylko potencjalny "wstęp do sprawy". Bo dla mnie, to co ważne w sprawie zacznie się DOPIERO JAK USTALIMY SZCZEGÓŁY I KONKRETY.
Tymczasem dalej dyskusja się nie kleiła. Mój oponent uważał, że nie ma nad czym dyskutować o uwarunkowaniach sprawy, o tym co tu z czego się bierze, jaka jest zasadność tego, czy innego postawienia zarzutu. Mój oponent jakby uważał, iż celem ostatecznym jest doprowadzenie dyskusji do stanu, w którym komuś została przypisana wina. I dalej nie trzeba niczego ustalać, nie trzeba się zastanawiać. Jest wina! Na tym się skupiamy!...
Moja postawa jest zupełnie innego rodzaju: nawet jeśli owa wina miałaby być (nie odrzucam tego), to i tak NAJWAŻNIEJSZE BYŁOBY USTALENIE, SKĄD SIĘ WZIĘŁA, JAK Z PODOBNYMI SYTUACJAMI WALCZYĆ W PRZYSZŁOŚCI, jak się od zła i słabości chronić. Istotą stwierdzenia winy jest zatem KONIECZNA DO WYKONANIA DALEJ REFLEKSJA NAD DOSKONALENIEM SIĘ, NAD PRZYCZYNAMI NASZYCH SŁABOŚCI.
Jest problem z takim podejściem do grzeszności u ludzi, którzy nie umieją nabrać dystansu do postawy rywalizacji i walki, która ich przepelnia. Tacy ludzie mają w ogóle fundamentalny emocjonalny problem choćby z przyznaniem się, nawet przed samym sobą "jestem grzesznikiem". Tacy ludzie mają po prostu zablokowaną zdolność krytycznego spojrzenia na siebie, więc gdy by nawet spróbowali postawić przed samym sobą zagadnienie swojej grzeszności, to władcze emocje w nich, taką próbę samokrytycznego spojrzenia przekształcą
- czasem w automatyczne przekierowania na winę innych - odbicie piłeczki, atak na kogoś
- czasem w "czarną dziurę" w emocjach i myślach - w ogóle niezdolność do procedowana dalej tego osądu w jakiejkolwiek postaci.
- czasem w jakąś postać chaotycznych "zmyłek" - gadanie o czymś zupełnie bez związku, a "niby o sprawie", skupianie się na nieistotnych aspektach itp. itd. |
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 12:03, 23 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:33, 29 Sie 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Samokrytycyzm jest niezrozumiały dla ludzi, którzy walczą o promowanie się w oczach innych ludzi. Dla takich ludzi przyznawanie się do błędów i słabości jest frajerstwem totalnym, czymś zupełnie nielogicznym w kontekście akceptowanego celu.
A ja na taką postawę po prostu się ŚMIEJĘ! Kpię sobie z tego celu promowania się za cenę unikania wiedzy o sobie i zakłamywania rzeczywistości.
Czy naprawdę owo promowanie się wobec ludzi jest takie ważne?...
- Ja powiadam na to: to jest dość podrzędny cel!
Czy to, jak mnie ludzie widzą, tak bardzo ma zmienić moją samooceną? To ja mam dać innym tę władzę nad sobą, aby ich przekonanie, wymuszone moją autopromocją, manipulowaniem odczytami mojej osoby, budowało ważność w moich oczach?...
- Niby dlaczego to miałoby być ważniejsze, niż to, co ja ustaliłem w szczerości mojego umysłu?...
Żeby nie było jednak tu niejasności: godzę się na to, aby ludzkie opinie na moją samoocenę wpływały. Ale godzę się na tę wartość cudzego zdania o mnie wtedy, gdy owe opinie powstają w duchu bliskim obiektywizmowi, poszukiwaniu spójnej prawdy!
Dlaczego miałoby mieć znaczenie dla mnie to, że gdy najpierw oszukiwałem wszystkich, ukrywając np. niewygodne fakty o mnie, zaś potem, gdy udało mi się tym ludzi zmanipulować, to powstała z tego pochlebna opinia owych ludzi (o której sam przecież wiem, że jest niewiarygodna), miałaby być uznawana przeze mnie?...
- Przecież to jest jakieś dziwne pogrywanie z samym sobą. To jest próba oszukiwania samego siebie, tylko w formie włączenia w owo oszustwo jeszcze innych ludzi! Dlaczego takie coś miałoby mieć wartość, dlaczego miałoby mi być do czegokolwiek potrzebne?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:44, 19 Paź 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Michał Dyszyński wyżej w tym wątku napisał: | Samokrytycyzm jest funkcjonalnością umysłu, który musi, choć na chwilę WYGASIĆ SILNE INTENCJE. Wojownik nie wygasza silnych intencji, bo on "jest na wojnie", on "jest otoczony wrogami, którzy za chwilę zaatakują", więc w takich warunkach byłoby przecież nieroztropnie szukać jakichś słabości po swojej stronie. Wszak znalezioną słabość wróg może wykorzystać...
Tu jest następny niuans rozumowania wojowników, nielogiczność, której wojownik - jako myślący bardziej emocjami niż rozumem - najczęściej nie jest w stanie zdiagnozować. Chodzi o to, że przecież nawet jeśli wróg jest podstępny, to jeśli to my sami wykryjemy swoją słabość, to wróg nie będzie o tym wiedział. Jednak ta prawda do - myślącego ogólnie emocjonalnie - wojownika zwykle nie dociera. Wojownik instynktownie odkrycie słabości w sobie będzie traktował jako wiedzę dla wszystkich, a więc już dostępną wrogowi, a więc już możliwą przez niego do wykorzystania. Dlatego to wojownik jest taki bezkrytyczny - on w głębi duszy uważa, iż zaklinaniem rzeczywistości głoszeniem swojej rzekomej siły, nieomylności, wspaniałości, osiąganych zwycięstw osiąga pozytywny cel. |
Jest jednak pewien aspekty wojny, wojowniczości, który niesie sugestię przeciwną do wyżej opisanej. Wojna z prawdziwym wrogiem, to wojna z podstępami tego wroga, z której dalej wynika konieczność CZUJNEGO TRAKTOWANIA tego, co do nas dociera. Naiwni pierwsi giną na wojnie, bo przebiegły, nieubłagany wróg zastawia na nich pułapki, w które naiwniak wpada. Wielu wojskowych ostatecznie zmuszonych jest przez fakt konieczności walki z zasadzkami wroga zmusić się do trzeźwego, a nie życzeniowego traktowania rzeczywistości, a z tym także UMIEĆ DOSTRZEC SŁABE STRONY SWOJEJ OBRONY, CZY SZANS NA ATAK. Wojna ćwiczy zatem umysł w pewnej formie samokrytycyzmu - wręcz wymusza krytyczne spojrzenie na własne możliwości.
Podczas pokoju naiwni, lekko, życzeniowo traktujący rozpoznania ludzie mogą się znacznie dłużej uchować, bo tu błędy są z reguły wybaczane. Na wojnie błąd będzie znacznie cześciej oznaczał śmierć lub kalectwo.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33837
Przeczytał: 59 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:21, 26 Paź 2024 Temat postu: Re: Niezdolność do samokrytycyzmu |
|
|
Patrząc na ludzie do samokrytycyzmu zdolnych i tych niezdolnych, to widzę wyraźną korelację tych niesamokrytycznych z postawą krytykanctwa na zewnątrz, względem innych ludzi.
Przypuszczam, że mechanizm psychologiczny tu jest z grubsza następujący:
1. Osoba jest do samokrytycyzmu zdolna wtedy, gdy traktuje siebie z grubsza na podobnych zasadach jak innych ludzi - symetrycznie, równo, sprawiedliwie. Wtedy patrzy na ludzi z pozycji: wszyscy jedziemy na jednym wózku, czasem ja mam gorszy dzień i coś zawalę, czasem ktoś inny ma ten gorszy dzień i zasługuje na krytykę, a ogólnie nie ma powodu się wywyższać, bo jesteśmy do siebie przecież wszyscy, jako ludzie podobni, jesteśmy braćmi w ludzkiej rodzinie.
2. Z kolei brak samokrytycyzmu pojawia się przy nastawieniu rywalizacyjnym do ludzi i świata, czyli w myśl zasady: trzeba koniecznie okazywać przewagę, dominację nad innymi, bo kto tej przewagi nie okaże, ten jest przegrywem, takim tylko się gardzi. W tej postawie zwyciężanie innych, okazywanie dominacji jest "dobrem" najwyższym, a więc podporządkowane mu będą prawda, obiektywizm. Jeśli prawda jest niżej niż zwyciężanie, to dla owego zwycięstwa się tę prawdę pomija, zakłamuje, wtedy poznanie jej w kontekście własnej osoby nie tylko nie jest pożądane, ale wręcz jest przeszkodą w osiąganiu zwycięstw. Wszak rywalizacyjnie myślący ludzie jako zwycięstwo traktują z zasady każde wywyższenie siebie i poniżenie konkurentów. Poniżanie zaś konkurentów polega na przypinaniu im łatek, oskarżaniu ich, pomijaniu w aktach uznania i szacunku. Takiej osobie poniżanie innych, oskarżanie (niekoniecznie musi być zasadne, tu cel uświęca środki) jawi się po prostu jako słuszna postawa, jako coś, co "się robi", bo to "jest słuszne". Odwrotnie jest względem krytyk skierowanych na siebie - w tej postawie robi się wszystko, aby do nich nie dochodziło - stąd brak samokrytycyzmu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|