Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nie mając nic do wygrania

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:15, 13 Sty 2025    Temat postu: Nie mając nic do wygrania

Uważam się za człowieka, który w zwykłych relacjach z ludźmi nie ma nic do wygrania (o wyjątkach od tej reguły będzie dalej). Skoro nie mam nic do wygrania, to nie mam też nic do przegrania.
Czy to znaczy, że nie chcę mieć z ludźmi relacji?...
- Tego to nie znaczy.
Ale jaki byłby właściwie kształt takiej relacji z drugim człowiekiem, w którym aspekt wygranej stał się nieokreślony, pozbawiony znaczenia?
Jednak pozostało całkiem niemało rzeczy, które co prawda w rywalizacyjnym znaczeniu są bez wartości, ale w innych znaczeniach już mogą napędzać motywację do bycia razem. Przykładami tutaj mogą być:
- ciekawość - jaki jest ten drugi człowiek?
- ciekawość - co ów człowiek ma mi do powiedzenia o świecie ze swojej perspektywy?
- pomoc moja drugiemu człowiekowi
- pomoc drugiego człowieka dla mnie.
- współpraca przy różnych przedsięwzięciach.
Nie mając nic do wygrania, pozbawiam się czegoś, czego chyba nigdy w pełni nie rozumiałem. Gdy jeszcze bardziej rywalizowałem z ludźmi, coś mnie w mojej postawie uwierało, był tam fałsz, problematyczność związana z tym, że choć ludziom jestem życzliwy, to w rywalizacji występuję przeciw nim.
Choć mam tu swoją zagwozdkę - gra fair play. Lubie zagrać w szachy, a nie uważam, aby było w tej rywalizacji coś złego. Zmagania się w grach bywają fajną rozrywką, okazją do sprawdzenia swoich możliwości w kontekście możliwości innych ludzi. Mimo wszystko dalej mam tę zagwozdkę, że nawet grając uczciwie w szachy, mam świadomość, iż jak kogoś ogram, to on odczuje przykrość. :cry: I jest mi trochę niefajnie z tego powodu. :oops:
Z drugiej strony oczywiście jest tak, że nikt nikogo zazwyczaj do gry w szachy nie zmusza. Każdy wie, na co się pisze. Czasem ja przegram, czasem ktoś. Ale czuję tu jakieś rozdwojenie. Coś mnie wciąż uwiera. :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 2:20, 13 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Mam w tej chwili zasadę niewygrywania dyskusji. Motyw "wygrać" w dyskusji traktuję dla siebie jako błąd, wadliwość postawy mentalnej. Czy to oznacza, że zamierzam dyskusje przegrywać?...
- To też nie. Ani niczego nie wygrywam, ani nie przegrywam, bo założeniem jest, iż aspekt wygrywania dyskusji ma być dla mnie NIEISTOTNY.
Nie wygrywam, bo nie mam nic do wygrania. Nie przegrywam, bo nawet nie pytam, co będzie moją przegraną. Za to skupiam się na czujnym badaniu wszystkich argumentów.

Dlaczego zabraniam sobie wygrywać?...
- Aby w najmniejszym stopniu nie stawać się stronniczym przy ocenie przedstawianej argumentacji.


Obawiam się bowiem, że jeśli do celu "zapoznać się z argumentami, niczego nie faworyzując, nie pomijając żadnego ważnego aspektu" dorzucę równolegle cel "tak manewrować moimi uznaniami, aby osiągnąć efekt wygranej", to ten pierwszy cel zostanie zniekształcony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 3:09, 13 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Michał Dyszyński napisał:
skupiam się na czujnym badaniu wszystkich argumentów.

Dlaczego zabraniam sobie wygrywać?...
[color=blue]- Aby w najmniejszym stopniu nie stawać się stronniczym przy ocenie przedstawianej argumentacji.

Obawiam się bowiem, że jeśli do celu "zapoznać się z argumentami, niczego nie faworyzując, nie pomijając żadnego ważnego aspektu" dorzucę równolegle cel "tak manewrować moimi uznaniami, aby osiągnąć efekt wygranej", to ten pierwszy cel zostanie zniekształcony.

Dlaczego tak bardzo staram się nie dopuścić, aby mój osąd w którymkolwiek momencie stał się stronniczy, życzeniowy, czyli nieuczciwy?
- Bo CAŁA MOJA WIARA W SIEBIE NA TEJ UCZCIWOŚCI W OSĄDZANIU "WISI".

Jeślibym zrezygnował z tej zasady, że postrzegam rzeczywistość symetrycznie, bezstronnie, nie dbając o korzyści emocjonalne i towarzyskie, to by znaczyło, że na którymś etapie wcześniejszego oglądu sytuacji mogłem nie dopatrzyć jakiegoś aspektu, tylko dlatego, że uznałem go za zagrażający mojej pozycji, mojej satysfakcji. To by zaś oznaczało, że może wśród opcji, jakie widziałem przed sobą, była jakaś istotna dla sprawy, a odrzucona moim faworyzowaniem osądu. Czyli np. gdybym starał się ocenić, który z banków, którym chcę powierzyć cały mój majątek, jest godny mojego zaufania, to być może faworyzowaniem pominąłem jakąś kluczową informację, że ten bank może być zarządzany przez oszustów, a ja wtedy stracę majątek życia. To byłaby przecież głupota. Obowiązkiem moim jest postrzegać zawsze rzeczywistość W MAKSIMUM WIERNOŚCI PRAWDZIE, czyli w najbardziej niezależnym od emocjonalnych, oportunistycznych wpływów trybie. Wtedy dopiero, w przypadku ujawnienia się błędu, będę mógł przynajmniej sobie powiedzieć: ale zrobiłem, co mogłem! Nie oszukiwałem, nie sabotowałem własnych wysiłków w rozpoznanie sytuacji.
Oczywiście brak uczciwości w jednym tylko przypadku (szczególnie jeśli rozpoznania dotyczą błahych spraw) nie będzie miał wpływu na ważne życiowo zagadnienia. Ale tu chodzi o coś więcej - O NAWYKI, O HIGIENĘ MENTALNĄ.
Uważam, że do uczciwości intelektualnej należy się wdrażać w każdej sekundzie swojego życia. Nie wolno jest robić wyjątków, bo nie wiadomo jest, czy akurat ten wyjątek, jaki sobie w tym momencie życia zrobię:
- nie będzie miał bliżej nieznanych skutków w przyszłości
- nie stanie się wyłomem w tamie, przez który lunie woda, albo jak napicie się jednego kieliszka wódki, przez wychodzącego miesiącami z nałogu alkoholika - czyli od małego kłamstewka się zacznie, a na zakłamaniu ogólnym skończy.

Tu bowiem obowiązuje zasada: ZAWSZE MAKSIMUM WYSIŁKU DLA PRAWDY I UCZCIWOŚCI WEWNĘTRZNEJ. Nie uznaję tu wyjątków.
Dlatego dla tej uczciwości względem siebie samego powinienem być gotów poświęcić bardzo wiele (nie chcę tu pisać "wszystko", bo to byłoby chyba buńczucznym, nieskromnym podejściem, ale chodzi o jakieś "prawie wszystko").
Owocem tego, że się sam nie oszukiwałem, że wykorzystywałem swój osąd w maksimum jego skuteczności będzie to, że MOGĘ SAMEMU SOBIE UFAĆ, że przynajmniej ja sam przed sobą nie jestem oszustem.
Bo to, że ludzie będą mnie oszukiwali, świat będzie mną próbował manipulować, jest dla mnie oczywiste. Tak będzie, na to nie mam wpływu. Więc choć niech chociaż jedno ogniwo tego łańcucha poznawania rzeczywistości będzie niezakłamany, uczciwy - tym ogniwem jestem ja sam. Przynajmniej ja sam mogę dokładać wszelkich starań w demaskowanie kłamstw i iluzji.
Wiem, że to często nie wystarczy. Wiem, bo nieraz się o tym przekonałem. Ale przynajmniej będę wiedział, że zrobiłem maksimum tego, co było mi dostępne. Wierzę też, że samodoskonaląc się, naprawiając błędy dostrzeżone na wcześniejszych etapach, będę w stanie budować coraz bardziej adekwatne go rzeczywistości rozpoznania.

Dlatego gotów jestem wobec ludzi na przegrane. Zakładam, że przed ludźmi przegram, a czasem nawet się testuję pod kątem, czy przegrać jestem gotów, czy zniosę to bez zakłamywania się. Wobec ludzi przegrywam, ale przynajmniej wobec siebie, wobec prawdy mam być uczciwy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:06, 13 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Michał Dyszyński napisał:
Jeślibym zrezygnował z tej zasady, że postrzegam rzeczywistość symetrycznie, bezstronnie, nie dbając o korzyści emocjonalne i towarzyskie, to by znaczyło, że na którymś etapie wcześniejszego oglądu sytuacji mogłem nie dopatrzyć jakiegoś aspektu, tylko dlatego, że uznałem go za zagrażający mojej pozycji, mojej satysfakcji. To by zaś oznaczało, że może wśród opcji, jakie widziałem przed sobą, była jakaś istotna dla sprawy, a odrzucona moim faworyzowaniem osądu.
...
Dlatego gotów jestem wobec ludzi na przegrane. Zakładam, że przed ludźmi przegram, a czasem nawet się testuję pod kątem, czy przegrać jestem gotów, czy zniosę to bez zakłamywania się. Wobec ludzi przegrywam, ale przynajmniej wobec siebie, wobec prawdy mam być uczciwy.

Testuję się, czy umiem ludzkie przegrane przyjąć. Wręcz lubuję się nieraz w nich, uznając je za laurkę swojej niezależności, czyli zwiększenie szans na postrzeganie rzeczywistości w prawdzie.

Rozumiem określenie "w prawdzie" w dość szczególny sposób - nie jako wypełnienie (pozytywne) jakiejś założonej z góry wizji prawdy - ale od strony eliminującej, negatywnej, blokującej. Oto moje "postrzegam w prawdzie" jest bliskie "postrzegam bez nadmiarowości". Jakiej nadmiarowości chcę uniknąć?...
- Niektórzy jako gwaranta prawdziwości swoich przekonań wyciągają określenie "ja niczego nie interpretuję". Bo rzekomo interpretowanie jest źródłem błędu. Ale to jest bzdura - interpretowanie jest niezbywalne, bez interpretowania nie jesteśmy w stanie ustalić, czy to, co widzimy przed sobą, jest wróblem, kotem, czy ciężarówką. Z drugiej strony jest chyba sens powstrzymywać się od PEWNEGO RODZAJU INTERPRETOWANIA - od interpretowania nadmiarowego, życzeniowego. Więc powiem, że jak najbardziej interpretuje, ale...
interpretuję w sposób wprowadzający najmniej nieuzasadnionych, a szczególnie życzeniowych aspektów tej interpretacji.
Dlatego w dyskusji nie wygrywam, bo nie chcę wprowadzać do mojego myślenia aspektu rywalizacyjnego, który by zapewne mi zakłócił czystość spojrzenia na przedmiot dyskusji. Nie mam też "racji" w jakimś ogólnym i ostatecznym sensie, bo walka o tę rację też zakłóciłaby mi osąd spraw, który ma być zrównoważony, spokojny, detaliczny, świadomy. Mam jednak trochę "rację" w tym sensie, że nie uciekam przed presją oponenta w dyskusji, nie wycofuję się z moich przekonań, gdy tylko czuję, iż oponent okazał wobec mnie emocje, że na mnie naciska, abym przyjął jego wersję rzeczy. Nie ulegam emocjonalnej presji, nie ulegam naciskom społecznym, nie ulegam pragnieniu satysfakcji. Przynajmniej cel taki mam, aby nie ulegać... W życie pewnie nieraz polegnę wobec ludzi i świata, okoliczności mnie skołują, a ja wtedy ulegnę. Więc chyba mogę powiedzieć tylko "nie ulegam" w znaczeniu "nie ulegam jako cel, taki pragnę być - nieuległy naciskom".

Ale czy jestem nieuległy w ogóle?...
- Tak też nie jest. W pewnych sytuacjach ulegam. I nawet śmialo głoszę, że tu uległy jestem i będę - nieraz ulegnę PROŚBIE, ale też ulegnę DOBRYM ARGUMENTOM w dyskusji. Po czym rozpoznam, który argument jest na tyle "dobry", aby mu ulec?...
- Dobry argument WYŁANIA NIEZNANE MI WCZEŚNIEJ KWESTIE, a do tego WYJAŚNIA, CZYLI LĄCZY jedne aspekty rozumowania z innymi.

Ulegam zatem temu, co mi połączy lepiej w całość moje doznania i przekonania, albo co się przyczyni przynajmniej do tego lepszego połączenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:27, 13 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Testuję się, czy moje emocje nie preferują aspektu wygranej. W swoich założeniach mentalnych powinienem mieć emocje "przezroczyste" względem aspektu wygrywania, co oznacza, że powinno mi być wszystko jedno, czy uznano mnie za wygranego, czy też za przegranego. Jeśli emocje mnie dźgają, gdy przegrywam, to znaczy, że jestem uległy społecznym naciskom, czyli że przejawiłem ten rodzaj słabości, z którym walczę.

Dlatego nieraz sam się intencjonalnie pakuję w sytuacje, w których domyślnym werdyktem będzie "Michał przegrywa". Pakuję się w te sytuacje, aby móc zaobserwować swoje emocje - jak one reagują. Jeśli się wiją, jęczą i biadolą "ojej, przegrywam! :cry: ", to wtedy mam sygnał, aby nad nimi popracować.
Sytuacją idealną byłoby chyba, aby bez zmrużenia okiem być w stanie przegrać wszystko i ze wszystkimi - oddać wszystkie sukcesy, zrzec się każdej postaci docenienia przez innych ludzi, a za to zyskać tylko jedno: POSTRZEGANIE KRYSTALICZNIE NIEZABURZONE, PEŁNIĘ BEZSTRONNEGO OSĄDU.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:12, 13 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Dojrzewanie do niewygrywania można trochę porównywać do drogi ku oświeceniu, jaką przechodzi buddysta. Wygrywanie jest bowiem forma uobiektowienia sobie społecznej formy satysfakcji. Tu uobiektowienie jest o wiele bardziej iluzoryczne, niż większość podobnych uobiektowień, jest mirażem, za którym podążanie tylko odwodzi umysł od poznania.
Im bardziej człowiek zaczyna rozumieć, że mu ono jest do niczego niepotrzebne, im bardziej konkretnie zaczyna sobie uświadamiać: wygrałem? Czy co właściwie teraz mam?!! Co takiego zdobyłem?... - tym bardziej orientuje się, iż nie ma nic poza przelotnym odczuciem tryumfu. Trwałego nie ma nic.
I tak jak buddysta w pewnym momencie orientuje się, że szukanie trwałości w czymś, co zależy od założeń, to zaś od innych założeń, tamto od jeszcze dalszych założeń itd. a trwałości rozpoznania sensu tu nie da się osiągnąć, tak też zorientowanie się, że to przejściowe uczucie dumy z pomyślenia sobie, że się jest jakimś "lepszym", tylko odwodziło jego umysł od znacznie wartościowszych celów, które mógłby osiągnąć.

Tu na sfinii nie spotkałem ani jednego zadeklarowania zwycięstwa w dyskusji, które byłbym mógł uczciwie uznać za coś rzeczywiście idei zwycięstwa bliskiego. Wszystkie były życzeniowymi deklaracjami, których zasadność widział dobrze sam deklarujący, ewentualnie czasem może przekonywał paru niesamodzielnie myślących, którzy pozory pewności wyrażane dobitnymi stwierdzeniami wzięli za dobrą monetę.

Ja uznaję dla siebie tylko jedną formę wartościowego tak naprawdę zwycięstwa - zwycięstwa nad swoimi błędami i słabościami, nie na drugim człowiekiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:00, 14 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Wpadł mi pomysł na napisanie iluś tam postów pod nowym nickiem - np. nickiem: jestem_totalnym_przegrywem.
Po co to?...
Aby tym wszystkim, którzy walczą ze mną tu na sfinii heroicznie o to, aby udowodnić mi, że są lepsi, że ja się mylę, że oni wygrywają DAĆ JUŻ Z DEFINICJI OSIĄGNIĘCIE SWOJEGO CELU. Może wtedy ci dyskutanci po prostu...
... zaczęliby pisać, argumentować, wymieniać uwagi o samym przedmiocie dyskusji... :shock:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:47, 14 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Nie mając nic do wygrania, nie ma się motywacji do sporów, dla których nie widać wyraźnego celu. Większość ludzi często angażujących się w spory czyni to dlatego, że mają potrzebę emocjonalnego samego spierania się. Tylko pretekstami do tego są kwestie, o które spory są toczone.

To może być trudne dla niektórych ludzi - aby przestać grawitować mentalnie do podkreślania swojej indywidualności, zdolności do wyrażania sprzeciwu i własnego zdania. Demonstrowanie owego "patrzcie! ja tu jestem! Respektujcie moją osobę!" w kontekście naprawdę twórczej, merytorycznej decyzji jest śmieceniem, jest zbędnym wtrętem. W dyskusji "na poziomie" przecież nikt nie neguje ani indywidualności, ani podmiotowości uczestników.
To, że respektowanie nas, uszanowanie naszej indywidualności miałoby być ciągle przypominane, potwierdzane jest cechą relacji między ludźmi, którzy nie są w stanie oderwać się od paradygmatu rywalizacji i poszukiwanie wyższego miejsca w hierarchii grupy. Ale tam, gdzie ludziom rzeczywiście chodzi o kwestie ideowe, nie ma potrzeby ciągłego podkreślania tego, co jest od dawna uznane, jasne, nie podlega wątpliwościom. W dyskusji na poziomie nikt nie potrzebuje walczyć o szacunek dla siebie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:33, 14 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Nie mając nic do wygrania w dyskusjach, można być akceptującym, wyrozumiałym, oddającym rację oponentowi. Części oponentów może to nawet drażnić... :shock:

Dla dyskutantów, którzy tak naprawdę głównie po to dyskutują, aby toczyć spór, a nie aby ustalać sensy i znaczenia przyznanie im racji przez oponenta jest irytującym pozbawianiem celu. W końcu chodzi raczej o to, aby gonić tego króliczka, a nie mieć go podanego na tacy...
Z kolei dla dyskutanta właśnie poszukującego owych sensów i znaczeń oddanie "wygranej" jest często oddaniem właściwie "nie wiadomo czego". Jeśli ktoś nie czuje w sobie wartości idei wygrywania w dyskusji, to może oddać ową wygraną bez najmniejszego dyskomfortu. Ale to z kolei komuś, kto tak bez dyskomfortu ze strony oddającego otrzymał "to, czego chciał" nie za bardzo taki układ smakuje...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:15, 14 Sty 2025    Temat postu: Re: Nie mając nic do wygrania

Nie mając nic do wygrania człowiek się przekonuje, że nie bardzo pasuje mentalnie do typowych ludzkich dyskusji. Bo nie realizuje domyślnego ich celu. Staje się wyalienowany, samotny, niezrozumiały.
To jest koszt niezależności myślenia. Wg mnie warto jest ten koszt ponieść.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23331
Przeczytał: 93 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:32, 14 Sty 2025    Temat postu:

To chyba lepiej przegrać. Buddyzm się kłania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:10, 14 Sty 2025    Temat postu:

Semele napisał:
To chyba lepiej przegrać. Buddyzm się kłania.

No właśnie w tym jest problem, że KTO SIĘ GODZI NA PRZEGRYWANIE staje się osamotniony (chyba bardzo powierzchownie czytałaś).
Ludzie zwykle są przyzwyczajeni, że będą z innymi toczyli tę grę:, kto - kogo? Jak ktoś tej gry nie podejmuje, oddając zwycięstwa walkowerem, to się ludziom przestaje podobać. W podświadomości chyba myślą sobie: coś ty taki dziwny, że nie grasz z nami w tę grę, jak wszyscy?...

Ludzka natura jest niekonsekwentna. Tutaj dążenia do czegoś często są pretekstami do zupełnie innych potrzeb mentalnych. Dążenie do zwycięstwa nad kimś, tylko pozornie jest rzeczywistym osiąganiem tego zwycięstwa. Jak zwycięstwa są dane gratis, jak ktoś daje im je na tacy, to się okazuje, że akurat tego to oni nie chcą. Bo chyba bardziej chodzi o gonienie króliczka, niż o złapanie go.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin