|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:29, 27 Lip 2024 Temat postu: Nasze sympatie a sensowność rozumowania |
|
|
Do stworzenia tego wątku natchnął mnie tytuł wątku na blogu Semele: http://www.sfinia.fora.pl/blog-semele,108/dlaczego-nie-lubimy-materii,26159.html
Natchnął mnie dlatego, że pierwszą moją reakcją jest: a co do rzeczy ma tu jakieś lubienie?...
- Ja, pierwszą rzeczą, jaką sobie narzucam, gdy biorę się za myślenie, jest zablokowanie w sobie dość staranne aspektów sympatii, lubienia, identyfikowania się z czymś, mania interesu w jakiejś sprawie. Gdy myślę o jakimkolwiek pojęciu filozoficznym (np. o pojęciu materii, idei osoby, wolności itd.), to usuwam ze swoich nastawień do sprawy to wszystko, co uważam za bezużyteczne, a do tego przeszkadzające w konkluzywności i sensowności. A na pierwszych miejscach tego do usunięcia będzie tu np. moje lubienie.
Ja materii zatem ani lubię, ani nie lubię. A jeślibym nawet miał się jakoś przesunąć w mojej obojętności względem odbioru idei materii, czyli zacząłbym np. materię lubić, to od razu będę się starał takie przesunięcie cofnąć, zaś jeśliby to mi się nie udało, to uznałbym swoje wszelkie dalsze poczynania w kwestii materii za niewiarygodne, w większości przypadków bezużyteczne.
Moje pomyślenia zatem Z ZAŁOŻENIA nie służą do lubienia.
To oczywiście nie oznacza, że się jakoś "zezłościłem" na lubienia, jakie w sobie mogę mieć Dalej lubię ludzi, których lubię, dalej lubię dobry żurek, słuchać pięknej muzyki, czy kontakt z górskich krajobrazem. Ale idee to inna bajka.
Na pytanie zatem, czy lubię materię, odpowiedziałbym z grubsza: oto ja "lubię" materię w mniej więcej takim stopniu jak "lubię" liczbę 463901, albo jak "lubię" frazę "jji640l9".
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:49, 27 Lip 2024 Temat postu: Re: Nasze sympatie a sensowność rozumowania |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Na pytanie zatem, czy lubię materię, odpowiedziałbym z grubsza: oto ja "lubię" materię w mniej więcej takim stopniu jak "lubię" liczbę 463901, albo jak "lubię" frazę "jji640l9". |
Mój negatywny stosunek do kwestii lubienia idei, problemów filozoficznych rozciąga się daleko i szeroko. W szczególności jeślibym nagle zaczął lubić np. mój światopogląd, to bym się tym niejako przeraził. Nie, ja mojego światopoglądu nie lubię i MAM NIE GO LUBIĆ (w rozumieniu nie sugestii negatywnej, tylko w rozumieniu OBOJĘTNOŚCI - brak odczuć, emocji zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych). Jeśli czuję, że zaczynam się z moim światopoglądem zbytnio "lubić", to kombinuję co tu zrobić, aby rzecz ZOBOJĘTNIĆ. Bo ja mam mój światopogląd mieć, ale w separacji od lubienia. Choć...
oczywiście mogę lubić już osoby ze światopoglądem związane - w szczególności osobę Boga.
Podobnie jak z lubieniem jest z identyfikacjami z grupą, narodem, sentymentami. Zaistnienie takiej identyfikacji, w którąkolwiek stronę traktuję jako FUNDAMENTALNĄ WADĘ ROZUMOWANIA. Jeślibym zatem miał się jakkolwiek w rozumowaniu o ideach kierować tym, do jakiej grupy przynależę, to id razu takie rozumowanie SKREŚLĘ, JAKO WADLIWE.
Tu się trochę wyjaśnia, dlaczego tak bardzo się rozjeżdżamy z niektórymi moimi oponentami, którzy próbują w dyskusji o jakim problemie wytykać mi moją przynależność (najczęściej chodziło o przynależność do katolicyzmu). Im się to wydawało zasadne, a mi się to wydaje dokładnie PRZECIWZASADNE. Moja metodologia rozumowania posiada nieusuwalny paradygmat:
Oceniając sprawę ideową mam niezbywalny obowiązek odsunąć na bok każdą postać mojej identyfikacji z kimkolwiek i czymkolwiek - tak głęboko mam tę identyfikację usunąć, jak tylko potrafię, czyli z zasady do maksimum.
Tak więc, jeśli ktoś próbuje w dyskusji ze mną argumentować wytykając mi identyfikację taką, a nie inną (obojętnie jaką identyfikację i obojętnie w jaki sposób), to ja odbieram taki rodzaj argumentowania jako próbę narzucania mi błędów rozumowania, wadliwości analitycznej, wręcz oszustwa. Zarzut z tytułu wytykania mi mojej identyfikacji odbieram jako tożsamy z zarzutem: oj, jaki ty zły jesteś, bo ty nie chcesz oszukiwać w myśleniu!
- Otóż tak! Nie chcę oszukiwać w myśleniu! I nie zamierzam oszukiwać na ten właśnie sposób, że zamiast stosować kryterium prowadzenia rozumowania najbliżej spójności, prawdy, rzetelności, miałbym naciągać coś chaotycznie, intuicyjnie pod jakąś tezę, której sensu przecież na danym etapie analizy nawet nie umiem zdiagnozować w kontekście tego problemu. Ja sobie na takie chaotyczne stawianie myślenia nie zamierzam zezwolić!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:04, 27 Lip 2024 Temat postu: Re: Nasze sympatie a sensowność rozumowania |
|
|
Czy każdy wniosek filozoficzny, merytoryczny skreślę, w przypadku gdy wykryję, iż na etapie jego tworzenia pojawiało się moje lubienie, identyfikacja?...
- Chciałbym odpowiedzieć, że "tak", ale to nie byłaby poprawna odpowiedź. To jest znacznie bardziej skomplikowane.
Kwestię lubienia w rozumowaniu traktuję bowiem jako NIE KOŃCZĄCĄ SIĘ WALKĘ o to, aby dojść do ładu ze sobą, z moimi obrazami rzeczywistości. Ja się nie łudzę, iż całkowicie aspekt lubienia w rozumowaniach merytorycznych usunę!
To działa inaczej - lubienie (życzeniowość) jest w moich rozumowaniach notorycznym mentalnym WROGIEM. Tropię tego wroga na każdym etapie, zastanawiając się co chwila: czy czasem ten kolejny mój wniosek, zamiast wynikania z przesłanek, nie wziął się z jakiejś postaci moich wcześniejszych sympatii, z lubienia, z identyfikowania się?....
I tu sobie SILNIE NARZUCAM ważną zasadę metodologii myśli: pod żadnym pozorem nie wolno jest mi uznać, iż z zakłócającą, fałszującą rolą lubienia w jakimkolwiek moim rozumowaniu całkowicie się uporałem!
Zakładam, że NIGDY SIĘ NIE UPORAŁEM Z TYM AKURAT WROGIEM - mogę go trzymać trochę na dystans, mogę go w jakimś stopniu kontrolować, ale nigdy nie będzie tak, że aspekt życzeniowego traktowania wnioskowania zostanie po prostu mi darowany. Nie! To jest niekończąca się walka, w której ja nigdy nie będę absolutnym zwycięzcą. Mogę mieć tu co najwyżej jakąś formę przewagi, ale absolutnego zwycięstwa nie będą miał nigdy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:53, 28 Lip 2024 Temat postu: Re: Nasze sympatie a sensowność rozumowania |
|
|
Jest jeszcze jeden aspekt lubienia, o którym w innych wątkach wspominałem. Tu go wyrażę na nowo tezą: w każdym rozumieniu jest pewien aspekt lubienia - przynajmniej w minimalnej postaci akceptacji tego, co zrozumiałem. Jeśli nawet owo lubienie jest bliskie neutralności, nie jest jakimś wyrazistym emocjonowaniem się, to wciąż jest. Bo myślenie samo w sobie jakby formą intelektualnej postaci czucia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|