|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33760
Przeczytał: 66 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:18, 07 Kwi 2015 Temat postu: Nadrzędny cel istnienia istot myślących |
|
|
Pytanie, które chciałbym postawić, jest fundamentalne. W jakiś sposób "religijne", choć przy jego rozważaniu chciałbym - przynajmniej na początkowym etapie - jakoś zdystansować się od religii, rozumianej jako któryś ze znanych systemów odgórnego dekretowania co jest dobre, a co złe, albo istnienia istot wyższych, boskich. Punkt wyjścia jest znacznie prostszy - zakłada fakt funkcjonowania istoty myślącej, dokonującej wyborów, obrazującej rzeczywistość, mogącej stawiać sobie cele do realizacji.
I właściwie nic więcej nie jest mi potrzebne, tylko takie założenie. Warto przyjrzeć się, co z tego nam wyjdzie.
Pytanie 1 - o konieczność celu
Oczywiście można by zakwestionować w ogóle samą konieczność, że istota myśląca ma realizować jakikolwiek cel. W moim przekonaniu jednak, takie podejście jest destrukcyjne dla samych rozważań - ktoś nie stawiający sobie celów właściwie nie żyje, nie funkcjonuje - STAPIA SIĘ Z CHAOSEM, bądź z bezosobowym przetwarzaniem informacji (z materią). Cel musi być, aby w ogóle mieć do dyspozycji myślenie, a w dalszej kolejności, aby w ogóle mówić o posiadaniu "istoty myślącej". Zatem, skoro założyłem, że tę istotę mam na starcie, to przyjmuję też jako założenie - podstawowe - istnienie dla owej istoty celów działania.
Cele małe, a cel podstawowy
Tutaj wielu zapewne skupiłoby się na "uproszczeniu" rozważań, wskazując na "oczywistość" celów znanych istot myślących - zwierząt, ludzi. Można ewolucyjnie motywować takie cele jak ochrona ciała, zdobywanie partnerów do rozrodu, osiąganie pozycji w grupie - stadzie. I powiem "wszystko to prawda", ale niewiele z tego wynika (przynajmniej w kontekście, który chciałbym poruszyć). Faktycznie - aby żyć w świecie jaki przyszło nam zasiedlać - musimy jakoś poświęcać uwagę różnym "małym" celom życiowym. Ale gdybym na tym stwierdzeniu (i ogólnie podejściu naturalistycznym) poprzestał, to nie przeanalizowałbym tego, co wydaje mi się najciekawsze. A cóż to jest?
Tym najciekawszym celem jest dla mnie coś co ujawni się po uznaniu za oczywiste, albo po pełnym zaspokojeniu (bądź innej formie zlekceważenia) prostych celów biologicznych. Biologicznie żyją sobie zwierzątka. I fajnie, że tak mają, ale człowiek pyta o coś więcej - np. po co w ogóle miałby żyć, zmagać się z losem?...
W mojej rodzinie opowiada się taki żart-anegdotę (a może fakt?...), że oto pewien człowiek wziął kalkulator i policzył sobie ile to jeszcze czasu prawdopodobnie będzie musiał poświęcić na ubieranie się i rozbieranie, jedzenie i wydalanie, wstawnie z łóżka i kładzenie się, chodzenie do pracy i wracanie z niej, spanie itd. itp. Po zsumowaniu wszystkiego, po przyjrzeniu sie otrzymanej liczbie godzin, dni tenże człowiek wyjął pistolet z szuflady i odebrał sobie życie...
Tak wiem, że wielu ludzi jest zadowolonych ze spełniania swojego biologicznego programu - jedzą, piją, kopulują itd. - nie pytając "po co?". Aż w końcu umierają (też nie wiadomo po co). Jest jednak grupa ludzi, którzy nie potrafią jakoś tak przyjąć bez pytań, wątpliwości refleksji owego biologicznego przymusu, programu, który dostajemy, ale nikt z nami nie uzgdaniał celów, któremu służy. A może ja właśnie chciałbym się zbuntować? Może nie interesuje mnie życie pod dyktando ewolucyjnej "taśmy produkcyjnej"?...
Szukam więc MOJEGO celu życia. Nie narzuconego, nie wykreowanego jakimiś milionami lat przypadkowych mutacji, czy innych zrządzeń losu. Pytam się więc tutaj o JA.
Cel życia, a JA
Tu dochodzimy do dość kluczowej koncepcji - koncepcji JA. Jeśli w ogóle stawia sie pytanie o cel (czegokolwiek), to owo pytanie musi być w jakimś kontekście. Wcześniejszym wskazaniem był kontekst ewolucyjny. Do moich celów jest on "za słaby", jakoś niewystarczający, nieciekawy. Kontekstem ciekawym jest uzgadnianie celu w powiązaniu z JA.
Ale cóż właściwie jest to JA?
Na tym etapie powinno wystarczyć, że JA to taki integrator wrażeń i myśli, który produkuje w różnych sytuacjach (samo)ocenę - OK albo TO NIE TAK. I właściwie nie wiemy do końca jak JA produkuje te oceny - niektóre ścieżki tego oceniania potrafimy wymodelować umysłem, ale inne są postrzegane jako niejasne, chaotyczne, niezrozumiałe.
Można by powiedzieć, że w jakimś sensie sama ta ocena już stanowi nasz poszukiwany cel. Ale ja nie pójdę tym tropem, dla mnie cel musi być czymś bardziej złożonym, czymś co jakoś wybuduje się z owych prostych ocen, co będę umiał nazwać i widzieć jako coś wspólnego i nadrzędnego dla owych ocen.
No to czym miałby być ten cel nadrzędny?
Jest tu kilka ciekawych kandydatów:
- NIESKOŃCZONY ROZWÓJ MYŚLENIA, jakieś dążenie do doskonałości (ale czym jest owa "doskonałość"?)
- MAKSYMALNA RADOŚĆ, SZCZĘŚCIE - ale tu mamy ciekawe pytanie: czy taka radość (jakby narkotyczna...), która jest sama z siebie i nic poza tym, będzie trwała, rzeczywiście satysfakcjonująca, pełna? Bo może właśnie jednak taka radość powiązana z rozwojem? Może prawdziwa radość wymaga jednak rozwoju, bo przecież umysł jakoś zdegradowany do skupianiu się na bodźcach rozkoszy, prostego szczęścia, to jednocześnie umysł, który ma mniej "stopni swobody" dla doznawania samej radości. Być może pełna radość wymaga stworzenia "miejsca" za pomocą wygenerowania przez umysł przestrzeni odniesień, wspomnień, różnorodnych wrażeń. Więc może jednak całkiem bez rozwoju tu się nie obędzie?...
- SPEŁNIENIE JAKIEGOŚ PRZEDUSTANOWIONEGO WZORCA - tutaj natrafiamy na konflikt z tym co wcześniej wskazałem, że chodzi mi jednak o cel w kontekście JA, a nie czegoś zewnętrznego "poza ja". Ale z drugiej strony może być tak, że naprawdę satysfakcjonujący cel dla JA da się zrealizować jedynie przy założeniu scedowania części celowych prerogatyw na zewnętrzne - np. na inne istoty myślące, albo mechanizmy współdziałania z otoczeniem. Mamy tu jednak ten problem, że jeśli cel tego rodzaju będzie zbyt głęboko osadzony w zewnętrzu, to może okazać się niezrozumiały, a wtedy niejako przestanie być celem, bo tylko to co zrozumiałe, co umysł umie uchwycić, może być przez ten umysł dalej wykorzystane w działaniu.
- PO PROSTU PEŁNA AKCEPTACJA TEGO, CO UMYSŁ SPOTYKA - to cel jakby trochę dziwny, a jednocześnie chyba najbardziej naturalny, bo zawierający w sobie również ujęcie, które wcześniej odrzuciłem - tzn. skupienie się na małych celach biologicznych, ewolucyjnych. Ten cel przypomina podejście nieco buddyjskie - akceptować swój los bez sprzeciwu. Ale może i chrześcijańskie w jakimś stopniu też (akceptacja tego, co zsyła nam Bóg). No i oczywiście jest tu też zawarty ateizm, czyli odrzucenie wyższych spirytualnych konceptów, aby po prostu żyć (cieszyć się) tym, co nas spotyka. Problem w tym, że jednak często jakże trudno jest cieszyć się życiem w świecie tak przesyconym cierpieniem...
Wydaje mi się, że fajne światło na problem ustalenia celu istnienia dla JA myślącego jest skupienie się na idei ROZWOJU. Rozwój istoty myślącej polegałby na coraz lepszej umiejętności adaptowania się do przychodzących bodźców. Coraz więcej umiejętności interpretacji, przy wsparciu coraz lepszego synchronizowania owych bodźców z ja, budowałoby wciąż rosnącą "przestrzeń" dla osadzenia w niej naszego szczęścia. Bo w małej przestrzeni odniesień "mieści się" jednak mniej szczęścia, niż w przestrzeni wielkiej, może nawet nieskończonej, wszechogarniającej. Tylko co miałoby być miarą owej "coraz lepszej" umiejętności doznawania szczęścia?...
Tu kuszące jest wyjaśnianie mechanizmu odczuwania szczęścia, dzięki zapostulowaniu jakiejś nowej "supernaturalnej" (czyli wbudowanej od początku, nieusuwalnej, wmurowanej w samą istotę ja) jego postaci. Może istnieje w nas takie SZCZĘŚCIE OCZYWISTE, takie co do którego umysł nie będzie miał wątpliwości, że w owym stanie chce pozostawać. Wydaje mi się, że jeśliby rzeczywiście tak było, że jest w nas wyróżniona, absolutnie pewna ścieżka dla w pełni spełnionego, szczęśliwego JA, to chyba największym odkryciem życia byłoby odnalezienie tej ścieżki...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:00, 10 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Sorry, ale nie czytałem tego, co napisałeś powyżej. Chcę się tylko odnieść do samego tytułu wątku. Uważam, że- w pojęciu takim, jakie stwarza sobie umysł ludzki- nie ma w niczym żadnej celowości, ani tym bardziej sensu. Natomiast celem samym w sobie jest proces, zmiana, dzięki którym Natura w danym czasie i lokalizacji dąży do stanu równowagi. Wszelkie procesy, zmiany podlegają jednemu nadrzędnemu prawu- najlepszego dopasowania [doboru naturalnego], oraz przebiegają na drodze przyczynowo-skutkowej. W przypadku ewolucji świadomości nie wykluczone, że może w końcu utworzyć się Świadomość Boska, która ogarnie całą Nieświadomość Natury.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|