|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 14:24, 28 Lut 2020 Temat postu: Moje relacje z ludźmi i światem - konstytucja osobowości |
|
|
Nie wiem, na ile pociągnę ten wątek, ale problem uważam za otwarty. A jest ważny i ciekawy. Pytanie o to, na jakich zasadach należałoby układać swoje relacje z bliźnimi, światem, jak być we właściwy sposób asertywnym, ale i gotowym na ustępstwa, zdolnym do współpracy.
Na początek chciałem tu sformułować pewną zasadę, jaką od pewnego czasu stosuję przy interpretowaniu pytań, problemów związanych z relacjami z ludźmi. Zasada brzmi:
Nie daj się zepchnąć na pozycje podporządkowane, a jeśli ktoś to podporządkowanie na tobie wymusza, to jest to powodem cofnięcia takiej osobie/instytucji kredytu zaufania.
Jeszcze inaczej można by sformułować to samo jako: domyślnym stanem jest równość stron.
Oczywiście każda zasada ma jakieś wyjątki, czy przypadki nietypowo interpretowane. Ta też je ma. W życiu nie ma nic całkiem prostego, więc i tutaj można wskazać sytuacje, w których naturalna jest jakaś forma nierówności. Ale ZAWSZE ODEJŚCIE OD GŁÓWNEJ REGUŁY MUSI MIEĆ MOCNE UZASADNIENIE.
Tutaj można wskazać przykład - rodzice panują nad dziećmi, ich prawa decydowania są większe, co łamie zasadę równości. Jednak wyraźnie tu wskazuje się, że owa sytuacja: jest przejściowa, wymaga od rodziców dodatkowego wyczucia, ochrony dla strony, ktora jest niżej w hierarchii. Podobnie nierówność mamy w układzie obywatel - państwo. Tutaj znowu ta nierówność jest ubrana w dodatkowe wymogi - demokracji, czyli to, że jednak WIĘKSZOŚĆ stoi za decydentem, a nie druga strona jest tu zwykłym człowiekiem.
W każdym razie, jeśli mamy układ człowiek vs drugi człowiek, to zasadą jest równość.
Co to praktycznie dla mnie oznacza?
Ano to, że mój stosunek do ludzi funkcjonuje w dwóch głównych trybach (pewnie będą jakieś poboczne podtryby i wyjątki, ale mają one mniejszy zakres):
- tryb równości jest trybem wysokiego ZAUFANIA I SZACUNKU
- tryb wymuszenia na mnie podległości, jest trybem NIEUFNOŚCI I NAPIĘCIA WALKI.
Inaczej mówiąc, moja zasada traktowania ludzi jest taka, że dopóki się ktoś nie wywyższa, nie próbuje wchodzić mi na głowę, narzucać swojego zdania, lekceważyć mnie, dopóty taki ktoś TO JEST GOŚĆ. Tryb równości, tryb uczciwy jednocześnie jest trybem PEŁNI MOŻLIWEGO SZACUNKU, jest trybem dowartościowującym drugą osobę, bo ja wobec niej mogę w pełni korzystać z moich praw oceny, a dalej wartościowania w sposób uczciwy, suwerenny.
Życie oczywiście jest skomplikowane, uwikłane w walkę o władzę, dominację, przymusy i rywalizacje. Tak więc, prędzej czy później, człowiek będzie musiał opowiedzieć się wobec sytuacji, gdy ktoś zastosuje względem niego przemoc. Nawet nie musi to być przemoc fizyczna, ale tylko mentalna - np. ustawianie mnie jakoś na niższej pozycji, odmawianie mi prawa do oceny, do decyzji, poniżanie moich słów, tego co mam, tego co lubię. W momencie gdy ktoś ustawia się na takiej wywyższonej względem mnie pozycji, dostaje etykietę NIEPEŁNOWARTOŚCIOWEGO MENTALNIE, POTENCJALNIE TOKSYCZNEGO partnera. Trochę tu przypomina mi się sformułowanie Jezusa z Biblii "kto się wywyższa, będzie poniżony". Jeśli ktoś się względem mnie wywyższa, jeśli zdecydował się zniszczyć uczciwy stan równości, to znaczy, że nie dorósł, jest wadliwym partnerem, obowiązuje względem niego nieufność, dozwolony od strony etycznej jest brak pełnej szczerości, nie dowierza się jego mądrości, ocenom - traktuje trochę jak głupca i wroga.
Jeszcze inaczej - nie dozwalam sobie na postawę w stylu syndrom sztokholmski. Ktoś wywyższający się niech uważa, bo stał się wrogiem, poprzez swój postępek ZOSTAŁ PRZEZE MNIE MORALNIE POZBAWIONY CZĘŚCI PRAW I LUDZKICH ATRYBUTÓW (części, nie wszystkich!). Np. względem wroga usprawiedliwiam od strony etycznej kłamstwo. Tak właśnie - jeśli ktoś niszczy uczciwość układu równości, to zanegował uczciwość relacji między nami, czyli od tej pory z praw wynikłych z uczciwości nie będzie korzystał. Sam się na to zdecydował, gdy uczciwość niszczył.
Nie zgadzam się wewnętrznie na dozwalanie sobie na poczucie pogardy. Więc nie gardzę osobami wywyższającymi się. Ale też chyba przyznam, że mój stan uczuć względem takich osób jest jakoś pogardzie bliski - na pewno jest w tym stanie obniżone poczucie szacunku, jest uznanie owej osoby za jakoś tam mniej wartościową od innych, szczególnie od tych, które w - jedynym poprawnym - stanie równości potrafię wytrwać.
Oczywiście, jak pisałem wcześniej, każda zasada ma wyjątki. Więc warto by ze dwa wyjątki tutaj wskazać. Pierwszym wyjątkiem jest stan wyższej konieczności, połączony z potrzebą zsynchronizowania działań ludzi. Jeśli np. pali się dom, to dowódca straży pożarnej, ktoś o kim wierzymy, że jest doświadczony, a poza tym ma najwięcej danych, jako że do niego one spływają, zostaje wywyższony do dowodzenia. Inni są podlegli. Ale taka sytuacja obowiązuje tylko do czasu, gdy stan wyższej konieczności zostanie zażegnany. Dowódca straży pożarnej nie uzyskuje jakiegoś dożywotniego prawa do wywyższania się ogólnie nad ludzi.
Drugim, dość typowym wyjątkiem, jest udzielenie jakiejś osobie szczególnego autorytetu - np. wybieramy prezydenta (częściowo dotyczy to także dowolnego szefa w układzie zawodowym itp.). Prezydent niejako "dziedziczy" zaufanie udzielone mu przez wielu ludzi, MA PODSTAWY do uznania go jakoś za wyróżnione (o ile oczywiście został UCZCIWIE WYBRANY).
Jednak w większości sytuacji, żadne chciejstwo, żadna umiejętność manipulacji nie powinna zostać uznana za usprawiedliwienie wywyższania się, przyjmowania względem innych pozycji uprzywilejowanej. Kto sobie SZCZEGÓLNIE SAMOWOLNIE taką pozycję próbuje przyznać, ten (przynajmniej w moich oczach) zostaje właśnie poniżony, uznany za toksyczny element towarzystwa, w którym przychodzi mi funkcjonować.
Ta moja zasada ma jeszcze jeden aspekt, który chcę wskazać - pewną postać ZADEKLAROWANIA SIĘ I uzgodnienia owego prawa z samym sobą - UWIERZENIE W JEGO SŁUSZNOŚĆ. Chodzi o to, że owa zasada ma wyraźny priorytet nad bieżącymi rozpoznaniami. Zdaję sobie bowiem sprawę, że w życiu nieraz będę poddawany manipulacji. "W ogniu walki", w zamieszaniu życia, niejeden manipulator może jakoś wślizgnąć się do moich uczuć, rozpoznań na tyle sprytnie, że - kierując się przelotnymi emocjami - zechcę taką osobę traktować zgodnie z jej intencjami. Mogę zacząć tyranów usprawiedliwiać, mogę się chcieć pogodzić z moją podporządkowaną pozycją, aby mieć święty spokój, aby zadowolić moje poczucie bycia członkiem jakiejś społeczności, czy z dowolnego innego powodu. Ja jednak wobec takiej mojej potencjalnej postawy ogłaszam (samo sobie to ogłaszam) twarde NIE. Składam sobie coś w rodzaju przyrzeczenia: nie będziesz swoich ludzkich tyranów usprawiedliwiał i dawał im prawa do moralnej przewagi nad tobą. To jest trochę tak, jak z I przykazaniem: nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Co prawda jestem teistą, więc Boga mam na szczycie wszystkich bytów i wszelkiego szacunku, miłości, zaufania. Jednak już poniżej Boga największe prawa mam JA. I nie dozwalam sobie na zrzekanie się tej pozycji - żaden człowiek nie ma prawa mi nic narzucać. Jeśli narzuca, to jest wrogiem! (wyjąwszy wyjątkowe sytuacje, gdzie narzucanie musi mieć MOCNE PODSTAWY) I nie daję sobie sam prawa do jakiegoś cofnięcia sobie roli nadrzędnej w kwestii własnej osoby, a danie tej roli komukolwiek. Żaden guru sekty niech nawet nie próbuje mną rządzić. Żaden psychopata, niech nie mysli, że będzie sprawował nade mną kontrolę Z MOIM PRZYZWOLENIEM.
Powtórzę: tu nie chodzi o aspekt, czy przemocy na pewno nie zostanę poddany, bo pewnie niejednej przemocy poddany zostanę (jak to już bywało). Chodzi o moje PRZYZWOLENIE, ZGODĘ I AKCEPTACJĘ. Tego żadnemu wywyższającemu się nie daję. Jeśli nawet zdobył, jakoś tam manipulując, grożąc, cwaniakując nade mną kontrolę, to dla mnie jasne jest, że teraz przestał być moim przyjacielem, stracił mój kredyt zaufania, spada w hierarchii człowieczeństwa.
I to co tutaj napisałem, uważam za naprawdę ważne. Jest to jakby rodzaj mojej "konstytucji osobowości".
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 14:28, 28 Lut 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:21, 09 Mar 2023 Temat postu: Re: Moje relacje z ludźmi i światem - konstytucja osobowości |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Na początek chciałem tu sformułować pewną zasadę, jaką od pewnego czasu stosuję przy interpretowaniu pytań, problemów związanych z relacjami z ludźmi. Zasada brzmi:
Nie daj się zepchnąć na pozycje podporządkowane, a jeśli ktoś to podporządkowanie na tobie wymusza, to jest to powodem cofnięcia takiej osobie/instytucji kredytu zaufania.
Jeszcze inaczej można by sformułować to samo jako: domyślnym stanem jest równość stron.
...
Jeszcze inaczej - nie dozwalam sobie na postawę w stylu syndrom sztokholmski. |
Nie akceptuję dominatorów nade mną. I to jest moja ZASADA. Kto próbuje mi coś narzucać, ograniczać na arbitralnych zasadach, staje się moim WROGIEM. Szczególnie jeszcze wzmacniam tę klasyfikację, jak widzę, że bardzo wyraźnym motywem owej osoby, jest jej pycha, pragnienie wywyższenia ponad zdolność do uznania obiektywnych konieczności. I nie zamierzam czynić od tego wyjątku. ŚWIADOMIE, intencjonalnie narzucam sobie to jako moją osobistą normę, aby każdego dominatora traktować gdzieś na pograniczu mojej wzgardy. Co prawda nie gardzę nikim ostatecznie z zasady, ale będzie to właśnie coś "na pograniczu", czyli przekonanie, że właściwie gość na wzgardę sobie zasłużył, ale jeszcze ja - z racji na wewnętrzne zasady, okazując mu ŁASKĘ - tej wzgardy nie stosuję. Ale już wiem, że to jest mentalny słabeusz, osoba o niższej godności, mentalnie ktoś mierny (w porównaniu do średniej społeczeństwa).
Wiem, że w naszych instynktach jest zapisana uległość dominatorom. Szczególnie u kobiet jest wręcz czasem emocjonalna zgoda na bycie zdominowaną. Jest w tym podłoże seksualne. Ale i mężczyźni w układach sado - maso odnajdują się w roli bycia zdominowanym. To instynktowne uleganie dominatorom ja osobiście traktuję jako słabość człowieka, jak coś świadczącego o nim negatywnie, poniżającego go.
Przy czym chodzi mi przede wszystkim o aspekt psychiczny, emocjonalny a nie fizyczny. Bo fizycznie często będzie tak, że nie możemy nic zrobić, że tyrania, posługująca się aparatem przymusu weźmie nas pod swój but. Ale chodzi o to, aby nigdy temu nie dać naszej osobistej zgody.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 15:27, 09 Mar 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|