|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:13, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Jeszcze jedna uwaga co do spełnienia. Ego zawsze jest niespełnione. Zaspokajanie przyjemności emocjonalnych też daje niespełnienie, bo trzeba je powtarzać, a bodźce się wyrabiają (habituacja). Mit o trwałym szczęściu też zniszczył już wielu ludzi, którzy szukali spełnienia tam gdzie nie trzeba.
Mam jeszcze jeden opis rzeczywistości: wszystko jest tylko zmieniającym się jak w kalejdoskopie obrazem, dźwiękiem, przestrzenią, którą obserwujesz. Są to jednak wysublimowane formy iluzji. Świat jest realny, więc ta iluzja wydaje się realna, ale tak naprawdę realne jest tylko doświadczenie. Cały czas istnieje byt, jestestwo, jaźń, czy jak to nazwać. Ta jaźń jest pustką, w dodatku nie zaobserwujesz jej, bo możesz tylko patrzeć na treść. Szukanie rozwiązań w treści urojeń nie ma sensu. Rozwiązaniem jest zaprzestanie utożsamiania się z nimi.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Prosiak dnia Czw 12:14, 25 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:57, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Negatywna ocena religii nie jest pochopnie wyciąganym wnioskiem. Jakieś tam plusy z tego też płyną, ale jest to jakby radość przez wiele wylanych łez. Znam z autopsji jak działa religia i poznałem różne osoby, które są przez nią zniewolone. Moim zdaniem jako wierzący próbujesz zrelatywizować niewygodne fakty.
Odsunięcie spełniania pragnień powoduje, że nie ma po co żyć. Zostaje wtedy pustka i przymus wiary w Boga, którego tak naprawdę się nienawidzi za to, że ma się "złe" pragnienia i nie można ich realizować, nie można być sobą itd, a do tego dochodzi wtedy przymus robienia czegoś czego się nie chce, a co niby stanowi jakiś mentalny "cel" zastępczy wpychającego człowieka w ascetyzm. Odrzuca mnie sama nadęta atmosfera i traktowanie wszystkiego zbyt na poważnie - wyolbrzymianie problemów, grzechów itd, bo wtedy kościół jest potrzebny żeby z nich "rozgrzeszyć" i uspokoić sumienie, które zostało wcześniej naruszone przez religijne sztywne zasady, które nie przystają do życia i sztuczne cele, które nie wynikają z serca, tylko ze strachu. W dodatku przez religię źle ocenia się innych ludzi, którzy rzekomo czynią "zło". |
Znowu z Twoją diagnozą w dużym stopniu chyba się zgodzę. Tzn. od dawna uważam np. za błąd Kościoła Rzymsko Katolickiego (choć nie tylko jego, to jest dość powszechny "zwyczaj") przesadną "grzechocentryczność". Coś w tym jest, że mamy skupienie się na tych negatywnych stronach życia, na ciągłym wzmacnianiu jakiegoś wewnętrznego cenzora, który zatruwa radość życia nieustannym: i tak jesteś grzeszny! Znowu zrobiłeś coś źle! Znowu nie wytrwałeś w tym, co obiecałeś! itp.
Niewątpliwie pełne uduchowienie Kościoła jest jeszcze przed nami. Co prawda papież Franciszek (i nie tylko on) ciągle akcentuje miłość Boga, teraz ogłosił Rok Miłosierdzia itd. Ale jednocześnie cała "infrastruktura duchowa" w Kościele jest dość silnie nastawiona przede wszystkim na "obsługę grzeszności", a aspekty pozytywne jakoś tak umykają.
Tyle że...
Tyle że jak trochę inaczej traktuję to wszystko. Uważam, że RELIGIA JEST DLA MNIE. I BÓG JEST DLA MNIE. Nic na tym świecie nie jest idealne, a więc i Kościół też taki nie będzie. Poza tym Kościół jednak daje wiedzę o kluczowych aspektach duchowości. One są wymieszane z wtrętami ludzkimi, chyba jakoś wynikającymi z chęci panowania i władzy (może nawet w dobrej wierze tworzonymi), z jakimś odejściem od czystej duchowości. I przyznam, że nadęcie, przesadnie rozbudowane rytuały, jakieś dziwaczne uwielbienie dla czysto ludzkich ustaleń też mnie drażnią. Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie zupełnie jaką czapkę i buty, przy jakiej okazji nosi papież, czy biskup. A dla niektórych ludzi są to jakieś niezwykle ważne atrybuty ich wiary...
Gdybym ja miał teraz wybierać kościół bardziej dla siebie, to bym wybierał jakieś takie ciche świątynie, gdzie ubogi wikary (proboszcz też może być...), bez wielkiej pompy, bez rozbudowanej obrzędowości, tylko w skupieniu się na sprawach ducha, po prostu chwali Boga całym sercem, zaś ludzi rozświetla swoją życzliwością, zrozumieniem, pragnieniem pomocy w kwestiach duchowych. Inaczej mówiąc, duża część działań aktualnego kościoła jest jednak nie po mojemu. Ale mogę sobie wybrać - mogę pójść do tego kościoła, a nie innego, mogę uśmiechnąć się z politowaniem po kazaniu księdza skupionego na swojej władzy i obrzędach, a w istocie lekceważącego duchowość. Mamy wybór. Jednocześnie zaręczam Ci, że w czytaniach biblijnych, w wielu tekstach tworzonych przez ludzi w kościele jest niejedna wspaniała wskazówka dotycząca duchowości, jest mądrość, wyjaśnienie kluczowych dla człowieka zagadnień. I chyba nigdzie indziej tego rodzaju wskazówek nie znajdziemy!
To jest problem dla kogoś, kto by chciał iść zupełnie samotnie. Bo jest taka pokusa, skoro tylu księży tylko dybie na pieniądze, tyle mamy złych skłonności, pychy wśród kleru, albo i zwykłych wierzących, to może w ogóle róbmy sobie religię po swojemu, z boku. Ale to jest niebotycznie trudne, bo od początku mamy tyle niewiadomych... I chyba jest to niepotrzebne, skoro naprawdę nie trzeba jeszcze raz wynajdywać koła, skoro to wszystko już jest. Ale trochę trzeba to odfiltrować...
W świadomości ludzi kościół jest jakimś monolitem, który jednym spójnym głosem nakazuje, żąda, ocenia, "mówi co jest dobre". W połączeniu z dogmatem nieomylności papieża miałby to być jakiś taki mityczny urząd, który niejako absolutnie włada całą duchowością swoich owieczek. Może takie wyobrażenie jest. Ale realnie patrząc na sprawę, to wyobrażenie, pewnie trochę wyrosłe z marzeń co niektórych o wielkiej władzy i "porządku", jest utopią, ułudą, myśleniem życzeniowym. To co naprawdę JEST, to po prostu życie, pragnienia ludzi, ich droga do dobra, do dogadania się z samym sobą i bliskimi wokoło. Kościół wcale nie jest monolitem. Mamy w nim wielu dość "heretyckich" rozumowaniem jednostek. Wuj np. z uporem głosi apokatastazę, czyli przekonanie, że ostatecznie piekło okaże się puste, że wszyscy zostaną zbawieni. I to nie tylko Wuj, ale i aktywny ksiądz (Hryniewicz). Są teologowie dość otwarcie sprzeciwiający się dogmatom już ogłoszonym. I dalej są to teologowie katoliccy...
Powtórzę RELIGIA JEST DLA MNIE. DLA MNIE, dla ludzi nie dla instytucji. Bo Bóg jest dla ludzi. Religio znaczy "więź" - czyli istotą religii jest wczepienie się Boga, a nie pielęgnowanie takich, czy innych rytuałów. Te rytuały mają co najwyżej przypominać o czymś, "poruszać" nas emocjonalnie i intelektualnie w jakimś kierunku, a nie są istotą wiary.
I jak się nad tym zastanowić, to w tej niedoskonałości kościoła jest również jakaś mądrość (dar) Boga. Zbyt doskonały kościół nie pozostawiałby wiernym wyboru, nie umożliwiał wykazania się w PRAWDZIWEJ WIERNOŚCI MIŁOŚCI I PRAWDZIE.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:11, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Szukanie rozwiązań w treści urojeń nie ma sensu. Rozwiązaniem jest zaprzestanie utożsamiania się z nimi.
|
Ja przyznam, że chyba mam jakąś wadę - niewadę (w zależności od sposobu patrzenia). Jakoś nie mam tendencji do utożsamiania się. Dlatego czasem tekstów podobnych do Twoich (czy innych buddystycznych na temat) nie rozumiem. Przy ich lekturze wciąż sobie zadaję pytanie: ale właściwie w czym problem?
Intuicyjnie dla mnie utożsamianie się jest czymś dziwnym. Przecież to oczywiste, że nikt nie jest czymś jednostkowym... O czym tu gadać?...
Dla mnie rozumowanie-tekst który podlinkowałeś jest na tyle oczywisty, że mogę się tylko dziwić, jeśli ktoś rozumuje inaczej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:55, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Nie pisałem nawet o kościele, tylko o wierze. W pewnym momencie buddyzm był dla mnie tym samym co chrześcijaństwo (katolicyzm świadomie odrzuciłem już w podstawówce jako fałszywy odłam chrześcijaństwa). Po prostu chodzi o zewnętrzną moralność i własne sumienie. Nie mogą być w konflikcie, a zasady narzucone z zewnątrz tworzą taki konflikt.
Michał Dyszyński napisał: | Jednocześnie zaręczam Ci, że w czytaniach biblijnych, w wielu tekstach tworzonych przez ludzi w kościele jest niejedna wspaniała wskazówka dotycząca duchowości, jest mądrość, wyjaśnienie kluczowych dla człowieka zagadnień. I chyba nigdzie indziej tego rodzaju wskazówek nie znajdziemy! |
Z tym się zdecydowanie nie zgadzam. Buddyzm mówi dużo więcej o duchowości, a dziś robi to już nawet neurobiologia. Biblia przekazuje fałszywe zasady.
Michał Dyszyński napisał: | Ja przyznam, że chyba mam jakąś wadę - niewadę (w zależności od sposobu patrzenia). Jakoś nie mam tendencji do utożsamiania się. Dlatego czasem tekstów podobnych do Twoich (czy innych buddystycznych na temat) nie rozumiem. Przy ich lekturze wciąż sobie zadaję pytanie: ale właściwie w czym problem?
Intuicyjnie dla mnie utożsamianie się jest czymś dziwnym. Przecież to oczywiste, że nikt nie jest czymś jednostkowym... O czym tu gadać?...
Dla mnie rozumowanie-tekst który podlinkowałeś jest na tyle oczywisty, że mogę się tylko dziwić, jeśli ktoś rozumuje inaczej. |
Skoro tak, to dlaczego utożsamiasz się z lingwistycznymi modelami wprowadzanymi przez religię? Np to co opisałeś o tej mocy, to przecież jakiś sztuczny model, który jest oderwany od rzeczywistości i jest właśnie takim uproszczeniem tematu i przekazuje co niby jest właściwe, a co nie. A to już wynika z utożsamienia z konceptem właściwości i niewłaściwości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:16, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | ...dlaczego utożsamiasz się z lingwistycznymi modelami wprowadzanymi przez religię? Np to co opisałeś o tej mocy, to przecież jakiś sztuczny model, który jest oderwany od rzeczywistości i jest właśnie takim uproszczeniem tematu i przekazuje co niby jest właściwe, a co nie. A to już wynika z utożsamienia z konceptem właściwości i niewłaściwości. |
Myślę, że po prostu źle mnie zrozumiałeś. Nigdzie nie "utożsamiam się" z modelami. Pokazuję model, z myślą, że jest to JEDNO Z MOŻLIWYCH ujęć. Mam nadzieję, że jest w jakiś sposób cenne, na coś wskazuje. Ale sam model nie jest "rzeczywistością" owej mocy, jest takim pokazaniem jakiejś części zależności. Właściwie to początkiem pokazywania tego...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:20, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
No, ale w takim razie czemu to służy? Sama lektura tego tekstu spowodowała u mnie nieprzyjemne odczucia, takie wartościujące a priori i osądzające, co nie odnosi się w ogóle do realnego życia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:49, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | No, ale w takim razie czemu to służy? Sama lektura tego tekstu spowodowała u mnie nieprzyjemne odczucia, takie wartościujące a priori i osądzające, co nie odnosi się w ogóle do realnego życia. |
Którego tekstu?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:57, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Twojego tekstu o mocy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:50, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Twojego tekstu o mocy. |
Ale którego? Tego pierwszego, wprowadzajacego, czy któregoś z następnych?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:11, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Wszystkie - brzmią dla mnie jak chęć dowartościowania się dzięki wymyśleniu cech ludziom "gorszym".
Ostatnio zmieniony przez Prosiak dnia Czw 22:11, 25 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:19, 26 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Wszystkie - brzmią dla mnie jak chęć dowartościowania się dzięki wymyśleniu cech ludziom "gorszym". |
Absolutnie nie miałem takiej intencji przy pisaniu owych tekstów. Właściwie to nawet zależało mi, aby kwestię gorszości/lepszości człowieka, w jego odczuciach w ogóle trzymać jakoś na dystans, czyli nie wchodzić w wartościowanie związane z emocjami.
Wartościowanie bowiem jest zawsze oparte na jakiejś formie arbitralności - wiary, że jeden aspekt jest wyróżniony względem innych aspektów. Ktoś jest "lepszy" bo jest wielki silny. Z drugiej strony ten wielki i silny nie jest znowu taki lepszy w kategorii - schować się, umieć ukrywać, być sprytnym wobec mocy innych - coś co dobrze udaje się tylko małemu i słabemu.
Tak więc moje teksty nie mają absolutnie celu narzucania komukolwiek jakiejś formy wartościowania, oceny. W pewnym sensie są podejściem przeciwnym, czyli oparciem się na zasadzie OSTATECZNIE TO JA SAM ZADECYDUJĘ I TO BĘDZIE OBOWIĄZYWAŁO.
Ale...
Ale jednak moja decyzja, jeśli rzeczywiście ma jakaś być, powinna być spójna wewnętrznie, niejako "logiczna". Oznacza to, że człowiek powinien wiedzieć czego naprawdę chce! I nad tym właśnie się zastanawiam - czego ja naprawdę chcę; czego naprawdę chcą inni ludzie.
W filozofii Nietschego znany jest motyw pragnienia mocy. Człowiek "chce" mocy, dąży do niej. Pytam: dąży do CZEGO?
Czy dąży do jakiejś absolutnej łatwości w spełnianiu każdego celu/zachcianki, jaki się pojawi na horyzoncie?
A może dąży do tego, aby udowadniać swoją wyższą nad innymi istotami, które spotyka?
A może jest jakaś grupa zadań/celów dla niego, których osiągnięcie przyniesie człowiekowi spełnienie, szczęście, a inne nie są ważne?
Powtórzę założenie - PYTAM O ODCZUCIA KONKRETNEGO CZŁOWIEKA, WEDŁUG JEGO MIARY!
Nie wartościuję swoimi kategoriami. Nie narzucam systemu moralnego. Nie straszę, że oto przyjdzie jakiś zewnętrzny sędzia i powie: to było dobre, a tamto złe, więc zaraz wyliczę ci na co zasłużyłeś... Nie. Zakładam, że jest tylko człowiek - sam ten człowiek. Czy ten człowiek potrafi być szczęśliwy, spełniony? Czy to zależy od tego jakich zadań się podjął? Czy gdyby mógł wszystko osiągać, co tylko mu przyjdzie do głowy, to byłby szczęśliwy?
Ten człowiek - w nim samym, według JEGO MIARY!
Nie wartościuję więc ani trochę. Człowiek i tak sam się zwartościuje...
Pytam też o DEFINICJĘ mocy.
Definicja jest kwestią logiki. Ona nie jest przeciw komuś, albo za kimś - jest intelektualna, a nie emocjonalna. Pytam o to W KTÓRĄ STRONĘ KIERUJE SIĘ UMYSŁ, GDY PODĄŻY ZA STWIERDZENIEM "TEN KTOŚ MA MOC"?
Jak to jest tak intuicyjnie?
I moja odpowiedź jest nieco dwojaka.
Mamy PROSTE (naiwne) ROZUMIENIE MOCY osobowej - byłaby nim z grubsza MOŻLIWOŚĆ SPEŁNIANIA KAŻDEJ ZACHCIANKI, każdego choćby nie wiem jak idiotycznego zadania. Myślę, że tak to jest intuicyjnie. Z tym rozumieniem mocy wiąże się jednak pewien problem.
Posłużę się porównaniem do urządzeń.
Gdybyśmy chcieli jakoś wyrazić MOC KOPARKI - urządzenia, które ma nam wykopać dół pod jakiś budynek. To owa moc zapewne wyrażałaby się użytecznością względem założonego celu - im więcej ziemi na godzinę jest w stanie przerzucić taka koparka, tym ma "większą moc kopania ziemi". I można sobie szeregować koparki - od słabych, do mocnych.
Teraz wyobraźmy sobie, że ktoś wpada na "genialny" pomysł: skoro taka moc jest właściwa - wywalenie jakiejś tam masy ziemi w jak najkrótszym czasie - to ja mam "superkoparkę" - coś, co wszystkie znane koparki "załatwia" bardzo prosto. I gość bierze duży ładunek wybuchowy, umieszcza go mniej więcej w środku - na spodzie miejsca, z którego trzeba wywalić ziemię i odpala zdalnie. Robi się buuum i wielkie masy ziemi zostają przerzucone - mamy "koparkę", która w sekundę wykonuje robotę taką, która najlepszej znanej koparce zajęłaby powiedzmy tydzień. To jest dopiero moc!
Problem z taką koparką wybuchową jest jednak taki, że w większości przypadków SKUTKI UBOCZNE osiągania celu - tutaj kopania - są na tyle złe, że niweczą efekt pozytywny. Tzn wybuchowe "kopanie" ma jakiś sens przy wydobywaniu kopalin, w miejscach odległych od siedzib ludzkich. Ale gdyby ktoś "kopał" wybuchowo fundamenty pod domek na osiedlu, to koszty odszkodowań z tytułu zniszczenia sąsiednich budynków prawdopodobnie setki razy przekroczyłyby zysk związany z wykopaniem gruntu. Poza tym i tak byłby problem z wyrównaniem ścian dołu, z usunięciem ziemi, która byle jak się rozsypała. Tak więc prosto rozumiana moc często koliduje z ogólną celowością i sensownością działania.
Dlatego uważam, że jest sens mówienia/myślenia o ZAAWANSOWANEJ DEFINICJI MOCY. Byłaby to moc obliczona nie na jakiś jeden prosto zdefiniowany efekt, ale moc SPÓJNA WE WSZYSTKICH ISTOTNYCH ASPEKTACH.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 16:59, 26 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Oznacza to, że człowiek powinien wiedzieć czego naprawdę chce! I nad tym właśnie się zastanawiam - czego ja naprawdę chcę; czego naprawdę chcą inni ludzie. |
No i właśnie to jest w tym najgorsze i najsmutniejsze. Ja chcę np zjeść kanapkę, obejrzeć mecz, zdobyć nowe interesujące mnie informacje dla zaspokojenia ciekawości, pocisnąć trollowi i wytknąć mu głupotę, pójść na spacer, pojechać na wakacje, przeczytać książkę itd. Ludzie chcą różnych rzeczy i to właśnie te małe rzeczy wypełniają im bezsens i pustkę życia. Ale można też inaczej - można skupiać się na tych rzeczach i czerpać z nich przyjemność, co daje poczucie sensu. Bez sensu jest budowanie pojęcia sensu na tym odczuciu i przypisywanie mu jakiegoś spójnego logicznego szkieletu, który nie ma uczuć, więc nie może stanowić sensu. Kiedy płynę łódką skupić się na pływaniu łódką, a nie myśleć w tym czasie o tym, że jutro trzeba zapłacić faktury. Kiedy myślę o planowaniu, to myślę o planowaniu w danym momencie, podejmuję decyzję i już dalej tego nie rozpatruję np jedząc bułkę. Jest tu i teraz zamiast mentalnego śmietnika. Kiedy jem bułkę skupiam się na smaku i czerpaniu z niej przyjemności, a nie na koncepcie "Prosiak je bułkę" i nie myślę o jej składnikach odżywczych itd, co psułoby przyjemność z jedzenia.
Żeby to zobrazować... wyobraź sobie taki szkielet z myśli, niby logicznych. Jest to jakiś model, schemat. Może być dużo takich schematów, człowiek ma je dopasować do danej sytuacji i to jest prawidłowe. W drugiej wersji, tej z "ja" model staje się prawdą, jeden schemat staje się obiektem rozważań, który wydaje się realny, a rzeczywistość jakoby dopasowuje się wokół tego szkieletu - wtedy jest matrix. Jeżeli tworzę swobodne modele pomocniczo, to jest dobrze, wtedy jestem w pewnym sensie niespójny, bo różne modele pozornie przeczą sobie nawzajem. Te sprzeczności są jednak tylko lingwistyczne i wynikają z wzięcia "ja" za stały obiekt, choć w mózgu wszystko jest zmienne.
Cytat: | W filozofii Nietschego znany jest motyw pragnienia mocy. Człowiek "chce" mocy, dąży do niej. Pytam: dąży do CZEGO?
Czy dąży do jakiejś absolutnej łatwości w spełnianiu każdego celu/zachcianki, jaki się pojawi na horyzoncie?
A może dąży do tego, aby udowadniać swoją wyższą nad innymi istotami, które spotyka?
A może jest jakaś grupa zadań/celów dla niego, których osiągnięcie przyniesie człowiekowi spełnienie, szczęście, a inne nie są ważne? |
Wola mocy Nietzschego to pragnienie ciągłego rozwoju, przezwyciężania słabości, odczłowieczenie. Umarł człowiek, umarł Bóg i narodził się nadczłowiek. Z drugiej strony widzę, że niektórzy traktują to zbyt dosłownie. Lepszy jest dla mnie podział na zewnątrzsterowność i wewnątrzsterowność. Nadczłowiek jest wewnątrzsterowny, a zwykły plebejusz jest zewnątrzsterowny. Nadczłowiek korzysta z moralności, a plebejusz podlega "szkieletowi moralności" charakterystycznemu dla danej grupy. Sama moc jako pragnienie jest płytka. Moc to wartość, która służy większej idei - szczęśliwości. Szczęście jest sinusoidą (mechanizmy habituacji) i dlatego ma wartość. Jednak życie dla samego szczęścia jest skazane na cierpienie w momentach braku szczęścia.
Cytat: | Mamy PROSTE (naiwne) ROZUMIENIE MOCY osobowej - byłaby nim z grubsza MOŻLIWOŚĆ SPEŁNIANIA KAŻDEJ ZACHCIANKI, każdego choćby nie wiem jak idiotycznego zadania. Myślę, że tak to jest intuicyjnie. Z tym rozumieniem mocy wiąże się jednak pewien problem. |
Dla mnie to nie jest intuicyjna odpowiedź. Moja intuicyjna odpowiedź na pytanie o moc jest taka:
- umiejętność wpływania na rzeczywistość aby zmienić ją zgodnie ze swoją wolą (czyli emocjami)
- umiejętność godzenia się z tym czego nie da się zmienić*
- umiejętności będące większym natężeniem cech niż ma je ktoś inny (np ktoś lepiej gra w piłkę, albo jest lepszym logikiem)
- UMIEJĘTNOŚĆ BYCIA PRAWDZIWYM SOBĄ, wyzwolenie umysłu
- umiejętność odmawiania np kiedy inni piją na umór, albo kiedy pojawia się okazja kradzieży bez ryzyka wpadki
* nie chodzi o godzenie się w sensie uznania czegoś za dobro, jak próbują robić często wierzący w Boga, którzy go usprawiedliwiają. W innym wątku Błażej aby bronić chrześcijańskiego Boga użył tych samych argumentów co psychopata wybielający się przed rodziną lub terapeutą. Kajetan P. niby też szanował przyrodę, zwierzęta, można by powiedzieć, że był wrażliwy. Tzn nie był, ale używał takich logicznych argumentów, które by na to wskazywały. Tak właśnie robią psychopaci (w modelu ciał subtelnych psychopatia jest wtedy gdy człowiek jest samym ciałem mentalnym lub przyczynowym). Logicznie da się przedstawić największe zło jako dobro, tylko trzeba być kumatym logicznie i nie mieć hamulców moralnych lub emocji i wrażliwości. Kobiety są takie emocjonalne i niektóre chcą wierzyć, że psychopata jest wrażliwym człowiekiem, że to on jest tak naprawdę ofiarą. Psychopaci potrafią przekabacić nie tylko swoje ofiary, ale też spędzają sen z powiek terapeutom. Niedoświadczony specjalista może sam mieć problemy przez argumenty psychopaty. Dlatego z nimi trzeba krótko: proste żołnierskie słowa i poniżenie (psychopata wtedy dostaje piany na usta, nie może manipulować, bo jest ściągany na poziom emocji, z którym sam ma wielkie problemy, bo jest nieświadomy emocjonalnie). Bóg katolicki jest takim psychopatą - tyranem, którego narzędziem jest przymus, a do wytarcia gęby służy miłość. Często rodzice nieświadomie zachowują się jak psychopaci, bo wierzą w takie metody jak zimny chów, wierzą w sztywność nakazów i zakazów i kindersztubę. Wtedy mówimy o przeroście wartości, kiedy sztywne wartości przesłaniają prawdziwe dobro wynikające z uczuć.
Umiejętność bycia prawdziwym sobą jest dziś najtrudniejszą sztuką, bo za bycie sobą, odsłonięcie się ludzie są atakowani. Trzeba umieć się przed tym bronić, a w tym celu nie można utożsamiać się ze swoim "ja". "Ja" jest podatne na zranienie i skłonne do odwetów, trzymania urazy. Ludzie boją się być sobą i dlatego uciekają w utożsamianie się z "ja", które imituje im siebie, daje im poczucie mocy, bo ich mentalne "ja" ma "lepsze" cechy niż oni sami. Tworzy się dysonans między elementami "ja" i emocjami, ale "ja" próbuje to kleić, lakierować, rozpylać dezodorant kiedy śmierdzi kupa. "ja" przybiera różne postaci, ale zawsze towarzyszy temu uczucie niespełnienia. Można na zewnątrz osiągnąć wszystko, można być KIMŚ, ale kiedy człowiek leży na łożu śmierci uświadamia sobie, że to wszystko było iluzją, że dla innych umiera jakiś człowiek - np prężny biznesmen, lub naukowiec mający wiele zasług i odkryć. Umiera i za chwilę nikt o nim nie pamięta, a on przeżył życie nigdy nie będąc sobą.
Czy większość ludzi była sobą chociaż przez chwilę? Obawiam się, że nie. Wszystko to świat masek, ułudy. Wszystko to "religia ego", świat etykietek, osiągnięć, wyścig szczurów. Wyścig szczurów można przenieść z poziomu zwykłego na poziom duchowy. Jedni udowadniają swoją wyższość zarabiając pieniądze, inni niszcząc ludzi, inni poświęcając się i pomagając, a inni będąc ascetami tworzącymi modele rozwoju duchowego.
"Ja" jest odpowiedzialne za cechy psychopatyczne. Każdy człowiek ma jakieś, a o psychopatii mówimy przy dużym nasileniu niektórych cech ego i deficycie emocjonalnym (socjopatia to deficyt z powodu stłumienia emocji przez "ja", a psychopatia to organiczne uszkodzenie mózgu niepozwalające na czucie emocji).
Spróbuję opisać miłość z "ja" i bez niego. Otóż prawdziwa miłość to nieracjonalny stan. Osoby zakochują się i chcą dla siebie dobrze, to czyste uczucie. "Miłość" z "ja" to stan pożądania danej osoby na swój użytek i chęć kontroli nad nią w obawie przed stratą bodźca dającego szczęście. Serce kocha, a "ja" tworzy mentalną ramę, która wymaga i czuje przywiązanie. Przywiązanie oznacza, że jesteśmy uwiązani, tak jakby ktoś Cię przywiązał do kaloryfera albo do krzesła. Dlatego większość związków się rozpada, a "ja" znajduje nową zabawkę, nowy narkotyk w postaci nowej partnerki. "Ja" tworzy warunki miłości, dla serca miłość jest bezwarunkowa (choć logicznie powstaje na jakichś warunkach, że zakochujemy się w tej, a nie innej osobie).
Sens, którego szuka religia i filozofia to mentalny warunkowy śmietnik. Nie warto się tym zajmować na dłuższą metę, bo to "obniża wibracje" czyli sprowadza człowieka do świata mentalnych koncepcji sensu, które nie mają sensu, bo sens dotyczy uczuć, emocji - tego czego nie da się racjonalnie opisać.
Racjonalizm, który ma sens służy do rozbierania poglądów na części pierwsze aby je odrzucić, a nie do budowania konstruktów, w które człowiek wierzy ograniczając tym samym siebie prawdziwego - swoje serce, swoje jestestwo. Konstrukty są puste w środku i rozpadają się, zmieniają się jak w kalejdoskopie. To wszystko jest płynną iluzją, a niezmienny jest tylko obserwator. Kiedy próbujesz to zrozumieć i angażujesz do tego intelekt, to nic z tego nie będzie, dopóki nie odpuścisz rozważań intelektualnych na te tematy.
Intelekt stawia pytanie "do czego MI służą te koncepcje i gdzie jest MOJE miejsce w tych koncepcjach?", a wyzwolonemu umysłowi koncepcje służą pomocniczo do opisu czegoś.
Cytat: | Tak więc prosto rozumiana moc często koliduje z ogólną celowością i sensownością działania. |
I żeby postawić taką tezę musiałeś podać przykład koparki niszczycielki, który nie występuje w realu ;)
Ok, są idioci prześcigający się w długości jachtu, ale to raczej margines i wcale nie przeciwieństwo "dobra", którym miałaby być całkowita spójna celowość dotycząca jakiegoś jednego "sensu".
Ostatnio zmieniony przez Prosiak dnia Pią 17:02, 26 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 23:25, 26 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | ... Lepszy jest dla mnie podział na zewnątrzsterowność i wewnątrzsterowność. Nadczłowiek jest wewnątrzsterowny, a zwykły plebejusz jest zewnątrzsterowny. Nadczłowiek korzysta z moralności, a plebejusz podlega "szkieletowi moralności" charakterystycznemu dla danej grupy. Sama moc jako pragnienie jest płytka. Moc to wartość, która służy większej idei - szczęśliwości. Szczęście jest sinusoidą (mechanizmy habituacji) i dlatego ma wartość. Jednak życie dla samego szczęścia jest skazane na cierpienie w momentach braku szczęścia. | Też chodzi mi własnie o tę wewnątrz i zewnątrzsterowność. W religii opis ten wiąże się z ostatecznym uświadomieniem sobie, że to co złe zawdzięczamy podszeptom szatana, a to co dobre - chcielibyśmy widzieć jak własne (choć w istocie dobre uczynki to te, które są "dokonane w Bogu").
Ale odejdźmy od religii, bo nie chodzi mi tutaj o analizę w jej duchu, tylko proste stwierdzenie, że tam ten problem też jest poruszony. Patrzmy na sprawę ogólnie - tzn. obstrahując od wyznawanego światopoglądu - aby rozważania obowiązywały tak ateistów, jak i teistów.
Więc owa wewnątrz i zewnątrzsterowność...
W skrajnym ujęciu, deterministycznym, gdy zaprzeczamy wolnej woli tej wewnętrzsterowności w ogóle nie ma. Wtedy wszystko ma swoją przyczynę (może wiele przyczyn), wszystko wynika albo z sytuacji, genów, praw fizyki, biologii itd... Wtedy wewnątrzsterowność byłaby ułudą.
Ale tego nie da się dowieść - to trzeba założyć - że wszystko wynika jednoznacznie ze składników zewnętrznych. Można założyć opcję przeciwną - tzn. że jednak człowiek jakoś tam DECYDUJE. Oczywiście nie w 100% decyzja zależy od niego, bo opiera ją przecież o atrybuty sytuacji. Ale jednak założymy, że istotny wkład w rozwój sytuacji pochodzi OD NIEGO. I nie ma w tym właściwie nic tajemniczego, bo jak mówimy "to wynika z genów" - czyli uznajemy obiektowość "gen", to możemy powiedzieć "to wynika z wyboru człowieka" - przyznając obiektowość człowiekowi. Bo chyba dziwactwem byłoby uznanie, że wszystko (geny, sytuacja, prawo fizyki, przedmioty składające się na sytucję) są obiektami, tylko człowiek, w tym uczestniczący, jakimś niezwykłym zrządzeniem losu, już jest wyjątkiem i nie przysługuje mu jakaś rola w tej kolejce przyczyn.
Skoro zaś uznamy, że jednak człowiek jakiś udział w zdarzeniu ma, to możemy postawić pytanie o to na czym ów udział polega, a dalej ocenić MOC SPRAWCZĄ tego człowieka. Ta moc sprawcza byłaby właśnie powiązana z tą wewnątrzsterownością.
Ostatecznie człowiek JEST, jeśli będziemy mogli mu przyznać moc sprawczą (czyli obiektowość, czyli wolność woli, czyli właśnie wewnątrzsterowność).
Ostatecznie zaś wszystkie te zdarzenia, do których człowiek SIĘ PRZYZNA - uzna, że tak chciał, to była jego wola, zgodność z nim - mogą być uznane jako emanacja MOCY tego człowieka.
Wszystkie zaś te sytuacje, w których człowiek uczestniczył, ale do których OSTATECZNIE (czyli już w kontekście znajomości własnej natury, a nie przypadków, błędów, nieporozumień) NIE CHCE SIĘ PRZYZNAĆ - te sytuacje zostaną zaliczone PRZECIW OWEMU CZŁOWIEKOWI, PRZECIW JEGO MOCY.
Bo ta druga moc, ta nienaiwna, ta o którą ostatecznie chodzi to MOC CZYNIENIA RZECZY ZGODNIE Z WŁASNĄ NATURĄ (rozumianą jednak jakoś OSTATECZNIE, bo odfiltrowaniu błędów, tego, do czego nie chcemy się przyznać, co było nam wmanipulowane, wmuszone itp.)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 10:35, 27 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Otóż prawdziwa miłość to nieracjonalny stan.
...
Racjonalizm, który ma sens służy do rozbierania poglądów na części pierwsze aby je odrzucić, a nie do budowania konstruktów, w które człowiek wierzy ograniczając tym samym siebie prawdziwego - swoje serce, swoje jestestwo. Konstrukty są puste w środku i rozpadają się, zmieniają się jak w kalejdoskopie. To wszystko jest płynną iluzją, a niezmienny jest tylko obserwator. Kiedy próbujesz to zrozumieć i angażujesz do tego intelekt, to nic z tego nie będzie, dopóki nie odpuścisz rozważań intelektualnych na te tematy. |
No właśnie. Nie przeceniajmy racjonalizmu. Z resztą termin "racjonalizować coś" ukazuje w swoim typowym znaczeniu pułapkę, jakiej doświadcza umysł, gdy dostrzega sprzeczność, z którą nie jest w stanie sobie poradzić - zaczyna majstrować przy paradygmatach, postulatach, albo skrzywia mechanizm rozpoznawania - czyli choć normalnie, w rozpoznaniu niesterowanym dodatkowo, coś tkwiłoby w jakiejś kategorii (np. korzystne), to umysł robi "siup" i nagle to coś wypada z owej kategorii, wbrew rozpoznaniu o dostępne cechy.
Właśnie ten problem pojawiających się sprzeczności jakoś gnębi racjonalizm na tyle, że nie powinniśmy na nim zbytnio polegać.
Ale miłość...
Nie musimy jej racjonalizować. Miłość jest sięgnięciem w obszary pozaracjonalne. Uwaga!: "poza"racjonalne, ale nie "nie"racjonalne! To jest różnica, bo miłość nie jest wg mnie ostatecznie nieracjonalna, lecz tylko "procedurze" racjonalności nie poddająca się.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 10:36, 27 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:22, 27 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Racjonalizm w moim rozumieniu jest logiczną rozbiórką teorii indukcyjnych i umiejętność segregowania informacji i nadawania im priorytetów. Jest to cecha typowo męska, podczas gdy lingwistyka jest typowo kobieca. Istnieją hipotezy, że gdyby mężczyzna nie wchodził w interakcje z kobietami, to jego mózg nie wytworzyłby języka, tylko posługiwałby się pojęciami logicznymi typu "p", "q", "kwantyfikator" itd. Wszystko byłoby podawane w formie "obiektywnej" i wycinkowej.
CDN
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:39, 27 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Prosiak napisał: | Racjonalizm w moim rozumieniu jest logiczną rozbiórką teorii indukcyjnych i umiejętność segregowania informacji i nadawania im priorytetów. Jest to cecha typowo męska, podczas gdy lingwistyka jest typowo kobieca. Istnieją hipotezy, że gdyby mężczyzna nie wchodził w interakcje z kobietami, to jego mózg nie wytworzyłby języka, tylko posługiwałby się pojęciami logicznymi typu "p", "q", "kwantyfikator" itd. Wszystko byłoby podawane w formie "obiektywnej" i wycinkowej.
CDN |
Obawiam się, że takie ostre damsko - męskie rozgraniczenia są obarczone dużym błędem. Różnice, owszem są, ale na poziomie przesunięcia środka rozkładu gaussowskiego. Część kobiet jest więc w myśleniu bardziej "męska", niż średni męzczyzna, a część mężczyzna bardziej "kobieca", niż średnia w tym aspekcie myślenia kobieta. I myślę, że to rozsunięcie nie jest aż tak bardzo duże, jak sie to niektórych zdaje. Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy "gassami" kobiet i mężczyzn - kobiecy jest węższy, ma mniejszy rozrzut, niż męski. Chociaż nie wiem, czy ta ostatnia cecha dotyczy akurat cech uznawany za typowo związane z płcią.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prosiak
Dołączył: 28 Lis 2015
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:50, 27 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Nie pisałem nigdzie, że kobiety są w 100% kobiece, a mężczyźni w 100% męscy.
Prosiak napisał: | Istnieją hipotezy, że gdyby mężczyzna nie wchodził w interakcje z kobietami, to jego mózg nie wytworzyłby języka, tylko posługiwałby się pojęciami logicznymi typu "p", "q", "kwantyfikator" itd. Wszystko byłoby podawane w formie "obiektywnej" i wycinkowej. |
Przez to, że wchodzimy w interakcję uczymy się myślenia drugiej płci. Synowie mający dobry kontakt z matką lepiej wyrażają swoje emocje, są bardziej tolerancyjni i empatyczni (średnio, bo reguły tego typu są zakłócane różnymi innymi mechanizmami np genami, męskimi cechami matek, kobiecymi cechami niektórych mężczyzn wychowywanych bez matek lub w złych relacjach itd).
Mniejszy rozrzut cech u kobiet wynika z tego, że przeważa u nich natura emocjonalna, czyli są jakby bliżej genów, podczas gdy logiczna natura mężczyzny i zazwyczaj umiejętność tłumienia i ignorowania emocji rozwija myślenie, które jest bardziej zróżnicowane, co powoduje, że wśród mężczyzn jest więcej debili (kobiety bardziej przejmują się pasowaniem do normy, mężczyźni częściej myślą swobodnie, dlatego też częściej są zwyrodnialcami, zbrodniarzami, ale też wynalazcami i geniuszami). Uważam, że między geniuszem a wariatem jest cieńsza granica niż między normalnym a którymś z nich.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:40, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
W opisie osobowej, duchowej mocy kluczowy wydaje mi się MECHANIZM ZAKORZENIENIA W SOBIE.
Cóż to za dziwo ten mechanizm?
Co to znaczy "być zakorzenionym w sobie"?
Nie jest to łatwo opisać, ale spróbuję nieco okrężną droga. W więzieniach większość ludzi ma dość szczególne charaktery - są to raptowni, agresywni mężczyźni. W ogóle nieopanowanie emocji jest dość silnym predyktorem do przestępstwa. Wielu ludzi, którzy w emocjach zrobili czyn przestępczy, poźniej tego żałują, przyznają sami, że "wcześniej nie pomyśleli", że sprawy wymknęły się im spod kontroli, sytuacja niejako pomyślała za nich. Powiedziałbym, że tacy ludzie wykazali się SŁABOŚCIĄ - to co było ewidentnie ich, czyli świadomość, doświadczenie, rozsądne uczucia, zostało gdzieś zepchnięte w głąb. Rządziła nimi - emocja, sytuacja (szatan... - tak to też opisuje religia). Potem tacy ludzie nieraz się tłumaczą "to nie byłem ja".
Problem w tym, że ludzie o pewnych cechach PERMANENTNIE TRACĄ KONTROLĘ NAD SOBĄ. Zdarza się raz, ale za chwilę drugi, trzeci. Są słabi w kierowaniu się tym, co sami uznali za słuszne, wartościowe. Są bezwolnie wobec sytuacji, impulsów agresji, popędów, a czasem nacisku otoczenia. Słaby jest też każdy człowiek bezrefleksyjnie ulegający modom, naciskom grupy. Choć gdzieś tam w środku czuje, że zewnętrznie pojmowany sukces, to nie sam on, to coś na pokaz, zewnętrznego, to jednak właśnie temu czemuś poświęca większość swoich emocji, pracy, życia. Tak jak by jego samego nie było, albo jak by on sam w tym wszystkim był tylko mało ważnym nośnikiem.
W odróżnieniu od tego, człowiek silny duchowo wie kim jest, nie daje sobą powodować, diagnozuje szkodliwe dla siebie impulsy i ostatecznie działa w zgodzie ze swoimi przekonaniami, rozumem. Taki człowiek jest mocny właśnie jakąś formą zakorzenienia w swoich doświadczeniach, rozumieniu świata, opanowaniem emocji.
Życie stawia przed nami trudne pytanie: na ile jesteśmy mocni?
Religia chrześcijańska nakazuje (słowami Jezusa) doskonałość - mamy być "doskonali jak Ojciec w Niebie". Czym jest owa doskonałość w ujęciu religii?...
W moim przekonaniu jest właśnie taką MOCĄ ODNAJDOWANIA SIEBIE PRAWDZIWEGO W KAŻDEJ SYTUACJI. Ta moc powoduje, że to nie emocje, świata (szatan), rządzą, lecz sam człowiek. Ta doskonałość nie ma nic wspólnego z doskonałością świata, gdzie bardziej godny podziwu jest ktoś, kto ma najnowszy gadżet, dużo pieniędzy na koncie, a do tego zazdrosny podziw otoczenia. Doskonałość świata, to doskonałość pawi - tutaj każdy się musi pochwalić jak bardzo kolorowe są jego pióra, a ogony najpiękniejsze wygrywają.
Moc - doskonałość duchowa, czyli według przepisu chrześcijańskiego jest mocą człowieka, jako człowieka - czyli odnosi się do sytuacji, gdy wszystko co zewnętrzne, nabyte, pożyczone zostało usunięte, a został "goły ja". Czy ten goły - w sensie posiadania, związków ze światem - ja jest jeszcze kimś znaczącym? Czy może zdecydowaną większość jego ważności stanowił ów pawi ogon - uroda, powodzenie, pieniądze?...
Tak zadane pytanie zabrzmi pewnie niejednemu jak tanie moralizatorstwo religijnych doktrynerów - w końcu od lat to znamy, zawsze to samo: bądź skromny, nie dąż do zaszczytów etc. W domyśle gdzieś zapala się lampka: ci doktrynerzy chcą mnie wpędzić w poczucie winy, spowodować, że będę zmuszony rozliczać się (pewnie przed nimi) ze swoich słabości, grzechów, czy wszystkiego co oni mi wmówią, jako moją słabość, a którą oni łaskawie zechcą mi wybaczyć (może w imieniu Boga). Tymczasem chodzi o coś innego. Zapomnijmy o religiach, autorytetach, doktrynerach. Zapomnijmy o chrześcijańskiej wizji konfesjonału i grzechu, która faktycznie, może budzić podejrzenia co do czystości intencji ze strony instytucji kościelnych (dla ścisłości - ja w tej kwestii nic w owym wątku nie twierdzę, niczego nie przesądzam, tylko rejestruję wątpliwość, nie przesądzając o jej słuszności, bo to byłaby dyskusja na inny temat...). Pozostaje jednak wciąż pytanie: kim ja jestem?
Czy potrafię być tym, kim jestem, za kogo się uważam?
- To jest kluczowe pytanie. Takie absolutnie podstawowe, niezależne od ludzkiej podległości autorytetom, kościołom, pytanie sięgające w ONTOLOGIĘ BYTU.
Stawiam tezę dość niby oczywistą: jestem tym, kim POTRAFIĘ być!
Czy potrafię być sobą?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:35, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Kim jestes? Napisz, tylko nie wolno podawac nic z biografii.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:01, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Nie spiesz sie z odpowiedzia. Sleep on it.
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
I became intrigued by the term of moral awareness as presented by Rest (1986) as the ability to interpret a situation as being moral. Barnes et al. (2014) studied the impact of sleep on moral awareness. Barnes et al. (2014) posited that bringing the issues of morality to human consciousness mandates the use of energy, which gets compromised by sleep deprivation. Barnes et al. (2014) used a working definition of moral awareness as “a person’s determination that a situation contains moral content and legitimately can be considered from a moral point of view” (p. 181). Barnes et al. (2014) analyzed the results of 3 studies. During the first research, 90 participants' sleep was manipulated to examine how sleep deprivation would impact their moral awareness. Harrison and Home (2000) posited that sleep deprivation leads to disruptions in directing and maintaining attention. Altena et al. (2008) interpreted that lack of sleep weakens the prefrontal cortex, which is responsible for focusing attention and alertness. The second study revealed a statistically significant increase in moral related topic Web searches on Monday after the change of clocks in spring. The third study was a diary research performed on 127 participants, and it revealed the correlation between moral awareness decline and lack of sleep. Based on Barnes et al.'s (2014) conclusive findings, the lack of sleep has a negative impact of our moral awareness. Therefore, it is our moral obligation to get adequate rest each night to live in high moral awareness to make the best moral decisions by prioritizing ethical choices within each context.
References:
Altena, E., van Der Werf, Y., Sans-Arigita, E. J. (2008). Prefrontal hypo-activation and recovery in insomnia. Sleep, 31, 1271-1276.
Barnes, C. M., Gunia, B. C., & Wagner, D. T. (2015). Sleep and moral awareness. Journal of Sleep Research, 24, 181-188.
Harrison, Y., & Horne, J. A. (2000). The impact of sleep deprivation on decision making: a review. Journal of Experiential Sociology and Psychology, 6, 236-249.
Rest, J. R. (1986). Moral development: Advances in research and theory. New York: Praeger.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35368
Przeczytał: 20 tematów
Skąd: z innego Wszechświata Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:54, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: |
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
|
Twoje "wywody" się nie liczą - dyskwalifikuje je język.
Tu jest Polska i tu się mówi po Polsku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:18, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
rafal3006 napisał: | Dyskurs napisał: |
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
|
Twoje "wywody" się nie liczą - dyskwalifikuje je język.
Tu jest Polska i tu się mówi po Polsku. |
Nie masz racji Kubusiu. Tu jest internet....
Dyskurs napisał: | Nie spiesz sie z odpowiedzia. Sleep on it.
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
I became intrigued by the term of moral awareness as presented by Rest (1986) as the ability to interpret a situation as being moral. Barnes et al. (2014) studied the impact of sleep on moral awareness. . |
Coś w tym jest. Jak sie nie wyśpię, to mam większe trudności z połapaniem się, kim jestem. Wszystko się przykrywa taką szarą mgłą kwaśnego odczuwania i trudniej jest złapać własne myśli.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:44, 27 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Przestrzegam tego samego grafiku spania, MD. Adaptacja do zmiany czasu o godzine bierze mi tydzien.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia
Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35368
Przeczytał: 20 tematów
Skąd: z innego Wszechświata Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 0:16, 28 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | rafal3006 napisał: | Dyskurs napisał: |
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
|
Twoje "wywody" się nie liczą - dyskwalifikuje je język.
Tu jest Polska i tu się mówi po Polsku. |
Nie masz racji Kubusiu. Tu jest internet....
|
Dobra, w takim razie ja idę spamować wszystkie anglojęzyczne fora wpisami w języku polskim.
Ja nie wiem, jak głupia babą trzeba być, by napisać co napisałaś
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 2:36, 28 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
rafal3006 napisał: | Dyskurs napisał: |
Podnosze poprzeczke moimi "wywodami"
|
Twoje "wywody" się nie liczą - dyskwalifikuje je język.
Tu jest Polska i tu się mówi po Polsku. | Twoj jezyk? To po co wystawiasz? Tu nie jest Polska tylko "tu". Tu sie czyta i pisze a nie mowi
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|