|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 7:48, 09 Sie 2018 Temat postu: Michała trudne pytania do Boga |
|
|
Mam w mojej religii co nieco problemów rozwiązanych. Są jednak i nie rozwiązane, albo przynajmniej rozwiązane nie całkowicie. Tutaj będzie o tych drugich. Na początek problem krzywdy i cierpienia.
Życie na tym świecie jest mocno skomplikowane. Wydaje mi się, że raczej mam dobre intencje, nie chciałbym nikogo skrzywdzić. Ale nie mogę też powiedzieć, że nikogo nigdy nie skrzywdziłem, a przynajmniej nie sprawiłem znaczącej przykrości, bólu. Ciągle pojawiają się jakieś konflikty, sprzeczności w intencjach i sytuacjach życia, człowiek chce dobrze, a wychodzi niedobrze. Starając się nawet maksymalnie jak tylko się da, niestety i tak w końcu wpakujemy się w takie sytuacje, że ktoś przez nas będzie cierpiał, gdy nie będzie dobrego wyjścia. A jak będziemy bierni, to też źle, bo to oznacza, że nic dobrego nie robimy, też obciąży nas grzech zaniechania. Jesteśmy słabi, nieopanowani, niedoświadczeni, niewystarczająco bystrzy w wielu sytuacjach.
Patrząc na tę układankę, z której właściwie nie ma w pełni dobrego wyjścia, gdzie zawsze coś się spieprzy, człowiek ma ochotę w ogóle się "wypisać". Albo przynajmniej powiedzieć Bogu: nie widzę szansy na przejście tego życia tak, aby coś się nie sknociło. Więc po co mnie, Boże, na ten świat powołałeś?... To już chyba lepszą opcją byłoby się nie narodzić w ogóle...
Czy mam na ten problem jakąś odpowiedź?...
- Trochę chyba mam. Po prostu trzeba założyć, że Bóg jakoś ostatecznie potraktuje z życzliwością i zrozumieniem to nasze życie. Poza tym Bóg ma moc naprawić, wynagrodzić nie tylko to, co się zrobiło źle innym ludziom, ale wręcz pocieszyć tego, który sam się oskarża (już niezależnie od oceny Boga), bo zorientował się, że w życiu postępował niezgodnie z tym, co deklarował, że nie spełnił także WŁASNYCH wymagań. Gdzieś jest powiedziane, że Bóg uleczy wszystkie rany, a poza tym jest miłosierny.
Właściwie to nawet powiedziałbym, że Bóg może być bardziej wyrozumiały dla mnie, niż jestem ja sam dla siebie...
Ale czy tak będzie?...
Zakładać z góry tego nie należy, bo z takim założeniem zbyt łatwo byśmy sobie poluzowali. A to chyba jest właśnie tym, czego robić nie powinniśmy. Po prostu trzeba zawsze się starać.
Poza tym, wiedząc o tym wszystkim powyżej, trzeba chyba dokonać jeszcze jednego, dodatkowego wysiłku - chodzi o PRZEBACZENIE tym, co nam zawinili. Przebaczenie jest bowiem nieusuwalnym elementem sensowności istnienia na tym świecie, jaki znamy. Bez niego, rzeczywiście życie nie ma sensu i lepiej byłoby się nie narodzić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:24, 07 Mar 2019 Temat postu: Re: Michała trudne pytania do Boga |
|
|
Jedno pytanie mnie szczególnie dręczy. Dotyczy ono granicy pomiędzy tym, co z ciała, a tym co z duszy.
Obserwuję ludzi, którzy maja różne swoje słabości - np. impulsywność, albo bojaźliwość, albo uległość, albo skłonność do despotyzmu i inne.
Wiem skądinąd, że te cechy charakteru są związane z hormonami, instynktami, jakąś tam postacią dziedzictwa biologicznego człowieka. Jak ktoś, kto uznaje wolną wolę, jestem przekonany, iż te uwarunkowania nie są ostatecznie determinujące, że człowiek ma wybór, ma szansę przeciwstawić się swojej biologii. Ale gdzie jest ta granica, pomiędzy biologią, a wolnym wyborem?
Mam też pewną związaną z tym hipotezę - mianowicie jestem przekonany, że Bóg daje każdemu takie ciało, jakie jest najwłaściwsze ze względu na możliwość doskonalenia się tego człowieka. Chodzi o to, że np. jak ktoś jest "impulsywny z hormonów", to ma to być dla niego treningiem, może nauką. Bo chodzi o to, aby czysta dusza w tym właśnie ciele doznała tego, co doznać powinna. Ale czy ta hipoteza jest słuszna?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:17, 05 Maj 2019 Temat postu: Re: Michała trudne pytania do Boga |
|
|
Inne dręczące pytanie wierzącego Michała związane jest z praktycznie sytuacją, gdy pojawia się nierozwiązany problem, cierpienie, brak możliwości naprawy czegoś. W takiej sytuacji mozliwe sa następujące postawy
- nieustannej walki o naprawę złego stanu rzeczy w ramach znanych znanych zasad świata
- pogodzenie się z losem, uznanie że Bóg nas dotyka cierpieniem, więc to cierpienie jest celem jako takim - wtedy nie należałoby już walczyć o zmianę tego, co się stało, lecz pozostać biernym.
- nie pogodzenie się z losem, ale zrezygnowanie z walki "na sposób świata", lecz np. skierowanie się w całości na modlitwę
- może jeszcze jakaś inna postawa...
Te cztery ścieżki są - przynajmniej częściowo - sprzeczne. Pogodzenie się z losem i nie działanie jest czymś innym, niż aktywność w którejś z form. Problem w tym, że NIE WIADOMO, która opcja jest tą właściwą.
Niestety, to czego uczy religia katolicka w tej znanej mi postaci, polega na konieczności wyszukania sobie winy/grzechu - np. po to aby się wyspowiadać. Często jednak nie sposób jest stwierdzić, która postawa jest tą grzeszną - czy np. zaniechanie, jako grzech lenistwa i poddania się, czy odwrotnie niepotrzebne szarpanie się próbami zwalczenia problemu zwykłymi sposobami, zamiast "zaufać Bogu".
Jeśli coś mnie rzeczywiście irytuje w nauczaniu kościelnym, to "wciskanie mi kitu", że ja rzekomo mam takie sumienie, które mi jest mi w stanie powiedzieć, co jest dobre, a co złe. Tymczasem ja w bardzo wielu przypadkach uważam, że wcale nie jest żadnym "krnąbrnym", który się "buntuje przeciw Bogu", tylko PO PROSTU NIE WIEM, CO ROBIĆ. Często jest tak, że ogólnie chętnie bym zrobił COKOLWIEK, byle tylko WIEDZIEĆ CO. W zestawieniu z owym faktem, owa oskarżająca narracja, jaką wmontowuje swoim nauczaniem Kościół, że oto mam się oskarżyć, poczuć winę i wyspowiadać, oznacza dla mnie MAM SIĘ TERAZ OSZUKAĆ, że wiem, iż to czy tamto było winą, w sytuacji, gdy tak naprawdę wcale nie miałem żadnej konkretnej preferencji co robić, ale zwyczajnie nie wiedziałem (często nie wiem również po fakcie) JAK NALEŻAŁO się zachować.
Ale zostawiając sam KRK i jego zasady (to osobny temat) kwestia jest względem pytania: jak właściwie człowiek ma być posłuszny Bogu, KIEDY NIE WIE, co (właśnie chcąc być Bogu posłusznym, a nie np. swoim zachciankom) robić?...
Co robić z problemem niewiedzy?...
Na to pytanie nigdy nie uzyskałem odpowiedzi - ani ze strony Kościoła, ani w Biblii, ani we własnych przemyśleniach.
Co robić, gdy się naprawdę nie wie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|