Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Michał o sobie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:12, 07 Cze 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Kiedyś negowałem z zasady każdą uwagę w dyskusji, którą uważałem za bezsensowną. Od jakiegoś czasu przyjmuję, mocno chyba nieintuicyjną, strategię innego rodzaju - w ogóle z zasady olewam wypowiedzi skrajnie absurdalne. Dlaczego tak?
Jest tu więcej niż jeden powód.
Głównym powodem olewania absurdalnych sformułowań jest to, że dyskusja o czymś takim jest z dużym prawdopodobieństwem nieskuteczne, bo po drugiej stronie zapewne mam oponenta:
- albo kompletnego wariata, z którym i tak żadnej dyskusji nie będzie
- albo prowokatora - trola, który chce innych naciągać na jałowe spory dla samego sporu
- albo kogoś, komu trzeba by bardzo dużo tłumaczyć, aby mu wyjaśnić, że pogląd, który głosi, jest po prostu jawnie z góry pozbawiony sensu.
W każdym z tych przypadków dyskusja byłaby albo w ogóle stratą czasu, albo ciężką drogą przez mękę. Czego mi się nie chce doświadczyć.
Dyskusja ma sens dopiero od pewnego minimum intelektualnej kompetencji partnera w dyskusji. Wypowiedzi skrajnie głupie sugerują, iż mamy do czynienia intelektualną niekompetencją wykraczającą poza normy. Na takich dyskutantów po prostu szkoda tracić czasu. Oni ewentualnie mogą zostać "obsłużeni dyskusyjnie" przez osoby, które są im bliższe mentalnie, które w debilnej wypowiedzi widzą jeszcze jakieś sensy, z którymi warto jest polemizować. Albo może są to osoby w ogóle cierpliwsze, mające więcej wolnego czasu do stracenia... :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 17:13, 07 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:45, 15 Cze 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Zainteresował mnie mocno taki fragment wywiadu z Wojciechem Pszoniakiem:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177343,31039855,pszoniak-matka-starala-sie-mnie-formowac-i-byla-w-tym-bezwzgledna.html#s=BoxWeekSl-1-1 napisał:
Miała w sobie coś takiego, że nie reagowała na słowa, ale reagowała na ekspresję. Kiedy nie chciałem iść do szkoły i mówiłem, że boli mnie głowa, puszczała to mimo uszu. Natomiast kiedy pokazywałem, że źle się czuję, że coś mi jest, stwierdzała od razu: "Nigdzie nie idziesz, zostajesz w łóżku". Myślę, że ten najwcześniejszy sposób komunikacji między nami przełożył się na moją ekspresję.

Ja jestem przedstawicielem przeciwnego bieguna niż matka Pszoniaka - jestem "człowiekiem słowa", czyli kimś, kto mimowolnie bada słowa, bada idee, krytycznie podchodzi do tego, co jest konstrukcją myśli, zaś sugestie i odniesienia międzyludzkie spycham trochę w dal, w tło, upycham byle dalej od siebie. Pewnie dlatego tak cenię sobie samotność, że w niej nie ma tego demonstrowania, tej ciągłej gry (teatru) przed ludźmi. Nie lubię teatru w ogóle chyba najbardziej za to, że tam jest udawanie jako główny aspekt istnienia. Tymczasem ja w życiu mam dążenie właściwie odwrotne od wszelkiego udawania, pozoranctwa, demonstracji, prowokacji. Ucisza w sobie wszystko, co z udawaniem się wiąże, aby wreszcie ujrzeć to, co wtedy się objawi, to "coś samo w sobie", to oderwane od przypadkowych chciejstw ludzkich. To nie jest tak, że ignoruję pragnienia ludzi w swoim otoczeniu, ale jednak oczekuję, aby okazywane mi pragnienia były jakoś przemyślane, spójne, niekapryśne. Z osobami, które kapryszą, stawiają wciąż nowe, niespójne z poprzednimi cele i oczekiwania, czuję się źle. Podobnie źle się czuję z osobami, które nie reagują na słowa, z którymi niewiele da się wyjaśnić, dogadać, bo dopiero jakaś forma demonstrowanych niewerbalnie emocji, presji, sugestii na nich wpływa.

Ma to wszystko bardzo silny związek z PARADYGMATEM ROZWOJU. Uważam rozwój, doskonalenie się za obowiązek mentalny każdego człowieka. Rozwój zaś bazuje na tym, co wcześniej przeżyte, zrozumiane, przeanalizowane. Kaprysząc, pozwalając, aby nowe życiowe działania były przypadkowe względem poprzednich, właściwie tylko trwamy w bierzącym, tylko procedujemy te małe nietrwałości życia, tracąc szansę na rozwój. Aby się rozwijać, niezbędne jest uczynienie jakichś aspektów swojego życia i osoby trwałymi na tyle, aby dał się na nich bazować, a nie co chwila zastępować kapryśnie nowymi, powstającymi przypadkowo.

W wywiadzie Pszoniaka jest też ciekawy wątek o jego ojcu, który nie lubił teatru. Czuję jakieś powinowactwa w postawach do tej osoby opisywanej ojca Pszoniaka - też gram w szachy, jestem bardziej domatorem, nie przepadam za teatrem i teatralnością w życiu w ogóle. Moim naturalnym stanem wewnętrznym jest skupienie się na ideach, a nie patrzenie jacy to ludzie są aktualnie w tej chwili. To owo coś, czego w mojej psychice nie ma, a co obserwuję u znacznej części ludzi - chęć po prostu obserwowania innych ludzi, widzenia ich z bardzo powierzchownym tylko ocenianiem. Nie oglądam telenowel w TV bo w nich sposób przedstawiania rzeczywistości jest taki jednowymiarowy, uproszczony, skupiony na twarzach, ludziach i tej głównej emocji; jest tu PRZECIWIEŃSTWO DYSTANSU mentalnego. Oglądanie telenoweli ma sens tylko wtedy, jeśli wszelki głębszy krytycyzm jest odsunięty na bok, bo osobowość skupia się w całości na tej najbardziej zewnętrznej, spreparowanej jako jedyna warstwie przekazu - na tej konkretnej emocji i sugestii i na żadnej innej. W telenoweli widz jest przykuty do emocji swoich bohaterów. Większość ujęć jest na twarze tych bohaterów, nie pokazuje krajobrazu, wystroju wnętrz, czy jakichś pobocznych aspektów. Telenowela pochłania mentalnie swoich widzów, którzy bez reszty identyfikują się z emocjami bohaterów. Czyniąc tak, widzowie wykazują postawę dokładnie przeciwne tej, która jest mi bliska - bo jest to dokładnie przeciwne postawie dystansu (w tym dystansu emocjonalnego), wychodzenia poza emocje, poza prosty ogląd spraw.

No i widzę tu jeszcze jeden aspekt sprawy - kwestia ODRZUCENIA WSZELKIEJ TENDENCJI DO MANIPULOWANIA PSYCHIKĄ LUDZI. Ja nie chcę nikim manipulować, a także sam sam nie cierpię, gdy ktoś mną manipulować próbuje. Ucinam już na w zarodku wszystko to, co się z manipulacjami wiąże, ku manipulacji prowadzi. Ucinam więc teatralność zachowań, unikam sytuacji, w której ktoś próbuje trybem teatralności, niewerbalnych sugestii na mnie wplywać. Ucinam to, traktując niemal z wrogością każdą próbę sugerowania mi czegoś bez jawnego opowiedzenia co, dlaczego, z jakim dalszym celem?
W swoim życiu bowiem stawiam sobie właśnie ten cel główny - prześwietlanie własnych poukrywanych nie wiadomo gdzie i jak celów i pragnień pasożytniczych mojej osobowości. To one niszczą mi dobrostan emocjonalny, to one mnie krzywdzą. Nie chcę na innych ludzi przerzucać frustracji jak się z powodu tego krzywdzenia pojawia, nie chcę udawać przed sobą, że jak odreaguję na kimś moje złe nastroje, to juz będzie ok. Gniotę się właśnie pod tym kątem - to, co we mnie jest słabe, złe, domaga się zwalczenia przeze mnie samego, mocą mojego rozumu i woli, a nie poprzez przerzucenie tego, na innych, nie poprzez demonstrowanie frustracji i odreagowywanie swoich złych humorów na otoczeniu. Dopiero jak zdobędę władzę na tym, co mnie frustruje, dręczy, niszczy psychicznie a ma źródło we mnie samym - dopiero wtedy będę czuł się wolny i spełniony.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 11:32, 15 Cze 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:58, 20 Cze 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Wszechobecność reklam i spamu zmienia moje nawyki, sposoby reagowania na informacje. Już niemal odruchowo zaczynam ignorować przekazy, które zawierają wyższą niż standardową dawkę emocjonalności. Także nie klikam w linki sugerujące, iż w ich zawartości jest jakaś kłótnia, silny aspekt sporu. Przestałem klikać w tytuły anonsujące coś w stylu "to zapewni ci ... na długie lata", czyli ukrywające w tytule informację, o co w ogóle chodzi, a monitujące do kliknięcia. A już szerokim łukiem omijam tytuły, zawierające frazy "skandal", "była zrozpaczona", "jego zdziwienie były ogromne" itp. Już się wyszkoliłem w tym na tyle, że z całego pakietu tytułów na wielkim portalu klikam jeden - dwa, a resztę ignoruję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:31, 20 Cze 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Od jakiegoś czasu w ogóle unikam, albo wymiksowuję się z dyskusji o wyraźnie agitacyjnym, zamiast refleksyjnym charakterze, traktując je jako jałowe intelektualnie, jako stratę czasu. Co uważam za "agitacyjny, a nie refleksyjny charakter" dyskusji?...
- Głównym wyróżnikiem jest tu, aspekt PRZEDSTAWIANIA WIARYGODNYCH UZASADNIEŃ, co też wiąże się z NIE NADUŻYWANIEM TRYBU STWIERDZAJĄCEGO, a już szczególnie mieszania aspektu presji i emocji do dyskusji.
Jeśli ktoś epatuje w dyskusji zdaniami twierdzącymi, czystymi opiniami, które nie mają uzasadnień, to widzę takie wypowiedzi jako właśnie "agitujące, a nie refleksyjne". Oczywiście to nie jest tak, że w ogóle banuję z dyskusji stwierdzający tryb wypowiedzi. Nie - tu chodzi o to, czy OPRÓCZ stwierdzeń występuje przynajmniej w jakichś części dyskusji NAWIĄZANIE DO CZEGOŚ WIĘCEJ NIŻ OPINIA, albo czegoś więcej niż emocja, albo presja.
Z dyskusji prowadzonych w formie presji (kłótni, wmawiania sobie) w ogóle najszybciej umykam.

Kluczowy jest tu aspekt NAWIĄZYWANIA DO OKOLICZNOŚCI DODATKOWYCH, w trybie analitycznym, intelektualnym (nie tylko emocjami) - czy ktoś umie takie nawiązanie we w miarę sensownej postaci wskazać, czy nie.

Jeśli zatem czuję, że w jakiejś dyskusji będzie tylko przerzucanie się "kto z większym przytupem stwierdza swoje", to traktuję tę dyskusję jako nie dla mnie - nie wchodzę w nią, omijam szerokim łukiem, traktując uczestnictwo w niej jako czystą stratę mojego cennego czasu.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:53, 09 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:48, 12 Lip 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Osoby dyskutujące w trybie agitowania chyba nieraz są zdezorientowane moją postawą dyskusyjną, polegającą na tym, że bardzo często będę unikał agitacji jak ognia, a tylko wszystko luźno rozważał.
Czym się charakteryzuje, po mojemu rozumiane "dyskutowanie refleksją bez agitowania"?
- Przede wszystkim tym, że osią dyskusji dla mnie nie jest żadna konieczność przekonania kogokolwiek do czegokolwiek!
Staram się:
- ustalić stan przekonań stron
- ustalić, czy owe przekonania dają się postrzegać w spójny sposób (także spójny z doznaniami, doświadczeniami, przyjętymi powszechnie interpretacjami)
- określić, jak traktują strony alternatywy dla swoich przekonań
i...
na tym można poprzestać!
Tu nikt nie musi niczego wygrać!
Tu nikt nie musi zmienić swojego zdania!
Tu nikt nikomu nie potrzebuje niczego narzucać!

Tymczasem najwyraźniej część dyskutantów funkcjonuje w paradygmacie: dyskusja jest po to, aby znaleźć oponenta (najlepiej wrogiego), spolaryzować stanowiska, a potem użyciem presji spowodować, iż ten oponent przegra, albo zostanie mu narzucony zbiór przekonań, które my posiadamy. Czyli w tej metodologii dyskutowania musi (obowiązkowo!) być konflikt, walka.

Moje podejście jest inne, unikam stawiania zagadnień na płaszczyźnie konfliktu, bo przekonałem się, iż jedynym chyba pozytywem takiego podejścia jest mobilizacja emocjonalna dyskutantów, połączona z szybkim wyklarowaniem się jakiegoś bazowego kierunku przekonań. Jednak pojawiają się bardzo poważne negatywy takiego agitacyjno - rywalizacyjnego podejścia do dyskusji. Głównym jest SILNE ZABURZENIE ELASTYCZNOŚCI I WSZECHSTRONNOŚCI POSTRZEGANIA SPRAW, a także wekslowanie dyskusji z aspektów merytorycznych na personalne.
Dyskutanci skupienia na walce z reguły szybko "zapominają", co jest przedmiotem sporu, tylko "z pianą na ustach" (tak... dodałem tu emfazę, aby ożywić opis) pacyfikują swoich dyskusyjnych wrogów. Samo zaś zagadnienie merytoryczne, gdzieś tam w kątku sobie zdycha...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:11, 16 Lip 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Właściwie to uważam, że nie mam prawa o sobie pisać, jaki jestem. To ewentualnie ktoś z zewnątrz może sobie mnie ocenić. Ja mogę co najwyżej pisać:
- jaki CHCIAŁBYM być
- co BYŁO INTENCJĄ moich działań
- czego pragnę, aby się ziściło.
A wyjdzie, jak wyjdzie - jak się uda.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 8:32, 18 Lip 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Mam w sobie dość silną intencję wyrażania mojej osobistej POGARDY DLA POSTAWY AGITACJI zamiast traktowania dyskusji w trybie dociekania prawdy. Kombinuję jak tu się odciąć od różnych form zabiegania o swoje i swoich, aby demaskować każdą intencję, która próbuje w dyskusji pomijać aspekt UCZCIWEGO SPOJRZENIA W PRAWDZIE na rzecz "wciskam światu mój obraz sprawy".
Próbuję ten cel osiągnąć na różne sposoby:
- czasem z większym naciskiem komplikuję obraz, aby się nie dawało go sprowadzić do "tak jest po mojemu, a tak po twojemu i spieramy się o to". Gdy obraz jest skomplikowany, wtedy trudniej jest określić, co jest to "moje", a co "twoje", co podważa zasadność walki o ową mojość i twojość.
- staram się często nie podejmować ataków personalnych na mnie, nawet jeśliby komuś to sugerowało, że "uciekam z walki". Niech będzie, że przegrałem, niech ktoś ogłosi, że przegrałem, a potem...
... przekona się i tak, że owa jego wygrana, a moja przegrana tak naprawdę nic nie znaczy, nie ma żadnych konsekwencji, czyli może jest ułudą.
- czasem opowiem się po stronie stanowiska oponenta - aby tym udowodnić, że nie walczę z osobą, ale ROZWAŻAM POGLĄDY.

A w ogóle to z zasady nie wchodzę w dyskusje, które wynikają mi na bycie z góry obliczonymi, iż będą to tylko przepychanki. Rozpoznaję je po najczęściej po tym, że ich temat jest jakoś prowokacyjny, jest np. postawieniem problemu znanego od tysiącleci, którego i tak (zapewne) nie da się rozstrzygnąć (przynajmniej w gronie zwykłych ludzi).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 8:39, 18 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:55, 19 Lip 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Uświadomiłem sobie ostatnio, że mogę być w odbiorze mocno niefajny, dziwny, nieprzyjemny. I ta nieprzyjemność jest na trochę paradoksalny sposób, wynikający z tego, jak wyewoluowały moje psychiczne reakcje i nastawienia, jak się przez lata pracy nad sobą zmieniłem w stosunku do typowych reakcji i zachowań ludzi.
Problem chyba jest też ogólniejszy, wynikający z tego, że ja bardzo dużo pracuję nad sobą, wciąż coś w sobie przekonstruowuję, coś zmieniam, coś tam traktuję krytycznie, podczas gdy coś innego próbuję wzmocnić. Efektem takiego działania na siebie będzie oczywiście to, że staję się inny, staję się dziwny, staję się odmienny od większości ludzi, którzy funkcjonują w znacznie bliższej zależności od instynktownych aspektów swojej osobowości. U mnie ta warstwa instynktowna została wielokrotnie zrelatywizowana, przeanalizowana, przemielona, zmodyfikowana do innych postaci. Nie twierdzę, że się instynktów pozbyłem, ale twierdzę, iż je przekształciłem, zmodyfikowałem do form, które są już nietypowe w kontekście ogółu społeczeństwa.
Tymczasem ludzie się dobrze czują, jeśli mają przekonanie, że "wiedzą co i jak się dzieje". Denerwujące dla większości będą sytuacje, w których ich uczestnicy są nieprzewidywalni, nie dzielą tych samych emocji, celów, intencji. A ja rzeczywiście jestem już tutaj mocno inny, przekształcony w stosunku do pierwotnej postaci, nieprzewidywalny dla zdecydowanej większości osób.
W szczególnym stopniu odnosi się to do bardzo pierwotnej potrzeby rywalizowania i walki o dominację. Ja przeszedłem bardzo długą i złożoną drogę mentalną, która spowodowała u mnie znaczne przekształcenie się mojego odczuwania i myślenia w tym zakresie. Właściwie to przestałem już myśleć, odnosić się, uwzględniać w swoich życiowych decyzjach większość z tych rywalizacyjno - dominacyjnych postaw i zachowań, jakie ludzie miewają.
Odpuściłem sobie większość walk i starań, które dla chyba większości ludzi są...
TREŚCIĄ ICH ŻYCIA.


I jeśli taka osoba, która w odczuwaniu i myśleniu kieruje się właśnie tym aspektem, co treść jej życia stanowi, zaś spotka takiego Michała, dla którego te aspekty albo nie mają emocjonalnego znaczenia, albo to znaczenie jest wyraźnie inne, "skrzywione", niepasujące do intuicji, to jest to irytujące, nieprzyjemne.

Przyznam zatem, że trochę współczuję ludziom, którzy muszą się ze mną kontaktować... :cry:
Ktoś by tu może powiedział: to się w takim razie zmień! Bądź znowu normalny!

Ale ja chyba nie chcę być normalny. Krzywdy nikomu nie robię swoimi postawami, nikogo (raczej) nie zmuszam do relacji ze mną. To, jakim się stałem, jest w większości (przynajmniej jako kierunek działania, bo w szczegółach bywa różnie) zgodne z moim sumieniem, przemyśleniami, świadomością. Nie widać powodu, aby przedkładać czyjąś potrzebę "mania Michała, który byłby przewidywalny" nad potrzebę samego Michała, ktory "jest taki, do jakiej postaci zaprowadziła go jego droga poszukiwania sensu w życiu".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 13:57, 19 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:57, 23 Lip 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Z ZAŁOŻENIA to, co jest nachalne wobec mnie, traktuję jako wrogie.

Zasada powyższa ma u mnie status - do wdrażania aktywnego, a także do dyscyplinowania się, gdybym kiedykolwiek miał ją zlekceważyć. Zasadę powyższą sformułowałem sobie, obserwując jak działają manipulatorzy i despoci - pogrywają na przemian kijem i marchewką. Najpierw jest kij, a potem marchewka, aby drań, który próbuje zdominować kogoś, zniewolić, wymusić posłuszeństwo doczekał się reakcji "ooo, ludzkie panisko! O jednak nie taki zły jest...". (potem pojawia się nieraz znana patologiczna postawa określana jako syndrom sztokholmski).
Oj nie! :nie:
Jedyną możliwością, jaką sobie dozwalam, aby drania, który najpierw coś wymuszał, stosował przemoc, jawne manipulacje i oszustwa "przywrócić do statusu normalnego człowieka" jest WYRAŹNA SKRUCHA, powiązana z ZADOŚĆUCZYNIENIEM OFIAROM, z PRZEPROSINAMI. Chwilowe zluzowanie tyranii despoty absolutnie nie kwalifikuje do uznania takiego działania za cokolwiek więcej niż następny etap manipulacji i próby zniewolenia. I gdyby moje emocje się przed tym zaczęły wykręcać, gdyby mi sugerowały, iż mam jednak się zgodzić z sugestią drania, to ja twardo się w takiej sytuacji zamierzam przywoływać do porządku.

Drań, który manipuluje i stosuje przemoc, jest uznany jako osoba NIEGODNA, a przede wszystkim NIEWARTA ZAUFANIA. Takiej osobie nie przysługują z mojej strony prawa, które ja sam NARZUCAM SOBIE (niejednokrotnie też wbrew swoim emocjom), polegające na domniemaniu dobrych intencji, tłumaczeniu raczej na plus, a nie na minus jej zachowań, obowiazek prawdomówności (na ile oczywiście prawdę ktoś w ogóle potrafi przyjąć). Komus stosującemu przemoc żadne z owych praw nie przysluguje. Zamiast domniemania dobra, przysługuje OBOWIĄZEK:
- uznania każdej deklaracji za prawdopodobną manipulację i oszustwo (kwestią do ustalenia ewentualnie pozostaje stopień, powód i forma tego oszustwa).
- intencja jest domniemywana jako wroga i nieuczciwa
- każde działanie jest podejrzane o cel i charakter inwazyjny, związany z próbą agresji i zniewolenia mnie.

Dość podobne zestaw domniemań (choć nieco słabszy, bo aspekt wrogości w dyskusji przecież nie przybiera pełnej formy, podobnej do sytuacji, gdy despota ma nieraz przewagę fizyczną) pojawia się wobec dyskutanta, który notorycznie jest napastliwy i manipulujący. Też słowa takiego dyskutanta tracą status "dobrej wiary". Zamiast domniemania dobrej wiary, jest raczej status manipulacji, oszustwa, ogólnie niskiej wiarygodności stwierdzeń.
I też jedyną metodą przywrócenia takiego jawnie manipulującego i napastliwego dyskutanta do stanu normalności w moim traktowaniu byłaby skrucha, przeprosiny, wyraźna zmiana postawy, zaniechanie napastliwego stylu komunikowania się.

Z dyskutantem nachalnym i napastliwym (podobnie jak z despotą mającym przewagę fizyczna) z zasady też NIE PRZEJMUJĘ SIĘ TYM, CZY KTOŚ PRZYPISZE MOIM REAKCJOM PRZEGRANĄ.
Ponieważ z założenia ktoś niewiarygodny NIE GRA WEDŁUG ZASAD, to i tak domyślnie przegrana z nim nie jest "tą prawdziwą przegraną", a jest co najwyżej "przegraną w ustawionej grze". W takiej sytuacji jeszcze jedna dyscyplinującą zasadą, którą wobec swoich reakcji spontanicznych stosuję, jest: absolutnie nie przejmować się żadna przegraną, nie brać jej pod uwagę w moich emocjach, sumieniu, poczuciu mojej wartości, czy innej formy samooceny. Choćby wszyscy uważali, że przegrywam z kimś, kto jest nachalnym i nie gra według zasad, to ja mam OBOWIĄZEK w duchu tylko zaśmiać się z tego i potraktować co najwyżej jako osobisty trening panowania nad swoimi emocjami - trening sprawdzający, czy rzeczywiście umiem zlekceważyć takie narzucane mi "przegrane". Bo w relacjach z tymi, którzy nie grają fair, aspekt wygrywania jest kolejnym elementem ich manipulacji i nacisku. Więc branie pod uwagę takich "przegranych" na podobnej zasadzie jak przegrana z normalną osobą, byłoby piramidalnym frajerstwem i głupotą. Nie! :nie: Tu z ZAŁOŻENIA traktuję, iż aspekt wygranej - przegranej, jako ustawiony, nic ma dla mnie nie znaczyć. Mogę tę wygraną komuś przyznać, mogę nie przyznawać (obojętne... bo to nie ma znaczenia), powinienem się tę kwestię zlekceważyć, co najwyżej tylko stosować jakieś uniki, aby nachalny się ode mnie odczepił, czy aby na jego manipulacje zastosować (też manipulacyjną w jakimś stopniu) technikę blokującą.
Ważne jest przy tym cały czas PRACOWANIE NAD TYM, ABY NIE ZOSTAŁO ZACHWIANE POCZUCIE MOJEJ OSOBISTEJ GODNOŚCI. Żadne (!), ale to żadne działanie osoby niegodnej (czyli nachalnej, manipulującej, agresywnej) nie ma prawa na mnie wpłynąć negatywnie pod tym względem. Mam się wobec takich działań osoby niegodnej w duchu zaśmiać, prychnąć na to, wzgardzić niegodnym (z założenia) zachowaniem i twardo sobie przyrzec: taki ktoś, kto nie przestrzega reguł ma moc zasadności swoich ocen wobec mnie na poziomie pierdnięcia krowy.
Przy czym oczywiście najczęściej takiemu despocie, czy innemu niegodnemu tego wcale nie powiem. Najczęściej grzecznie się wycofam z relacji, uznając, iż to jest najbardziej racjonalna postawa, chroniąca przed bezproduktywną stratą czasu i energii.
Jeśli despota będzie miał zbyt wielką siłę i mnie do czegoś zmusi... Trudno. Tak może być. Tu nie chodzi o to, abym coś miał despocie, czy nachalnemu udowodnić, a potem martwić się, czy może nie udowodniłem, albo niewystarczająco udowodniłem. Tu bowiem status domyślny jest "udowadnianie temu osobnikowi czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu!", czyli tu się po prostu unika agresji ze strony niegodnych.

Podsumowując: to, że na nachalność po prostu nie reaguję, nie jest w żadnym wypadku moją przypadkową reakcją. To jest u mnie zamierzone i świadome, a nawet obarczone narzuconym sobie reżimem traktowania własnych emocji i oceny swoich odczuć!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:05, 19 Sie 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Gdy myślę, umniejsza swoje personalne znaczenie, redukuję aspekty osobowe, działając tak, jakby to nie jakiś "ja" tu był podmiotem, ale jakby "się myślało" - myślało nie wiadomo kim, tylko skupiając na zachowaniu poprawności reguł i odczytu danych.
Ja wręcz sobie nieraz fantazjuję o przeniesieniu całej swojej energii do "rzeczywistości myśli" w której nie ma żadnych ja, żadnych ego.
Buddyzm zdaje się coś podobnego postulować. Ale ja uważam, że "buddyzm się myli" o tyle, że przynajmniej używa mocno niejasnego języka do opisu swoich intencji. U mnie bowiem moje "ja" jest nie tyle kwestią identyfikowania się z czymś (właściwie to chyba nawet nie umiałbym wskazać, z czym się identyfikuję, tak do końca to chyba z niczym się nie identyfikuję, a nawet nie umiałbym się identyfikować, bo nie wiem, jak to zrobić), co problemem niezależnym od moich myśli - że MOJE MYŚLI NARZUCAJĄ MI POWTARZAJĄCE SIĘ WSPOMNIENIA I SCHEMATY.
Próbowałem "nie być sobą" w tym sensie, żeby wymusić na sobie totalny chaos odczuwania od pewnego momentu - wtedy właśnie (wedle mojego rozumienia) zanikłoby moje ja, wtedy owo coś, co by zostało, byłoby nierozpoznawalne, nieodróżnialne od chaosu, nie byłoby tego w żadnym innym sensie, niż wskazanie co było ostatnim rozpoznawalnym kierunkiem, punktem, identyfikatorem...
Ale nie udało mi się oderwać od moich wspomnień - te i tak napływają, bo nawet jak się zmuszę wysiłkiem woli do wyczyszczenia kojarzenia i odczuwania, to gdy tylko ten wysiłek cofam, to wspomnienia i odczucia wracają. :nie:
A te wspomnienia i odczucia, które wracają, są powtarzalne, dają się rozpoznać jako podobne do poprzednich. I to właśnie traktuję jako JA - fakt, że NARZUCAJĄCE SIĘ SPONTANICZNIE WSPOMNIENIA zachowują pewną ciągłość w czasie, podobieństwo i przerwać tego nie sposób. :nie:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:34, 26 Sie 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Od jakiegoś czasu typowa argumentacja stosowana w przestrzeni społecznej przestała do mnie trafiać. Prawdę mówiąc, to teraz już pewnie prawie "nikt mnie nie przekona" w tym sensie, że miałbym czyjekolwiek poglądy "po prostu przyjąć". Przy czym nie wynika to z mojej jakiejś krnąbrności, niechęci do autorytetów, czy ogólnie ludzi, albo zarozumiałości, lecz wynika z aspektów niejako "technicznych" rozumowania, przyjmowania poglądów.

Na aktualnym poziomie rozwoju mojej "metodologii myśli" żądam od przekazu odpowiednio wysokiej postaci UKONKRETNIENIA, ZDEFINIOWANIA, przekroczenia formy intuicyjnej na rzecz wskazania obiektów, więzów, funkcji.
W zasadzie też z miejsca ignoruję, jako pozbawione trwałej intelektualnie treści, przekazy skupione na samych emocjach. To nie znaczy, że mam coś ogólnie przeciw emocjom, bo akceptuję jak najbardziej emocjonalną stronę ludzkiej natury. Mamy tylko przeciw temu, aby emocjonalności przypisywać trwałość w kontekście logicznych rozpoznań, aby traktować przekaz emocjonalny na równi ze zdefiniowanymi, logicznymi formami komunikacji. Przekaz emocjonalny informuje o emocjach i TYLKO O EMOCJACH!

Tymczasem zauważyłem, że u części ludzi dochodzi do (zadziwiającej dla mnie) postaci utożsamienia treści logicznych - intelektualnych, z emocjonalną warstwą przekazu. Dzieje się to z reguły z wielką szkodą dla logiki, sensowności, prawdziwości.
Żeby zobrazować, o czym tu mówię, posłużę się przesadzonym, ilustracyjnym przekładem:
- Większość ludzi zapewne się zgodzi, że prawdą jest, iż 2+2=4, a nieprawdziwy jest wynik tego dodawania równy 5.
- ale jeśliby ktoś z emfazą ogłosił, że powinno wyjść jednak 5?!...
Jeśliby nagle powstał jakiś ruch "piątkowców" w internecie i reszcie mediów, ludzi wołających o "zniesienie tyranii arytmetyki", którzy by imię "wolności i godności osoby ludzkiej, większej niż jakieś bezduszne rygory matematyków", zaczęli głosić, "wielką reformę w matematyce", czyli że jednak wynik owego dodawania powinien być powszechnie uznany za równy 5, to obstawiam, iż do owego ruchu dołączyłaby niemała grupa ludzi. A im więcej emocji propagandziści "piątkowości w dodawaniu" wkładaliby w swoje odezwy i manifesty, tym bardziej owa rzesza ludzi by rosła.
Bo genetycznie (atawistycznie) jesteśmy nastawieni na odczyt emocji i liczenie się z emocjami innych ludzi. Dla wielu "nie będzie problemem" nawet przy tej okazji przekroczenie tej (dla innych "twardej") granicy prawdziwości matematycznej.

Ja się z powyższym zwyczajnie nie godzę. Bardzo świadomie się z tym nie godzę. Nie godzę się z tym do poziomu takiego, że ANALIZUJĘ, PRZEWIDUJĘ, kiedy mogłoby się zdarzyć, iż we mnie samym doszedłby do głosu atawizm, który wymusiłaby na moim systemie oceny rzeczywistości kłamstwo w imię bycia w zgodności z emocjami. Sam siebie pod tym względem kontroluję, sprawdzam, opracowuję metody diagnostyki swoich postaw i zachowań, czy czasem nie przekraczam tych granic, po przekroczeniu których mój rozum i moje człowieczeństwo zostana rzucone na żer atawistycznych instynktów, zasilanych uleganiem emocjom.

Ale też skoro już te mechanizmy samokontroli opracowałem, wdrożyłem, to one już działają. A skoro działają, to są aplikowane także na to, co mi różni ludzie próbują zasugerować, jako słuszne poglądy i postawy. A wtedy wychodzi na to, że te czyjeś argumentacje nie mieszczą się w moich - technicznych - wymaganiach poprawności. Dlatego trudno jest mnie przekonać tak po prostu do czyichś przekonań, choć...
pojedyncze, wyizolowane stwierdzenia i informacje jak najbardziej przyjmuję, akceptuję. To nie jest tak, że z góry odrzucam to, co mi ludzie komunikują, lecz to, że ostatecznie dokonuję dekompozycji kierowanych do mnie przekazów, wybierając sobie to, co uznaję za bardziej cenne i wiarygodne, a odrzucając aspekty nie spełniający moich wymogów;
Chyba z resztą inni ludzie mają to nawet podobnie... Większość ludzi też po swojemu ocenia komunikaty od otoczenia, tylko że nie nadaje tej metodologii tak uświadomionej postaci, jak to jest u mnie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:40, 26 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:20, 27 Sie 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Tak w życiu to NIE TOLERUJĘ KŁÓTNI. Nawet można by powiedzieć, iż mam rodzaj obsesji na punkcie unikania kłótliwości. Nie oglądam prawie filmów komediowych właśnie z tego powodu, że często ukazywane są w nich kłótnie. Nie lubię wielu filmów romantycznych i familijnych, bo też są tam sceny, w których ludzie się kłócą. W życiu unikam ludzi kłótliwych. Choć...
nie mam nic przeciwko sporom ideowym. Ale to muszą być spory merytoryczne.

Chyba jestem mocno niezrozumiały w tym swoim nastawieniu. :think:
Bo mam tak wysoko ustawiony priorytet, aby nie uczestniczyć w kłótniach, że gotów jestem porzucić wiele dyskusji (godzę się wtedy świadomie z przypisywanym mi atrybutem uciekającego z nich), jeśli widzę, iż zamieniły się one w kłótnię. A tym, co według mnie jest ową "twardą granicą" pomiędzy w miarę (czasem mniej, czasem bardziej) twórczym i merytorycznym sporem, a kłótnią jest NAPAŚĆ NA OSOBĘ - SKUPIENIE SIĘ NA PERSONALNYCH ZARZUTACH. Jak takie coś się pojawia, to właściwie z miejsca uruchamia się u mnie schemat, w którym:
1. Uznaję mojego kłótliwego oponenta za "poniżej mojego poziomu", odhaczam sobie dyskusję z taką osobą, jak uznaną za małowartościową, z dużym prawdopodobieństwem jedynie uciążliwą, a nietwórczą.
2. Szukam powodów, okazji, aby zakończyć relację z kimś takim.
3. Realizuję w końcu mój zamiar wymiksowania się z dyskusji w takiej czy innej formie.
4. Na koniec jeszcze, jako chrześcijanin, który nie powinien nikim gardzić, nie powinien się wywyższać, usprawiedliwiam dyskutanta, którym de facto wzgardziłem, uznawszy go za nierównego mi pod względem dojrzałości emocjonalnej i dyskusyjnej. Tłumaczę wtedy sobie, że całościowo tej osoby nie oceniłem, uświadamiam sobie, że POD INNYM WZGLĘDAMI może to być ktoś o wiele ode mnie wartościowszy, bardziej godzien szacunku. Ostatecznie traktuję ową osobę życzliwie, z nieudawanym szacunkiem, ale...
nie kwestiach panowania nad emocjami w dyskusji. Tutaj traktuję dalej ową osobę za "poniżej poziomu", zaś dowartościowania tej osoby dokonuję wskazaniem na inne aspekty osobowości, niż dojrzałość emocjonalna i dyskusyjna.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 15:34, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32634
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:46, 31 Sie 2024    Temat postu: Re: Michał o sobie

Z reguły traktuję wysoce podejrzliwie wszystkie przekazy do mnie, jeśli przyjmują formę:
- ponaglającą mnie bez naprawdę dobrego, uzgodnionego ze mną uzasadnienia
- apelującą silnie do moich słabości (w tym także do emocji)
- stwarzającą nacisk mentalny, groźbę
- przedstawiający źródło przekazu jako kogoś wyższego ode mnie, nadrzędny autorytet
choć też...
- nie reaguję pozytywnie nawet na poniżanie się wobec mnie - to też jest jakoś podejrzane - albo o manipulację, albo o niezdecydowanie drugiej strony. Domyślną relacją między ludźmi jest wg mnie RÓWNOŚĆ STRON. Odchodzenie od owej równości domaga się:
- albo naprawdę mocnego, uczciwego uzasadnienia merytorycznego (może się to oczywiście zdarzyć, ale nie jest ten tryb u mnie dostępny na czyjeś żądanie, roszczenie)
- albo potraktowanie jako próbę wrogiem manipulacji, jako rodzaj mentalnej agresji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Strona 9 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin