Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33724
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:46, 10 Kwi 2023 Temat postu: Mam/mogę mieć winę, czyli mam sprawczość i wartość |
|
|
Kończy się okres Świąt Wielkanocnych, więc nachodzą mnie refleksje o winie i odkupieniu.
Mam też wrażenie, że w powszechnej świadomości dość słabo jest rozumiane pojęcie winy.
Ludzie typowo traktują winę emocjonalnie, a przez to dość prostacko - jako takie niechciane coś przypisywane im, ale coś co koniecznie należy przypisać tym, co robią coś złego. Uważają intuicyjnie, że "wina sama w sobie jest zła".
Tu dodam dygresję, że praktycznie niemożliwa jest sensowna dyskusja intelektualna z ludźmi, którzy wszystko próbują za wszelką cenę sprowadzić do banalnej dychotomii dobry vs zły przypisanych globalnie do rzeczy. Takie utożsamienie osób, sytuacji, pojęć z globalną klasyfikacją "to jest dobre", albo "to jest złe", stanowi rodzaj atawizmu i uproszczenia, które dalej będzie niszczyło rozumne wnioski. Będzie niszczyło, bo jak ktoś coś uzna za "złe tak w ogóle" to już nie zechce rozpatrzyć rzetelnie tych aspektów, gdzie owo coś już pełni inną rolę. W rzeczywistości poprawnie rozumiane dobro i zło jest zawsze KONTEKSTOWE, tzn. coś jest złe w odniesieniu do jednego kryterium, ale może być nawet dobre w odniesieniu do innego. Prostacko rozumujący ludzie, którzy zawsze całościowo chcą każdą rzecz ocenić, zwyczajnie nie będą w stanie się dalej wygrzebać z paradoksów i sprzeczności na dalszych etapach osądu spraw, gdy coś rzekomo "całkiem złe", okaże się de facto jakimś dobrodziejstwem.
Tu koniec dygresji.
Wracając do idei winy. Emocjonalnie tę ideę traktując, intuicja nam podpowie, że "wina jest zła". Za chwilę się jednak pojawi przypadek, gdy zechcemy tej "złej" winy użyć jako słowa do opisania zachowania aspołecznej osoby. I zapętlony w intuicjach umysł prostacko rozumujący będzie chaotycznie się czepiał przymierzania owego atrybutu "zły" raz do pojęcia winy, raz do człowieka. A przecież jeśli to pojęcia byłyby "złe", to chyba należałoby przestać ich używać, bo wtedy zrobiłoby się automatycznie "dobrze"...
Stoję na stanowisku, że żadne pojęcie, ani żadna funkcja rozumu nie jest sama w sobie "zła". Jeśli coś jest "złe", to też nie jest tym czymś pojęcie winy. Pojęcia nie są osobami, nie są moralne albo niemoralne.
Ale - intuicyjnie i bezwiednie - wiele ludzi tak sobie pomyśli o problemie już ewentualnej ich winy, że "złe byłoby obarczyć mnie winą" (obarczyć winą kogoś innego, szczególnie kogoś nam przykrego, nie byłoby już takie "złe", a może nawet "dobre".... ). Dalej to się przenosi na dyskusje religijne, w których dla niektórych Bóg staje się nieraz takim depozytariuszem naszych win, zazdrośnie ich strzegąc, a potem próbując ludzi przyszpilić z tego tytułu swoją negatywną oceną, może potępieniem. Bóg w tym rozumieniu staje się taką najmniej chętną do przebaczania osobą, tą która winy pamięta jakby z jakiegoś nieodpartego wewnętrznego przymusu. A (rzekomo) wystarczyłoby nie być takim pamiętliwym i zapomnieć o tym co złe było, aby wszystkim zapewnić raj...
Tymczasem ja twierdzę, iż to, że w ogóle możemy mieć jakąś winę jest PASOWANIEM NA KOGOŚ - na OSOBĘ, jest jest w stanie uczynić coś, co jest jakoś trwałe, nieodwracalne, co MA ZNACZENIE.
Winy bowiem nie będzie tam, gdzie wszystko jest odwracalne. Jeśli można by przywracać dowolnie stan wyjściowy, to nic co się uczyni nie będzie nosiło znamion czegoś ciążącego nad winowajcą, bo w razie czego będzie można wszystko wycofać. I byłoby po sprawie.
Problem w tym, że my wcale takiego świata, w którym to, co czynimy będzie w pełni odwracalne, tak naprawdę NIE CHCEMY!
Człowiek ma potrzebę znaczenia, wywierania wpływu, sprawczości. Jeśliby po wszystkich naszych działaniach jakie tylko wymyślimy i zrobimy, następnego dnia cały świat wracał do stanów poprzednich, to taka sytuacja byłaby emocjonalnie poniżająca, pokazująca że nic nie jesteśmy w stanie uczynić, że nasze działania nic nie znaczą. A my chcemy aby to, co czynimy miało znaczenie!
Więcej powiem - chcemy nie tylko tego, aby w ogóle jakieś tam znaczenie było, ale CHCEMY nawet tego, aby z naszego powodu mogło się stać coś problematycznego, przykrego.
Wielu lubi niszczyć. Dlaczego chuligani demolują przystanki, przewracają kosze na śmieci?... - Bo chcą pokazać, jak to MOGĄ tak destrukcyjnie zadziałać. Czyli, że mają jakieś znaczenie, są ważni. Dlaczego dzieci często są tak ostentacyjnie "niegrzeczne" - bo chcą, aby rodzice ich zauważali, więc tą niegrzecznością, złym czynem, winą chcą się upewnić, że dla rodziców są ważne.
Tak naprawdę to chcemy aby z naszej winy działy się różne rzeczy, chcemy to sobie przypisywać. Zwykle niewielu chwali się tym, że zrobiło coś złego, ale to co uznawane za dobre, cenne większość chciałaby móc przypisać sobie, jako efekt swoich działań czy wyborów. A w patologicznych środowiskach nawet uczynione zło może być powodem do chwalenia się.
Bo sprawczość jest naszą wizytówką, chwałą dla nas, ale i...
nieraz naszym potępieniem.
Czy da się wziąć tylko tę pozytywną stronę sprawczości, tylko to co czyni nas wartościowymi w oczach ludzi (także we własnych oczach)?...
- Twierdzę, że się nie da!
Tak jak nie da się zrobić coś trwałego, a jednocześnie aby to nie było zrobione. To, co czynimy jest faktem tak ogólnie. Zdarzenie po prostu jest.
A ocena zdarzenia jest odrębną, w dużym stopniu niezależną sprawą - czasem z jednego punktu widzenia coś jest dobre, a z innego złe. Nie można mieć sprawczości, w której nie mieści się też aspekt sprawczości o negatywnej ocenie, czyli o uznaniu winy, jako sprawczości w złej sprawie. Można tylko być niesprawczym w ogóle, czyli być tym, który nic nie może, którego myśli, wybory nie mają znaczenia, czyli który sam nic nie znaczy.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 16:25, 11 Kwi 2023, w całości zmieniany 3 razy
|
|