Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kto bardzo pragnie owej gry w wywyższanie się?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35025
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:01, 28 Gru 2024    Temat postu: Kto bardzo pragnie owej gry w wywyższanie się?

Skąd się biorą wojny?
Dlaczego na tym świecie ludzie mają intencje wzajemnego się krzywdzenia?
Krzywdy zadawane innym, gdy są związane z jakąś formą zysku, daje się "logicznie" wytłumaczyć - można wskazać, co ktoś sobie dzięki np. złodziejstwu, czy oszustwu poprawi. Ale jest cała masa krzywd, dla których nie sposób jest właściwie wskazać korzyści dla krzywdziciela, on jakby krzywdził bezinteresownie...

Z doświadczeń życiowych mi wynika, że większość owych krzywd "bezinteresownych" jest powiązana z pragnieniem okazania swojej dominacji, mocy, służy wywyższeniu się nad innych ludzi.
Można by się tu zatem dopatrzyć formy korzyści - ona będzie odniesiona przez emocje tej osoby, która poprzez krzywdzenie poczuje się dowartościowana, dominująca, kontrolująca, narzucająca. Ponieważ instynktownie sprawczość i władza są nagradzane, co jest pokłosiem zwierzęcego instynktu walki o dominację i władzę w stadzie, to i wywyższający się człowiek, gdy poczuje "no proszę, mogę kogoś skrzywdzić, one się mi nie przeciwstawił, czyli ja rządzę, ja jestem lepszy, ja wygrywam", odczuje satysfakcję, mały zastrzyk hormonu nagrody, czyli też pierwotną przyjemność. I to dla tej przyjemności płynącej z władzy i kontroli toczone są owe gry w wywyższanie się.

Kto zaś tych emocji wywyższenia się (także krzywdzeniem) potrzebuje?...
- Na pewno silnie czują te emocje psychopaci. Ci dla kontroli i poczucia dominacji gotowi są zrobić niemal wszystko, a hamulce tutaj są bardzo słabe.
- Ale też krzywdzeniem innych niektórzy próbują sobie wynagrodzić, powetować własne porażki.
- Krzywdzenie jednych grup ludzi przez inne grupy jest też silnie podszyte wywyższaniem się.
Problem jest niemal odwieczny - krzywdziły wyższe klasy społeczne osoby z niższych klas społecznych, przedstawiciele jednych religii, przedstawicieli innych religii; podobny motyw ma pogardliwe traktowanie osób innego narodu, innej rasy, innego miejsca zamieszkania, a nawet kibicowania innemu klubowi sportowemu.
Bycie z grupy "swoich" jest typowym pretekstem do wywyższania się wobec "obcych". A potem, jak już się ktoś czuje "wyższy" od obcego, to przecież (rzekomo) "należy mu się" też skrzywdzenie tego obcego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35025
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:40, 06 Sty 2025    Temat postu:

Wywyższanie się - a czy trzeba w ogóle stawiać tę kwestię?

Nieraz w rozmowach z osobami, które dążą do wywyższenia siebie (albo swojego narodu, bo to jest powiązana często postawa) pojawia się argument: nie można się dać poniżyć, trzeba walczyć o wywyższenie, bo jak nie to się jest niżej.
Ja się z tym nie zgadzam. Nie wywyższam się, ale to nie oznacza, że czuję się poniżony. Ja za stan domyślny uznaję równość. I nie chcę tej równości zakłócać w żadną stronę - ani w stronę (mojego) wywyższenia, ani w stronę (mojego) poniżenia.
Dodam też, że owo wywyższanie wręcz nieraz postrzegam jako iluzoryczne, wydumane, śmieszne. Jak ktoś się wobec mnie nadyma i puszy, to myślę sobie o nim: ale dupek z niego, szkoda mi czasu na jakąkolwiek relację z takim debilem, a w związku z tym nie dostanie on ode mnie daru zainteresowania stawianą przez niego kwestią wywyższenia. Po prostu olewam ciepłym moczem to całe wywyższanie, odchodzę z poczuciem, że udało mi się uchronić przed stratą mojego cennego czasu na niekonstruktywne dyskusje z kolejnym debilem. Czysty zysk dla mnie, bo ja kwestii wywyższania w ogóle nie proceduję, nie jestem zatem zainteresowany sporem na ten temat.

Dla wywyższających się postawa, która zadowala się stwierdzeniem RÓWNOŚCI, jest zadziwiająco trudna do psychicznego zaakceptowania. Samo to, że ktoś w ogóle nie chce kwestii wywyższenia stawiać, traktują jako już ucieczkę, jako coś niezgodnego z ich naturą, dziwacznego. Dla nich albo jest się poniżonym, albo wywyższonym - nie ma opcji neutralnej. Dla mnie zaś owa opcja neutralna jest domyślna, a zabawianie się w to nadymanie się "kto większy?" jest głównie objawem niedojrzałości emocji, jest śmieszna, wręcz...
poniżająca rozum, tego, kto tak musi sprawy kompulsywnie stawiać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35025
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:04, 08 Sty 2025    Temat postu:

Od strony emocji rozumiem tych, co wywyższają siebie, swoją grupę. Mam ten sam instynkt, czuję podobnie - szczególnie wtedy, gdy jestem sfrustrowany, ktoś nie osiągam tego, czego pragnąłem. Wtedy chciałbym cały świat, ludzi obok mnie zmusić do uległości: niech mi się nie sprzeciwiają! Żądam respektowania tego, co chcę, bo to jest słuszne! Ja uważam to za słuszne, więc niech wszyscy to uznają! Tu i teraz niech to zaakceptują!

A jeślibym dał swoim emocjom dominacji luz, to pewnie "poszłoby z górki", to bym zaczął myśleć jak despoci, agresorzy, przemocowcy, tyrani. To bym krzyczał do każdego, kto nie respektuje mojej dowolnej zachcianki:
- Żądam! Teraz już robić, co każę!!!
- Morda w kubeł! Nie gadać, nie pytać, tylko wykonywać!!!
- Bo jak nie, to wam pokażę! W mordę, pobiję, zabiję!!!
- Ja rządzę! Mnie słuchajcie!!!
- Bez pedalskiego mędrkowania! Bez tego ciotowatego powoływanie się na jakieś zasady, czy ludzkie wartości! Po prostu żądam, a to oznacza, że ma to zostać wykonane!!!
- Znajdę sobie grupę takich, co podobnie czują! Razem pójdziemy, razem wszelki opór zmiażdżymy naszą siłą i wściekłością!!! I nienawiścią! Tak - nienawiścią!
- Chcecie praw?... "Dostaniecie" swoje prawa, jak mój but wam stanie na twarzy! Morda w kubeł!
My jesteśmy pierwsi! My rządzimy, my, my, my!!! Ja, ja, ja!!! Ja rządzę!!!

Gdybym nie panował nad chciejskimi instynktami, to pewnie dałbym sobą tak myśleć. Gniewne emocje dominacji by mną myślały to w lewo, to w prawo, ja bym ich słuchał. I pewnie czułbym się tym uskrzydlony - taki bez wątpliwości, taki pewny, taki zdecydowany!

Gdybym nie spoglądał dalej, nie przewidywał tego, co dość wyraziście daje się dostrzec, to bym też oddał się tej diabelskiej emocji wywyższania się. I znalazłbym pewnie sobie takich, z którymi mógłbym iść, aby gromić, niszczyć, mordować, okazywać swoją wściekłość i nienawiść i czuć w tym takim uskrzydlonym, wyzwolonym od refleksji i od sumienia. Wtedy sumienie bym sobie zdeptał, ale czułbym się (przez pewien czas) tak pewnie, tak jednoznacznie, tak pełen charyzmy i poczucia niezbitego wywyższenia. W jakimś pierwotnym rozumieniu słowa nawet może byłbym prawie szczęśliwy, prawie wyzwolony, bo nieanalizujący, bezrefleksyjny, bo miałbym jeden cel i prostą, szeroką drogą. Byłbym takim kimś, jakich formatował Hitler: „Ein Volk, ein Reich, ein Führer”, czyli wszystko jedno, wszystko proste, wszystko jednoznaczne emocjonalnie. Tylko że...
zbrodnicze...
nieludzkie...
bez serca...
diabelskie...
poniżające człowieczeństwo
wstrętne moralnie, jak to tylko wstrętne może być... :think:

Emocje pewnie nawet poczułyby się wyzwolone, gdybym obrał ten kurs na wywyższanie siebie, a dominowanie słabszych. Ale całość mojej osobowości, ta część, która jest delikatna, myśląca, empatyczna, uczciwa, sprawiedliwa - ta część by we mnie kwiliła i jęczała z bólu. W końcu nawet ją bym zaczął coraz bardziej czuć. W końcu wspomnienia tego zła, które bym czynił w swoim amoku gniewu, wracałyby mi przed oczy coraz częściej. Powoli by wracało to, co zrobiłem, gdy puściły mi hamulce, bo tak bardzo pragnąłem być wielki, wywyższony, kapryszący wobec innych. Widziałbym twarze skrzywdzonych, to wracałoby. I powoli zaczęłoby do mnie docierać, jak bardzo zbłądziłem, gdy oddałem się złu na służbę. W końcu już tylko by moja ludzka natura jęczała, płakała, skręcała się w poczuciu wielkiego bezsensu, jaki sama sobie zgotowała.
Nie mam wątpliwości - tak by wtedy to się skończyło.
Dlatego, gdy w ogóle pojawiają się we mnie jakiekolwiek zaczątki emocji, aby wywyższać i dominować nie dbając o dobro innych, to je gonię tam, gdzie pieprz rośnie. To nie jest tak, że ich zupełnie w sobie nie mam, ale - na szczęście - umiem je odganiać, trzymać na dystans. I przede wszystkim mam głęboką świadomość tego, jak bardzo są one kłamliwe, jak bardzo by mnie ostatecznie poniżyły, zamiast wywyższyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35025
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:34, 16 Sty 2025    Temat postu:

Już chyba o tym pisałem, ale przypomnę sprawę z nowym komentarzem: doświadczyłem, że chęć do wywyższania się, a z nią dalej przekonania bardziej prawicowe, nacjonalistyczne da się (przynajmniej u mnie) wywołać metodami farmakologicznymi.

Pamiętam jak kiedyś opiłem się dużo mocnej herbaty i szedłem gdzieś szybkim krokiem. Zwykle idąc, coś tam sobie myślę, coś rozważam. I w pewnym momencie się przyłapalem na tym, że będąc nakręcony emocjonalnie wskutek tego działania znacznej dawki teiny, zaczynam myśleć jak ksenofob, prawicowiec. Nagle, w chwili jednak zdystansowanej oceny siebie, aż coś mnie tknęło: ty, Michale, przecież nigdy takich poglądów nie popierałeś - poglądów, które teraz ci po głowie chodzą. A pamiętam, jak nagle, nietypowo dla mnie zacząłem sobie "układać osądy świata wedle haseł":
- obcy powinni trzymać się jak najdalej od naszego kraju
- dobrze byłoby wprowadzić bardziej surowe kary za przestępstwa
- nie rozważajmy za wielu niuansów spraw, bo to psuje klarowność spojrzenia, skupmy się na głównej intencji
- wojny nie są takie złe, w końcu musi być jakiś mechanizm, który wyłania tych najsilniejszych
- siła, pokonywanie innych jest ważna, nawet bardzo ważna; wokół niej kręci się (a jest to jak najbardziej słuszne) życie społeczeństw, więc wszyscy powinniśmy to zaakceptować.
- złoszczą mnie wszelkie odstępstwa od normy, złości mnie wszelka inność, chciałbym się jej pozbyć, nawet jeśli przy tym będzie "trochę" przemocy, to warto jest taką cenę ponieść za "ustanowienie porządku" w społeczeństwie.
itp. itd.
Te wszystkie hasła, które normalnie traktuję krytycznie, bo widzę dalekosiężne skutki ich wprowadzania, nagle, pod wpływem pobudzającej substancji, zaczeły mi się podobać. I przypuszczam, że gdybym się często wprowadzał w taki stan, to bym zaczął popierać przede wszystkim tych, którzy
- proponują zawsze proste rozwiązania, "nie mędrkują", tylko od razu "walą z grubej rury".
- uznają przemoc za akceptowalny sposób układania życia w społeczności
- wyraźnie dzielą świata na swoich i wrogów
- są za karaniem, twardością prawa, może nawet za karą śmierci
- na gruncie osobistym preferują związek z grupą, stadem ponad głos sumienia i intelektu.

Dlaczego tak to dziala?...
- Moja teoria z grubsza spójnie to wyjaśnia. Mechanizm prawicowego w stylu myślenia i odczuwania jest instynktowny, silnie zwiazany z potrzebami bycia w stadzie, obrony tego stada i jego lidera, a także poszukiwania sobie w tym stadzie możliwie najlepszego miejsca (rywalizacja, wspinanie się w hierarchii). Instynkty dzialają przez emocje. Im bardziej emocjonalna jest osobowość, tym bardziej będzie na nią wpływało wszystko to, co jest w jej naturze instynktowne. A emocje są z natury upraszczające - skupione na tym, co daną emocję wyznacza. Ludzie emocjonalni mają więc z reguły proste recepty na wszystko, trudno jest z nimi w ogóle rozmawiać o złożoności spraw. Emocjonalni "nie mędrkują", tylko wprost z intuicji wskazują rozwiązanie. A jeśli nawet to rozwiązanie okaże się sprzeczne z rozwiązaniem, które sami proponowali 10 minut temu, to też to "nie przeszkadza", bo oni po prostu o starym rozwiązaniu już nie chcą rozmawiać, już o nim zapominają. Bo dla emocji liczy się zawsze to co aktualne i na wierzchu - to przejmuje niemal pełną kontrolę nad ocenami. Sprzyja takiemu myśleniu nadmiar energii, nakręcenie się (np. po substancjach pobudzających) - wtedy zaczyna chodzić o to, aby mniej myśleć, a po prostu działać, załatwiać sprawy od razu, jednym rozstrzygnięciem, czyli przewagą, siłą. Stąd owa preferencja dla rozwiazań siłowych. Stąd też preferencja, aby wzmacniać własne stado - bo w stadzie siła. To wszystko razem tworzy jeden mentalny względnie spójny (nie do końca spójny logicznie, ale spójny emocjonalnie) konstrukt.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 13:14, 17 Sty 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin