Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33293
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:24, 10 Lut 2022 Temat postu: Kontrola negatywnych emocji |
|
|
Naturalnym jest, że dążymy do tego co miłe i przyjemne. Negatywne, stresujące sytuacje i związane z nimi przykre emocje staramy się ograniczać, trzymać z dala od nas.
Z drugiej strony w każdym chyba człowieku jest jeszcze POTRZEBA SPRAWDZENIA SIĘ, nurtuje nas pytanie: ile właściwie jesteśmy warci?
Te dwa aspekty są sobie przeciwstawne. Większość ludzi nie przemyślała nawet tego na tyle, aby mieć świadomość kiedy i jak one działają. Postępują więc instynktownie, intuicyjnie, nie mając w umyśle ani umiejętności opisania słowami tego, co w emocjach się dzieje, ani jakiejś analizy tego, co pomogłoby rozwiązywać konflikty wewnętrzne.
Ja stoję na stanowisku, że warto jest ZYSKIWAĆ ŚWIADOMOŚĆ SIEBIE, warto jest umieć sobie choćby nazwać to, że jestem rozdrażniony, zdenerwowany, że coś mnie nęci, a nie umiem tego zdobyć, że się czegoś boję, albo że nie potrafię sobie z czymś poradzić. Osobom, które przeżywają ciągle frustracje wyłącznie w nienazwanej, w zdecydowanej większości podświadomej, instynktownej, bezwiednej postaci nie za bardzo jest jak pomóc.
Osoby, dla których cennych jest wyłącznie spontan, niczego nie będą w stanie określić, a dalej zanalizować, a jeszcze dalej wymyślać, jak pokonać problem. Takie osoby są zdane na łaskę i niełaskę tego, co się zdarza, albo na pomoc innych ludzi. W istocie są bezradne.
U wielu osób obserwuję instynktowną niechęć do spojrzenia tak w pełni uczciwie i z dystansu na siebie. Ta niechęć dotyka chyba każdego, ale w różnym stopniu. Ci co nie są w stanie oceniać sami siebie w ogóle, mają najgorzej pod kątem zdolności poradzenia sobie z problemami emocjonalnymi. Bo dla nich każdy problem jest jak takie COŚ, NIE WIADOMO CO, każdy problem tylko gnębi i niszczy, ale nie nasze rozumienie nie oferuje nam żadnych punktów do diagnozy, niczego co by pozwalało choćby stwierdzić np.: chyba powód tej sytuacji najbardziej jest związany z okolicznością X, ale z okolicznością Y raczej już nie.
Ludzie boją się spojrzeć na siebie jak na obiekt zewnętrzny (spojrzeć "obiektywnie") najczęśćiej dlatego, że nie uładzili w sobie aspektu poczucia winy. Jeśli negatywna ocena komuś automatycznie zlewa się z konstatacją "jesteś winny, odrzucam cię", to taka osoba, w całkiem zdrowym odruchu samozachowawczym, będzie blokować ową konstatację. Bo jeśli ktoś tak zerojedynkowo całkowicie potępiająco traktuje aspekt winy, efektem uznania swojej winy byłoby jakieś totalne posypanie się własnej akceptacji, a dalej ogólnie większości ważnych emocji, czyli byłaby totalna rozsypka mentalna.
W czym tkwi błąd?...
- Błąd ten tkwi w traktowaniu aspektu winy!
Winę swoją trzeba uznawać, ale NIGDY NIE NA MAKSA, nigdy nie jako coś ostatecznego.
Właściwie to częściej nawet zamiast uznania winy, warto jest w to miejsce wstawić uznanie pomyłki: oj, nie wyszło mi, zdarza się, poprawię się...
Jeśli ktoś będzie w stanie tak sobie posadowić w umyśle aspekt winy, że przestanie ona być ostateczna, totalnie deprecjonująca, to wtedy zyska też moc, aby czasem ową winę przypisać nawet sobie. Bo wtedy przypisze ją nie jako bliżej nieokreślone totalne potępienie siebie, ale jako zadanie do wykonania, coś z czym można sobie poradzić. Owo coś może stanowić wyzwanie, kłopot, ale - jak to też z innymi kłopotami bywa - jest to rzecz do udźwignięcia, problemy daje się rozwiązywać.
Mając w sobie moc uznawania własnej winy, zyskuje się dalej szansę na to, aby ZAUWAŻYĆ SWOJĄ SPRAWCZOŚĆ w jakiejś nieprawidłowej postaci, a potem MÓC JĄ SKORYGOWAĆ, czyli MÓC NAPRAWIĆ TO, CO JEST WADLIWE.
Ludzie, którzy winy umieją tylko z siebie wypierać, blokować już na start rozważanie o nich, nie dają sobie szansy na diagnozę, a dalej analizę sytuacji problemowych. Ostatecznie też nie dają sobie szansy na samodzielne wypracowanie rozwiązań.
Dlatego ja dawno już temu postawiłem sobie pewne zadanie: oswoić własne poczucie winy!
To poczucie winy jest trochę właśnie jak dzikie zwierzątko do oswojenia. Na początku nie daje się dotknąć, szczerzy ząbki, nawet może ugryźć. Ale jak się zaczyna je obłaskawiać, to staje się coraz bardziej przystępne, a w końcu można je nawet wziąć na ręce bez ryzyka pogryzienia czy podrapania. W ten sposób, już kontrolując tę emocję związaną z poczuciem winy, człowiek zyskuje narzędzie do rozwoju swojej osobowości, wzrostu mocy i sprawczości.
|
|