Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 7:50, 13 Maj 2021 Temat postu: Jesteśmy zarządzani przez komfort emocjonalny |
|
|
Jako wstęp do tematu wrzucam własny tekst z innego wątku.
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | MaluśnaOwieczka napisał: | Ty w dyskusjach nigdy nie jesteś apodyktyczny .. |
Jest kryptoapodyktyczny i to jest nawet zabawne, jak niezwykle trafnie w tym temacie opisał mechanizm, który nim rządzi. |
Mam swoją hipotezę, dlaczego jakaś część osób uważa moje wypowiedzi za apodyktyczne, choć ja w istocie mam dokładnie przeciwne intencje.
Chodzi o METODĘ. Moja metoda dyskusji - metoda, która (przynajmniej w moim zamiarze) miałaby właśnie przeciwdziałać uruchomieniu się we mnie apodyktyczności, ma z założenia pokazywać, iż POSTRZEGAM WIELOŚĆ OPCJI I ROZWIĄZAŃ. Także to, że nie narzucam swojego rozwiązania. Pisuję więc długie posty, w których staram się często podawać listy opcji w danym problemie. Nie uważam tych list za skończone, nie chcę ich absolutyzować, chcę czegoś przeciwnego - wskazania, że problem jest złożony, że można go widzieć z różnych stron. Taka jest moja intencja, takie jest moje rozumienie "bycia nieapodyktycznym" - właśnie poprzez dystansowanie się od wskazania bardzo jasno swojego stanowiska, poprzez odwołanie się do głębszych pokładów rozumienia problemu.
Ale też trochę przeczuwam, dlaczego wiele osób to moje podejście może denerwować. Będzie denerwować osoby, które mają naturę dyskusyjną w stylu walczącym (nie wszystkie, ale sporą część), które oczekują jasnego postawienia albo - albo. Te osoby postrzegają rzeczywistość jako:
- po pierwsze mającą potrzebę jasnego zarysowania własnej opcji, która jest zasadnicza, główna
- po drugie jak przestrzeń starcia, w którym broni się tego, co własne; często broni też w obszarze personalnym dyskusji.
Dla takich osób denerwujące jest, a nawet wydaje się nieraz namolne, upierdliwe, zwracanie uwagi na to, że sprawy się mają na kilka, czy kilkanaście sposobów, że tak naprawdę żadna z opcji nie powinna sobie rościć prawa do absolutności. Denerwujące jest, gdy ktoś - taki jak ja - swoim podejściem próbuje burzyć pewną "naturalną" metodologię dochodzenia do sensu, namolnością wielu opcji rozpływa, "rozmamla" zagadnienie, sprawiając iż robi się takie ni to, ni siamto.
Poza tym część osób uważa aspekt starcia personalnego jako w jakimś stopniu niezbywalny w dyskusji. Chcą "czuć przeciwnika", chcą wiedzieć, że z drugiej strony jest konkretny człowiek, z emocjami, z jasnym "kręgosłupem" tego, co uważa, co przedstawia. U mnie owego "kręgosłupa" może często nie dać się wyczuć. Może nawet niejeden dojść do wniosku, że go nie ma, że Michał to właściwie "nie ma zdania" (spotkałem się z takim określeniem moich tekstów).
W rzeczywistości, już z mojej strony patrząc, sprawa jawi się inaczej, niż podobnie do opisanego wyżej schematu. Ten "kręgosłup", którego się oczekuje od osoby w dyskusji u mnie też jest, tylko dużo głębiej schowany. Dość mocno rozgraniczam
- jawienie się rzeczy, ich zewnętrzną formę
- strukturę rzeczy, która w moim rozumieniu bardziej istotą sprawy
To, co ludzie często bronią, na czym chcieliby zaczepiać swoje dyskusyjne stanowiska, jak postrzegam jako jawienia się, jako coś, z czym nie warto się identyfikować, bo jest to z natury nietrwałe, ulotne, tymczasowe. Za to dość usilnie dążę do dobrania się do głębszej struktury, z którą dopiero związany jest mój "kręgosłup". Ale bardzo często jest mi trudno wyjaśnić, na czym to moje postrzeganie owej głębszej struktury polega. Stąd robią się niedogadania, a u wielu ludzi poczucie emocjonalnego dyskomfortu w dyskusji. |
W rozwinięciu zaś napiszę, iż trzeba sporej przenikliwości aby dostrzec, jak bardzo nasze wybory, działania w istocie są zarządzane potrzebą komfortu emocjonalnego. Większość ludzi dość bezrefleksyjnie wolność wiąże z tym, aby osiągać przyjemność. Rozumieją wolność jako wolność do przyjemności, czy ogólnie rozumianego dobrego samopoczucia, a nie wolność ogólnie.
|
|