Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:01, 01 Lip 2015 Temat postu: Ideał umysłu |
|
|
Wydaje mi się, że bardzo kształcące jest zastanowienie się co jest ideałem człowieczeństwa, umysłu co byłoby docelowym kształtem dla JA.
Ludzie mają różne wyobrażenia, jacy właściwie powinni być. Niektórzy skupiają się na swoim wyglądzie, na tym, jak są odbierani (zewnętrznie) przez pozostałych ludzi, inni wielbią intelekt, widząc idealnego siebie, jako geniusza, jeszcze inni ideału szukają w wartościach etycznych, poświęceniu się, albo - odwrotnie, w dominacji, wywyższeniu swojej osoby ponad społeczność.
Ja - na tym blogu - przedstawię mój ideał człowieczeństwa. Ciekaw jestem, na ile jest on zgodny z koncepcjami innych osób.
Dla mnie osią ideału człowieczeństwa jest coś, co chyba należałoby nazwać wczepieniem się w prawdę. Oczywiście słowo "prawda" jest wieloznaczne, a związana z nim idea jest filozoficznie nie rozgryziona do końca. Ale z grubsza chodzi o to, aby nie być w sprzeczności z samym sobą, aby JA - teraz, znaczyło coś bardzo podobnego jak JA - przedtem i JA - potem. Wczepienie się, "wgryzienie" w prawdę, to ciągłe usuwanie naleciałości doraźnego myślenia. Słaby umysł nie jest w stanie pewnych rzeczy zrozumieć, zaakceptować, przeniknąć. Więc tworzy sobie półprawdy, ćwierćprawdy. I samo w sobie to nie jest jeszcze złe, jest pewną koniecznością - właśnie z uwagi na owa słabość umysłu na starcie. Umysł poprawnie działający neutralizuje błędy opisu siebie i świata. Robi to, mając do analizy dwa elementy:
- samego siebie, rozumianego w tym kontekście w jako pewne nieprzekraczalne archetypy rozumu (często nieopisywalne językiem)
i
- właśnie wszystko to, co wytworzył, przyjął, zaakceptował.
Umysł próbuje pogodzić w spójną całość świat, własny opis wszystkiego tego co do niego dotarło i siebie (czymkolwiek by on tam nie był). Jak mu się to uda, to umysł poczuje, że JEST - tzn. że zna swoje miejsce w tym układzie, kontroluje to co jest jego, a co poza nim.
Niestety, to co umysł dostaje ze świata, często jest niezgodne z tym, co tenże umysł opanował. Stałą sytuacją jest rozbieżność różnych aspektów dla świat i umysłu. Dlatego umysł ma do wyboru - albo ciężko pracować przekonstruowując samego siebie, albo poprzestać na doraźności, na owych półprawdach. Do pewnego stopnia nawet musi je akceptować, ale tylko do pewnego stopnia, bo celem ostatecznym jest, aby nic, co jest rozdzielone, niespójne, "krzywo złożone" nie ostało się w ogniu spalania się w umyśle. To trochę może być porównane do pracy rzeźbiarz, który bierze jakąś bryłę materiału i odrzuca wszystko to, co niepotrzebne.
Problemem dodatkowym jest tutaj PYCHA. Jeśli umysł, oprócz wspomnianej słabości, wyposaży się dodatkowo w przekonanie, że on zawsze - swoją arbitralną decyzją - będzie stanowił ostateczne prawo, sam sobie wyznaczy kryterium osądu wszystkiego, to katastrofa gotowa. Bo każdy błąd (a takie, jak pisałem, będą pojawiać się choćby przypadkowo) pomnożony przez upór w jego powielaniu da ostatecznie efekt motyla - czyli tornad pustoszące świadomość.
Wczepienie się w prawdę, to postawa czujności dla intelektu, to założenie, że zawsze grozi nam błąd, że zawsze - czy to z racji nieuporządkowanych pragnień, czy z lenistwa, czy ze startowego skupienia na niewłaściwych aspektach - musimy walczyć z czynnikami rozpraszającymi, z wiatrem, który może rozrzucić nam pracowicie budowaną konstrukcję myśli.
Do tego, aby tę czujność w ogóle utrzymać jest jednak niezbędna pewna WIARA, rozumiana jako zaufanie, że ostatecznie jest w tym wszystkim sens. Bez tego, prędzej czy później, zwątpimy. Bez zaufania, że sens świata nie jest tylko osadzony na naszym, kapryśnym i labilnym, widzimisię, zmęczony umysł powie sobie: ... no dobra..., darujmy sobie ten dalszy trud..., nie walczmy, nie męczmy się; przyjmijmy, że osiągnęliśmy nasz cel.
Dla mnie ta wiara w ostateczny sens dla myśli jest tożsama z wiarą w Boga. Ale nie będę nikogo przekonywał, że ta tożsamość jest absolutnie niezbędna do zaakceptowania. Właściwie to pewnie wystarczy samo zaufanie (ale odpowiednio silne!), że warto zawsze walczyć o większą spójność, poprawność, zgodność wewnętrzną myśli, a wszystkie trudności w tym względzie są tylko przejściowe. Jeśli komuś koncepcja Boga tu przeszkadza, to niech z niej zrezygnuje, bo myślenie aż tak bardzo na tym nie ucierpi (bardziej uczucia). A pewnie na koniec Bóg i tak mu powie: a widzisz! Myślałeś że mnie nie ma, a ja ciągle byłem przy Tobie! Ale Bóg narzucać się nikomu nie ma zwyczaju. Każdy musi sam zrozumieć.
|
|