Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33751
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:44, 29 Cze 2024 Temat postu: Grzechy zaniechania |
|
|
Znamienne jest, że słynny tekst z Ewangelii Mateusza 25, opisujący scenę sądu ostatecznego zawiera wyłącznie...
grzechy zaniechania.
Od dłuższego czasu nie dawało mi to spokoju. Myślałem sobie: jaka w tym logika?
- Przecież są gorsze rzeczy niż nie pomóc komuś w potrzebie. Przecież taki intencjonalny zabójca, gwałciciel, złodziej "tak na logikę" robi rzeczy gorsze, niż tylko zaniechanie pomocy.
Dzisiaj mnie oświeciło.
Przynajmniej jeden mocny powód (właściwie to nawet dwa) mogę podać. Rzecz jest z lekka skomplikowana, ale wydaje mi się "logiczna". Rozumowanie, które chcę przedstawić, opiera się o przekonanie, że sąd nad życiem człowieka w zdecydowanej większości odbywa się w duszy tego człowieka, w głównej swojej mierze nie jest wcale sądem zewnętrznym, lecz wynika z ZAPOZNANIA SIĘ CZŁOWIEKA ZE SKUTKAMI SWOICH WYBORÓW. To sam człowiek się osądza!
Jak człowiek się osądzi?...
- Przede wszystkim UJRZY NIESPÓJNOŚĆ SWOICH DEKLARACJI I DZIAŁAŃ, wyraziście dostrzeże, że SAM NA SOBIE NIE JEST W STANIE POLEGAĆ.
Ktoś powie: no i co z tego, że nie mogę na sobie polegać?... Nie muszę, jeśli jest mi przyjemnie, albo wygrywam. Ale to nie przejdzie!
Człowiek tu na ziemi ma się czym zająć, aby nie spojrzeć na samego siebie. Tu na ziemi ludzie dążą do celów narzuconych życiem, mają z tego różne satysfakcje, nie dokonując uczciwych rozliczeń wewnętrznych, nie martwiąc się o to, że deklarowali co innego, a zrobili co innego. Szczególnie jeśli mogą swoje niepowodzenia przerzucić na innych, jeśli mogą odreagować negatywne emocje krzywdząc kogoś, to się mogą (?...) nie przejmować. Tak sobie w większości ludzie myślą - że przecież nie muszą się przejmować spójnością swojego życia, zgodnością deklaracji z realnymi działaniami. Jednak w Biblii jest napisane:
(37) Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Ewangelia Mateusza 12)
Czyli ostatecznie zgodność ze sobą jest fundamentalnie ważne. Gdy przyjdzie do sądu szczegółowego, który każdy sam odbędzie, patrząc na to, co mówił, co robił, jakim się okazał, przede wszystkim jasne stanie się, jak bardzo nie można polegać na jego słowach, jak bardzo zatem W WARSTWIE IDEOWEJ (słowa ją wyrażają) jest ten człowiek NIEZGODNY Z WYBORAMI, KTORE CZYNIŁ. To samo dotyczy z resztą osądzania innych:
(1) Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.(2) Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. (Ewangelia Mateusza 7)
Niespojność w traktowaniu siebie i innych, na sądzie uderzy każdego rykoszetem.
Jest jednak pewiem problem z tymi, którzy powinni coś dobrego zrobić, ale byli bierni. Im nie można zarzucić grzechu uczynkowego - w końcu nic nie zrobili, czyli też nie zrobili "czegoś złego". Tak wielu próbuje się okazać cwanymi - unikają opowiedzenia się (choć bardzo by wypadało), unikają decyzji, zdają się na innych (są posłuszni). Czyżby mieli wyjść na tym cwaniaczeniu na swoje?...
Czyżby to bylo tak, że ci, którzy podejmowali ryzyko, a więc czasem wyszło źle, mają jakiś rodzaj winy, ale działali, decydowali, brali życie w swoje ręce, są głupsi w kontekście sądu nad ich życiem?...
- Mogłoby się zdawać, że tak właśnie jest. Na sądzie taki bierny i posłuszny osobom trzecim zawsze może się zasłaniać, że nic złego nie zrobił! Nie zrobił nic złego, ale...
nie zrobił też dobrego!
I to nie zrobił tego dobrego wtedy, gdy koniecznie zrobić to należało. Tu już nie ma jawnej niespójności z deklaracjami (przynajmniej nie musi ta niespójność wystąpić), bo ktoś taki powie: ja niczego nie obiecywałem.
Aby PRZYWROCIĆ SPRAWIEDLIWOŚĆ, czyli aby nie okazało się, że ci śmiali, którzy brali na swoje barki również ryzyko błędu, przyjmując odpowiedzialność, ale STARAJĄC SIĘ DZIAŁAĆ są na gorszej pozycji w rozliczeniu życia, musi wkroczyć jednak osąd zewnętrzny!
Ten sąd szczegółowy nad spójnością wewnętrzną nie wyczerpuje pełni rozliczenia z życiem. Do niego dołożyć jednak trzeba WYMAGALNOŚĆ W ZAKRESIE PODJĘCIA ODPOWIEDZIALNOŚCI. Aby nie dało się tu cwaniaczyć metodą "na bierność życiową". Za bierność jest potępienie!
To już musi przyjść jako osąd w jakiś sposób zewnętrzny. Potępienie jest za brak empatii, brak pomocy w potrzebie - byłem głodny, a nie daliście mi jeść, byłem spragniony, a nie daliście mi pić...
To jest też forma odpowiedzi dla tych, którzy probują być tylko posłuszni. Sami z siebie nic nie dają, bo...
to by było nieposłuszeństwo, jakby się okazali dobrze z własnego osądu i decyzji... Więc - skoro to posłuszeństwo miałoby (wedle upiernej wizji religijności) "najważniejsze", to "nie mogli przecież sami (!) zadecydować", aby
- dać wody spragnionemu
- dać jeść głodnemu
- odwiedzić kogoś w jego opuszczeniu i chorobie
- dać schronienie.
No (jak twierdzą) przecież "nie mogli być tak nieposłuszni tym, którzy wyznaczają, co należy robić i samemu tu zadecydować". A jednak...
... jednak, POMIMO TEGO, ŻE NIE BYŁO AUTORYTETU, KTÓRY BY IM NAKAZAŁ TO DZIAŁANIE, to SAMI POWINNI ZDECYDOWAĆ, że temu dadzą jeść, tamtemu pić, jeszcze innego pocieszą, komuś tam dadzą jakąś inną postać wsparcia.
Sprawiedliwy osąd ludzkiego życia będzie dopiero wtedy, gdy jednak dojdzie ten osąd kogoś, kto wskaże, CO POWINIEN KTOŚ ZROBIĆ, O CZYM POWINIEN ZADECYDOWAĆ. Wtedy nie będzie tak, że bierni cwaniacy dostaną się do Królestwa, a ci, którzy wzięli na swoje barki ryzyko, tylko mieliby stracić na sądzie. Taka niesprawiedliwość nie przejdzie...
|
|