Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:27, 08 Wrz 2022 Temat postu: Geneza zachowań autoagresyjnych |
|
|
Gdy zdrowy mentalnie człowiek spotyka się z osobami, które wykazują zachowania autoagresywne, to staje wobec zagadki, z którą najczęściej nijak nie jest w stanie sobie intelektualnie poradzić. Autoagresja - np. okaleczanie się, anoreksja - wymyka się wszelkim standardowym "modelom sensu w psychice". W końcu człowiek "powinien" dążyć do szczęścia, przyjemności, dobrych wrażeń, a nie bólu cierpienia.
Czy jest zatem jakaś ścieżka rozumowania, jakaś konfiguracja dających się wskazać emocji, potrzeb i zależności między nimi, która by tłumaczyła, dlaczego jakiś człowiek nagle znajduje upodobanie w zadawaniu sobie bólu, cierpienia.
Ja osobiście uważam, że mam taką ścieżkę tłumaczenia autoagresji. Chciałbym ją tu przedstawić, a dalej wyciągnąć z niej pewne dodatkowe wnioski, które poza sam aspekt autoagresji wykraczają.
Teza, którą tutaj bym chciał zgłosić brzmiałaby:
Agresja w sposób dość naturalny powstaje wtedy, gdy ludzka psychika spotka się z kombinacją następujących okoliczności, czynników:
- poczucia bezradności
- poczucia, że odebrano tej osobie jej podmiotowość, że nie ma ona szansy na satysfakcjonujące wyrażenie swojej woli, uruchomienia sprawczości
- długotrwała presja deprywacji potrzeb, stałego cierpienia, permanentnie odczuwanej krzywdy.
Długotrwale odczuwane cierpienie, któremu oczywiście najczęściej nie potrafimy zapobiegać, czyli poczucie iż "jesteśmy tylko zabawką" dla potężniejszych sił, dla różnej postaci tyranów w naszym życiu, poczucie że się żyje "tylko dla tego bólu i cierpienia, zaś nic pozytywnego już w naszym życiu nie mamy" daje w rezultacie pojawienie się pragnienia samounicestwienia. Niektórzy tę ścieżkę z resztą wybierają przed aktem pośrednim, autoagresywnym, niektórzy - przytłoczeni cierpieniem - odbierają sobie życie aktem samobójczym. Inni nie decydują się na samobójstwo, ale zaczynają od jakiejś formy niechęci, złości, a w końcu wręcz nienawiści do samego siebie "za ten ból, za to cierpienie, które sam sobie dostarczamy poprzez to, że żyjemy w tych warunkach, w jakich żyć nam przyszło". Wtedy pomniejszy akt agresji wobec siebie staje się formą udowodnienia sobie, że jednak jesteśmy od tego cierpienia w jakiś sposób silniejsi, że mamy jeszcze jakąś postać sprawczości, że my nie tylko uciekamy, ale wprost rzucamy wyzwanie naszemu cierpieniu: co - ty wredne cierpienie! - Wygrywasz ze mną! Tak sobie myślisz?! A popatrz - oto ja z własnej woli jeszcze sobie tego cierpienia dołożę! Teraz jest to cierpienie na moich warunkach! To nie ty rządzisz! Tym razem to ja rozdaję tu karty!
Twierdzę dalej, że raczej małe szanse są na zwalczenie zachowań autoagresywnych zwykłym tłumaczeniem, że to jest "nieracjonalne", albo "niepotrzebne". Osoba dokonująca samookaleczeń dobrze wie, że nie zachowuje się racjonalnie. Sens w terapii ma DOTARCIE DO PRZYCZYNY - DO TEGO PIERWOTNEGO CIERPIENIA, które wywołuje pragnienie pokazania światu, sobie, jakiemuś "temu wszystkiemu", że się jednak ma choć taką kontrolę nad sytuacją, iż można temu cierpieniu powiedzieć "patrz, ja cię nawet uprzedzam w ataku na moje uczucia, to ja tu rządzę!".
|
|