Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34299
Przeczytał: 84 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:54, 24 Sty 2025 Temat postu: Gdy się jest bezradnym... (tu trochę o cierpieniu w empatii) |
|
|
Są sytuacje, w których nie widać możliwości pozytywnego działania. Po prostu coś jest poza naszymi możliwościami. Czasem jest tak dlatego, że to coś jest niemożliwe od strony logicznej, w innych przypadkach nasz ludzka moc jest zbyt słaba.
Jest jeszcze ciekawy przypadek pośredni, w którym teoretycznie mamy jakąś moc zadziałania, ale rzecz się rozbija o postawy innych osób. Wtedy nie wiemy, do jakich granic możemy się posunąć z ustawianiem świata po naszemu, w sytuacji gdy ów ktoś ma swoja wolność, swoje pragnienia, swoją wizję spraw, wobec której nasze przekonania o tym są na tym samym poziomie uprawnienia.
Frustrujące jest, gdy widzimy czyjeś miotanie się, gdy widzimy, że dana osoba przestałaby cierpieć, jeśliby tylko w swoich nastawianiach do świata coś zmieniła - np. przestała się upierać przy jakichś swoich ambicjach, nierealizowalnych pragnieniach. I chcemy tej osobie to jakoś powiedzieć, uświadomić ją, że "świat się nie kończy" na tym, co ona aktualnie uznała za absolutnie niezbywalne dla swojej satysfakcji, dla życiowego spełnienia.
Często cierpimy z tego powodu, że widzimy czyjeś cierpienie...
Jeśli źródło cierpień psychicznych jest w nas, to przynajmniej ma się możliwość zadziałania. Ale jeśli cierpienie nasze ma naturę empatyczną, czyli jeśli jest ono związane z tym, jak inni ludzie odczytują rzeczywistość, nakładając na to ramy swoich pragnień, ambicji, oczekiwań, to będziemy bezradni.
Cierpienie wynikające z empatii jest bezradnością totalną...
W sobie niejedno zmieniłem, w sobie niejedną ambicję wygasiłem, wytłumaczyłem sobie, że ona nie ma sensu, dzięki czemu już uzyskałem spokój. W końcu znalazłem sobie inne źródła satysfakcji. Ale gdy sprawa dotyka emocji kogoś innego, żadne tłumaczenia nie pomagają, największy nawet rozum i wola, muszą się schować, z tak prostego powodu, że ktoś to po prostu czuje po swojemu, inaczej niż my. I tak czuje. Kropka. On tak czuje, a my nic do tego nie mamy.
Cierpienie wynikające z empatii buduje twardą, niejako "logiczną" granicę dla sprawczości. Tutaj nawet Bóg musi uznać, że jego wszechmoc tam nie sięga. Ktoś może powiedzieć: ale przecież Bóg mógłby "na twardo pozmieniać" myśli drugiego człowieka - może jakoś poprzełączać neurony, unieczynnić jakiś ośrodek w mózgu, a inny ośrodek pobudzić. Tak by się dało, ale takie zadziałanie byłoby tożsame z unicestwieniem jakiejś części starej osobowości.
To jest granica, której największa, nawet boska wszechmoc nie jest w stanie przekroczyć - granica SPONTANICZNOŚCI I WOLNOŚCI DECYDOWANIA.
Jeśli bowiem w człowieku na twardo coś zmieniamy, to unicestwiamy właśnie ową spontaniczną, indywidualną, osobistą wolność. I nie możemy wtedy za chwilę powiedzieć, że to TEN CZŁOWIEK jest obiektem naszej zmiany. Tu "poprzedniego człowieka" unicestwiliśmy.
Tylko wtedy, gdy człowiek sam, SWOIMI INDYWIDUALNYMI, OSOBISTYMI MOCAMI PSYCHIKI dochodzi do rozstrzygnięć, można mówić o prawdziwych myślach, wyborach, działaniach owego człowieka. Każda sytuacja, gdy coś zewnętrznego "przełącza" decyzje w umyśle oznacza, że już ów przełączający nie ma prawa obarczyć przełączanego jakąś odpowiedzialnością, czy uznać go w ogóle za podmiot w sprawie. I tak będzie praktycznie niezależnie od poziomu, na którym dochodzi do ingerencji w myślenie. Nawet subtelny poziom, ale wciąż "twardej" sugestii, będzie czynił drugą osobę w jakimś sensie niewolnikiem.
Relacje między ludźmi budują pewną PRZESTRZEŃ GRY - obszar, w którym GODZIMY SIĘ NA USTĘPSTWA, NEGOCJACJE, TAKŻE INGERENCJĘ. Zamykając ten obszar, czyli nie godząc się na dostęp innych istot do niego, alienujemy się. Z drugiej strony otwierając ów obszar (szczególnie jeśli uczynimy to zbyt wyraziście, ostatecznie) odchodzimy od "siebie", gubimy połączenie z tym, co na pewno jest "nami". Interakcja jest na styku "ja" pomiędzy "nie ja". Interakcja będzie zatem zawsze w jakimś stopniu lekkim "gubieniem siebie" jakimś przeczeniem aktualnej postaci ja. Wewnętrzna zgoda na interakcję, czyli po prostu na kontakt ze światem jest warunkiem niezbędnym, aby w ogóle istnieć sensownie - bo dając sobie szansę na kontakt z zewnętrznością.
|
|