Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34233
Przeczytał: 84 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:03, 04 Sty 2025 Temat postu: Frustracja i rozgoryczenie mają źródło w niekonsekwencjach |
|
|
Część ludzi, których zdarzyło mi się spotykać w życiu, odbieram jako wiecznie sfrustrowanych, rozgoryczonych, mających pretensję o nie wiadomo co, albo i "o wszystko". Od lat zastanawiam się, skąd im się to bierze. Oczywiście nie jestem w stanie żadnego z takich ludzi jakoś prześwietlić mentalnie, więc będę tu snuł jedynie swoje hipotezy, a nie ogłaszał prawdy absolutne, lecz mam cichą nadzieję, iż pewien sens w moich analizach jednak jest.
Po pierwsze na pewno istotnym składnikiem rozgoryczenia są pewne czynniki obiektywne, zwykle związane z problemami neurologicznymi, chorobami, przewlekle atakującym bólem. Jednak nawet te czynniki można albo wytłumiać, albo je potęgować. Do tego dochodzi jeszcze jakaś postać ogólnego nastawienia, które powoduje, że albo się na frustrację dodatkowo uwrażliwiamy, albo ją jesteśmy w stanie wytłumiać. Nie sugeruję tu jakiejś prostej tezy wyjaśniającej w stylu "każdy jest winny swoim frustracjom", bo to byłoby na pewno zbytnie uproszczenie, ale jednak jestem przekonany, że z tym poczuciem sfrustrowania można coś robić. I jeśli weźmiemy się do zadania mądrze, to efekt powinien być w stronę zmniejszania owej frustracji, powolnego wydobywania swojej psychiki w stronę zdolności do przeżywania radości, spokoju wewnętrznego, poukładania w emocjach i myślach.
Co jest kluczem do tego wydobywania się z frustracji?...
- Ja bym tu użył słowa KONSEKWENCJA. Jak je rozumiem w kontekście tego problemu?...
Postawmy sobie w tych rozważaniach cel: chcę być mniej rozgoryczony, sfrustrowany tym, co niesie mi życie.
Pierwszym pytaniem byłoby: czy w ogóle gotowi jesteśmy ten cel przyjąć do realizacji?
- Niby powinno to być oczywiste. Ale z moich doświadczeń wynika mi, że wcale tak nie jest. Ludzka psychika jest mocno zakręcone, dualnie reagująca, niekonsekwentna. W istocie często jednocześnie tego samego chcemy i nie chcemy tego, sabotując skrycie własne działania.
Szczególnie to jest widoczne w relacjach z ludźmi. Mało kto przeanalizował na tyle swoje reakcje na innych ludzi, aby dostrzec, że już sama decyzja o naprawianiu różnych toksycznych relacji z bliskimi czasem jest nieoczywista, mocno wewnętrznie skonfliktowana. Skąd się to bierze?
- Oto mamy w sobie SPRZECZNE POTRZEBY. W kontekście relacji z bliskimi tych sprzecznych potrzeb i celów jest czasem istny galimatias. Walczą w nas:
- potrzeba kontaktu z człowiekiem ogólnie (lęk przed samotnością)
- pragnienie okazania swojej sprawczości, czasem przybierające formę dążenia do dominacji nad drugą osobą, a przynajmniej wymuszania na niej niektórych naszych celów, czy choćby tylko nie dopuszczenia, aby nam ktoś wszedł na głowę
- pragnienie sprawdzenia się, pokazania sobie "potrafię sobie poradzić", które w kontekście relacji z drugą osobą niejednego skłania do inicjowania sporów tylko po to, aby te spory rozgrywać na swoją modłę.
- potrzeba rozwiewania pewnej pustki, nudy, braku celu w życiu.
- pragnienie czynienia dobra, zachowania empatyczne
- różne praktyczne wymogi - typu: pomoc nam w różnych sprawach przez bliskich.
itp.
Te potrzeby w licznych przypadkach są we wzajemnych konfliktach, szczególnie jeśli nasi bliźni nie współpracują wystarczająco w osiąganiu naszych celów, a za to chcą, aby to ich cele były realizowane. Cele, które leżą odłogiem, niezaspokojone potrzeby (czasem tylko zachcianki, ale też emocjonalnie do nas "wołające") wywołują frustrację. Bo chcemy je mieć osiągnięte. Postępowaniem racjonalnym byłoby działanie w stronę skonfigurowania sobie tych celów tak, aby te potrzeby nierealne, zbyt skonfliktowane wewnętrznie zostały wytłumione (przynajmniej częściowo). Inne cele zrealizować należy, niektóre nasze potrzeby też są ważne dla naszego życia, więc trzeba je zaspokoić. Dlatego drogą w stronę walki z wewnętrzną frustracją jest dogadanie się wewnętrzne, a potem już KONSEKWENTNE działanie w stronę likwidacji sprzeczności w swoich celach, postawach. mentalnych.
Typową postawą ludzi jest jednak dawanie priorytetu temu, co "na wierzchu", co "najbardziej woła". Jeśli nachodzi taką osobę ochota na odreagowanie na kimś tam, bo ona ma akurat zły humor, to sobie tak odreagowuje, niezależnie od tego, że rzekomo nie chce nikogo krzywdzić. Albo np. daje się wykorzystywać komuś, pomimo tego, że dobrze wie, iż nieraz została oszukana, a robienie z siebie ciągle frajera tylko pogarsza relację. Ale, że takiej osobie z kolei dokucza lęk przed samotnością, to się wykorzystywać daje.
Nie ruszymy z naprawą sobie życia, dopóki nie zdobędziemy się na konsekwencję działania. Oczywiście łatwiej jest taką radę dać, niż ją wprowadzić w życie. To, że jesteśmy wewnętrznie skonfliktowani, wynika przecież właśnie z tego, że nie potrafiliśmy się wewnętrznie ze sobą dogadać, ustalić sobie priorytetów, zwalczyć słabości. Wtedy czynimy to, czego w istocie nie chcemy czynić, albo jesteśmy bierni, gdy powinniśmy działać.
Sprawczy jest ten, kto widzi jasny cel, nie wątpi w ten cel.
Tu jest jednak ten problem, że cel wytyczony głupio, naiwnie, nierealnie człowiek niby "widzi", niby go sobie wytycza, ale w rzeczywistości sam nie wierzy, że go osiągnie, bo gdzieś w tyle głowy ma przeświadczenie, że jest to cel mało sensowny, bo tej osobie niweczy jakiś inny cel, który ona koniecznie też chce osiągnąć. Kończy się na działaniach pozornych, na udawaniu przed sobą, że ku czemuś dążymy.
Jesteśmy uwikłani w różne zależności, przywiązania, które często nas niewolą - np. w relacje z toksycznymi osobami. Ale lęk przed samotnością, często jakaś forma poczucia obowiązku (może jakoś przesadzona, niesprawiedliwie nas wciskająca na poniżającą pozycję), powodują, że nie umiemy być konsekwentni. Podobnie jest z nałogami. Niby mówimy, że "już z tym kończymy", a potem nic z tym nie robimy, sabotujemy własne działania w dobrą stronę. Sabotujemy je pod byle pretekstem.
|
|