Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33931
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:48, 19 Lut 2022 Temat postu: Epistemiczna adekwatność i nieuporządkowanie |
|
|
Wszystko co w życiu uznamy, zadecydujemy, wydamy swój osąd ostatecznie wyniknie z jakiegoś BILANSU ZA I PRZECIW.
Sytuacje, gdy wszystko absolutnie jest tylko "za", albo odwrotnie, gdy wszystko całkowicie zdaje się świadczyć "przeciw" jakiejś decyzji, są albo rzadkim wyjątkiem, albo wręcz w ogóle nie istnieją, bo związane są z błędnym rozpoznaniem przesłanek. Jeśli nasze decyzje miałyby być celowe, uzasadnione, to muszą być ADEKWATNE w kontekście wiedzy o świecie i celów, jakie sobie stawiamy. Niejeden pomyśli: tu nie odkrywaj, Michale "Ameryki", bo to jest truizm.
Może i samo stwierdzenie rzeczywiście truizmem się wydaje, to jednak pewne dalsze z niego wnioski nie są oczywiste.
W decyzjach ludzi nieraz jest tak mało adekwatności.
Dlaczego tak?...
Dlaczego tak wielu ludzi stawia ewidentnie na "kiepskiego konia", na chabetę, która nie ma szansy wygrać wyścigu? Dlaczego, choć niemal wszyscy wokół widzą brak adekwatności czyichś decyzji do rzeczywistości, to ów ktoś te decyzje podejmuje?
Dlaczego ludzie tak łatwo biorą mrzonki za coś wartego oparcia się na nich?
Myślę, że najogólniej można by takie postawy oparcia się na mrzonkach powiązać z NIEUPORZĄDKOWANIEM WEWNĘTRZNYM, brakiem POGODZENIA SIĘ Z TYM, CO JEST, albo JEST NIEUNIKNIONE.
Podam przykład, który dla mnie osobiście jest wyrazisty - kwestię nacjonalizmu. Uważam przekonania nacjonalistyczne za coś bardzo wyraziście gwałcącego równowagę przesłanek, za oparcie się na mrzonce, nadanie nadzwyczajnego atrybutu czemuś, co jest realnie słabe, a nawet wątpliwe.
Nacjonalizm próbuje wywyższyć własny naród, a potem podporządkować swoje życie owemu wywyższeniu. Tu ja od początku widzę właściwie niemal same wątpliwości, same piętrzące się niepewności
- ani tak do końca nie potrafię w 100% określić co tym moim narodem jest
- ani nawet, jeślibym jakąś grupę w końcu uznał absolutnie za ten mój naród, nie dostanę gwarancji, iż znajdą się w tej grupie ludzie, z którymi rzeczywiście chciałbym mieć do czynienia - uczciwi, szlachetni, pomocni, dobrzy
- ani ci, którzy są z poza owej grupy mojego narodu, nie wyglądają na wyraźnie innych, gorszych, czy jakoś tam np. mniej pomocni, mniej szlachetni, gorsi
- ani nawet ne widać żadnego zysku z tego, że nagle arbitralnie zacznę faworyzować pewną grupę ludzi (ten mój naród) względem innej grupy ludzi. Bo z takiego dzielenia ludzi, zapewne stworzą się konflikty, które tylko utrudnią współpracę, stworzą mi wrogów, popsują atmosferę społeczną. Więc w ogóle PO CO MI TO?
- ani nawet nie potrafię wyobrazić jakiegokolwiek SENSOWNEGO CELU DO REALIZACJI w kontekście tego wywyższenia swojego narodu - co miałbym robić? bić obcych, pieśni pochwalne śpiewać o tych swoich - przecież to jest dziecinne, śmieszne, jako że samego siebie też staram się nie wychwalać, uznając to za coś żałosnego, poniżającego mnie, świadczącego o słabości głupiego narcyzmu, więc dlaczego miałbym teraz "narcyzm rozszerzony", ten narodowy uznać za mądry, jeśli narcyzm prywatny mam za głupotę?...
Postrzegam ostatecznie nacjonalizm jako WSZYSTKO AD HOC, wszystko kompletnie BEZ SENSOWNEGO CELU, albo wręcz z celami przeciwnymi do tego, co spontanicznie dla mnie jest wartościowe.
Uważam chwalenie się za objaw niedojrzałości i słabości mentalnej - dotyczy to w takim samym stopniu
- samochwalców innych ludzi
- samochwalenia się przeze mnie
- samochwalstwa "swoich".
Tak więc nacjonalistyczne chwalenie własnego narodu odbieram jako właściwie okazanie słabości przez siebie i jest dla mnie wręcz poniżeniem tego narodu. Tak to odbieram spontanicznie. Dla mnie samochwalca jest ŻAŁOSNY, a nie pełen godności. Samochwalstwo narodowe (w czym nie różni się od każdego innego samochwalstwa) jest też żałosne, jest zaprzeczeniem postawy godności.
Ale widzę jak całe rzesze ludzi postawiły na tego "konia", według mnie kiepską chabetę, nacjonalizmu, wierząc iż jest w stanie ona COŚ wygrać. Ja nie widzę tu żadnego "cosia", nie ma tu kompletnie NIC DO WYGRANIA. Nie potrafię wymyślić nawet jednej konkretnej korzyści dla mnie, która by się pojawiła dzięki temu, że zacząłbym być nacjonalistą, zaś widzę dużo złych rzeczy, które by się ze znacznym prawdopodobieństwem wtedy ujawniły.
Co konkretnie miałbym zyskać, robiąc coś, wybierając jakąś postawę?
Co konkretnie!!
Takie pytanie staram się zadawać sobie możliwie często, gdy myślę o jakimś wyborze, gdy mam podjąć decyzję. Biorę się na twardą "wewnętrzną, krytyczną rozmowę" i naciskam sam siebie:
- to gdzie tu będzie dobro?
- gdzie będzie zysk?
- co miałoby się - KONKRETNIE - zdarzyć, abym uznał, że decyzja była trafiona?...
Staram się unikać decyzji, których podstawą jest WYŁĄCZNIE INTUICJA I NIEDOPRECYZOWANE EMOCJE. Staram się WSKAZAĆ KONKRET. Ten przykład z nacjonalizmem jest dla mnie bardzo mocno, bo nic KONKRETNEGO, żadnej korzyści w nacjonalizmie nie potrafię wskazać. Ciekaw jestem, czy ktoś w ogóle taką jakąkolwiek (nie będącą jawną mrzonką) korzyść z nacjonalizmu wskazać potrafi?...
|
|