Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:02, 17 Paź 2024 Temat postu: Elitarność - jak ją ocenić? |
|
|
Gdy sobie myślę o elitarności to mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony postrzegam liczne elity jako zgromadzenia ludzi pysznych i nadętych, wywyższających się bezpodstawnie nad innych, czyli niejako jestem przeciw elitarności. W szczególności elity finansowe, czy związane z celebrowaniem jakichś nadanych (teraz czy w przeszłości atrybutów, wywyższeń społecznych) najczęściej jawią mi się jako stowarzyszenia dupków i pyszałków, jednak...
... jednak postrzegam pewien rodzaj elitarności jako niezbywalny, w jakiś sposób wartościowy i "słuszny". Myślę tu o pewnego rodzaju ELITACH MENTALNYCH, o ludziach, którzy po prostu osiągnęli znacznie wyższy poziom rozwoju niż przeciętna, a przy tym nie traktują tego swojego zaawansowania jako powód do jakiegokolwiek wywyższania się, bo oni tacy bardziej zaawansowani po prostu są, mają takie swoje właściwości nie na pokaz, nie po to, aby komukolwiek sprawiać przykrość, czy poczucie poniżenia, że on sam na razie jest na niższym poziomie rozwoju.
Więcej - uważam za rodzaj mentalnego obowiązku wdrożenie w sobie szacunku dla tych właśnie elit, docenienie ich wartości dla społeczeństwa, a nawet wdzięczności wobec ludzi, którzy swoją pracą, bystrością umysłu, opanowaniem osiągnęli to, co dla większości - póki co jest - poza ich zasięgiem.
Jest rodzaj elity człowieczeństwa, której zwykli ludzie nie będą w stanie dostrzec, bo jej elitarność związana jest z atrybutami nienarzucającymi się, trochę jakby skrytymi. Czasem, co wrażliwsi, odczują w kontakcie z taką zaawansowaną osobą jakieś poczucie "to, chyba jest KTOŚ!", ale nie będą wiedzieli, na czym owa niezwykłość takiej osoby polega. I niedobre byłoby jakieś zrównywanie na siłę tego rodzaju elity z resztą społeczeństwa. Zresztą chyba nawet nie da się tego zrobić skutecznie, bo owe powody, dla których ktoś osiągnął wyższy poziom zaawansowania, są bardzo trudno uchwytne, zatem nie za bardzo wiadomo, jak je zrównać.
Wierzę, że zdolność doceniania innych jest czymś bardzo cennym dla osobowości. Czasem samu można nawet być elitą w jakimś jednym znaczeniu (np. ktoś będzie wybitnym fachowcem w swoim zawodzie), a jednocześnie uzna wyższość, niezwykłe zaawansowania kogoś innego w jakiejś innej dziedzinie - np. w tym, jak dana osoba radzi sobie z trudnościami życiowymi, albo umie okazywać nieskrępowaną życzliwość tam, gdzie inni już wymiękają, bo spotykają się z ludźmi, których bardzo trudno jest zaakceptować.
Właściwie to może nawet swoistą cechą już samą w sobie będącą oznaką przynależności do pewnej postaci elity jest...
... zdolność właśnie do szczerego doceniania innych, cieszenia się, że są wyżej - nawet że są wyżej od nas.
Moje wyobrażenie raju, rzeczywistości istot zbawionych, które udoskonaliły się w wystarczającym stopniu opiera się o przekonania, że w takim raju KAŻDY ODKRYŁ W SOBIE JAKIŚ RODZAJ NADZWYCZAJNEGO ZAAWANSOWANIA. Wierzę, że w raju pojawia się REALNA WARTOŚĆ, A DALEJ DOCENIENIE ludzi nie z łaski, nie dlatego, że "tu wszyscy się szanują, zatem ja teraz przymuszę się do szacunku wobec pana//pani X, choć żadnych podstaw ku temu nie widać", ale że właśnie każdy w końcu odkrywa w sobie "owo coś", za co jest doceniany bez taryfy ulgowej, bez zmuszania się do szanowania na zasadzie narzuconego sobie psychicznego rygoru. Wierzę, że w raju - królestwie niebieckim nie ma potrzeby udawania wartości przez nikogo, bo każdy już wie, jaką ma wartość - sam tę wartość akceptuje, a także jest akceptowany przez innych.
Tutaj, na ziemi startujemy z poziomu instynktownego rywalizowania. To powoduje, że pierwszy etap naszego mentalnego rozwoju często polega na próbach wywyższenia się, lansowania, walki o wizerunek - nawet metodami nieetycznymi, nawet z użyciem oszustw i matactw. Taka postawa wynika z tego, iż jeszcze NIE POGODZILIŚMY SIĘ WEWNĘTRZNIE z tym, jacy jesteśmy, a więc próbujemy swojej wartości dochodzić "na skróty", patrząc nie na rzeczywiste dokonania, a bardziej skupiając się na tym "jak to na zewnątrz będzie wyglądało". Wierzę, że w rzeczywistości istot pogodzonych wewnętrznie takie udawanie będzie po prostu zbędne - tam każdy będzie doceniony szczerze, a do tego za realne atrybuty swojej osobowości.
Jednak aby takie funkcjonowanie świadomości było w ogóle możliwe, każdy musi w sobie jakoś się wewnętrznie dogadać ze swoim pragnieniem wywyższenia się.
To, że pragniemy być jakoś lepsi, znaczący dla innych, uznani samo w sobie jest chyba dobre, bo świadczy o tym, że chcemy być użyteczni, próbujemy się rozwijać, że w ogóle "nam zależy". Niestety, jest tu wielka pokusa jakiejś takie DROGI NA SKRÓTY, polegającej na tym, że ktoś silnie skupia się na efekcie zewnętrznym, na tym byciu pochwalonym, podziwianym, a do tego tak bardzo chce być chwalony i podziwiany, że odpina sobie mentalnie ten cel bycia docenionym od realnych powodów, dla których ten podziw się należy. Inaczej mówiąc, jest tu pokusa postawy "zmuszę wszystkich, żeby mnie podziwiali, a potencjalnych konkurentów fizycznie wyeliminuję, a wtedy będę największy ze wszystkich". Jak ktoś owej pokusie ulegnie, to będzie często zdobywał ów atrybut podziwu i uznania dla siebie za pomocą kłamstwa, agresji, zła, co spowoduje, że zanikną te rzeczywiste powody, aby takiego kogoś szczerze docenić. Wtedy cały wysiłek pójdzie w ten lans, w budowanie iluzji wokół swojego wizerunku, a prawda o takiej osobowości będzie dla niej nieprzychylna, czasem wręcz druzgocząca.
Kto wie, czy nie najważniejszym krokiem na drodze doskonalenia się duchowego jest postanowienie sobie: chcę się nauczyć szczerze doceniać innych. Od tego właśnie się zaczyna rozwój własny, że ODPUSZCZAMY SOBIE TEN LANS, w warstwie wizerunkowej może nawet doceniamy innych bardziej niż siebie, a w warstwie realnych dokonań...
... czas wziąć się do pracy! W warstwie REALNYCH POWODÓW do bycia docenionym po prostu każdego czeka ciężka harówa, w której nie ma co liczyć na to, że będziemy doceniani. I tak jest dobrze! Tak właśnie ma być, że praca nad sobą powinna brać się z wewnętrznego postanowienia, a nie z pragnienia wylansowania się! Bo te wewnętrzne powody do wzrastania są tymi, nad którymi świadomość panuje, może je kontrolować. Powody zewnętrzne, czyli to jak nas ocenia kapryśny często świat - te są poza kontrolą naszej świadomości, zatem zbytnie na nich poleganie wprowadzi tylko do systemu osobistych motywacji coś, co może być przez wrogą moc zhakowane. A na to nie powinniśmy pozwolić, to jest nieroztropne.
|
|