|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:28, 18 Maj 2024 Temat postu: Efekt uboczny stawiania sobie twardych wymagań |
|
|
Jestem chyba ciekawym "przypadkiem testowym" osoby o dość szczególnej konstrukcji mentalnej. Stawiam sobie pewne wymagania natury światopoglądowo etycznej, które "z wierzchu wyglądają" chyba całkiem pozytywnie, wręcz chwalebnie:
1. wymaganie krytycyzmu względem siebie, kontrolowania tego co robię, czy czasem nie łamię jakichś ważnych zasad.
2. wymaganie trzymania się prawdy, nieracjonalizowania sobie niewygodnych rozpoznań, jako czegoś, co mnie nie dotyczy. Staram się "brać na klatę" moje winy, grzechy, staram się nie odrzucać odpowiedzialności.
3. Kontroluję się w szczególności pod względem, czy czasem ludźmi (podświadomie) nie manipuluję, czy nie próbuję zdobywać nad nimi władzy, dominacji, czy nie wchodzę z butami w ich życie.
Biorąc te wymagania razem do kupy wychodzi na to, że moje kontakty (choćby te potencjalne) z ludźmi są najeżone zagrożeniami z tytułu odpowiedzialności za to, co powiem, zrobię, jak się zaprezentuję. I chyba tak jest, że tych zagrożeń widzę całkiem sporo, czego dość naturalnym efektem jest...
lęk przed tym, że gdzieś nie podołam, nie spełnię moich rygorów, czyli dalej...
właściwie każdy kontakt z drugim człowiekiem staje się potencjalnym zagrożeniem, przykrością. I nie chodzi o to, że boję się, iż ktoś mi coś złego zrobi, ale ŻE TO JA NIE SPEŁNIĘ SWOICH ZASAD, A POTEM OBARCZĘ SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ Z TYTUŁU TEGO NIESPEŁNIENIA. W takiej sytuacji najbezpieczniej jest po prostu unikać kontaktów. A już szczególnie jeśli widzę, że osoba, z którą potencjalnie miałbym mieć jakąś relację, jest (nad)wrażliwa, to mam ochotę od niej uciekać, gdzie pieprz rośnie...
Efekt jest taki, że staję się coraz większym odludkiem, a jeśli się z kimś kontaktuję, to psuję sobie większość przyjemności, czy satysfakcji z tytułu owego kontaktu, bo w jego trakcie wciąż jestem spięty, czy nie manipuluję, czy nie zrobiłem tego, albo innego błędu skutkującego moją odpowiedzialnością i obciążeniem mojego sumienia.
Patrząc na drugą stronę medalu, można zadać pytanie: jacy ludzie dobrze się czują w towarzystwie?...
- Ci, którzy się wielce nie przejmują tym, czy czasem kogoś nie urażają, czy ich odezwanie się nie jest obciążone jakąś nieetyczną intencją (np. manipulowaniem), czy nie są zbyt narzucający, zbyt ... (wiele różnych zagrożeń). Ludzie mało krytyczni wobec siebie, biorący życie "jak przychodzi", niezastanawiający się nad tym, czy może w czymś tam nie uchybili, czy ich postawa nie ma znamion egoizmu, albo krzywdzenia, czują się wobec innych znacznie bardziej komfortowo. I to też jest odbierane przez otoczenia. I inni (o ile jest to osoba względnie dobra, nieinwazyjna) też odbierają pozytywnie dobre samopoczucie owej osoby, a dalej sami czują się też lepiej.
Krytycyzm zabija radość. Także rygory etyczne, jakie się sobie narzuca zabijają radość, a szczególnie radość bycia razem z ludźmi. Rygoryści etyczni - nawet jeśli te rygory dotyczyłyby wyłącznie ich samych! - będą spięci w towarzystwie innych ludzi, będą czuli dyskomfort przy kontaktach. I ja to widzę u siebie, że z wielu kontaktów towarzyskich właściwie to najchętniej bym zrezygnował wcale nie dlatego, że nie lubię tej osoby, z której towarzystwa rezygnuję, ale nie lubię samego siebie w takiej roli, gdzie ze wszystkich stron na człowieka czyha zagrożenie, że coś będzie musiał sobie wyrzucać, będzie miał dylematy, wyrzuty sumienia (pewnie czasem będą to wyrzuty sumienia z błahych powodów).
Piszę o tym nie po to, aby nie się tu jakoś prezentować, czy żalić, ale aby zauważyć dość zaskakującą negatywną stronę tego, co w prostym rozumieniu wydawałoby się być tylko pozytywne - to, że ktoś sobie stawia wymagania, że kontroluje się, czy nie robi komuś krzywdy. Ale chyba jest gdzieś jakaś norma (której się nie powinno przekraczać) nawet w tych taj "szlachetnych" intencjach. Bo jeśliby wszyscy tak z zasady silnie skupiali się na roli kontrolerów każdej swojej reakcji, każdej decyzji, to życie stałoby się mentalną harówą i ciągłą przykrością - być może czasem aż tak wielką, że by się odechciało żyć (a przynajmniej żyć w relacji z innymi ludźmi).
Czy - już patrząc na ten wniosek, tę nagatywną stronę chyba dobrych moich intencji - czy zamierzam zrezygnować ze swoich wymagań, tego samokrytycyzmu, jaki sam sobie aplikuję?...
- Tak nie zamierzam.
Uważam samokrytycyzm za na tyle ważną wartość, że rezygnować z niego nie zamierzam, daleko mi do takich decyzji. Ale....
zamierzam się obserwować pod kątem tych reakcji, które wyżej opisałem i jednak chyba wdrażać jakieś środki zaradcze przeciw temu (inne niż po prostu rezygnacja z moich ideałów), co moja postawa w relacji z innymi psuje. Wiem, że to nie będzie latwe. Jeszcze nie mam dobrych pomysłów co z tym zrobić. Chciałbym jakoś pogodzić ze sobą i krytycyzm i radość życia, radość bycia razem z kimś. Trzeba będzie wymyślić tu jakąś sprytną metodę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:11, 18 Maj 2024 Temat postu: Re: Efekt uboczny stawiania sobie twardych wymagań |
|
|
Podobny problem jak wyżej opisany dotyczy (zbyt) wysokim wymagań bezpieczeństwa w kontaktach międzyludzkich. Dzisiaj wielu rodziców staraj się chronić swoje dzieci przed każdym prawie zagrożeniem. A zagrożeń oczywiście "przybyło":
- przestępcy seksualnie grasują
- "ta dzisiejsza młodzież jest taka niewychowana", więc kolegów też nie lubimy
- w sieci jest mnóstwo zagrożeń (kiedyś tego nie było)
- w ogóle tyle trzeba wiedzieć, tak wysokie standardy spełniać na każdym kroku...
Więc jak tu dziecko ma w ogóle żyć?...
Przecież to życie jest takie niebezpieczne, jest wręcz koszmarem.
Napisałem w cudzysłowie "przybyło" o zagrożeniach, bo twarde statystyki nie wskazują na to, że dzisiaj mamy większą liczbę zgonów, napaści, czy innych niebezpieczeństwo, niz np. w latach 50, 60, czy 70 zeszłego wieku, gdy dzieci były ogólnie mniej pilnowane i chronione. Ale w świadomości dzisiejszych rodziców zagrożeń jest tak wiele, że na ochronę przed nimi gotowi są bardzo wiele inwestować, wkładać w to wiele energii. No i oczywiście...
trzeba się tego bać... "Trzeba" ciągle sobie uświadamiać, jakie to nowe zagrożenie jest do monitorowania, zwalczania...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:22, 19 Maj 2024 Temat postu: Re: Efekt uboczny stawiania sobie twardych wymagań |
|
|
Można uogólnić rozważania z tego wątku na ogólnie efekt uboczny wszelkich rygoryzmów aplikowanych świadomości. Jest nim jakaś forma degradacji tego poczucia szczerej radości związanej ze swobodnym dostrzeganiem, poszukiwaniem, próbowaniem świata, czyli będą one wpływały negatywnie na szczęście.
Z drugiej strony daleki byłbym od sugerowania z tego jakiegoś potępienia każdej formy rygoryzmu. W warunkach zagrożeń, w życiu obfitującym w konieczności maści wszelakiej bez potraktowania wielu działań rygorystycznie po prostu byśmy nie przetrwali.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:18, 20 Maj 2024 Temat postu: Re: Efekt uboczny stawiania sobie twardych wymagań |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Można uogólnić rozważania z tego wątku na ogólnie efekt uboczny wszelkich rygoryzmów aplikowanych świadomości. Jest nim jakaś forma degradacji tego poczucia szczerej radości związanej ze swobodnym dostrzeganiem, poszukiwaniem, próbowaniem świata, czyli będą one wpływały negatywnie na szczęście. |
Właściwie to dochodzę do jeszcze szerszego wniosku - rygoryzmy są symptomem jakiejś formy niedojrzałości, niedoskonałości systemu/osoby. Np. to, że nie bardzo umiem sobie poradzić z oceną tego, czy nie manipuluję podświadomie drugim człowiekiem, więc aby przeciąć problem mojej odpowiedzialności z tytułu owej manipulacji unikam w ogóle kontaktu z daną osobą - to jest symptom tego, że moja umiejętność oceny jest tu niedoskonała. Gdybym miał dopracowane wewnętrznie procedury diagnostyczne, które względnie precyzyjnie by mi podpowiadały, do jakiego stopnia wpływu na kogoś wolno jest mi się posunąć, to bym swobodnie wchodził w tej relacje z ludźmi, których teraz się obawiam. Mam świadomość, że czeka mnie sporo pracy w zakresie dopracowania się spójnej, przetestowanej postawy wewnętrznej wobec aspektu mojego wpływu na ludzi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|