Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dżihad, czyli aspekt wojny, walki w życiu i duchowości

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33384
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:16, 08 Sie 2024    Temat postu: Dżihad, czyli aspekt wojny, walki w życiu i duchowości

Patrząc na to, jak funkcjonują fundamentaliści w różnych religiach, widać wielkie podobieństwa w traktowaniu zagadnień życia i duchowości. Fundamentalista islamski mentalnie funkcjonuje bardzo podobnie do fundamentalisty żydowskiego, czy chrześcijańskiego, a nawet hinduskiego, czy związanego z filozofią Dalekiego Wschodu. Aspekt wojny, ortodoksji religijnej w świadomości ludzi na całym świecie będzie funkcjonował bardzo podobne, niezależnie od kultury, będzie prowokował niemal identyczne zachowania, postawy, nastawienia emocjonalne.

Dżihad dzisiaj kojarzy się głównie z dżihadystami, czyli z terrorystami islamskimi. Takie pojmowanie jest o tyle naturalne, że umysł mimowolnie daje priorytet temu, co jest twarde, stanowi zagrożenie, wiąże się silnymi emocjami, groźbą śmierci. Więc nawet jeśli (jak to głoszą umiarkowani muzułmanie) pierwotnie idea dżihadu obejmowała głównie aspekt doskonalenia duchowego, walki z osobistymi słabościami, to i tak w postrzeganiu obserwatorów szybko ta idea zmigruje do najbardziej ostrych emocjonalnie rozpoznań, czyli właśnie tych związanych z wojną, terroryzmem, przemocą.

Ja tu chcę się podzielić swoimi refleksjami nad tym, jak funkcjonuje aspekt wojny, walki, przemocy w religii i duchowości, biorąc za kanwę właśnie tę ideę - dżihadu. W pewnym sensie daje mi ona wręcz idealny punkt wyjścia do tego, aby sprawę rozpatrzyć wieloaspektowo, możliwie szeroko. Można by powiedzieć, iż to, co się dzieje z ewolucją postrzegania dżihadu na start rozumianego duchowo, dzieje się też w umyśle każdego pojedynczego człowieka, który zaczyna swoją życiową przygodę z religią, duchowością, walką ze słabościami, ale też walką z zagrożeniami świata. Bo ogólnie idea walki z czyms jest przecież szeroka.
- można "walczyć" ze słabościami, wadami charakteru, nałogami
ale też
- "walczy" się z wrogiem, na ringu, na wojnie.
Idea walki w ogólności oznacza, iż w naszej świadomości ukształtowało się jakieś przeświadczenie o konieczności wyeliminowania czegoś ze swojego życia, albo otoczenia (szeroko rozumianego). Walka jest emocjonalnie silnie nacechowaną eliminacją tego, co jest nam wrogie.
Teraz, jak to w życiu - jedni owych "wrogów" widzą bardziej w wadliwości swojej natury, w błędności rozpoznań, we własnych błędach, grzechach, a inni wrogów postrzegają na zewnątrz u jakichś obcych - także w obcych ideach, organizacjach. I tak jak dżihad dzieli się na ten dżihad wielki, czyi związany z walką z pokusami, grzesznością i dżihad mały, czyli walką o terytoria, eliminacją wrogich ludzi, tak i nasze osobiste postrzeganie świata staje przed bardzo podobnym podziałem, przed pytaniem: z czym walczymy w naszym życiu?

Dżihadyści życiowi z dżihadu małego walczą nieustannie z tym, co obce, zewnętrzne, automatycznie traktując samych siebie jako "tych dobrych". Tak jest "logicznie", bo tylko mając przeświadczenie, że się jest po słusznej stronie, człowiek ma motywację do działania względem wrogów.
Po drugiej stronie układanki mamy osoby opowiadające się po stronie dżihadu wielkiego, czyli prowadzący walkę z pokusami, słabościami wewnętrznymi, błędami w życiu, skłonnością do grzechu.

Teoretycznie można prowadzić zarówno jedną jak i drugą walkę równocześnie. I chyba nawet tak jest, że nawet najbardziej zapamiętały dżihadysta walczący z wrogami zewnętrznymi, będzie też zmuszony niejedno w sobie przewalczyć, zaś nawet najbardziej zaprzysięgły zwolennik doskonalenia wewnętrznego, nieraz będzie musiał usadzić, odsunąć od siebie jakąś agresywną personę. Jednak pomiędzy tymi dwoma rodzajami walki jest też pewna fundamentalna sprzeczność, powodująca, iż opowiedzenie się mocne po jednej z nich automatycznie osłabia zdolność do skutecznej walki w tym drugim znaczeniu. Tym czymś kluczowym, dzielącym jest stosunek do własnych słabości i błędów.

Jeśli ktoś jako główny cel uznaje szczerze walkę ze swoimi słabościami, to będzie dążył do owych słabości rozpoznania, uznania ich w sobie. To też oznacza, iż taka osoba będzie gotowa do przyjęcia krytyki, będzie też samokrytyczna. Jednak uznanie swojej własnej słabości wyraźnie koliduje z przynajmniej na zewnątrz okazywaną postawą wobec wrogów. Wobec wroga oczywiście każdy wojownik stara się zaprezentować jako ten silny, niezniszczalny, groźny, bez wad. Jeśli zatem ktoś bardzo mocno stawia na postawę walki z wrogami zewnętrznymi, to naturalnie będzie umniejszał krytyczne spojrzenie na siebie, będzie się prezentował - w części na zewnątrz, ale w części to też będzie rzutowało na samoocenę - jako ten bez wad, nie czyniący błędów. Błędy zawsze mają się okazywać po stronie wrogów, a w skrajnej postaci tylko u wrogów będą dostrzegane.

Z moich obserwacji znanych mi ludzi, w zdecydowanej większości owa reguła się sprawdza. Ludzie walczący z innymi, z natury agresywni, są jednoczesnie tymi, którzy mają na bardzo niskim poziomie zdolność do oceny obiektywnie samych siebie (przynajmniej tak wychodzi, sądząc po tym jaką postawę na zewnątrz prezentują, bo może przynajmniej niektórzy z nich w skrytości myśli więcej własnych wad są w stanie dostrzec, lecz się z tym nie ujawniają). Jednocześnie znani mi ludzie mało agresywni, są z reguły też i zdolni do przyznania się do błędów, nie boją się uznać jakichś swoich wad.
Podsumowując, dżihad mały i dżihad wielki są z natury we wzajemnym konflikcie mentalnym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33384
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:42, 08 Sie 2024    Temat postu: Re: Dżihad, czyli aspekt wojny, walki w życiu i duchowości

Dżihad wielki - walka z niedoskonałością własnej natury - nie może się rozwijać w warunkach silnego zaangażowania dżihadem małym, czyli w warunkach walki o pokonywanie wrogów, promocję swojej osoby i swojej grupy pobratymców. Jedno z drugim się kłóci, bo jest związane z mentalnym spojrzeniem w dokładnie przeciwnym kierunku:
szukający osobowej doskonałości patrzą krytycznie na siebie, działają w obszarze naprawiania błędów swojego poznania, świadomości, odczuwania, traktując świat zewnętrzny nie jako cel, lecz bardziej jako pretekst do samopoznania, jako narzędzie diagnostyczne swojej osobowości, duchowości.
Spojrzenie w ramach walki z zewnętrznym wrogiem musi z konieczności i z zasady lekceważyć wadliwość wewnętrzną - wszak bronić zasadnie można tylko tego, co jest warto bronienia. Nikt nie broni czegoś, co i tak miałby odrzucać, porzucać, bo to by było nielogicznym działaniem. Dlatego założeniem zasadności walki z wrogami zewnętrznymi jest właśnie to, iż my sami, czyli to, czego bronimy jest warte bronienia, jest już lepsze, doskonalsze, niż to co niesie zewnętrzna rzeczywistość.

Izolacjonizmy państwowe, znane historykom (np. izolacjonizm japoński, chiński, albański) są dość interesującym modelem postawy uznania, iż to co dobre stanowimy my (nasze państwo, nasz naród, nasza osoba), zaś zewnętrzność jest z założenia zła. To na tym założeniu o ideale, czystości, wyższej wartości własnej rasy, narodu, państwa wyrastały ideologie wielu tyranii - hitlerowska, chińska, teraz putinowska.
Umysł osoby przekonanej o własnej wyższości (czy choćby wyższości dziedziczonej po grupie - np. narodzie, rasie) będzie miał skłonność do uogólnienia swojej postawy - zgodnie z tym poczuciem uznania za lepsze wszystkiego co własne, a za gorsze, podlejsze, niegodne większości z tego, co zewnętrzne, obce, inne, z założenia (bez sprwadzania, bez prób zobiektywizowania osądów) potraktuje inne osoby, grupy ludzi, narody, rasy, kultury. W jego życzeniowym postrzeganiu rzeczywistości powstanie przekonanie, iz to "po prostu tak jest", że to co własne jest lepsze od tego, co obce. Taka osoba w większości przypadków racjonalizuje wszelkie zewnetrzne rozpoznania, aby wychodziło z nich potwierdzenie dla jej postawy - sama przecież określi kryteria oceny, a owe kryteria (niby "przypadkiem"... :shock: ) będą dokładnie takie, aby z nich wyszło, że to my jesteśmy lepsi od naszych wrogów. Tworzy się tu cykl sprzężeń zwrotnych samosprawdzających się przepowiednie - założenie o własnej lepszości, wynikające emocjonalnej potrzeby czucia się wywyższonym, będzie skutkowało potrzebą takiego konstruowania kryteriów ocen, aby tę lepszość potwierdzać, zaś dalej użycie tego kryterium do oceny konkretnych sytuacji z kolei "potwierdzi" tak manipulującemu swoją świadomością, że "miał rację", bo już teraz "z zewnętrznych przesłanek" odczytuje poprawność swojej wizji świata i ludzi.
Wyjście z tych zamkniętych cykli życzeniowego samopotwierdzania sobie tego, co emocjonalnie wygodne i oczekiwane jest możliwe jedynie poprzez twarde przymuszenie się do obiektywnego traktowania rzeczywistości. Można to osiągnąć poprzez
- wymóg twardego, niezależnego definiowania kryteriów, które na start muszą być SYMETRYCZNE (nie mogą faworyzować nikogo)
- wymóg potem tylko takich symetrycznych kryteriów stosowania
- stałą czujność w obszarze rozpoznań my - obcy, analizowania własnych podświadomych intencji pod kątem "czy tu czasem nie oszukuję", a w razie konieczności przeciwdziałanie tendencyjnemu rozpoznawaniu poprzez odmawianie sobie uznania życzeniowych osądów.
- życzliwe traktowanie (nawet tych mocno niewygodnych emocjonalnie) osądów zewnętrznych, niezależnych.

Ten ostatni aspekt sprawy jest też dokładnie przeciwny do założeń dżihadu małego, czyli do założeń czyniony pod uznanie zasadności walki z zewnętrznymi wrogami - życzliwe potraktowanie kogoś, kto nas skrytykował?...
- Jak to może przyjąć wojownik? Toż to byłoby frajerstwo...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33384
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:51, 08 Sie 2024    Temat postu: Re: Dżihad, czyli aspekt wojny, walki w życiu i duchowości

Michał Dyszyński napisał:
Dżihad wielki - walka z niedoskonałością własnej natury - nie może się rozwijać w warunkach silnego zaangażowania dżihadem małym, czyli w warunkach walki o pokonywanie wrogów, promocję swojej osoby i swojej grupy pobratymców. Jedno z drugim się kłóci, bo jest związane z mentalnym spojrzeniem w dokładnie przeciwnym kierunku

...
- życzliwe potraktowanie kogoś, kto nas skrytykował?...
- Jak to może przyjąć wojownik? Toż to byłoby frajerstwo...

Wojownik mentalny musiałby się wyrzec kluczowego elementu własnej natury, aby wstąpić na ścieżkę doskonalenia duchowego, musiałby "odwrócić wektor uwagi" - z zainteresowania kierowanego na zewnątrz, związane z pytaniem "gdzie uderzyć, aby silniej pognębić wroga?", w stronę wewnętrzną, czyli związaną z pytaniem "jakie elementy mojej własnej osobowości domagają się zmiany, bo teraz są w jakimś stopniu wadliwe?".
To byłby mentalny przewrót kopernikański. Ale by wymagało przemodelowania wielu wewnętrznych nastawień, stosunku do ludzi, siebie, prawdy, emocji.

Kluczowym aspektem jest tu nie tyle kwestia, czy ktoś rzeczywiście wojuje, jest bezpośrednio agresywny, lecz odpowiedź na pytanie: gdzie szukam winy?
- Czy win szukamy bardziej w sobie, a świat zewnętrzny jest nam winny w mniejszym udziale
czy
- może winy dostrzegam wszędzie na zewnątrz, a praktycznie nigdy w sobie?...

Ten mały dżihad zatem należałoby postrzegać może nie tyle jako aktywną wojnę ze światem, niekoniecznie trzeba być wojownikiem w boju, co raczej w tym, jak POSTRZEGAMY rzeczywistość, kogo CZYNIMY ODPOWIEDZIALNYM za ewentualne zło.
Dla tych, co im świat, ludzie, są nieustannie winni, a oni sami są jedynie tego świata ofiarami, jednocześnie naturalną konsekwencją tego podejścia będzie POSTAWA OFIARY.

I to po to też (kto wie, czy nie w głównym stopniu) warto jest się wyzbywać postawy oskarżeń innych o zło świata - bo to wdraża psychikę do postawy ofiary. Przeciwienśtwem postawy ofiary jest uznanie, iż "ja jestem głównym zarządzającym tym, co się ze mną dzieje, jestem kowalem swego losu". Wdrażając się mentalnie do takiej postawy jednocześnie będziemy się w jakimś stopniu "programowali" do brania życia w swoje ręce, czyli do postawy sprawczości.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 19:18, 08 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33384
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:27, 09 Sie 2024    Temat postu: Re: Dżihad, czyli aspekt wojny, walki w życiu i duchowości

Z pragnień, emocji jestem raczej pacyfistą, zwolennikiem łagodności, życzliwości, dogadywania się, a nie typem wojownika. To nie znaczy jednak, że traktuję oceny aspektu wojowniczości życzeniowo, naginając słuszność tego rodzaju postaw do swojej osobowości. Wręcz uważam, iż aspekt wojny jest w pewnym sensie niezbywalny w myśleniu i odbiorze świata.
Uznaję, iż skoro Bóg dał mi do przeżycia życie, którego istotną częścią jest wojna, walka, przemoc, to powinienem to przyjąć, zrozumieć, rozliczyć się z tym mentalnie, a nie udawać, że "skoro to takie nieprzyjemne, to znaczy, że lepiej o tym zapomnieć". Poza tym chyba dla sporej części ludzi wojna jest przyjemne, wydaje się być wartościowym celem emocjonalnym. I tych ludzi też trochę chciałbym zrozumieć. Ale najbardziej chciałbym zrozumieć aspekt wojny i przemocy we własnym myśleniu i emocjach.

Mam taką osobistą epistemiczną zasadę, która głosi, że nie jestem wolny tak całkowicie od żadnej emocji, którą mogę zaobserwować u innych ludzi. Jest tu co najwyżej kwestia skali, udziału danej emocji w całościowym "torcie", ale nic nie zeruje się całkowicie. Oznacza to, że spodziewam się w sobie odkryć nawet najbardziej mroczne emocje, znane z postaw ludzi skrajnie złych, okrutnych, zakłamanych. Co prawda u tych ludzi powiedzmy owe emocje mogą zająć 50% ich energii psychicznej, a u mnie może to być jedynie 0,0005%, ale nie będzie to okrąglutkie zero, czyli gdzieś tam w tle pewnie mam i pragnienia sadystyczne, zboczone, nienawistne. Gdzieś, głęboko KAŻDE pewnie się kamufluje, choć (mam taką nadzieję) większość z nich nigdy nie podskoczy w udziale do poziomu np. 1% w znaczeniu, mam nadzieję, iż moje dobre cechy wyprą te złe. Choć...
... pewne złe cechy oczywiście mam i w wyższym udziale. Z nimi więc świadomie walczę.

Piszę o tym dlatego, że niekiedy się zastanawiam nad tymi mechanizmami (dobrymi i złymi) we mnie, których właściwie nigdy nie użyłem, nawet skrajem myśli i odczuwania ich wyraźniej nie odczułem. Ale może z głębin podświadomości one też działały?...
- Zakładam, że tak było, że one w jakimś stopniu działały, nawet jeśli tego nie zdiagnozowałem jawnie.
W podobny sposób myślę o aspekcie przemocy, który aktualnie w znacznym stopniu chyba opanowałem, co też oznacza, iż nie mam pragnień krzywdzenia nikogo. To jednak nie znaczy, że w tzw. sprzyjających warunkach nie wyjdzie ze mnie jakaś demoniczna natura. A wtedy mógłbym zacząć intencjonalnie, świadomie krzywdzić ludzi, albo przynajmniej nadmiarowo stosować przemoc - być może w swoim przekonaniu w słusznej intencji. Bo większość przemocowców jakoś swoją postawę tłumaczy, przekonując, iż ich intencje były dobre.
Przygotowując się zatem na to, że oto kiedyś może coś zewnętrznego będzie chciało wyzwolić we mnie niekontrolowaną agresję, czy inną formę chęci krzywdzenia, już teraz analizuję to, jakimi ścieżkami w mojej emocjonalności chodzić może nienawiść, pragnienie dominacji i twardej władzy nad ludźmi. Chcę być gotów na sytuacje, w których jakiś silny impuls wytrąci mnie z równowagi, wywoła napór na moje emocje, aby te zareagowały inaczej, niż zwykle. Chcę wcześniej być na taką okoliczność przygotowany, czyli mieć przynajmniej podstawowy plan działania w takiej sytuacji. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin