Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dylemat: być samodzielnym, czy obdarowywanym?

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33826
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:15, 15 Gru 2024    Temat postu: Dylemat: być samodzielnym, czy obdarowywanym?

Gdyby dano nam do wyboru - mieć coś stworzonego samodzielnie przez siebie, czy to samo dostać od kogoś, jako dar - to co byśmy wybrali?...
Z jednej strony jest wartość typu samodzielność, niezależność, a z drugiej z kolei coś, co nas wiąże z ludźmi, czyni cząstką jakiejś zbiorowości, sprawia, że dla kogoś jesteśmy ważni. Co jest cenniejsze?...
Pewnie jednej odpowiedzi tu nie ma, bo w pewnych przypadkach należy radzić sobie samodzielnie, ale też chyba często chciałoby się być obiektem do obdarowywania przez ludzi. Ważniejsze w tym pytaniu jest jednak co innego - żeby w ogóle postawić problem, iż wcale nieoczywiste jest zarówno jedno, jak i drugie podejście. I chyba ci, którzy pod tym względem jednostronnie idą przez życie, popełniają jakiś błąd.
Wg mnie błędem jest stawianie wyłącznie na swoją samodzielność i sprawczość. Jest to błąd z kategorii zaniedbania swoich emocji i zubożenia relacji z ludźmi. Z drugiej strony też błędem jest postawa wiecznego dziecka, jakiejś księżniczki non stop przyjmującej dary od ludzi, ale w istocie niesamodzielnej, niezdolnej do twórczości i sprawczego w swojej kompletności działania.
Jest z tego jeszcze dalszy wniosek, że może drogą w alienację i samotność będzie samodzielnie absolutnie sprawczym i władczym, czyli de facto pozbawiającym nas jakiejkolwiek szansy na to, że czyjś dar stanie się dla nas ważny, cokolwiek nam dodający, co by stanowiło dla nas wartość, dawało radość. Można pewnie przez jakiś czas tak żyć, może nawet, dopóki startujemy np. z pozycji życiowego spychania nas na margines, wykazywania nam naszej nieważności będzie to jakąś formą dowartościowania się, nobilitacji na zasadzie "teraz to ja mogę sobie sam wszystko zdobyć, sam jestem tu panem i rządzę, nikt mi już niczego nie będzie dyktował, bo nikt mi nie może dać nic wartościowszego od tego, co ja sam sobie mogę zapewnić". Tylko że to sprawia satysfakcję tylko wtedy, gdy wciąż aktywne będą w nas emocje z tamtych czasów, gdy byliśmy marginalizowani. Wtedy jest satysfakcja "ooo, już mi nikt nie może niczego narzucić, niczego od nikogo nie potrzebuję, bo sam sobie świetnie radzę". Ale będąc w tym stanie dłużej, trwając w nim, zapewne zaczniemy zapominać tamte uczucia zmarginalizowania. a coraz bardziej będzie do nas docierała druga strona tej naszej wielkiej samodzielności, polegająca na tym, że jesteśmy w niej sami i tylko sami, robimy coś dla siebie.
Z mocą samodzielności jest jeden fundamentalny problem - że tak całościowo patrząc na sprawę, jakby nie do końca jest ona nam potrzebna. Bo jeśli mamy taką moc samostanowienia, zdolność tworzenia wartości, które potem nam samym mają dać ostatecznie satysfakcję, to ta sama moc przecież mogłaby być użyta już od samego początku, a wtedy nic nie musielibyśmy tworzyć. Inaczej mówiąc, jeśliby przykładowo ktoś miał moc takiego skonfigurowania swoich emocji, że powstanie w nich zależność "jeśli przebiegnę maraton, to będę wielce usatysfakcjonowany", to równie dobrze można by użyć tej mocy w prostszy sposób "oto sprawiam, że bez żadnych dodatkowych działań, czy warunków, będę usatysfakcjonowany". Bycie w pełni samodzielnym w sensie zdolności konstruowania własnej satysfakcji jest zatem powodem do zaniechania jakiejkolwiek sprawczości i twórczości. Po co się męczyć nad robieniem czegoś, jeśli można to coś osiągnąć zwykłym sobie tego wytworzeniem.
Ten problem sięga w istocie bardzo głęboko w naturę osobowości, nawet stawia pytanie o Boga. Bóg, który jest z założenia bytem maksymalnie sprawczym, czyli samodzielnym w sensie motywacji musiałby chyba jakoś... zapaść się w siebie. Nie widać powodu, aby ten, który może wszystko, nie osiągnął jakiejś postaci swojego spełnienia się, tylko tym razem bez pośrednictwa jakichkolwiek bytów dodatkowych - czyli np. bez pośrednictwa człowieka. Skoro Bóg to może od początku, to nie widać celu w stwarzaniu świata, czy ludzi...
Dlatego ja raczej obstawiam przeciwną opcję dla Boga - że Bóg pragnie ustanowić pomiędzy swoim stworzeniem a sobą ZALEŻNOŚĆ - układ, w którym można sobie dać jakiś dar. Ale do tego stworzenie musi być zdolne do okazania swojej sprawczości i niezależności. W tej opcji Bóg stwarza np. człowieka (albo też inne byty świadome) po to, aby stawały się one możliwie jak najbardziej sprawcze, czyli jak najwyżej rozwinięte, jak najbardziej świadome. Bo tylko takie istoty, mogą z Bogiem nawiązywać relację, która unicestwia totalną samotność istoty, która może wszystko, czyli niejako... może aż za dużo. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:19, 15 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33826
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:17, 15 Gru 2024    Temat postu: Re: Dylemat: być samodzielnym, czy obdarowywanym?

W rozmowie z pewną osobą (kobietą) padło ciekawe sformułowanie z jej strony: nie chcę być samodzielna, niezależna. Kobiety, które zazwyczaj mają naturalnie jakby silniejsze pragnienie bycia w związku, będą często dobrowolnie i świadomie rezygnowały z samodzielności, niezależności.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z niepolityczności w dzisiejszych, zdominowanych feministycznie czasach powyższego sformułowania. Mamy ostatnio raczej w społecznych narracjach "modę" na kobiety silne i niezależne. I nawet nie będę odmawiał tej modzie jakiejś tam dawki sensu, bo na pewno zdarzały się (i zdarzają) sytuacje, w których kobiety były tłamszone przez mężczyzn niesprawiedliwie, krzywdząco - czy to w związkach przez partnerów, czy to w firmach, polityce, życiu społecznym. Ale z drugiej strony ja stosuję zasadę, aby nie ulegać zbytnio modowym narracjom i poprawnościom politycznym, więc - wbrew trendom - rozważę teraz świadome pozbawienie się niezależności od strony pozytywnej. Aby było "politycznie" (ale nie tylko z tego powodu) zamierzam jednak odciąć się w tych rozważaniach od "monopolu dla kobiet" przypisywania pozytywnych konotacji zależności od innych. Jeśli zależność od innych miałaby mieć w sobie aspekty pozytywne, to dotyczyć one będą tak kobiet, jak i mężczyzn.
Cóż zatem jest pozytywnego w świadomym ustawieniu siebie jako kogoś zależnego?...
Ja uważam, że mamy tu kilka motywów:
- Po pierwsze i tak jesteśmy zależni od innych - przynajmniej od innych członków społeczeństwa, więc jak ktoś sobie roi, że będzie całkowicie niezależny, to (pomijając ultrarzadkie przypadki, gdy ktoś chce się wynieść na bezludną wyspę i odciąć się całkowicie od cywilizacji) jest to fantasta, który racjonalizuje swoje rozpoznania po linii jakichś swoich fantasmagorii, czyli inaczej oszukuje się. Jeśli zatem mielibyśmy żyć w społeczeństwie, to i tak będziemy od ludzi zależni, więc uczciwie byłoby to przed samym sobą (i innymi przyznać). Kwestią do ustalenia jest co najwyżej STOPIEŃ OWEJ ZALEŻNOŚCI. W takim kontekście świadoma decyzja o zaakceptowaniu swojej zależności nie wydaje się już czymś niezwykłym, lecz może być po prostu uczciwym postawieniem sobie sprawy, zaakceptowaniem tego, co po prostu i tak jest, a innym raczej nie będzie.
- Po drugie (choć związane z tym pierwszym) należałoby chyba zastanowić się nad STOPNIEM NASZEJ ZALEŻNOŚCI od innych ludzi. A skoro jest taka zależność naturalna, to nie ma się co na nią boczyć, lecz potraktować ją jako oczywistość w relacjach z ludźmi, zaakceptować ją w ogólności (choć niekoniecznie godząc się na każdą formę tejże zależności).
- Z drugiego wynika trzeci aspekt sprawy - że należałoby po prostu przemyśleć JAKICH FORM ZALEŻNOŚCI NIE CHCEMY, A JAKIE MOŻE BYŚMY ZAAKCEPTOWALI, CZY NAWET PRAGNĘLI ICH.
- W zależności od kogoś, kto jest ETYCZNYM OPIEKUNEM, kto dba o nas jest coś pięknego i cieplego. Jest w tym wątek zwiazany z miłością, oddaniem, zaufaniem. Jest tu chyba też wyraźna szansa na to, że taki ktoś zależny, właśnie tym aspektem swojej zależności, będzie szczęśliwy!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 15:19, 15 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33826
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:17, 20 Gru 2024    Temat postu: Re: Dylemat: być samodzielnym, czy obdarowywanym?

Michał Dyszyński napisał:
W rozmowie z pewną osobą (kobietą) padło ciekawe sformułowanie z jej strony: nie chcę być samodzielna, niezależna. Kobiety, które zazwyczaj mają naturalnie jakby silniejsze pragnienie bycia w związku, będą często dobrowolnie i świadomie rezygnowały z samodzielności, niezależności.

Gdy się pytam własnych odczuć w obliczu potencjalnego wyboru - czy być niezależnym, a przez to stracić zdolność do przyjęcia od innych wartościowego daru, czy być co prawda uzależnionym w jakimś stopniu, ale móc komuś dawać radość w ten sposób, że on mi coś dla mnie realnie wartościowego przyniesie, to chciałbym obu tych rzeczy. Mam problem z decyzją.
Na pewno łatwiej bym się zgodził na zależność od takich ludzi, w których dobre intencje nie mam powodu wątpić. Z drugiej strony, jeśli trochę bym w nie wątpił, to czy to by wykluczało moje "zezwolenie na zależność od danej osoby"... :think:
Miłość jest formą zależności. Rezygnując zupełnie z bycia zależnym, musiałbym zrezygnować z miłości. A tego zdecydowanie nie chcę. :think:
Kocha się zaś nie tylko tych idealnych, nie tylko tych w pełni na miłość zasługujących. Czasem w jakiś sposób mocniej kochamy nawet tych, którzy z racji na swoją słabość mentalną, popełniają błędy i trudno jest im zaufać. To jest takie skomplikowane.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 1:20, 20 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin