|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23239
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:57, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał już jednak chyba nie aplikuje do pracy.
Bez stresu po pandemii to jest praca on line przy kompie.
Można nieźle sie zamulić w takiej pracy.
W sensie być z dala od kontaktów społecznych.
Wszyscy piszą, że pandemia pogłębiła stany depresyjne wynikające z braku satysfakcjonujących kontaktów społecznych .
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 9:13, 05 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:02, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | A gdyby wybuchła wojna między katolikami (na potrzeby dyskusji przyjmijmy, którzy REALNIE wyznają te wartości co Ty) a wojującymi ateistami-nihilistami, którzy mają wrogi stosunek do tych katolickich wartości i od rezultatu tej wojny by zależało, które wartości będą panować w miejscu Twojego zamieszkania, to czy wtedy również nie byłbyś lojalny wobec katolików? |
Wtedy bym podjął decyzje, bazując na KONKRETNYCH JUŻ DANYCH. Nie zamierzam się tu z góry deklarować, bo wiem, że katolików mamy też różnych, więc jeśliby owa wojna wzięła się z winy jakiejś skrajnie integrystycznie nastawionej grupy katolików, to i tak nie chciałbym właśnie jej wesprzeć. Ogólnie mam zasadę, aby wojen unikać, ale jeśli nie miałbym wyjścia, to szukałbym odpowiedzi o to, kogo wspieram w swoim sumieniu, a nie w jakiejś odgórnie sobie narzucanym rygorze lojalności. |
Właśnie dlatego przedstawiłam Ci hipotetyczną sytuację, w której po stronie katolików miałbyś tylko tych katolików, którzy wyznają REALNIE takie wartości jak Ty. I tak jak napisałeś, jeżeli tak jest, to wówczas lojalność jest naturalną konsekwencją głosu sumienia. I dokładnie tak samo jest z lojalnością wobec własnego narodu, ona wynika z wyznawania wspólnych wartości. |
Jeżeli coś ma być REALNIE, to już zupełnie nie wiem, jak sobie wyobrażasz przy tym założeniu możliwość sprawdzenia milinów ludzi, czy rzeczywiście wyznają oni te same wartości co ja?...
Ja takiej możliwości nie widzę, to jest dla mnie jakaś absolutna fantastyka. Zresztą sam jeszcze tych swoich wartości się uczę, czasem zmieniam je, więc nawet taki myślowy twór jak "moje wyznawane wartości" nie jest w pełni określony, a już szczególnie nie jest określony w kontekście różnic z innymi ludźmi, co z kolei powinienem wziąć pod uwagę, jako dodatkową zmienną w układance, bo nieraz podobne wartości będą jakoś inaczej objawiały. |
Na tym polegają eksperymenty myślowe, że bazujesz na pewnych idealnych/z góry podanych założeniach, abstrahując od ich realizmu. I ja te założenia podałam, a Ty uparcie odmawiasz odpowiedzi czepiając się, że są nierealne, kiedy to w ogóle w kontekście eksperymentu myślowego nie jest istotne. Zastanów się, czego tak się boisz.
Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: |
Czyli negujesz, że istnieją naturalne różnice w mentalności, obyczajach, stylu bycia i myślenia różnych narodów? Nie ma czegoś takiego jak "cechy narodowe" np. Polaków, Niemców, Włochów? To wszystko zostało arbitralnie wymyślone przez nacjonalistów?
|
Nie to, że neguję całkowicie wszelkie różnice tego rodzaju, bo jakieś tam (choćby różnica samego języka, którym się mówi, czy odmienność doświadczeń historycznych) różnice pewnie da się zasadnie wskazać. Jednak kluczowe pytanie jest tu wg mnie inne:
- na ile są one istotne, czyniąc nienaciągany powód ku temu, aby tych ludzi traktować jakoś odmiennie, bo są wyraźnie "z innej bajki". Ja nie jestem może jakimś wielkim globtroterem, ale parę krajów zwiedziłem, z niejednym obcokrajowcem rozmawiałem. I mój wniosek z tych kontaktów jest taki, że w 99% to są tacy sami ludzie, jak my tutaj w Polsce. Różnice jakieś wystąpią, ale są one marginalne. Ci ludzie mają wg mnie identyczne emocje, pragnienia, cele życiowe, radości, smutki itp. itd. Są z grubsza tak samo fajnie (albo tak samo niefajnie), jak mój rodak - Polak. |
To co jest istotne zależy od tego, na czym się skupisz. Jeśli skupiasz się tylko na cechach ogólnoludzkich jak posiadanie umysłu, emocji, smutków i radości, to oczywiście, że wyjdzie Ci, że "to są tacy sami ludzie", bo oczywiście pod kątem uniwersalnych cech ludzkich są tacy sami, gdyby tak nie było moglibyśmy mieć wątpliwości, czy można ich wszystkich wrzucić do worka "ludzie", jednak nie w tym tkwią różnice między narodami, tylko w mentalności, kulturze, sposobie bycia. Np. cechą Niemców jest dyscyplina, dobra organizacja, punktualność, metodyczność; zaś np. Hiszpanie są odwrotnością Niemców - są raczej spontaniczni, elastyczni, słabo zorganizowani i Niemiec by pewnie powiedział, że leniwi.
I te różnice wychodzą szczególnie w momencie, kiedy przedstawiciele różnych narodów mają ze sobą współpracować czy koegzystować. Niemiec się wścieka, że jego znajomy Hiszpan jest taki "rozlazły" nie można na nim polegać, zaś Hiszpan ma dość tego upierdliwego sztywniaka Niemca.
Oczywiście możesz powiedzieć, że przecież i w narodzie ludzie są różni, jedni będą bardziej jak Hiszpanie, a drudzy jak Niemcy, jednak ta mentalność narodowa jest pewnym uśrednieniem, z której wynikają pewne normy i te różnice wewnątrznarodowe będą mniejsze niż te pomiędzy narodami i stąd będą wynikać czasem bardzo odmienne systemy funkcjonowania tych społeczeństw.
Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: | Nic znasz takiego przypadku z tej prostej przyczyny - dobry PR tym się różni od złego, że go nie widać. Dlatego właśnie Ci się PR źle kojarzy bo zauważasz go tylko tam, gdzie nie działa. Bo skąd wiesz w ogóle, że gdzieś się stosuje PR? No stąd, że widzisz, że wizerunek się rozjeżdża z rzeczywistością, a kiedy np. reklama jest adekwatna do tego co reklamuje, to wtedy tej reklamy nie postrzegasz jako reklamy, tylko jako przedstawienie stanu faktycznego. |
Oj... bardzo jesteś idealistycznie tu nastawiona. Pracowałaś kiedykolwiek w branżach bliskich PR-owi?... Ja miałem taką okazję, przynajmniej w dwóch firmach. Nigdzie nie spotkałem takiego "dobrego PR-u", jaki tu opisujesz. Jeśli gdzieś taki jest, to naprawdę bardzo dobrze się ukrywa. |
Nie mam zawodowego doświadczenia w branży PR, za to jako uczestnik rynku (konsument) z PR-em mam do czynienia na co dzień choćby robiąc zakupy w sklepie i z wielu moich wyborów konsumenckich jestem bardzo zadowolona, a są i marki, do których od lat mam zaufanie. Wszyscy ci producenci/dystrybutorzy dotarli do mnie w ten czy inny sposób z pozytywnym przekazem czy to za sprawą reklamy, promocji, czy atrakcyjnego opakowania albo polecenia znajomego i okazało się, że rzeczywiście są tym za co się podają. I założę się, że Ty masz podobne doświadczenia, tylko po prostu wtedy nie myślisz o PR.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:31, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | A gdyby wybuchła wojna między katolikami (na potrzeby dyskusji przyjmijmy, którzy REALNIE wyznają te wartości co Ty) a wojującymi ateistami-nihilistami, którzy mają wrogi stosunek do tych katolickich wartości i od rezultatu tej wojny by zależało, które wartości będą panować w miejscu Twojego zamieszkania, to czy wtedy również nie byłbyś lojalny wobec katolików? |
Wtedy bym podjął decyzje, bazując na KONKRETNYCH JUŻ DANYCH. Nie zamierzam się tu z góry deklarować, bo wiem, że katolików mamy też różnych, więc jeśliby owa wojna wzięła się z winy jakiejś skrajnie integrystycznie nastawionej grupy katolików, to i tak nie chciałbym właśnie jej wesprzeć. Ogólnie mam zasadę, aby wojen unikać, ale jeśli nie miałbym wyjścia, to szukałbym odpowiedzi o to, kogo wspieram w swoim sumieniu, a nie w jakiejś odgórnie sobie narzucanym rygorze lojalności. |
Właśnie dlatego przedstawiłam Ci hipotetyczną sytuację, w której po stronie katolików miałbyś tylko tych katolików, którzy wyznają REALNIE takie wartości jak Ty. I tak jak napisałeś, jeżeli tak jest, to wówczas lojalność jest naturalną konsekwencją głosu sumienia. I dokładnie tak samo jest z lojalnością wobec własnego narodu, ona wynika z wyznawania wspólnych wartości. |
Jeżeli coś ma być REALNIE, to już zupełnie nie wiem, jak sobie wyobrażasz przy tym założeniu możliwość sprawdzenia milinów ludzi, czy rzeczywiście wyznają oni te same wartości co ja?...
Ja takiej możliwości nie widzę, to jest dla mnie jakaś absolutna fantastyka. Zresztą sam jeszcze tych swoich wartości się uczę, czasem zmieniam je, więc nawet taki myślowy twór jak "moje wyznawane wartości" nie jest w pełni określony, a już szczególnie nie jest określony w kontekście różnic z innymi ludźmi, co z kolei powinienem wziąć pod uwagę, jako dodatkową zmienną w układance, bo nieraz podobne wartości będą jakoś inaczej objawiały. |
Na tym polegają eksperymenty myślowe, że bazujesz na pewnych idealnych/z góry podanych założeniach, abstrahując od ich realizmu. I ja te założenia podałam, a Ty uparcie odmawiasz odpowiedzi czepiając się, że są nierealne, kiedy to w ogóle w kontekście eksperymentu myślowego nie jest istotne. Zastanów się, czego tak się boisz. |
Niczego się tu szczególnego nie boję, tylko nie bardzo widzę sens w wyobrażaniu sobie siebie w warunkach tak dziwnych, nierealnych, a potem rzekomo to miałoby coś znaczyć...
Trochę przesadzając, postawię zadanie: to powiedz jakbyś się czuł, gdyby zamiast lewej ręki przeszczepiono ci skrzydło ptaka, a zamiast prawej płetwę rekina i miałbyś w tych warunkach zjeść obiad z dziewczyną w luksusowej restauracji. I co? Uważasz, że to dziwne, nic niewnoszące do sprawy pytanie?... Czegoś się boisz!
Jeżeli mi stawiasz zadanie - symulację, w którym i tak muszę porzucić większość sensów mi znanych, to stawiasz mnie tym automatycznie w konsternacji, gdy potem mielibyśmy coś z tego wnioskować dalej o życiu. Nie - nic jako tako konkretnego i wiarygodnego o życiu z tego nie wynika, bo symulacja była już założenia od tego życia oddzielona.
Ja właściwie nie myślę o katolicyzmie w kontekście jakiejś lojalności względem ludzi. Dla mnie religia jest moją więzią z Bogiem. U mnie 99% uczuć religijnych, to uczucia do Boga, albo silnie w kontekście z Bogiem. Te ludzkie sprawy są gdzieś w tle, ale muszę mocno główkować, "co by było gdyby", jeśliby nagle dodatkowo w tym pojawił się jeszcze zewnętrzny konflikt. Nie wiem, jak bym zareagował wtedy. Pewnie nijak. Bo tak jak lojalność teraz jest dla mnie tu "średnio" ważna, tak i wtedy byłaby podobnie w tle całej sprawy. Co tym nie kombinował o tym, to będzie dla mnie wydumane, bo nie trąca istotnych strun w moich uczuciach.
Może to też wynika z tego, co myślę o hitleryzmie. W tym systemie totalitarnym ludzi zniewalano propagandą, żądając lojalności względem władzy i narodu, choć w istocie chodziło o kaprys wodza, który był wojennym paranoikiem. Mając to nieustannie w pamięci, ja w ogóle nie traktuję lojalności, czy ogólnie związku z jakąkolwiek grupą ludzi jako wartość samą w sobie, jako co pozytywnego. Dawno już tak sobie ustawiłem osobiste postrzeganie związku z grupami ludzi, że traktuję je z podejrzliwością, żądając od siebie dodatkowych sprawdzeń, testów spójności, zanim jakiejkolwiek grupowej narracji miałbym zaufać. Bo po prostu nie chcę być jak hitlerowski morderca. Bo uważam, taką czujność za swój obowiązek etyczno - moralno - religijny, za wyraz mojego chrześcijaństwa i człowieczeństwa, zaś oddawanie swoich myśli, ocen "lekką rączką" jakimkolwiek liderom grup, którzy ideologicznie będą mi określali co jest dobre, a co złe i wydawali rozkazy, co mam robić, jest dzisiaj w moim odczuciu fundamentalnym grzechem, porównywalnym do podpisania cyrografu.
Mam jeszcze jedną refleksję bardziej ogólnej natury.
Z pewnych strasznych zdarzeń w dziejach ludzkości człowiek oceniający je z perspektywy myśli sobie: to nie ma sensu. Bo przecież to, co się działo podczas II wojny światowej nie miało sensu - tyle krzywd, okrucieństw, zabójstw, właściwie nie wiadomo na co i po co... Dla fanaberii wodza, dla fantasmagorii o jakimś tam Lebensraum i zemście na krajach Zachodnich za kontrybucje za I WŚ?...
Wszystko to nabiera jednak sensu, gdy założymy, że HISTORIA TESTUJE LUDZKOŚĆ JAKO CAŁOŚĆ, sprawdza jaki jest człowiek, a więc i POKAZUJE JACY MOŻEMY BYĆ. Jeśliby Bóg miał kiedyś wskrzesić ludzi, a potem oni mieliby bytować wiecznie jako wolne istoty, to każdy człowiek POWINIEN MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, DO CZEGO JEST ZDOLNY w niesprzyjających warunkach.
Nie uważam, abym był jakoś z urodzenia, czy ogólnie lepszy niż hitlerowscy oprawcy. Nie ma chyba takich obiektywnych podstaw, aby tak uważać. Wręcz jak pamiętam sobie siebie samego z młodych lat, to wiem dobrze, że ulegałem namowom ludzi w niekoniecznie dobrych sprawach - wierzyłem im, że skoro są ode mnie ważniejsi, wyżej postawieni (czasem gdy nawet byli na moim poziomie, a tylko wypowiadali się z dużą pewnością siebie), to oni powinni decydować, a nie ja, czyli ja się powinienem po prostu dostosować. Nie jestem dziś dumny z tamtej mojej uległości (na szczęście nikomu... chyba... wielkiej krzywdy nie zrobiłem). Ludzkość jako całość powinna mieć świadomość, co wyznacza kres jej wolności wyboru. Normalni ludzie stają się strasznymi złoczyńcami. Bo słabi jesteśmy. Ja też wiem, że jestem słaby, ale przynajmniej chcę omijać w życiu te sytuacje, gdy owa moja słabość zacznie przynosić wyraziste zło - unikam wszelkich tych okoliczności, które wyraźnie aspirują do tego, by jakoś odłączać mój osobisty krytycyzm i sumienie.
Ale jest jeszcze i jedno, kto wie, czy nie najgorsze - gdy ktoś tym złoczyńcą staje się z radością, gdy wreszcie uważa, iż dostał zielone światło do krzywdzenia, bo to inni mu to zlecili, więc nie ma za to osobistej odpowiedzialności i może w końcu robić to, o czym zawsze skrycie marzył - że będzie mógł się wywyższać, poniżając innych, krzywdząc, zadając ból.
Nie mam z góry dobrego zdania o lojalności grupowej. Lojalność MOŻE być czymś wartościowym, ale DOPIERO WTEDY GDY JĄ SZCZERZE, PO CZUJNYM, DROBIAZGOWYM SPRAWDZENIU Z KIM I Z CZYM MAMY DO CZYNIENIA, ZAAKCEPTUJEMY. Tu nie daję sobie prawa do żadnego "automatu" w działaniach, żadnego z góry założonego wzorca nie przyjmuję. Nie podpisuję z nikim żadnego cyrografu, żądając od siebie przekonsultowania z moim sumieniem każdorazowego aktu decyzji w kontekście jakichkolwiek lojalnościowych postaw.
towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: |
Czyli negujesz, że istnieją naturalne różnice w mentalności, obyczajach, stylu bycia i myślenia różnych narodów? Nie ma czegoś takiego jak "cechy narodowe" np. Polaków, Niemców, Włochów? To wszystko zostało arbitralnie wymyślone przez nacjonalistów?
|
Nie to, że neguję całkowicie wszelkie różnice tego rodzaju, bo jakieś tam (choćby różnica samego języka, którym się mówi, czy odmienność doświadczeń historycznych) różnice pewnie da się zasadnie wskazać. Jednak kluczowe pytanie jest tu wg mnie inne:
- na ile są one istotne, czyniąc nienaciągany powód ku temu, aby tych ludzi traktować jakoś odmiennie, bo są wyraźnie "z innej bajki". Ja nie jestem może jakimś wielkim globtroterem, ale parę krajów zwiedziłem, z niejednym obcokrajowcem rozmawiałem. I mój wniosek z tych kontaktów jest taki, że w 99% to są tacy sami ludzie, jak my tutaj w Polsce. Różnice jakieś wystąpią, ale są one marginalne. Ci ludzie mają wg mnie identyczne emocje, pragnienia, cele życiowe, radości, smutki itp. itd. Są z grubsza tak samo fajnie (albo tak samo niefajnie), jak mój rodak - Polak. |
To co jest istotne zależy od tego, na czym się skupisz. Jeśli skupiasz się tylko na cechach ogólnoludzkich jak posiadanie umysłu, emocji, smutków i radości, to oczywiście, że wyjdzie Ci, że "to są tacy sami ludzie", bo oczywiście pod kątem uniwersalnych cech ludzkich są tacy sami, gdyby tak nie było moglibyśmy mieć wątpliwości, czy można ich wszystkich wrzucić do worka "ludzie", jednak nie w tym tkwią różnice między narodami, tylko w mentalności, kulturze, sposobie bycia. Np. cechą Niemców jest dyscyplina, dobra organizacja, punktualność, metodyczność; zaś np. Hiszpanie są odwrotnością Niemców - są raczej spontaniczni, elastyczni, słabo zorganizowani i Niemiec by pewnie powiedział, że leniwi.
I te różnice wychodzą szczególnie w momencie, kiedy przedstawiciele różnych narodów mają ze sobą współpracować czy koegzystować. Niemiec się wścieka, że jego znajomy Hiszpan jest taki "rozlazły" nie można na nim polegać, zaś Hiszpan ma dość tego upierdliwego sztywniaka Niemca.
Oczywiście możesz powiedzieć, że przecież i w narodzie ludzie są różni, jedni będą bardziej jak Hiszpanie, a drudzy jak Niemcy, jednak ta mentalność narodowa jest pewnym uśrednieniem, z której wynikają pewne normy i te różnice wewnątrznarodowe będą mniejsze niż te pomiędzy narodami i stąd będą wynikać czasem bardzo odmienne systemy funkcjonowania tych społeczeństw.
|
Te wszystkie różnice, są - co sama przyznajesz - statystyczne, a do tego wg mnie "kosmetyczne". Nie widzę powodu, aby na nich bazować w kontekście jakichś poważnych światopoglądowych decyzji.
towarzyski.pelikan napisał: | Nie mam zawodowego doświadczenia w branży PR, za to jako uczestnik rynku (konsument) z PR-em mam do czynienia na co dzień choćby robiąc zakupy w sklepie i z wielu moich wyborów konsumenckich jestem bardzo zadowolona, a są i marki, do których od lat mam zaufanie. Wszyscy ci producenci/dystrybutorzy dotarli do mnie w ten czy inny sposób z pozytywnym przekazem czy to za sprawą reklamy, promocji, czy atrakcyjnego opakowania albo polecenia znajomego i okazało się, że rzeczywiście są tym za co się podają. I założę się, że Ty masz podobne doświadczenia, tylko po prostu wtedy nie myślisz o PR. |
To może to jest kwestia standardów, które przyjmujemy jako domyślne. Dla mnie np. kłamstwem jest już ukrycie istotnej wady tego, co ktos mi sprzedaje. A przecież żaden PR-owiec sam z siebie nie wspomni o tym, co może być problematycznego w jego ofercie.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 12:10, 05 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:25, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Może to też wynika z tego, co myślę o hitleryzmie. W tym systemie totalitarnym ludzi zniewalano propagandą, żądając lojalności względem władzy i narodu, choć w istocie chodziło o kaprys wodza, który był wojennym paranoikiem. Mając to nieustannie w pamięci, ja w ogóle nie traktuję lojalności, czy ogólnie związku z jakąkolwiek grupą ludzi jako wartość samą w sobie, jako co pozytywnego. |
Nawet w przypadku hitleryzmu lojalność działa w 2 strony: jest lojalność wobec Hitlera, i lojalność wobec tych, którzy się mu przeciwstawiają.
Cytat: | Nie mam z góry dobrego zdania o lojalności grupowej. Lojalność MOŻE być czymś wartościowym, ale DOPIERO WTEDY GDY JĄ SZCZERZE, PO CZUJNYM, DROBIAZGOWYM SPRAWDZENIU Z KIM I Z CZYM MAMY DO CZYNIENIA, ZAAKCEPTUJEMY. Tu nie daję sobie prawa do żadnego "automatu" w działaniach, żadnego z góry założonego wzorca nie przyjmuję. Nie podpisuję z nikim żadnego cyrografu, żądając od siebie przekonsultowania z moim sumieniem każdorazowego aktu decyzji w kontekście jakichkolwiek lojalnościowych postaw. |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce.
Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: |
To co jest istotne zależy od tego, na czym się skupisz. Jeśli skupiasz się tylko na cechach ogólnoludzkich jak posiadanie umysłu, emocji, smutków i radości, to oczywiście, że wyjdzie Ci, że "to są tacy sami ludzie", bo oczywiście pod kątem uniwersalnych cech ludzkich są tacy sami, gdyby tak nie było moglibyśmy mieć wątpliwości, czy można ich wszystkich wrzucić do worka "ludzie", jednak nie w tym tkwią różnice między narodami, tylko w mentalności, kulturze, sposobie bycia. Np. cechą Niemców jest dyscyplina, dobra organizacja, punktualność, metodyczność; zaś np. Hiszpanie są odwrotnością Niemców - są raczej spontaniczni, elastyczni, słabo zorganizowani i Niemiec by pewnie powiedział, że leniwi.
I te różnice wychodzą szczególnie w momencie, kiedy przedstawiciele różnych narodów mają ze sobą współpracować czy koegzystować. Niemiec się wścieka, że jego znajomy Hiszpan jest taki "rozlazły" nie można na nim polegać, zaś Hiszpan ma dość tego upierdliwego sztywniaka Niemca.
Oczywiście możesz powiedzieć, że przecież i w narodzie ludzie są różni, jedni będą bardziej jak Hiszpanie, a drudzy jak Niemcy, jednak ta mentalność narodowa jest pewnym uśrednieniem, z której wynikają pewne normy i te różnice wewnątrznarodowe będą mniejsze niż te pomiędzy narodami i stąd będą wynikać czasem bardzo odmienne systemy funkcjonowania tych społeczeństw.
|
Te wszystkie różnice, są - co sama przyznajesz - statystyczne, a do tego wg mnie "kosmetyczne". Nie widzę powodu, aby na nich bazować w kontekście jakichś poważnych światopoglądowych decyzji. |
Te "kosmetyczne" (jak to określasz) różnice w pewnych kontekstach wcale nie są kosmetyczne. Gdybyś np. zarządzał międzynarodowym zespołem który by po części składał z Niemców, a po części z Hiszpanów, tobyś niejeden włos sobie z głowy wyrwał, żeby ten zespół doprowadzić do ładu.
To są jednak tylko przykładowe różnice w mentalności, poza nimi są jeszcze różnice w religii (systemie wartości), kulturze, obyczajach - i tutaj już mamy bardzo duży wpływ na światopogląd.
Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: | Nie mam zawodowego doświadczenia w branży PR, za to jako uczestnik rynku (konsument) z PR-em mam do czynienia na co dzień choćby robiąc zakupy w sklepie i z wielu moich wyborów konsumenckich jestem bardzo zadowolona, a są i marki, do których od lat mam zaufanie. Wszyscy ci producenci/dystrybutorzy dotarli do mnie w ten czy inny sposób z pozytywnym przekazem czy to za sprawą reklamy, promocji, czy atrakcyjnego opakowania albo polecenia znajomego i okazało się, że rzeczywiście są tym za co się podają. I założę się, że Ty masz podobne doświadczenia, tylko po prostu wtedy nie myślisz o PR. |
To może to jest kwestia standardów, które przyjmujemy jako domyślne. Dla mnie np. kłamstwem jest już ukrycie istotnej wady tego, co ktos mi sprzedaje. A przecież żaden PR-owiec sam z siebie nie wspomni o tym, co może być problematycznego w jego ofercie. |
Możesz podać przykład takiej istotnej wady, która została ukryta przez PR-owca?
Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Śro 17:26, 05 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:02, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Może to też wynika z tego, co myślę o hitleryzmie. W tym systemie totalitarnym ludzi zniewalano propagandą, żądając lojalności względem władzy i narodu, choć w istocie chodziło o kaprys wodza, który był wojennym paranoikiem. Mając to nieustannie w pamięci, ja w ogóle nie traktuję lojalności, czy ogólnie związku z jakąkolwiek grupą ludzi jako wartość samą w sobie, jako co pozytywnego. |
Nawet w przypadku hitleryzmu lojalność działa w 2 strony: jest lojalność wobec Hitlera, i lojalność wobec tych, którzy się mu przeciwstawiają. |
Tak. I dlatego trzeba mieć podstawę, aby słusznie wybrać, trzeba w takich warunkach obie strony móc ocenić już samodzielnie, swoim sumieniem. Jego rola jest niezbywalna.
towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: | Nie mam z góry dobrego zdania o lojalności grupowej. Lojalność MOŻE być czymś wartościowym, ale DOPIERO WTEDY GDY JĄ SZCZERZE, PO CZUJNYM, DROBIAZGOWYM SPRAWDZENIU Z KIM I Z CZYM MAMY DO CZYNIENIA, ZAAKCEPTUJEMY. Tu nie daję sobie prawa do żadnego "automatu" w działaniach, żadnego z góry założonego wzorca nie przyjmuję. Nie podpisuję z nikim żadnego cyrografu, żądając od siebie przekonsultowania z moim sumieniem każdorazowego aktu decyzji w kontekście jakichkolwiek lojalnościowych postaw. |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce. |
Oczywiście niczego nie gwarantuję. To, że się chcę sumieniem posługiwać, nie oznacza, iż uważam je za w 100% idealne. Raczej jest tak, że uważam je za aktualnie najlepszą opcję spośród wszystkich dostępnych. Wszystkie opcje mają swoje wady, sumienie też, ale sumienie daje w moim odczuciu największą nadzieję na to, iż będą wykrywane błędy, niespójności, fałsze w ocenach rzeczywistości. Bo sumienie jest w człowieku (lepsze albo gorsze, ale jest) cały czas, jest z tym człowiekiem. Wszystkie inne mechanizmy wskazywania osądów (w szczególnosci autorytety)
1. po pierwsze są dostępne wyłącznie w wybranych momentach, sytuacja, względem wybranych spraw.
2. po drugie i tak wymagają do ich zastosowania OSOBISTEGO ROZPOZNANIA, co właściwie jest tym wskazanym w zewnętrznej poradzie/nakazie wypełnieniem, co jest słuszne. A to osobiste rozpoznanie - np. że rzeczywiście osoba, która przed nami stoi jest kims potrzebującym wsparcia, a nie cwaniaczkiem oszustem - już nie dokona się inaczej, jak tylko w użyciem bardzo osobistych aspektów świadomości - intuicji, wyczucia, indywidualnego doświadczenia, zmysłów. Czyli gdyby je wykluczyć, to i tak nie dałoby się żadnej zewnętrznej normy realnie zostosować, bo dany człowiek nawet nie byłby w stanie ustalić, do czego się ona stosuje.
towarzyski.pelikan napisał: | Te "kosmetyczne" (jak to określasz) różnice w pewnych kontekstach wcale nie są kosmetyczne. Gdybyś np. zarządzał międzynarodowym zespołem który by po części składał z Niemców, a po części z Hiszpanów, tobyś niejeden włos sobie z głowy wyrwał, żeby ten zespół doprowadzić do ładu. |
Radzą sobie z tym ludzie całkiem nieźle. Moj brat akurat pracuje na takim stanowisku, gdzie ma do czynienia z ludźmi z calego świata - od Europejczykow, poprzez Amerykańców, Japończyków (nie dopytywałem dokładnie kto tam jest jeszcze). I choć opowiadał o różnych problemach, to nie były to nigdy problemy nie do przewalczenia. Problemy w komunikacji międzyludzkiej są zawsze - nawet w firmie, która ma w swoim zespole wyłącznie osoby z jednego narodu. Skala owych problemów bardziej zależy od specyfiki i kultury firmy, a mniej od narodowości.
Faktem jest, że warto być czujnym, uważać, aby nie zrobić komuś krzywdy. Mój brat opowiadał o dość stresującej sytuacji z pewnym Japończykiem, który czegoś tam nie dopełnił, więc ten mu to otwarcie napisał, ale do tego (co najgorsze) dał też kopię e-maila jego przełożonemu. W tamtejszej kulturze był to jednak ogromny despekt, taka reakcja była odebrana jako bardzo silna, agresywna, wręcz krzywdząca. Japończycy są bardzo grzeczni i uważają na każde słowo, a szczegolnie na aspekt hierarchii. Przenoszenie wzorców anglosaskich na kulturę dalekowschodnią łatwo doprowadza do nieporozumień. Trzeba być po prostu ostrożnym, nie ma rady. Mimo to, jakoś to się daje w zdecydowanej większości sytuacji dogadać. Podobnie jak nie daje się dogadać wielu sytuacji w firmie, gdzie wszyscy są z tego samego narodu.
Nie słyszałem o obiektywnych badaniach kultury firmowej, ale skuteczne działanie film wielonatorodowych wg mnie dowodzi, iż nawet jeśli problemy się pojawiają, to w większości nie mają one natury nierozwiązywalnej.
towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: |
towarzyski.pelikan napisał: | Nie mam zawodowego doświadczenia w branży PR, za to jako uczestnik rynku (konsument) z PR-em mam do czynienia na co dzień choćby robiąc zakupy w sklepie i z wielu moich wyborów konsumenckich jestem bardzo zadowolona, a są i marki, do których od lat mam zaufanie. Wszyscy ci producenci/dystrybutorzy dotarli do mnie w ten czy inny sposób z pozytywnym przekazem czy to za sprawą reklamy, promocji, czy atrakcyjnego opakowania albo polecenia znajomego i okazało się, że rzeczywiście są tym za co się podają. I założę się, że Ty masz podobne doświadczenia, tylko po prostu wtedy nie myślisz o PR. |
To może to jest kwestia standardów, które przyjmujemy jako domyślne. Dla mnie np. kłamstwem jest już ukrycie istotnej wady tego, co ktos mi sprzedaje. A przecież żaden PR-owiec sam z siebie nie wspomni o tym, co może być problematycznego w jego ofercie. |
Możesz podać przykład takiej istotnej wady, która została ukryta przez PR-owca? |
Z polityki ostatnio: PR owcy Orlenu nie pochwalili się, że koncern robi interesy z jakimś podejrzanym typkiem libańczykiem Samerem i lekką rączką przelewa na zagraniczne konta nieznanych podmiotów grube setki milionów.
Z wielkiego biznesu: dużo kosztowało ustalenie, jak koncern Zuckerberga handluje danymi swoich użytkowników. PR firmowy o tym się nie zająknął.
Z historii polskich spółek giełdowych: PR owcy GetBacku do końca zachęcali do zakupu akcji firmy - nawet gdy już było jasne, że musi ona zbankrutować. [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:01, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce. |
Oczywiście niczego nie gwarantuję. To, że się chcę sumieniem posługiwać, nie oznacza, iż uważam je za w 100% idealne. Raczej jest tak, że uważam je za aktualnie najlepszą opcję spośród wszystkich dostępnych. Wszystkie opcje mają swoje wady, sumienie też, ale sumienie daje w moim odczuciu największą nadzieję na to, iż będą wykrywane błędy, niespójności, fałsze w ocenach rzeczywistości. Bo sumienie jest w człowieku (lepsze albo gorsze, ale jest) cały czas, jest z tym człowiekiem. Wszystkie inne mechanizmy wskazywania osądów (w szczególnosci autorytety)
1. po pierwsze są dostępne wyłącznie w wybranych momentach, sytuacja, względem wybranych spraw.
2. po drugie i tak wymagają do ich zastosowania OSOBISTEGO ROZPOZNANIA, co właściwie jest tym wskazanym w zewnętrznej poradzie/nakazie wypełnieniem, co jest słuszne. A to osobiste rozpoznanie - np. że rzeczywiście osoba, która przed nami stoi jest kims potrzebującym wsparcia, a nie cwaniaczkiem oszustem - już nie dokona się inaczej, jak tylko w użyciem bardzo osobistych aspektów świadomości - intuicji, wyczucia, indywidualnego doświadczenia, zmysłów. Czyli gdyby je wykluczyć, to i tak nie dałoby się żadnej zewnętrznej normy realnie zostosować, bo dany człowiek nawet nie byłby w stanie ustalić, do czego się ona stosuje. |
Dla mnie "dawanie priorytetu własnemu sumieniu" oznacza coś więcej niż tylko fakt, że ostatecznie to JA postępuje zgodnie z autorytetem czy wbrew niemu, że decyzja należy do mnie. Mianowicie, wg mnie oznacza to, że w razie konfliktu moje zdanie-autorytet, zawsze wybiorę to co mnie się wydaje słuszne. Czyli jeśli np. Hitler zrobi na mnie wrażenie, a ludzie wokół (autorytet grupy) będą mnie ostrzegać, że to niebezpieczny człowiek i lepiej żebym się trzymała od niego z daleka, to ja wezmę sobie to zdanie autorytetu mocno do serca i bardzo prawdopodobne, że to jemu zaufam, a nie własnemu osądowi, niezależnie od tego, czy Hitler przestanie na mnie robić wrażenie czy nie. Dlaczego? Ponieważ biorę pod uwagę, że mogę się kiedyś znaleźć w takim stanie ducha, że moja percepcja będzie skrzywiona. Ale żeby się w ten sposób zabezpieczyć, to ja muszę już teraz skupić wokół siebie ludzi, którzy zasługują na bycie takim autorytetem, bo później może już być na to za późno...
Cytat: | Nie słyszałem o obiektywnych badaniach kultury firmowej, ale skuteczne działanie film wielonatorodowych wg mnie dowodzi, iż nawet jeśli problemy się pojawiają, to w większości nie mają one natury nierozwiązywalnej. |
Oczywiście, że nie są nierozwiązywalne, natomiast ciekawsze jest to, w jaki sposób się takie problemy rozwiązuje. Mianowicie tak, że standardy tej dominującej grupy, która tworzy kulturę organizacji, są narzucane tym mniejszościom. I właśnie środowisko korporacyjne świetnie pokazuje konsekwencje wdrażania "multi kulti", w hasłach to wygląda tak jakby te przyjmowane mniejszości miały zostać włączone na równych zasadach do tej społeczności-gospodarza i kultywować swoją inność, a w rzeczywistości taka postawa gospodarza by szybko doprowadziła do totalnego chaosu i anarchii. Każda społeczność musi bowiem funkcjonować według standardów, które po pierwsze, są wspólne, a po drugie - spójne. A skoro tak, to nie ma zmiłuj, standardy jednej z grup muszą zdominować standardy tej innej. A tym samym musi dojść do homogenizacji grupy. Czyli coś co miało być diverse and inclusive siłą rzeczy musi się ujednorodnić.
Dlatego właśnie największymi wrogami wielokulturowości, wielonarodowości, a więc pokojowego współistnienia obok siebie wielu narodów i kultur, są...promotorzy multi-kulti, bo to właśnie dążenie do zmieszania różnych narodów i kultur w jedną kolorową breję prowadzi do zabicia prawdziwej różnorodności.
Cytat: | towarzyski.pelikan napisał: |
Możesz podać przykład takiej istotnej wady, która została ukryta przez PR-owca? |
Z polityki ostatnio: PR owcy Orlenu nie pochwalili się, że koncern robi interesy z jakimś podejrzanym typkiem libańczykiem Samerem i lekką rączką przelewa na zagraniczne konta nieznanych podmiotów grube setki milionów.
Z wielkiego biznesu: dużo kosztowało ustalenie, jak koncern Zuckerberga handluje danymi swoich użytkowników. PR firmowy o tym się nie zająknął.
Z historii polskich spółek giełdowych: PR owcy GetBacku do końca zachęcali do zakupu akcji firmy - nawet gdy już było jasne, że musi ona zbankrutować. [link widoczny dla zalogowanych] |
I jak się powyższe odbiło na wizerunkach tych firm?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:38, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | każdy człowiek POWINIEN MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, DO CZEGO JEST ZDOLNY w niesprzyjających warunkach. |
Nikt nie ma takiej świadomości, jeśli nigdy się o takie warunki nie otarł.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 21:09, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | Michał Dyszyński napisał: | każdy człowiek POWINIEN MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, DO CZEGO JEST ZDOLNY w niesprzyjających warunkach. |
Nikt nie ma takiej świadomości, jeśli nigdy się o takie warunki nie otarł. |
Chyba trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem. Nie chodziło mi właściwie o jakąś ostateczną pewność w tej sprawie, ale o samą świadomość możliwości, iż tak zareagujemy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 21:34, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Chyba trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem. Nie chodziło mi właściwie o jakąś ostateczną pewność w tej sprawie, ale o samą świadomość możliwości, iż tak zareagujemy. |
Mało kto ma świadomość takiej możliwości.
A czy uważasz, że Twoja rozmówczyni miała 10 lat temu świadomość możliwości zostania ubernacjonalistką?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:02, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Chyba trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem. Nie chodziło mi właściwie o jakąś ostateczną pewność w tej sprawie, ale o samą świadomość możliwości, iż tak zareagujemy. |
Mało kto ma świadomość takiej możliwości.
A czy uważasz, że Twoja rozmówczyni miała 10 lat temu świadomość możliwości zostania ubernacjonalistką? |
Mam prośbę abyś nie mieszał tu spraw prywatnych. Nic nie uważam na temat zdarzeń, których nie byłem świadkiem, a które ewentualnie mi przedstawić może (subiektywnie) albo jedna, albo druga strona. Wiem, że moderatorzy mają już serdecznie dość kolejnych Twoich podchodów do Pelikanki, a ja też już mam tego dość. Twoje przywrócenie w prawach pisania w DR miało ten warunek, że nie będziesz ciągnął wiadomych oskarżeń i pretensji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:06, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
A gdzie Ty tu widzisz coś prywatnego?
A czy uważasz, że Twoja rozmówczyni miała 11 lat temu świadomość możliwości zostania ubernacjonalistką?
Wtedy jej jeszcze nie znałem.
To teraz mi nie zarzucisz, że to prywatne.
P.S.
Nie było żadnych warunków.
Ostatnio zmieniony przez MaluśnaOwieczka dnia Śro 22:08, 05 Cze 2024, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:16, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | A gdzie Ty tu widzisz coś prywatnego?
A czy uważasz, że Twoja rozmówczyni miała 11 lat temu świadomość możliwości zostania ubernacjonalistką? |
Nic nie uważam, ani uważać nie zamierzam w sprawie, która dotyczy waszej relacji. Nie interesuje mnie to, ucinam kwestię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:21, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Przecież ja nie piszę o żadnej relacji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:42, 05 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce. |
Oczywiście niczego nie gwarantuję. To, że się chcę sumieniem posługiwać, nie oznacza, iż uważam je za w 100% idealne. Raczej jest tak, że uważam je za aktualnie najlepszą opcję spośród wszystkich dostępnych. Wszystkie opcje mają swoje wady, sumienie też, ale sumienie daje w moim odczuciu największą nadzieję na to, iż będą wykrywane błędy, niespójności, fałsze w ocenach rzeczywistości. Bo sumienie jest w człowieku (lepsze albo gorsze, ale jest) cały czas, jest z tym człowiekiem. Wszystkie inne mechanizmy wskazywania osądów (w szczególnosci autorytety)
1. po pierwsze są dostępne wyłącznie w wybranych momentach, sytuacja, względem wybranych spraw.
2. po drugie i tak wymagają do ich zastosowania OSOBISTEGO ROZPOZNANIA, co właściwie jest tym wskazanym w zewnętrznej poradzie/nakazie wypełnieniem, co jest słuszne. A to osobiste rozpoznanie - np. że rzeczywiście osoba, która przed nami stoi jest kims potrzebującym wsparcia, a nie cwaniaczkiem oszustem - już nie dokona się inaczej, jak tylko w użyciem bardzo osobistych aspektów świadomości - intuicji, wyczucia, indywidualnego doświadczenia, zmysłów. Czyli gdyby je wykluczyć, to i tak nie dałoby się żadnej zewnętrznej normy realnie zostosować, bo dany człowiek nawet nie byłby w stanie ustalić, do czego się ona stosuje. |
Dla mnie "dawanie priorytetu własnemu sumieniu" oznacza coś więcej niż tylko fakt, że ostatecznie to JA postępuje zgodnie z autorytetem czy wbrew niemu, że decyzja należy do mnie. Mianowicie, wg mnie oznacza to, że w razie konfliktu moje zdanie-autorytet, zawsze wybiorę to co mnie się wydaje słuszne. Czyli jeśli np. Hitler zrobi na mnie wrażenie, a ludzie wokół (autorytet grupy) będą mnie ostrzegać, że to niebezpieczny człowiek i lepiej żebym się trzymała od niego z daleka, to ja wezmę sobie to zdanie autorytetu mocno do serca i bardzo prawdopodobne, że to jemu zaufam, a nie własnemu osądowi, niezależnie od tego, czy Hitler przestanie na mnie robić wrażenie czy nie. Dlaczego? Ponieważ biorę pod uwagę, że mogę się kiedyś znaleźć w takim stanie ducha, że moja percepcja będzie skrzywiona. Ale żeby się w ten sposób zabezpieczyć, to ja muszę już teraz skupić wokół siebie ludzi, którzy zasługują na bycie takim autorytetem, bo później może już być na to za późno... |
Ciekawe, że się przyznajesz, iż pewnie byś Hitlerowi zaufała. Kiedyś pisałaś, że robią na Tobie dobre wrażenie ludzie charyzmatyczni. Hitler przed lustrem trenował właśnie to, jak się ludziom wydać charyzmatycznym, przekonywającym. Charyzmatyczny był też Manson. Ja jakiś czas temu z tego wyciągnąłem osobisty wniosek, żeby być mocno ostrożnym względem wszystkich charyzmatycznych. W pewnym momencie życia obserwowałem jednego mojego kolegę z tych też charyzmatycznych. Sam oceniałem go jak bardziej lansera, ale innym on się podobał (choć oczywiście nie wszystkim). Zdaję sobie sprawę, że mając nieco aktorskich zdolności, pogłębiwszy wiedzę z psychologii, potrenowawszy, można się bardzo mocno podciągnąć w byciu charyzmatycznym. Mając tego świadomość, mocno mnie przeraża perspektywa bycia frajerem złowionym przez cwaniaków właśnie na charyzmę.
Co buduje charyzmę?
- Emocje!
Nie na darmo psychologom udało się ustalić, że wystarczy być mocno emocjonalnym, aby innych skutecznie przekonywać. Oczywiście to nie jest jedyny czynnik - można tu dorzucić jakiś nimb władzy, czasem zaufanie okazywane przez innych, wreszcie pewnie niejednemu i realna wiedza, połączona z rozumem pomoże w zdobywaniu popleczników. Nie twierdzę, że wszyscy charyzmatycy mają złe intencje, bo Jezus był i charyzmatyczny, i jednocześnie występował po dobrej stronie mocy. Ale jednak było tylu fałszywych proroków, za którymi szły tłumy...
Nie twierdzę, że mam pewną metodę ochrony przed manipulacją, ale przynajmniej się staram. Środki zapobiegawcze związane są z pewnym osobistym programem, który mi już niejednokrotnie zdemaskował moją głupią uległość cwanym charyzmatykom, czy innym im jakoś podobnym. W ramach programu:
- Jeśli ktoś mi się bardzo podoba i mam ochotę w 100% mu zaufać, to...
właśnie te 100% chęci traktuję jako najważniejszy głos ostrzegawczy. Jeśli tak zupełnie nie mam najmniejszych zastrzeżeń wobec czegoś, w sytuacji, gdy w normalnych warunkach ZAWSZE jakieś, choćby drobne zastrzeżenia mam, to wiele świadczy o tym, że zostałem "zaczarowany", czyli jestem pod wpływem manipulacji.
- staram się to, co mi sugerują różne osoby (szczególnie ważnych sprawach) przemyśleć gdzieś z boku dodatkowo na chłodno, gdy pierwsze emocje opadną.
- analizowałem, na czym polega wpływ charyzmatyków na ludzi - to jest najczęściej wrażenie związane z prezentowaniem niezbitej pewności siebie i emocjonalności. Zwykle manipulujący ludzi charyzmatyk otacza się jakąś świtą, której wcześniej sobie "zaczarował", a która potem stanowi dodatkową formę potwierdzenia, iż ludzie mu wierzą, czyli to i ja powinienem mu wierzyć. Takie elementy staram się wygaszać w swoim odbiorze, aby nie dać się nimi czarować.
- staram się na którymś etapie (możliwie szybko) stawiać PYTANIA O KONKRETY, czyli nie o wizje, nie piękne słowa, tylko o to, co konkretnie zamierza nasz charyzmatyczny lider przedsięwziąć, jak będzie rozwiązywał praktyczne problemy. Jeśli charyzmatyk wszystkie te pytania zbywa, przechodząc szybko do wzniosłego deklamowania jakichś górnolotnych komunałów, to mój dzwoneczek ostrzegawczy dzwoni jak szalony.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:36, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce. |
Oczywiście niczego nie gwarantuję. To, że się chcę sumieniem posługiwać, nie oznacza, iż uważam je za w 100% idealne. Raczej jest tak, że uważam je za aktualnie najlepszą opcję spośród wszystkich dostępnych. Wszystkie opcje mają swoje wady, sumienie też, ale sumienie daje w moim odczuciu największą nadzieję na to, iż będą wykrywane błędy, niespójności, fałsze w ocenach rzeczywistości. Bo sumienie jest w człowieku (lepsze albo gorsze, ale jest) cały czas, jest z tym człowiekiem. Wszystkie inne mechanizmy wskazywania osądów (w szczególnosci autorytety)
1. po pierwsze są dostępne wyłącznie w wybranych momentach, sytuacja, względem wybranych spraw.
2. po drugie i tak wymagają do ich zastosowania OSOBISTEGO ROZPOZNANIA, co właściwie jest tym wskazanym w zewnętrznej poradzie/nakazie wypełnieniem, co jest słuszne. A to osobiste rozpoznanie - np. że rzeczywiście osoba, która przed nami stoi jest kims potrzebującym wsparcia, a nie cwaniaczkiem oszustem - już nie dokona się inaczej, jak tylko w użyciem bardzo osobistych aspektów świadomości - intuicji, wyczucia, indywidualnego doświadczenia, zmysłów. Czyli gdyby je wykluczyć, to i tak nie dałoby się żadnej zewnętrznej normy realnie zostosować, bo dany człowiek nawet nie byłby w stanie ustalić, do czego się ona stosuje. |
Dla mnie "dawanie priorytetu własnemu sumieniu" oznacza coś więcej niż tylko fakt, że ostatecznie to JA postępuje zgodnie z autorytetem czy wbrew niemu, że decyzja należy do mnie. Mianowicie, wg mnie oznacza to, że w razie konfliktu moje zdanie-autorytet, zawsze wybiorę to co mnie się wydaje słuszne. Czyli jeśli np. Hitler zrobi na mnie wrażenie, a ludzie wokół (autorytet grupy) będą mnie ostrzegać, że to niebezpieczny człowiek i lepiej żebym się trzymała od niego z daleka, to ja wezmę sobie to zdanie autorytetu mocno do serca i bardzo prawdopodobne, że to jemu zaufam, a nie własnemu osądowi, niezależnie od tego, czy Hitler przestanie na mnie robić wrażenie czy nie. Dlaczego? Ponieważ biorę pod uwagę, że mogę się kiedyś znaleźć w takim stanie ducha, że moja percepcja będzie skrzywiona. Ale żeby się w ten sposób zabezpieczyć, to ja muszę już teraz skupić wokół siebie ludzi, którzy zasługują na bycie takim autorytetem, bo później może już być na to za późno... |
Ciekawe, że się przyznajesz, iż pewnie byś Hitlerowi zaufała. |
Nic takiego nie przyznaje. Nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Napisałam, że bardzo prawdopodbne, że gdybym nabrała się na Hitlera, a mój autorytet by mnie od tego odciągał, to bym zaufała temu atorytetowi, a nie sobie (wtedy: nabranej przez Hitlera)
Dodam, że w mojej wypowiedzi "Hitler" to taki symbol każdego człowieka, który zwodzi ludzi na manowce, niezależnie od tego w jaki sposób to robi.
Cytat: | Mając tego świadomość, mocno mnie przeraża perspektywa bycia frajerem złowionym przez cwaniaków właśnie na charyzmę.
Co buduje charyzmę?
- Emocje! |
To co działa na ludzi jest zależne po części od konkretnej osoby, a po częci od czasów, w których żyją Moim zdaniem przeceniasz rolę charyzmy, ignorując inne (moim zdaniem znacznie bardziej skuteczne na ten moment) sposoby wywierania wpływu. Dzisiaj ludzi się najskuteczniej nabiera na NAUKĘ, EKSPERTÓW. Wystarczy dowolny światopogląd czy pomysł wypromować jako naukowy, żeby duża część społeczeństwa łyknęła to bez cienia wątpliwości.
Można nawet pokusić się o ogólną regułę, że ludzie najskuteczniej nabierają się na tych, których nie podejrzewają o to, że szerzą zło. Hitleryzm został zdemaskowany i przepracowany wskutek II wojny światowej do tego stopnia, że społeczeństwo już z bardzo niskim prawdopodbieństwem by się na takiego kogoś nabrała. Jakby poprosić przeciętnego człowieka (przynajmniej z naszych stron świata), żeby wymienił pierwszą jaka mu się rzuca na myśl złą postać w historii świata, to powie "Hitler".
Natomiast "nauka" stała się przedmiotem religijnego kultu, mało kto podejrzewa naukę i kogokolwiek kto się na nią powoluje o jakieś złe zamiary czy skutki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 9040
Przeczytał: 38 tematów
|
Wysłany: Czw 11:58, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Cytat: | mój autorytet by mnie od tego odciągał, to bym zaufała temu atorytetowi |
ale Hitler właśnie stał się autorytetem i wbrew sobie ludzie słuchali, w większości, tego autorytetu nie siebie (patrz eksperymenty Milgrama) ...
problem może - nie wiem - że jesteś kobietą ... i to kwestia wtedy bardziej lojalności, a nie autorytetu rozumianego poprzez rozum ... bo tu samo pojęcie autorytetu, rozumowi przeczy - zaufanie to wiara, ale ta jest drogą, nie celem - tak na marginesie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23239
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:03, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | Michał Dyszyński napisał: | każdy człowiek POWINIEN MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, DO CZEGO JEST ZDOLNY w niesprzyjających warunkach. |
Nikt nie ma takiej świadomości, jeśli nigdy się o takie warunki nie otarł. |
Tu przychodzi mi na myśl Noblistka.
Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 20:32, 06 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33861
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:38, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
towarzyski.pelikan napisał: | Nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Napisałam, że bardzo prawdopodbne, że gdybym nabrała się na Hitlera, a mój autorytet by mnie od tego odciągał, to bym zaufała temu atorytetowi, a nie sobie (wtedy: nabranej przez Hitlera) |
To jakoś nie zrozumiałem. Nie wiem, skąd się w Twojej argumentacji nagle bierze jakiś "mój autorytet", który jest trzecim w układzie. Bo ja widzę sytuację w najczęstszym układzie, czyli że jest oto KTOŚ (źródło), które coś stwierdza, starając się być sugestywnym, przekonywającym (także charyzmatycznym) i jestem po prostu ja, który to słucha. Nie ma najczęściej pod ręką trzeciego, osobnego autorytetu, bo skąd by się on nagle miał brać?...
Więc mamy po prostu owo sugestywne źródło (tym źródłem był dla Niemców Hitler) i byli oni sami. Gdzieś w tle może są jakieś normy społeczne, może autorytety religijne, ale te są znowu też tymi wcześniejszymi wybranymi (ten sam mechanizm uznawania się ich tyczy, tylko że został on uruchomiony wcześniej i teraz już owe cosie pełnią może rolę tego zaufanego autorytetu). Dla Niemców w III Rzeszy ich fuhrer po prostu był najwyższym autorytetem.
Inaczej mówiąc, można sformułować pytanie: jak nie dopuścić do statusu źródła najbardziej zaufanego (w skrajnych przypadkach osób niedowierzających sobie będzie to rola nadrzędna nawet wobec ich umysłu) złych ludzi, organizacji, środków nacisku i wpływu. Najczyściej problem opisuje sytuacja, gdy pytamy O PIERWSZY CHRONOLOGICZNIE DLA DANEJ OSOBY autorytet, czyli o decyzję, w której nie mamy się do kogo odwołać, bo jeszcze tego nie ma, a ten pierwszy właśnie się decyduje. Jest sam umysł postrzegający zewnętrzne źródło. Tu nie ma tego "trzeciego z boku", który z resztą, nawet gdyby był, to też skądś jego zaufanie by pochodziło, a ja wtedy od razu spytam SKĄD się ono wzięło.
towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: | Mając tego świadomość, mocno mnie przeraża perspektywa bycia frajerem złowionym przez cwaniaków właśnie na charyzmę.
Co buduje charyzmę?
- Emocje! |
To co działa na ludzi jest zależne po części od konkretnej osoby, a po częci od czasów, w których żyją Moim zdaniem przeceniasz rolę charyzmy, ignorując inne (moim zdaniem znacznie bardziej skuteczne na ten moment) sposoby wywierania wpływu. Dzisiaj ludzi się najskuteczniej nabiera na NAUKĘ, EKSPERTÓW. Wystarczy dowolny światopogląd czy pomysł wypromować jako naukowy, żeby duża część społeczeństwa łyknęła to bez cienia wątpliwości. |
Ekspert (jeśli nie jest z tych skromnych, uczciwych, tylko właśnie podejrzewamy go o manipulację) też próbuje budować jakąś postać swojej charyzmy (albo jej odpowiednika) bazującej na tym, że ma za sobą jakąś naukową, czy inną poważaną instytucję, może tradycję. Do eksperta w złym znaczeniu odnosić się będą dość podobne reguły, jak względem charyzmatyka.
towarzyski.pelikan napisał: | Hitleryzm został zdemaskowany i przepracowany wskutek II wojny światowej do tego stopnia, że społeczeństwo już z bardzo niskim prawdopodobieństwem by się na takiego kogoś nabrała. Jakby poprosić przeciętnego człowieka (przynajmniej z naszych stron świata), żeby wymienił pierwszą jaka mu się rzuca na myśl złą postać w historii świata, to powie "Hitler".
Natomiast "nauka" stała się przedmiotem religijnego kultu, mało kto podejrzewa naukę i kogokolwiek kto się na nią powołuje o jakieś złe zamiary czy skutki. |
Tak też może być, co nie zmienia tego, że manipulacja na charyzmę jest dalej tą główną, nawet jeśli charyzma dostaje wsparcie od (rzekomej czy prawdziwej) naukowości.
Tp napisał: | Można nawet pokusić się o ogólną regułę, że ludzie najskuteczniej nabierają się na tych, których nie podejrzewają o to, że szerzą zło. |
Na tym m.in. właśnie polega charyzma, że manipulujący innymi cwaniak wydaje się "taki szczery, taki osobiście głęboko zaangażowany". On właśnie takie wrażenie chce sprawić na odbiorcach!
On właśnie tego chce, aby uwaga była skupiona na tej jego "szczerości" (pięknie zagranej, bo pewnie jak u Hitlera pracowicie wytrenowanej przed lustrem), na tej emocjonalnej mocy, na pięknych (emocjonalnie specjalnie wyraziście brzmiących) słowach i widocznym zaangażowaniu. Kto w obliczu tych emocji będzie jeszcze wtedy pytał o konkrety i potwierdzenia: co, jak, dlaczego, z czego to wynika?...
Nie! To przecież nie wypada nawet pytać, ani wątpić w kogoś kto tak szczerze, tak wyraziście nam coś opowiada, tak "wkłada całego siebie", jest taki dla nas i i cały...
A to bardzo często jest wykalkulowana inscenizacja obliczona na zadziałanie na najsłabszy, najgorzej chroniony obszar psychiki - na emocje, które tak bardzo chcą, aby było pozytywnie, aby się spełniały pragnienia, aby mieć przed sobą kogoś, komu można by zaufać. Cwany manipulujący charyzmą umie dobrze wyczuwać nastroje, więc wie, kiedy szczerość trzeba posolić jakimś sprzeciwem, twardą postawą, a kiedy być miłym, kojarzącym się z rozsądkiem. Ale przede wszystkim charyzmatyk będzie się jawił, jako pewny siebie, zdecydowany, nawet władczy - bo to ten aspekt jest ważny, aby emocje odbiorców zagrały na jego korzyść. Bo tu chodzi o to, aby zagrał instynkt podążania za liderem. Trzeba więc stadu powiedzieć: patrzcie oto ja! Wasz lider! Mnie się posłuchajcie, a będzie dobrze! Jak za mną pójdziecie, to problemów nie będzie! Idziecie? Razem idziecie?... Z braćmi złączeni, wspólnotą silni idzieci za mną?... Na jak byście mogli nie pójść?... No to już! Razem! We wspólną przyszłość! W lepszą przyszłość! Idziemy!!!
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:57, 06 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 9040
Przeczytał: 38 tematów
|
Wysłany: Czw 13:45, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Trzeba więc stadu powiedzieć: patrzcie oto ja! Wasz lider! |
nie, trzeba powiedzieć stadu, patrzcie oto wasz wróg ... a lidera, który je przed złem broni, stado samo zidentyfikuje.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 9040
Przeczytał: 38 tematów
|
Wysłany: Czw 14:19, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | Cytat: | Trzeba więc stadu powiedzieć: patrzcie oto ja! Wasz lider! |
nie, trzeba powiedzieć stadu, patrzcie oto wasz wróg ... a lidera, który je przed złem broni, stado samo zidentyfikuje. |
tak mi przyszło do głowy - bo myślę, nie ma żadnej reguły ...
może jednak jedna jest
szatan jest ojcem kłamstwa, kłamstwo przyjęte na wiarę jest zwycięstwem szatana ...
... stąd wniosek, oszust nie będzie chciał żeby rozmawiać, w kwestii oszustwa, że wskazanym przez siebie wrogiem ...
bo oszust wie, że to może zdemaskować jego kłamstwa
/stąd zresztą w sądownictwie oskarżony ma prawo poznać zarzuty i się do nich odnieść - "szatan oskarżyciel" do takiej sytuacji nigdy nie będzie chciał dopuścić, bo to mogłoby zdemaskować jego kłamstwa)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:04, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | problem może - nie wiem - że jesteś kobietą ... i to kwestia wtedy bardziej lojalności |
Można tej osobie przypisać wszystko, tylko nie lojalność
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucek
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 9040
Przeczytał: 38 tematów
|
Wysłany: Czw 19:24, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
MaluśnaOwieczka napisał: | lucek napisał: | problem może - nie wiem - że jesteś kobietą ... i to kwestia wtedy bardziej lojalności |
Można tej osobie przypisać wszystko, tylko nie lojalność |
nie chodzi o tego typu lojalność .... chodzi o lojalnośc poglądów w obec wybranego przez siebie autorytetu - bezkrytycznemu zaufania jemu .... zresztą, o ile kobieta kieruje się głuwnie emocjami to krytycyzm jest raczej trudnoosiągalną kwestią
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MaluśnaOwieczka
Dołączył: 28 Gru 2020
Posty: 6538
Przeczytał: 7 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:38, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
lucek napisał: | MaluśnaOwieczka napisał: | lucek napisał: | problem może - nie wiem - że jesteś kobietą ... i to kwestia wtedy bardziej lojalności |
Można tej osobie przypisać wszystko, tylko nie lojalność |
nie chodzi o tego typu lojalność .... chodzi o lojalnośc poglądów w obec wybranego przez siebie autorytetu - bezkrytycznemu zaufania jemu .... zresztą, o ile kobieta kieruje się głuwnie emocjami to krytycyzm jest raczej trudnoosiągalną kwestią |
Nic w tym złego, gdy się kieruje emocjami, o ile jest tego świadoma.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
towarzyski.pelikan
Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5675
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:15, 06 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Napisałam, że bardzo prawdopodbne, że gdybym nabrała się na Hitlera, a mój autorytet by mnie od tego odciągał, to bym zaufała temu atorytetowi, a nie sobie (wtedy: nabranej przez Hitlera) |
To jakoś nie zrozumiałem. Nie wiem, skąd się w Twojej argumentacji nagle bierze jakiś "mój autorytet", który jest trzecim w układzie. |
Nie nagle, "ten trzeci" towarzyszy naszej dyskusji od kilku postów w kontekście tej dobrej lojalności:
Cytat: |
Musisz zatem pokładać bardzo dużą wiarę w swoje sumienie, a co jeśli jakiś Hitler Ci je wykrzywi? Może wtedy ta lojalność wobec katolików by Ci jednak pomogła nie zejść na manowce. |
Cytat: | Bo ja widzę sytuację w najczęstszym układzie, czyli że jest oto KTOŚ (źródło), które coś stwierdza, starając się być sugestywnym, przekonywającym (także charyzmatycznym) i jestem po prostu ja, który to słucha. Nie ma najczęściej pod ręką trzeciego, osobnego autorytetu, bo skąd by się on nagle miał brać?.. | .
No właśnie zwykle tak nie jest, zwykle ten autorytet funkcjonuje w szerszym kontekście jakichś norm społecznych, tradycji. Zwykle to nie jest Twój pierwszy autorytet. Zwykle tymi pierwszymi autorytetami są rodzice. I nie bez przyczyny przypisuje się im tak wielką rolę w kształtowaniu człowieka. A później jeszcze pojawi się wiele innych autorytetów po drodze.
Cytat: |
Inaczej mówiąc, można sformułować pytanie: jak nie dopuścić do statusu źródła najbardziej zaufanego (w skrajnych przypadkach osób niedowierzających sobie będzie to rola nadrzędna nawet wobec ich umysłu) złych ludzi, organizacji, środków nacisku i wpływu. Najczyściej problem opisuje sytuacja, gdy pytamy O PIERWSZY CHRONOLOGICZNIE DLA DANEJ OSOBY autorytet, czyli o decyzję, w której nie mamy się do kogo odwołać, bo jeszcze tego nie ma, a ten pierwszy właśnie się decyduje. Jest sam umysł postrzegający zewnętrzne źródło. Tu nie ma tego "trzeciego z boku", który z resztą, nawet gdyby był, to też skądś jego zaufanie by pochodziło, a ja wtedy od razu spytam SKĄD się ono wzięło. |
W przypadku tego pierwszego (rodzica) akurat niewiele mamy do gadania. On siłą rzeczy będzie dla nas autorytetem, bo jest tym pierwszym, jednak człowiek dojrzewając i stykając się z grupą rówieśniczą, innymi dorosłymi, a później jeszcze kolejnymi grupami etc. zaczyna modyfikować swój system wartości - autorytet zostaje rozproszony. Z czasem buduje swój własny autorytet, ale to nie oznacza odrzucenia autorytetu zewnętrznego, tylko bardziej świadome dobieranie sobie tych autorytetów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23239
Przeczytał: 55 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:44, 07 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Nawet na takim sobie zwykłym forum można komuś uwierzyć i uznać tę osobę za autorytet.
A potem: ałka.
Więc może nie winńmy ludzi, którzy już
potem nie mogą sie podnieść.
Zasada życiowa: je wyrzucam kogoś oswajasz, stajesz się za niego odpowiedzialnym.
Nie wyrzucam kotka lub pieska a nawet dziecka bo nie jest już taki mili...
Jeśli nie daję sobie rady, szukam pomocy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|