Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:10, 22 Paź 2022 Temat postu: Dlaczego staram się myśleć i argumentować nie personalnie? |
|
|
Myślę, że wyróżniającą (może nie względem wszystkich, ale sporej części) dyskutantów cechą mojego myślenia i argumentacji jest to, że odwlekam bardzo długo przypisywaniu komukolwiek czegokolwiek (winy, zasługi), a staram się stawiać sprawę ogólnie, czyli w stylu "jest pewien typ charakteru człowieka, który w sytuacji A reaguje na sposób R" - niepersonalnie, do nikogo konkretnie.
Dlaczego tak właśnie robię?
- Zasadniczy powód jest jeden: uważam, że najpierw należy ustalić system pojęć, umiejscowienie ocen w strukturze rozumowania, a dopiero potem personalnie oceniać.
Czyli jeśli na przykład nawet jakąś osobę zamierzam ocenić pod kątem jej zdolności analitycznych, to najpierw będę sobie próbował doprecyzować, co ogólnie owa "ocena analitycznych zdolności" w tym moim przypadku znaczy. Najpierw staram się doprecyzować język i pojęcia dla zagadnienia, a dopiero jak już będę miał w jakiejś tam minimalnej postaci to wyjaśnione, mogę się tą wyjaśnioną strukturą rozumowania posłużyć w konkretnym przypadku.
Postępowanie, w którym ktoś zaczyna od ocen personalnych mi osobiście jawi się jako gonienie mglistych chciejstw, niedoprecyzowanych intuicji, ogólnie myślenie chaotyczne. Zwykle od ocen personalnych zaczynają ci, których rozumowanie dodatkowo cechuje się następującymi właściwościami - milcząco przyjmowanymi założeniami:
- zakładają z góry, że to co sobie oni myślą, jest obligatoryjne dla wszystkich, oni tu rządzą, czyli że są wyróżnionymi uczestnikami dyskusji.
ewentualnie
- zakładają z góry, że ludzie nie różnią się pojmowaniem świata, że wszystko tak samo traktują, czyli nie trzeba się dogadywać w kwestii jak w ogóle rozumiemy dane zagadnienie ja i mój partner w dyskusji. (ja odrzucam to założenie, jako niezgodne z moim osobistym doświadczeniem życiowym).
- zakładają, iż wystarczy wspomnieć o tym, co się myśli, a odbiorca już ma obowiązek rozumieć to, o czym ktoś myśli (założenie czytania w myślach, założenie, że postrzeganie rozumowanie w ogóle nie ma alternatyw, zaś ludzie się nie różnią w myśleniu... tylko dlaczego wtedy w ogóle miałyby występować różnice stanowisk... )
- zakładają, że poglądy już na początku mają skończoną idealną, wyklarowaną postać, czyli nic nie trzeba dodatkowo wyjaśniać, doprecyzowywać. Jest to rodzaj epistemicznej pychy, którą ja odrzucam jako niezgodną z moim osobistym doświadczeniem obserwacji tak pomyłek w stawianiu sprawy własnych, jak też i pomyłek (do których się potem ludzie przyznają) innych osób.
- w zasadzie zakładają, iż dyskusja sprowadza się do przekonywania partnerów w dyskusji do przyjęcia jedynie słusznej racji, którą w sposób niepodważalny posiada dany dyskutant.
Ja widzę problem zupełnie inaczej:
- uważam, że najczęściej na początku strony nie wiedzą, o co chodzi ich partnerowi w dyskusji, a nawet...
nie wiedzą tak do końca o co im samym chodzi! Tzn. mają tu swoje intuicje, ale są one częściowo sprzeczne, częściowo niewyklarowane i ogólnie wymagające doprecyzowania.
- nawet gdyby strony miały już wyklarowane (w swoim rozumieniu stanowiska), to nie należy optymistycznie zakładać, iż owe stanowiska są zsynchronizowane z ich partnerami w dyskusji. Jest zatem sens omówić to, jak się dane zagadnienia rozumie, wyjaśnić kwestie sporne i wątpliwe.
- oceny personalne są szczególnie trudnym aspektem rozumowania, bo uderzają w emocje, ego dyskutanta. Zatem z doświadczenia wiem, że spora część dyskutantów nie wytrzyma pod względem utrzymania kontroli nad swoimi reakcjami mentalnymi rozsądku w przypadku, gdy na przykład poczują się zaatakowani. Wtedy dyskusja w ogóle się posypie. Zatem jeśli stawia się na cel osiągnięcie jak największego stopnia wzajemnego zrozumienia w dyskusji warto jest zacząć od mniej drażliwego elementu.
Warto tu zauważyć, że dla części dyskutantów celem jest nie tyle dogadanie czegokolwiek, co wzajemne się atakowanie personalne. Ci to szybko "przechodzą do dzieła" i atakują. Bo skoro i tak na kwestiach intelektualnych raczej im nie zależy, to po co mieliby tracić czas?...
Akurat mi atakowanie dla samego poczucia bycia w natarciu nie sprawia ani przyjemności, ani nie jest celem z innego powodu. Dlatego do tego "dzieła" najczęściej w ogóle nie zamierzam przechodzić. Często jest tak, że poprzestają na stwierdzeniu zasad ogólnych, nie odnosząc już ich do żadnych konkretnych osób - ani w postaci domniemania ich win, ani zasług. Wystarczy mi ogólne omówienie tego, jakie postawy są możliwe, nad czym warto się zastanowić przy danym typie problemu.
|
|