|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:46, 20 Kwi 2020 Temat postu: Dlaczego coś? |
|
|
Dlaczego coś w ogóle jest wyjaśnieniem?
Stawiamy sobie, takie naturalne pytanie, co chwila: dlaczego ktoś coś zrobił, dlaczego jest dzień i noc, dlaczego ktoś się rozchorował itp.?
Czego właściwie oczekujemy w odpowiedzi?
Co miałoby zadowolić owo nasze "dlaczego"?
A więc: czym właściwie jest koncept WYJAŚNIENIA?
W życiu nieraz wyjaśnieniem jest praktycznie cokolwiek. Ktoś pyta: dlaczego kupiłeś te buty?
- bo mi się spodobały
- bo miałem dopływ gotówki
- bo przechodziłem koło sklepu z butami, a stare buty mi się znudziły.
Nie ma jednego schematu, który zawsze byłby wypełnieniem pytania "dlaczego coś?".
Niektórzy stwierdzają, że "nauka wyjaśniła" coś tam, jakiś fenomen. Czyli co właściwie owa nauka zrobiła?...
Podała wszystkie powody, dla których coś się dzieje?...
- tak nigdy nie jest, wszystkie powody nie są znane, bo nikt nie ma wiedzy o wszystkim.
Czyli nauka podała JAKIEŚ TAM POWIĄZANIE owego fenomenu z modelem, okolicznością.
W życiu też wyjaśnienia tak działają - są wskazaniem na jakieś powiązanie. Ale tych powiązań najczęściej jest nieskończenie wiele, a wskazanie jest na jedno z nich.
Dlaczego impreza się udała?
Ktoś powie: bo było wiele ludzi. Ktoś inny: bo można było się napić wódki. Ktoś jeszcze inny: bo tym razem przynajmniej nie było takiej rozróby jak w zeszłym tygodniu.
Zarówno koncept udanej imprezy jest rozmyty, jak i odpowiedź dlaczego ta impreza miałaby być udana, jest mocno niejednoznaczna.
W nauce wyjaśnieniem jest model. Dobry model ma tę zaletę, że POZWALA EKSPLOROWAĆ ZALEŻNOŚCI. Np. mając aparat matematyczny stanowiący teorię grawitacji, można stawiać różne pytania, uzyskiwać na nie różnorakie odpowiedzi - np. co będzie się działo z planetą bliżej Słońca, a co z tą dalszą, jakie będą trajektorie ich ruchu, częściowo jak ukształtuje się kształt tych planet. Można łączyć wskazania teorii grawitacji z innymi teoriami - np. ciała sztywnego, mechaniki płynów, ciał elastycznych. Z takich połączeń można dedukować pewne dodatkowe własności.
Ale:
1. nie będą to wszystkie własności
2. odpowiedź wcale nie jest automatyczna, tylko najczęściej wymaga użycia pomysłowości, zrozumienia, dodatkowej wiedzy badacza.
Stwierdzenie "teoria grawitacji wyjaśnia X" w istocie oznacza, że "rozumiejący zagadnienie badacz, dzięki połączeniu owego modelu teoretycznego z różnymi danymi, jest w stanie dobrze przewidzieć jakąś część zachowań układu". Czyli to nie tyle tak teoria w ogóle wszystko "wyjaśnia", co człowiek z użyciem teorii, coś tam jest w stanie powiązać z czymś tam innym.
Wyjaśnienie to jakieś POWIĄZANIE CZEGOŚ Z CZYMŚ INNYM.
Odpowiedź na pytanie "dlaczego coś?", jest więc po prostu wskazaniem jakichś dodatkowych, powiązanych okoliczności sprawy.
Ale na ile jest to jakieś PEŁNE wyjaśnienie?
No właśnie - "pełne wyjaśnienie" - czym ono by było?
Chyba musiałoby być teorią wszystkiego łączącą każdy aspekt świata w jedną spójną całość. Wg mnie coś takiego nie istnieje, nie jest możliwe ani do sformułowania, ani do ogarnięcia przez umysł. Umysł ogarnia jedynie WYBRANE ASPEKTY spraw.
Czyli zawsze tak będzie, że na pytanie "dlaczego coś?" odpowiedzią będzie JAKIŚ WYBÓR. Odpowiedzią będzie wskazanie tej A NIE INNEJ okoliczności, skupienie się na jednym konkretnym pomyśle, wizji rzeczy a nie jakieś "wyjaśnienie w ogóle", czyli wyjaśnienie uniwersalne pod każdym możliwym względem. Jesteśmy skazani na jakąś formę subiektywizmu, na bycie konkretnym układem odniesienia, na rozpatrywanie spraw W JAKIMŚ KONTEKŚCIE, szukając JAKICHŚ CELÓW. Nie ma wyjaśnienia "dlaczego coś tak w ogóle", lecz wyjaśnienie na zasadzie: pod kątem, wybranym tak a tak, ograniczając się do zakresu takiego, a takiego, dostajemy odpowiedź w modelu M.
Pytanie "dlaczego tak w ogóle" nie ma sensownej odpowiedzi.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 23:58, 20 Kwi 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 0:35, 21 Kwi 2020 Temat postu: Re: Dlaczego coś? |
|
|
Na priva przyszło pytanie "dlaczego coś?" w innym kontekście - dlaczego coś istnieje?
Ja bym zadał pytanie: a skąd wiemy, że w ogóle coś istnieje?
Powiedzmy że istnieje mnóstwo rzeczy, o których nie wiemy. Ok, tak chyba jest sens myśleć, wszak o istnieniu wielu rzeczy dowiadujemy się na co dzień każdego dnia. Okazuje się, że one były wcześniej nam nie znane, choć istniały, co się potwierdza po czasie. Jak się o tym dowiadujemy?
- Ktoś nam o tym powiedział, może to zobaczyliśmy, poczuliśmy. Przyjmujemy zatem, że jest mnóstwo istnień, których nasza świadomość nie rejestruje, że rzeczy istnieją niezależnie od naszej świadomości.
Może być sytuacja odwrotna - że oto w naszej świadomości jest coś, o czym w końcu powiemy "to nie jest istnieje", bo np. jest to twór bajkowy, fikcja literacka, nasza imaginacja. A więc znowu mamy inny trop oddzielający istnienia od świadomości. Trop o tyle mocny, że językowo tak właśnie kwestię istnienia najczęściej się rozumie - że coś będzie się objawiało niejako wbrew świadomości. Istniejący kamień spontanicznie przypomni o sobie, gdy się w niego walniemy. Przypomni o tym naszej świadomości w sposób wbrew tej świadomości - bo walnięcie się o kamień boli, a świadomość nie chce, aby ją bolało. Czyli oczekujemy, że istnienia - te prawdziwe - jakoś się przeciwstawią świadomości pod kątem dowolnego manipulowania nimi. Istniejącego kamienia nie potrafimy zniknąć mocą swojej woli, albo np. zmienić go placek ze śliwkami. Możemy takiej operacji dokonać jedynie względem czegoś co jest tylko w naszej świadomości - wyobrażony kamień możemy swobodnie w myślach zmienić w placek ze śliwkami.
Jednak na tym problem z istnieniem i świadomością się nie kończy. Jak się przyjrzymy mu bliżej i dalej, to sprawa zacznie się komplikować.
Rozwińmy koncept istnienia jako czegoś niezależnego od świadomości, eskalując go na maksa. Powiedzmy sobie: istnieją planety, których żadna świadomość nie rejestruje, a nawet w przyszłości nie zarejestruje. Pomyślimy: może tak jest. Może nikt tych planet nie widział, są one odległe od cywilizacji, od istot żywych, ale są.
Powiedzmy jednak coś całkiem podobnego: istnieją ziejące ogniem trzygłowe jednorożce, których żadna świadomość nie rejestruje, a nawet w przyszłości nie zarejestruje. Czym się różni to ostatnie od poprzedniego?
Tylko tym, że COŚ PODOBNEGO ZNAMY ze swojego życia. Znamy planetę Ziemia, czytaliśmy o innych planetach, mamy np. zdjęcia Marsa, Jowisza i innych planetu Układu Słonecznego. Więc SIĘ SPODZIEWAMY, że takie coś może być. W przypadku wskazanych trzygłowych jednorożców ziejących ogniem będziemy w to wątpili. Ale BĄDĄC CAŁKIEM SZCZERYMI, to mamy z grubsza tyle samo TWARDYCH powodów uznawania, że jest coś, czego potwierdzić nie potrafimy w tym jednym i drugim przypadku. Może jakieś takie jednorożce z trzema głowami mieszkają właśnie na tej planecie, której (tak samo jak jednorożców) nie potwierdziliśmy.
Ale pójdźmy teraz na maksa z postulatem: istnieją rzeczy, których żadna świadomość nie rejestruje, nie sprawdza. To na tej zasadzie istnieją - w bliżej nieokreślonych konfiguracjach - błękitne elfy, złote gnomy, gwiazdy wielkości kota, układy planetarne o milionach wielkich planet, teleportujące się ważki, słoiki pełne słodkiego miodu, idealne dla Kubusia Puchatka, tylko gdzieś na obcych planetach. Wszystko to jest - Z NASZEGO ZAŁOŻENIA - tak samo niepotwierdzalne, tak samo wątpliwe. Rygorystycznie patrząc na sprawę, jak się pozbędziemy tego warunku, że istnienia CHOĆBY POTENCJALNIE muszą dać się weryfikować, to nie mamy jak z naszego systemu uznawania istnień pozbyć się owych złotych gnomów, jednorożców, czy czego tam jeszcze. Są one dozwolone, a jak się będziemy buntować, to ktoś będzie mógł nam wytknąć: dlaczego moje złote gnomy traktujesz na innej zasadzie, niż te swoje planety? Przecież jeszcze paręset lat temu powiedzenie, że są inne planety (a nawet że sama Ziemia jest planetą), niż te znane, że planety mogą okrążać inne słońca - takie powiedzenie było uznawane za absurd i fantazję na poziomie takim, jak dzisiaj (nie mając pełnej wiedzy o Wszechświecie) potraktujemy teleportujące się ważki. Dlaczego przypisujemy tej naszej aktualnej wiedzy taką pewność, aby te dwie sytuacje, identycznie niepotwierdzalne, ale różniące się naszą niepewną wiedzą, naszymi niepewnymi wyobrażeniami, uznać za jakoś tam na pewno odmienne.
Czyli jednak warunek jakiejś postaci (nie przesądzam jakiej) PERCEPCJI byłby do stwierdzenia istnień jakoś wymagany. Nie musi być to percepcja na już, na dziś, w tym miejscu i czasie. Wręcz może to być percepcja tylko potencjalna, skryta za "znaczącym prawdopodobieństwem wykrycia", a nie jakoś pewna, jednak JAKAŚ ta percepcja powinna być. Bo inaczej to wszystko co uznajemy na poważnie za istniejące wpadnie nam do tego samego worka, co złote gnomy.
Jeślibyśmy zrezygnowali z tego warunku jakiejś (! - powtarzam, nie przesądzam metody), postaci percepcji, to każdy dowolnie wyfantazjowany byt, jest tu tak samo dobry.
No i na koniec pytanie:
Czy takim podejściem do sprawy, nie strzelam sobie w stopę jako teista?
- Bo oto przecież Boga też nie umiem potwierdzić zmysłami. I idąc tym tropem ateista może mi zarzucić, że wiara w Boga jest tyle samo warta, co wiara w krasnoludki. Ja jednak tu odpowiem, że jednak TO NIE JEST TA SAMA SYTUACJA. Po pierwsze - jakąś formę percepcji Boga uznaję - np. w postaci odczuć na modlitwie. Po drugie, zakładam, że nadejdzie czas, gdy percepcja Boga będzie czymś oczywistym. Teraz można w Boga wątpić, ale jednak nie jest tak, ze miałbym twierdzić, iż Bóg zawsze miałby być niewykrywalny. Jeślibym coś takiego twierdził, to wtedy rzeczywiście taki Bóg stałby się dla mnie nieodróżnialny od niebytu. Jednak zakładam, wierzę, twierdzę, iż stan braku możliwości odczucia bezpośrednio Boga jest przejściowy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|