|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:14, 02 Kwi 2024 Temat postu: Definicje pojęć po mojemu i nie mojemu |
|
|
Moje traktowanie definicji pojęć jest hybrydowe. Pojęcia służą do tego, aby ludzie mogli sobie nawzajem przekazywać myśli, idee. Każdy człowiek posługujący się językiem, czyli używający pojęć, ma swój indywidualny sposób rozumienia świata, traktowania zdarzeń, także pojęć. Poprzez edukację, która jest wspólna przynajmniej dla przedmiotów jako tako odległych od polityki, synchronizujemy swoje rozumienia pojęć DO JAKIEGOŚ STOPNIA. Ale naiwnością byłoby przekonanie, że udaje nam się zsynchronizować wszystkie pojęcia w pełni. Dziecko, które uczy się tabliczki mnożenia ma jakiejś pojęcie liczby - rozumie je z grubsza jako narzędzie, które służy do policzenia czegoś, dodania i pomnożenia. I na swój sposób jest to słuszne. Ale dziecko starsze, które zostało nauczone potęgowania, liczb wymiernych, a dalej pierwiastkowania i liczb przestępnych, używając tego samego słowa "liczba" będzie już wywoływało w swoim umyśle inne myśli. A wykształcony na poziomie studiów wyższych matematyk, który z kolei "liczbą" nazywa konstrukty bardziej zaawansowane - np. liczby zespolone, kwaterniony, oktaniony - wywoła w swoim umyśle jeszcze inny zestaw myśli i wyobrażeń, gdy użyje tego samego słowa "liczba".
W naiwnym rozumieniu (które jednak jest całkiem powszechne u ludzi) każda definicja ma konkretny, jednoznaczny desygnat - wiadomo " o czym mówi". To jednak nie jest poprawne rozumienie, tak traktuję definicje ludzie, którzy się nie są w stanie zastanowić głębiej nad całą tą sprawą, a w szczególności, którzy nie uznają rygoru niesprzeczności, spójności rozumowań. Ludzie, którym sprzeczności nie przeszkadzają, którzy raz twierdzą jedno, a za chwilę coś innego, choć tym samymi słowami to opiszą, nie będą się przejmowali, czy ich podejście ma głębszy sens. Oni zawsze sobie naciągną traktowanie znaczeń do aktualnej intencji i oportunistycznie "zapomną", że w innym sensie to się zupełnie nie zgadza. Krytycyzm i spójność myślenia jest bowiem obsługiwana przez mniej niż połowę populacji.
Wracając do definicji pojęć. Sam je traktuję "hybrydowo", co oznacza, iż mam świadomość, że używając tego samego słowa, różni ludzie będą myśleli często o dość odmiennych ideach, zestawach odczuć, czy przekonań, więc próbuję się dostosować do mojego rozmówcy, wykrywając najpierw jaki rodzaj języka jest mu właściwy, a potem staram się przynajmniej do pewnego stopnia do tego jego języka dostosować.
Sam wewnętrznie dla siebie zwykle definiuję już bardziej po swojemu te same idee, które w rozmowach traktuję w dostosowanej do czyjegoś myślenia wersji. Przynajmniej rozmawiając z osobami mało zaawansowanymi w analizie znaczeń języka i modelowania sensu słów, zwykle ograbiam to najbardziej osobiste rozumienie, z większości bardziej zaawansowanych powiązań z innymi pojęciami, faktami, okolicznościami, celując w uproszczoną, bliską obiegowym intuicjom wersję. Trochę działam jak nauczyciel w szkole, który co prawda (podam przykład z fizyki) zna najbardziej ogólną, aksjomatyczną definicję wektora, ale mówiąc o "wektorach" z uczniami posługuję się tym pojęciem na podobieństwo "takiej strzałki, która jest dłuższa, gdy wektor ma większą wartość". I głębszego rozumienia od uczniów, przynajmniej na pewnym poziomie nie oczekuję.
Znam matematyczną definicję wektora, którą też sobie porozszerzałem nieraz na własny użytek, obudowując je w pewne dodatkowe intuicje. Gdy rozmawiam z matematykiem o wektorach, wtedy wyciągam sobie jako aktualną tę definicję matematyczną, jak z osobą i innym wykształceniu o wektorach się zagada, to zwykle spodziewam się, że będziemy dyskutowali o wektorach jako o strzałkach.
Dotyczy to oczywiście wielu definicji, które sobie obudowałem w różne dodatkowe powiązania, interpretacje, powiązałem z własnymi modelami różnych zagadnień. Przypuszczam, że matematycy, fizycy myślący o nie znanych mi zagadnieniach mają jeszcze odmienne od moich swoje własne hybrydowe sposoby definiowania pojęć.
Myślę, że nie ma sensu uznawać, iż jest jedna jedyna - "ta ostateczna" - definicja dla każdego pojęcia. Niektórzy zdają się tak definicje traktować, ale wg mnie oni błędnie rzeczy traktują, co dalej objawi się niespójnością w różnych zastosowaniach swoich rozumowań i dużymi kłopotami w dochodzeniu do trwałych wniosków.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:16, 30 Kwi 2024 Temat postu: Re: Definicje pojęć po mojemu i nie mojemu |
|
|
Na Facebooku wczoraj popełniłem taki tekst w kontekście definicji w ogólności, a definicji wolnej woli w szczególności:
Ja od jakiegoś czasu inaczej podchodzę do tego problemu wolności woli. Tradycyjne podejście bowiem wikła się najczęściej we własne sprzeczności w założeniach, które to z kolei założenia próbują pogodzić realizacje dla intuicji niespełnialnych logicznie.
Oczywiście można przyjąć stanowisko, że dowolny termin językowy (także i wolna wola), to takie coś, co jest nielogiczne, co jest samo w sobie sprzeczne. Tylko powstaje wtedy pytanie: to po co w ogóle rozważać pojęcie, które już z góry wiadomo, że jest wadliwe?... Bo jest to nic innego tylko wejście w problem następująco: rozważmy takie coś, co jest niemożliwe, czego na pewno nie ma i postawmy sobie pytanie, czy to jednak jest możliwe?...
- Jeśli komuś takie postawienie sprawy nie wydaje się dziwne, jeśli go mentalnie nie uwiera, to nie zrozumie dalszych moich sugestii. Ale oczywiście wolno mu dalej sobie będzie skakać tak pomiędzy sprzecznościami we własnym ujmowaniu spraw, a potem z tego wyciągać wnioski, iż to, co ktoś zdefiniował (sam przecież to zdefiniował, bo odgórnej przyjętej definicji wolnej woli nie mamy, więc każdy ja sobie tworzy na potrzebę własnego rozumienia) jest na pewno nieistniejące. A ja się z kimś takim właściwie zgodzę - to, co zdefiniowano w sposób sprzeczny, JEST nieistniejące. Z definicji istnienia tak właściwie rzeczy się mają.
Ja podchodzę zatem do sprawy inaczej: PRZYJRZYJMY SIĘ NA START INTUICJOM, które chcemy razem ze sobą związać w jedno pojęcie. Jak się im przyjrzymy, to dalej warto by postawić pytanie: DADZĄ SIĘ ONE WSZYSTKIE NA RAZ połączyć tak, aby otrzymać coś niesprzecznego?...
- Jeśli dojdziemy do wniosku, że wszystkie intuicje naraz okazują się prowadzące do niespójnego obrazu, to jest jeszcze taka opcja, aby z czegoś zrezygnować, a z tego co zostanie sklecić POJĘCIE NAJBLIŻSZE INTUICJOM, ale jednocześnie niemające już wewnętrznych sprzeczności. I takie coś "będzie istniało", tzn. takie coś, co zaspokaja najważniejsze intuicje wolności, ale też i REZYGNUJE Z INTUICJI NADMIAROWYCH może się nam spiąć w jakąś syntetyczną wizję tego, co może chcielibyśmy sobie zacząć określać tym terminem "wolność woli". Wtedy zaś "wolność woli" byłaby z założenia pojęcie i niesprzecznym, i zaspokajającym większość (choć NIE WSZYSTKIE INTUICYJNE OCZEKIWANIA, jakie warunki temu pojęciu należałoby postawić). Jest tu kwestia dokładnego przyjrzenia się tym warunkom - co zostawić, z czego zrezygnować...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|