|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:01, 13 Maj 2023 Temat postu: Czy lubię samego siebie?... |
|
|
Pytanie "czy lubię samego siebie?" odnosi się do emocji, pragnień. Więc prosi się odpowiadać na nie właśnie jak najbardziej emocjonalnie, nie angażując za bardzo analitycznej strony rozumowania, ale jakoś rozeznać "to co z trzewi", to co samo się narzuca, stanowiąc jakiś rodzaj odruchu, czyli automatu poznawczego.
Ja mam z tym problem. I to właściwie ten problem chyba będzie "głównym bohaterem" tego posta, a nie pytanie tytułowe.
Dlaczego nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie (w swoim mniemaniu) czy sam siebie lubię?
- Widzę tu sprzeczne przesłanki do odpowiedzi. Z jedno siebie lubię, a za inne rzeczy siebie ganię, krytykuję, nie lubię.
Ale, jak się bliże przyjrzę, to nawet nie bardzo mam w sobie ułożony koncept lubienia siebie, akceptacji siebie. Może jestem egocentrykiem?...
- A może nie jestem?...
Bo jakie (obiektywne, a nie chciejsko - emocjonalne) kryteria przyjąć do wypracowania odpowiedzi?...
Może nawet jestem narcyzem?... (rozważałem to nawet w osobnym wątku http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/czy-jestem-narcyzem-i-inne-takie,15587.html)
Tu ktoś powiedzieć może: to, że w ogóle ten problem stawiasz, czyli widać, że myślisz o sobie, już przesadza o tym, jak to się sobą interesujesz, czyli jesteś narcyzem. Kropka.
Taka riposta (z podobną do której się nawet spotykałem) mnie osobiście nie specjalnie przekonuje. Nawet jeśli w W CZYIMŚ TAM ROZUMIENIU narcyzem jestem, to jest jeszcze pytanie: jak to się mapuje na moje rozumienie sprawy?
Nie mam wpływu na cudze oceny, nie mam wpływu na to, że nieraz będą one kapryśne, emocjonalne, zaczepne, prowokacyjne. Dlatego nie specjalnie się tym martwię, bo jednak za najważniejsze uznaję moje własne rozumienie - za nie odpowiadam, je mogę doskonalić.
W każdym razie mój percepcyjny automat daje mi niejednoznaczne odczyty - nie wiem, czy siebie tak ostatecznie lubię, czy nie lubię.
To mogę zadać sobie inne pytanie: czy chcę w ogóle żyć? Czy chcę trwać, być świadomym, czy może byłbym w stanie zgodzić się na to, aby ktoś/coś "wyciągnęło wtyczkę", zasilającą moją świadomość?
- Tu odpowiedź też nie jest jednoznaczna. Jeśli miałbym cierpieć, to wolałbym, aby tę wtyczkę ktoś/coś wyciągnęło.
Tu mi się nasuwa już "kawałek odpowiedzi" na pytanie, czy siebie lubię. I - paradoksalnie - dotyczy ona nie tak do końca mnie samego, ale warunków w jakich przyszłoby mi funkcjonować. Cierpieć zaś można z powodu odrzucania, nieakceptacji, braku dobrych relacji z ludźmi, także z powodu chorób, bólu. I trochę podejrzewam, że inni mogą mieć podobnie, że ogólnie LUBIMY SAMYM SIEBIE TROCHĘ PRZEZ AKCEPTACJĘ ŚWIATA, LUDZI, a także wtedy, gdy nie mamy jakichś fizycznych cierpień, bólu.
Gdy nas przestają ludzie akceptować, to i my mam problem z akceptacją siebie.
Przy czym to nie wyczerpuje tematu. Dochodzi do lubienia siebie jeszcze aspekt:
- sumienia
- ambicji i obrazu rozumienia siebie
- wrażliwości i całościowego obrazu siebie (bardzo trudne zagadnienie - tu je zaledwie sygnalizują, bo temat jest na wielotomowe dzieło).
.... pewnie coś jeszcze (kwestia jest rozwojowa).
Tyle na wstępniaka wątku. Chcę go rozwijać...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:35, 14 Maj 2023 Temat postu: Re: Czy lubię samego siebie?... |
|
|
Są chwile, są stany, w których siebie nie lubię. Wtedy chciałbym po prostu nie być. Jako chrześcijanin, który wierzy, że Bóg kocha każdą stworzoną istotę, uznaję iż niechęć od samego siebie jest niewystarczającym powodem, aby stać się własnym wrogiem, czy jakoś odmawiać sobie prawa do istnienia. Religia narzuca pewną postać nadziei, a nadzieja jest rodzajem buntu przeciw światu, albo i nawet samemu sobie, czy czemukolwiek co zniechęca do istnienia, działania.
Lubienie siebie jest łatwe, jeśli człowiek odpuści sobie wymagania, jeśli ocenia się pozytywnie, mało krytycznie. Jednak aby się doskonalić, trzeba wykryć, co jest w ogóle do udoskonalenia, co oznacza, iż do tego krytycznym być należy. Można by powiedzieć, że istnieje rodzaj napięcia, czasem formy sprzeczności pomiędzy postawami akceptacji siebie i rozwojem człowieka.
Wolność myśli też potrafi wystąpić przeciw lubieniu samego siebie - jeśli ktoś ma pragnienie postrzegać świat obiektywnie, niezależnie, to całkowite oddanie się paradygmatowi "będę się postrzegał zawsze pozytywnie" byłoby oddanie się w niewolę tego pozytywnego postrzegania. Wolność, niezależność domaga się (przynajmniej ja taka ją rozumiem) autonomii nawet w zakresie uzależnienia od pozytywnej oceny siebie, od samoakceptacji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:35, 14 Maj 2023 Temat postu: Re: Czy lubię samego siebie?... |
|
|
Są chwile, są stany, w których siebie nie lubię. Wtedy chciałbym po prostu nie być. Jako chrześcijanin, który wierzy, że Bóg kocha każdą stworzoną istotę, uznaję iż niechęć od samego siebie jest niewystarczającym powodem, aby stać się własnym wrogiem, czy jakoś odmawiać sobie prawa do istnienia. Religia narzuca pewną postać nadziei, a nadzieja jest rodzajem buntu przeciw światu, albo i nawet samemu sobie, czy czemukolwiek co zniechęca do istnienia, działania.
Lubienie siebie jest łatwe, jeśli człowiek odpuści sobie wymagania, jeśli ocenia się pozytywnie, mało krytycznie. Jednak aby się doskonalić, trzeba wykryć, co jest w ogóle do udoskonalenia, co oznacza, iż do tego krytycznym być należy. Można by powiedzieć, że istnieje rodzaj napięcia, czasem formy sprzeczności pomiędzy postawami akceptacji siebie i rozwojem człowieka.
Wolność myśli też potrafi wystąpić przeciw lubieniu samego siebie - jeśli ktoś ma pragnienie postrzegać świat obiektywnie, niezależnie, to całkowite oddanie się paradygmatowi "będę się postrzegał zawsze pozytywnie" byłoby oddanie się w niewolę tego pozytywnego postrzegania. Wolność, niezależność domaga się (przynajmniej ja taka ją rozumiem) autonomii nawet w zakresie uzależnienia od pozytywnej oceny siebie, od samoakceptacji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|