Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy jestem narcyzem i inne takie

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:08, 04 Lut 2020    Temat postu: Czy jestem narcyzem i inne takie

Zamierzam rozważyć pewien aspekt rozumowania i ogólnie wzrastania umysłowego. Zrobię to na własnym przykładzie. Z kilku powodów:
- bo nie chcę się za wiele wypowiadać na czyjś temat
- bo uważam, ze siebie znam lepiej, niż kogokolwiek innego, a więc przykłady gdy piszę o sobie będą najbardziej miarodajne
- bo gdy napiszę o czymś negatywnym, to nie narażam się wtedy na zarzut, atakowania kogoś, złych intencji. Sam siebie mogę atakować do woli i to będzie moja sprawa.
W tym kontekście jednak niejeden powie: no tak, lubisz pisać o sobie, jesteś narcyzem!
W odpowiedzi na mój post (i tak go zamknę do komentowania) aż prosi się napisać:
Michał napisał:
Czy jestem narcyzem?

- Tak, jesteś.
*w domyśle :rotfl: :rotfl: :rotfl: ale mu napisałem! :) )

Ale sama ta sytuacja - ten potencjalny zarzut o narcyzm, czy co tam jeszcze, jest właśnie wart rozważenia. Wniosków nasuwających się jest cała masa.
Jeden to: zostaliśmy uwikłani w ciągłą walkę, ciągle atakowanie się nawzajem, niektórzy będą się lubować w wytykaniu innym, co tam się da. Wytykają, trochę dla sportu, a trochę dla poczucia się lepszymi, z racji że kogoś poniżyli. I trzeba ten aspekt walki wziąć pod uwagę, przygotować się mentalnie, wewnętrznie rozliczyć. Taki świat, tacy ludzie...
Drugi wniosek byłby taki, że właściwie nie sposób jest dokonać jakiejś autorefleksji, aby zarzut narcyzmu jakoś nie stał się potencjalnie zasadny. I coś z tym fantem trzeba zrobić. Wycofać się, nie myśleć o sobie w ogóle? Przestraszyć się tego, że oto "będziemy narcyzami"?
- Moją odpowiedzą jest: brać problem na klatę!
I dodatkowo: brać go w pełni jego mocy, nie wypierać, nie odszczekiwać się!
Bo pierwszą, odruchową reakcją na zarzut "jesteś narcyzem!" byłoby "Wcale nie, bo .... (obojętne co wpiszemy zamiast kropek). Ale nasz napastnik spokojnie może to wyśmiać, a my - im bardziej będziemy się tłumaczyli - tym bardziej będzie wychodziło, że jesteśmy winni. Bo, niezależnie od złych intencji samej napaści o ten narcyzm, jakaś część prawdy w tym jest, że każdy kto coś o sobie publikuje, nad sobą się zastanawia, coś o sobie rozkminia czasem godzinami, dniami jest SOBĄ ZAJĘTY. Czyli w dużym stopniu definicję narcyza spełnia. I to jest prawda, niezależna od tego, czy nasze intencje zajęcia się sobą są słuszne, szlachetne, godne pochwały czy też nie. Weźmy np. kogoś, kto chce być bardzo pokorny - pokutuje za grzechy, poniża się. Ale przecież rozważa swoje grzechy, wciąż przed oczy stawia sobie SWOJE winy. Wciąż o sobie. Narcyz... I nawet nie wiem, czy jakaś część pokutników w historii religii czasem nie była pokutnikami z narcystycznych - w tym negatywnym sensie - powodów.

Dlatego uważam, że warto tu przyznać (trochę...) napastnikowi rację - tak jestem narcyzem. Ale też, zamiast teraz dać się ponieść poczuciu winy, czy poczuciu bycia poniżonym przez napastnika, dopisuję do tego przyznania się do narcyzmu dalszy ciąg: jestem w jakimś stopniu narcyzem, jednak ostateczna intencja tego "narcyzmu" jest słuszna, nie związana z jakimś wywyższaniem się, ale z chęcią analizy, poznania siebie, może pomocy innym ludziom (gdy już zrozumiem siebie, to też łatwiej zrozumiem innych).

Tu nasuwa się taka dość ogólna refleksja, że trudno jest być jakoś tam otrzaskanym z zagadnieniami, świadomym, trochę się przy tym "nie brudząc". Czasem myśl i uczucie musi wejść w coś, co ma potencjalnie niebezpieczny, czy zły charakter. Jeśli jednak intencja jest jednoznacznie dobra, a do tego nie przekracza się pewnych granic, to uważam, że takie ubrudzenie się, ostatecznie wyjdzie na plus. Chowanie głowy w piasek przed wyzwaniami życia (a do tego się sprowadza postawa lęku przed jakąkolwiek postacią mentalnego zabrudzenia) jest wg mnie błędem. Ale oczywiście TRZEBA ZNAĆ GRANICE. I tak w końcu jakiś błąd popełnimy - jak nie z powodu, że byliśmy śmiali w eksploracji trudniejszych zagadnień, to za chwilę Z POWODU NIEWIEDZY o tym, czego nie poznaliśmy, bo się baliśmy mentalnie sprawy dotknąć. Jest i tak źle, i tak nie niedobrze. Wybieramy nieraz mniejsze zło (kto wie, czy nie zawsze tak wybieramy...).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 14:11, 04 Lut 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:55, 12 Sie 2020    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Obserwuję sobie u wielu ludzi aspekt narcyzmu. Właściwie, parafrazując Jagiełłę, odpowiadającego poselstwu krzyżaków przed bitwą pod Grunwaldem, można by napisać "narcyzów ci u nas dostatek".
We współczesnej literaturze psychologicznej narcyzm dość blisko jest (ostatnio jakoby zbanowanego) pojęcia psychopatii. Psychopaci są narcyzami. W niektórych publikacjach psychologicznych, gdy piszą o psychopatach, to używają - właśnie tej bardziej eufemistycznej formy - "narcyzi". Więc mamy tu dość jawny trop - narcyz, to pewnie zły człowiek, może nawet pyszałkowaty tyran, który o nic nie dba, tylko o wychwalanie własnej osoby.
W artykule o narcyzach [link widoczny dla zalogowanych] mamy na start ciekawe zdanie:
Artykuł, link wyżej napisał:
Trochę narcyza jest w każdym z nas.

Na tezie, którą ów cytat wyraża, chciałem się nieco skupić.

Zacznę od pewnych własnych osobistych doświadczeń. Obserwuję aspekty narcyzmu we własnych odruchach, postawach. W mniejszy, czy większym stopniu te postawy w sobie odnajduję. Obserwuję je z pewną dezaprobatą od lat. Jako chrześcijanin, jestem zdecydowanym zwolennikiem pokory w postawie duchowej. Narcyzm to zło. Ale...
Sprawa wcale nie jest taka prosta.
Szczególnie w ostatnich latach zebrało mi się sporo obserwacji, które pokazują, że to właśnie bardzo często narcyzi pchają świat do przodu!
Jak ktoś jest wiecznie zalękniony tym, że może jakoś okaże swoją osobowość, że się wychyli z tym własnym (może niewłaściwym?...) zdaniem, jak pokornie godzi się ze wszystkim co życie niesie, to taki człowiek niewiele zdziała. Twarde moce tych, którzy nie dbają o nic, będą go ustawiały, miotały nim. Taki człowiek nie wesprze wielu ofiar (albo wesprze je nieskutecznie), bo ktoś tam z góry go opierdzieli, żeby się nie wtrącał w nie swoje sprawy, a ten z pokorą to przyjmie. Taki człowiek będzie miał wielki problem z aktywnym zadziałaniem. Żeby wiele nie szukać... sam miewam taki problem!
Obserwuję zaś ludzi o wyraźnych cechach narcystycznych, którzy robią niemało dobrego.

Narcyz to ktoś, kto jest przekonany, że ma prawo do działania wedle swojej woli, bo on wie dobrze i jest mądry. Więc działa.
Postawa przeciwna (nie ukrywam, że w dużym stopniu sam taki jestem) polega na tym, że działa się dopiero wtedy, gdy się jest pewnym dobrych skutków tego działania, a przy tym umniejszając siebie, starając się skupiać na innych, na zewnętrznych aspektach, a nie własnej osobie. Więc najpierw jest żmudna analiza za i przeciw, najpierw są tony wątpienia, poszukiwania słabych punktów, pytania czy to nie skrzywdzi tego, a może i owego... Po tych żmudnych analizach można wreszcie zadziałać. Ale wtedy coś po drodze się zmienia, pojawia się nowa okoliczność. Więc znowu - żmudna analiza, poszukiwanie błędów, zatrzymanie aktywności w celu zbadania dokładnego okoliczności sprawy. I tak wiele razy...
Narcyz, przekonany o tym, że co by nie wymyślił, to wymyślił dobrze, DZIAŁA. On nie traci czasu na wątpliwości, bo jest przekonany, że sam geniusz jego osoby gwarantuje słuszność tego, co zdecydował. Problemy ignoruje, uważa że to on ma rację. Dzięki temu zrobi znacznie więcej, niż ci, co nieustannie wątpią i badają. I wielu narcyzów robi dobre rzeczy. Właściwie prawie wszystkie znaczące postacie z historii życia politycznego miały naprawdę mocne cechy narcystyczne. Gdyby ich nie miały, to by nie działały, nie reagowały, życie wyrzuciłoby ich poza nawias polityki.
Otoczenie w gruncie rzeczy też szanuje narcyzów. Charyzmatyczny lider to najczęściej narcyz, który wokół siebie gromadzi grupę popleczników. Ludzie mimowolnie lgną do silnych osobowości, oczekując, że taka osobowość zapewni im ochronę i bezpieczeństwo. Bo narcyz w obliczu zagrożenia da sobie prawo do podjęcia szybkiej decyzji, nawet kontrowersyjnej decyzji, podczas gdy pokorny pogrąży się w takiej sytuacji, w niszczących go wątpliwościach, dylematach moralnych, wyrzutach sumienia. To narcyz będzie ostoją dla ludzi wobec zagrożeń świata.

Z drugiej strony, narcyzi to często psychopaci, okrutni, nieczuli dranie, przekonani, że im wolno wszystko, a reszta ludzi służy do spełniania ich zachcianek i bycia środowiskiem do udowadniania sobie własnej wspaniałości i genialności.
Trudna układanka... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:36, 30 Wrz 2022    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Dzisiaj na priva dostałem
Cytat:
Niektórzy Cię tu uważają za narcyza

Mam swoją zasadę, że nie odrzucam z góry takich opinii. Staram się za to wymodelować tę intencję, którą mi cudza opinia przekazuje, ubierając ją w największy konkret. Najczęściej będzie to związane z postawieniem pytania typu (teraz już odnosząc do kwestii mojego narcyzmu): co właściwie już konkretnie wskazywałoby, że jestem narcyzem?

I od razu muszę przyznać, iż takich symptomów narcyzmu jestem w stanie wskazać wiele w odniesieniu do swojej własnej osoby. Prosty przykład:
- choćby to co wyżej napisałem, że piszę o MOICH zasadach.
- a w ogóle piszę tu w pierwszej osobie, piszę wprost o sobie (czyżbym był sobą wielce zachwycony?...)

Dodałbym jeszcze także i to, że w ogóle tak dużo tu piszę. Tyle postów do innych - cóż innego mogłoby być intencją tego, jak wielka potrzeba prezentowania siebie światu?...
Uczciwie przyznaję, że - już wykazując na wyżej podane - są w pewnym sensie "obiektywne" powody, aby uznać mnie za narcyza.

Parę dni temu przeczytałem dość ciekawy artykuł o narcyzmie, który ktoś podlinkował na fejsie. Było w nim sporo o definicji narcyzmu. Wyszło z tego, że w ogóle narcyzmów jest wiele. Narcyzmem cechują się psychopaci, ale też różnego rodzaju nadwrażliwcy. Ja mam zasadę (znowu wyszedł mój "narcyzm" - wszak piszę znowu o sobie), aby tym, co stanowiłoby zarzut względem mojej osoby zajmować się mentalnie aż do momentu, gdy zagadnienie w moim umyśle zostanie przetransformowane do POSTACI ZBLIŻONEJ DO CHŁODNEGO, "NAUKOWEGO" MODELU.
W przypadku zagadnienia narcyzmu eksplorowałem (i eksploruję nadal) tę cechę narcyzmu przypisywaniem jej sobie na dziesiątki konfiguracji, stawiając sobie pytania: czy w tym jestem JA?
Choć chyba bardziej: W jakim stopniu w tym jestem ja?
Analizując STARAM SIĘ ZAKŁADAĆ, ŻE PODLEGAM ZARZUTOWI.
Więc tutaj też założeniem moim roboczym jest to, że "już klepnięto", już "Michał jest narcyzem" (pisze się tu i ówdzie, że pisanie o sobie w trzeciej osobie jest jedną z oznak narcyzmu...)
Dużo wyszło dalej z tego przemyśleń. Za dużo, aby tu zmieścić. Może po kolei co niektóre rzeczy tu jeszcze napiszę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:02, 30 Wrz 2022    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Michał Dyszyński napisał:
W jakim stopniu w tym jestem ja?
Analizując STARAM SIĘ ZAKŁADAĆ, ŻE PODLEGAM ZARZUTOWI.
Więc tutaj też założeniem moim roboczym jest to, że "już klepnięto", już "Michał jest narcyzem"

Teraz sobie staram się postawić pytanie: ale co to właściwie znaczy, że "Michał jest narcyzem"?
Zamierzam szczerze się zająć tym zagadnieniem. Najlepiej w sposób zbliżony do naukowego. To zaś oznacza, że:
1. Zamierzam na start ZDEFINIOWAĆ POJĘCIE NARCYZMU w sposób możliwie niezależny od emocji, chciejstw, ambicji - możliwie obiektywnie.
2. Opierając się o definicję z punktu 1, będę starał się wyszukać te moje zachowania, które pod definicję podpadają. Intencją jest możliwie obiektywne zakwalifikowanie mnie jako narcyza, bądź nie narcyza
3. Kolejnym etapem będzie WERYFIKACJA na ile w punkcie 2 nie popełniam jakiegoś błędu, dyskusja nad sprawą.

Tu dodam SZCZEGÓLNIE WAŻNĄ DYGRESJĘ.
Przypuszczam, że jeśli powyższe przeczyta niejedna osoba (a jedna w szczególności), która mi narcyzm zarzucała, bądź zarzucić pragnie, to odczuje coś w rodzaju ukłucia w emocjach i irytacji. Przypuszczam, że pojawi się odbiór w stylu: oto on! Oto cały Michał - narcyz do kwadratu! I całą tej jego "metoda", aby celny i słuszny zarzut rozmyć w jakichś tam rozkminach, rozmienić na drobne w niekończących się analizach, które ostatecznie przecież mają tylko jeden cel - oddalić ostrze zarzutu, ostrze proste: ty Michale, jesteś narcystycznym bufonem, który lansuje się każdego dnia na tym forum, bo jest także nadętym dupkiem, który nie mając ani kompetencji ani merytorycznych podstaw, próbuje jakiś żałośnie wywyższyć swoją osobę i swoje ego! I to jest cała prawda o tobie - Michale - żałosny narcyzie i dupku!
Tak sobie (z grubsza) niejeden tu na forum o mnie myśli. I JEST PEWIEN, że ma rację!
Uważam, iż nie ma tu możliwości, iż tak po prostu jest - koń, jaki jest, każdy widzi...
I co byś tu Michale nie napisał, jakbyś nie rozmywał ten "oczywisty fakt" o swoim narcyzmie, to jest oczywiste i niezaprzeczalne, że jesteś dupkiem i narcyzem! Kropka!
Napisałem powyższe bez ogródek. Napisałem, bo nie mam wielkich wątpliwości, że tak właśnie przynajmniej parę osób z tego forum mnie ocenia. I mam świadomość, że właściwie jest skrajnie minimalna jest szansa na przekonanie ich, że może być jednak inaczej. Mam świadomość, iż nawoływanie do tych osób, aby przedstawiły jakieś twarde przesłanki, jakieś coś wyrastające ponad domniemania i osobiste interpretacje o intencjach Michała - to do niczego nie doprowadzi, zostanie zignorowane. Te osoby WIEDZĄ. Po prostu w ich głowie jest jasny i silny obraz tego, iż po prostu nie może inaczej być, jak tylko to, że większość z tego, co tu Michał pisze, bierze się z obrzydliwego, dupkowatego narcyzmu, lansowania się, udawania nie wiadomo kogo, w celu wypromowania się w swojej ambicji. Taka jest bowiem tych osób WIEDZA (albo - patrząc z mojej perspektywy, która pryncypialnie zabrania nazywania "wiedzą" domniemań cudzych intencji - i "wiedza"...).
Dodałem tę dygresję z jednego, ważnego dla mnie powodu - CHCĘ JĄ ZDEKOMPONOWAĆ OD STRONY UKRYTYCH MOTYWÓW, nieświadomych intencji. Zamierzam ją zdekomponować stawiając pytanie: ale powiedz już KONKRETNIE co w szczegółach rozumiesz, jaką intencją konkretnie przekazujesz, gdy mówisz o kimś, że jest "narcyzem"?
Otóż twierdzę, zdecydowana większość, która taki zarzut stawia nie ma motywu ustalania czegokolwiek od strony jakichś wyklarowanych faktów, interpretacji. Właśnie dlatego te moje rozkminy na temat definicji narcyzmu będą tylko irytujące, tylko będą wywoływały rozdrażnienie, że oto "Michał się próbuje wyślizgnąć, umyka, nie odbiera tego, co rzeczywiście najważniejsze!".
Bo - wbrew pozorom - dla owych osób tu nieistotne jest ustalanie czegokolwiek w zakresie modelowania stanów psychicznych (Michała), budowania jakiejś wiedzy o strukturze intencji, czy w ogóle ustalanie już ściśle czegokolwiek. Cel jest zupełnie inny - UDERZYĆ W EMOCJE!
Michał "prawidłowo" reagujący na oskarżenie o narcyzm powinien się poczuć dotknięty i wyśmiany!
Tak naprawdę, to w 99% o to chodzi! Chodzi o te emocje i tę rywalizację, która sprawi, że Michał, który tutaj ośmiela się pisać w ogóle coś od siebie, tak jakby "miał coś do powiedzenia" - ten Michał wreszcie odczuje, jakim to jest "cienkim bolkiem", jak mierne są jego przemyślenia i w ogóle, niech się lepiej zamknie, jako że nie wymyśla nic wartościowego. I nich to ten nadęty Michał w końcu przyjmie do wiadomości!
O te EMOCJE chodzi! O to, żeby ten Michał do ODCZUŁ! Żeby się POCZUŁ, jako ten poniżony! (należy mu się, bo przecież tak o sobie wysoko mniema...)

Nie mam wielkiej wątpliwości, że tak sobie o mnie myślą co niektórzy. Nie mam tej wątpliwości, bo MODELUJĘ różne reakcje psychiczne, przypasowując je w różnych scenariuszach do tego, co ja mówię, czy co inni ludzie do mnie mówią. Modeluję, starając się zestawić najbardziej prawdopodobne motywy i reakcje - modeluję je z perspektywy BEZSTRONNEGO WIDZA, niejako niezależnego sędziego. Modeluję je, jakbym nie był sobą, jakby nie było żadnej mojej wartości do obrony, żadnej osobistej godności. Modeluję je sobie, jakbym nie był zainteresowanym w sprawie, a jedynie w chłodnej kalkulacji zestawiał prawdopodobieństwa różnych opcji, a nawet z premedytacją staram się więcej zająć tymi zarzutami, który wobec mnie byłyby najostrzejsze. Zestawiam te opcje raz zwiększając ich natężenie, potem zmniejszając, odwracając pewne założenia na przeciwne, szukając innych reakcji z prawdopodobnego spektrum intencji i mentalnym możliwości ludzi potencjalnie mnie oceniających.
Czy sam opowiadam się za którą z tych opcji?...
- Właściwie to nie specjalnie...
Przyjmuję jako paradygmat startowy, że ISTNIEJĄ INTERPRETACJE, w których zasadne będzie nazwanie mnie narcyzem. Istnieją też interpretacje, oparte o inny zestaw definicyjnych założeń, w ramach których już termin "narcyz" nie będzie do opisu charakteru mojej osoby przysługiwał. W końcu - wszystko to są założenia robocze, arbitralne definicje...
Sam staram się odpinać swoje myślenie od predefiniowanych emocji. Emocja zarzutu narcyzmu w swoim czasie może by mnie dotknęła. Może bym poczuł całkiem silne ukłucie. Kiedyś by tak było...
Teraz mi jednak ten zarzut wisi kalafiorem - mogę go przyjąć, mogą go odrzucić... Mogę przeanalizować intencje, które za samym zarzutem stoją. Mogę sobie skonstruować zestaw założeń roboczych, w ramach których nazwanie mnie "narcyzem" będzie bardzo mnie poniżające. Mogę to zrobić, nawet roboczo to robię...
Niejako podchodzę sobie do tego skonstruowanego wobec mnie zarzutu, z bezstronną ciekawością poddaję go mojej analizie. Pytam się siebie: może taki jestem?
Może taki trochę jestem?...
W jakim stopniu taki jestem?...
Coś by na to wskazywało? Co właściwie już tak konkretnie?...
A jeśliby nawet to należało uznać, to jakie byłyby tego dalsze konsekwencje?...

Bo na ile w ogóle użycie przez kogoś jakiegoś określenia - jak np. tu "narcyz" - miałoby mieć jakąkolwiek moc?
Jestem kim jestem, NIEZALEŻNY OD NAZW, a także niezależny od DOMYŚLNEGO SPOŁECZNEGO EMOCJONALNEGO DEKODOWANIA OWYCH OKREŚLEŃ. Nie nazwy jednak (dla mnie) są ważne, ale REALNE POWIĄZANIA W PSYCHICE.
Pozbyłem się w znacznym stopniu zależności od potrzeby uznania (chyba nie całkowicie, ale jednak w znacznym stopniu). To, że ktoś uznał za stosowne określić mnie, czy kogoś innego jakąś nazwą będzie zawsze REDUKCJĄ jego spostrzeżeń do tych stanu DEFINICJI, jaką jego osobisty język obsługuje. Ma prawo (nawet powinien) korzystać z tej wolności, że jak mu się coś wydaje, że pasuje do nazwy, to będzie owo coś tą nazwą określał. Ale na ile owe określenia mapują się na bardziej obiektywną warstwę językową?...
- najczęściej tego nie wiadomo.
na ile owe określenia mapują się na podobne redukcje innych ludzi?...
- najczęściej też tego nie wiadomo.
Ot, ktoś użył jakiejś nazwy, bo miał w sobie jakiś tam zestaw intencji, przekonań, odczuć. Użył, bo ta mu się ułożyło...

Ta - językowa - dygresja pokazuje pewien SCHEMAT INTERPRETACYJNY. Schemat, który staram się stosować w odniesieniu do wszystkiego o czym myślę. Staram się ODRYWAĆ LUDZKIE DEKLARACJE OD UZNANIA CZEGOŚ OBIEKTYWNIE. Bo się przekonałem, że ludzie są dość kapryśni w formułowaniu swoich opinii, że nie analizują, na ile ich definicje pojęć są spójnie przez nich traktowane. Nieroztropnością zatem z mojej strony byłoby wiązanie z tym nadmiernych emocji. Nieroztropnością byłoby uznawanie czyichś osądów, jeślibym wcześniej nie miał okazji przekonać się, iż dana osoba jest w stanie BYĆ OBIEKTYWNA I ANALITYCZNA w stopniu, który ja uważam za odpowiedni, który staram się wymagać od siebie. Bo jednak bardzo niewiele osób jest w stanie dać w swoich ocenach preferencję dla obiektywizmu, zamiast dla instynktów rywalizacyjnych, walki o dominację. Ludzie są w znacznym stopniu zwierzętami, zaś najwyraźniejszym objawem tej zwierzęcości w dyskusjach jest chyba właśnie bezrefleksyjne uleganie potrzebie rywalizacji i dominowania.
Jeślibym się przekonał, że mam przed sobą obiektywnego i analitycznego oponenta, kogoś kto UMIE DOKŁADNIE WYTŁUMACZYĆ JAK ROZUMIE POJĘCIA, KTÓRYCH UŻYWA, to pewnie osądom owej osoby przypisałbym także emocjonalne znaczenie.
Problem w tym, że bardzo niewielu moich rozmówców zdaje mój osobisty TEST Z ANALITYCZNOŚCI rozumowania i stosowania pojęć. Większość, zapytana jak rozumie konkretnie słowa, których używa, albo coś nieskładnie kluczy, albo zaczyna się złościć, że nie przyjęto ich słów, tak jak by tego chcieli (choć wiele wskazuje, że nawet nie bardzo wiedzą czego by tu chcieli). I następnym krokiem będą w większości przypadków kolejne zachowania świadczące o zwycięstwie emocji rywalizowania nad obiektywnym myśleniem.
Takie opinie. które nie oparły się o bezstronny osąd, a rządzę rywalizacji dla mnie są może kwalifikowane jako nieco powyżej poziomu szumu, ale daleko jest im do poziomu, który by jakoś nakazał mi przejmować się nimi.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 17:14, 01 Paź 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:54, 01 Paź 2022    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Tym co najbardziej rozbraja ataki personalne typu: jesteś narcyzem! Jesteś egoistą! Jesteś nielojalny! jest według mnie przyznanie tego wszystkiego.
Tak! Jestem narcyzem. W jakimś sensie nim jestem, bo analizuję swoje odczucia, myśli, działania, czasem opowiadam o nich innym ludziom - czyli skupiam się na sobie. Jest to niewątpliwy element narcyzmu. Nie wstydzę się tego, bo uważam TAKI narcyzm za NIEZBĘDNY do duchowego wzrastania. Ale też przyznaję, że definicja narcyzmu jest tu w jakimś stopniu wypełniona.
Tak! Jestem egoistą. Jestem nim w tym sensie, że nie rzucam się do naiwnego poświęcania się, pomagania każdemu (także pierwszemu lepszemu cwaniakowi), który mnie o coś prosi. Jestem egoistą w tym sensie, że sprawiam sobie różne przyjemności, odpoczynek, wyjazdy turystyczne. Uważam TAKI egoizm za (w pewnych granicach oczywiście) właściwą postawę - tak u siebie, jak i innych. Ale też na pewno jakieś znamiona egoizmu ona spełnia (kwestią osobną jest, jak daleko ma się rozciągać zakres tej definicji). Odpinam w swoim rozumowaniu warstwę ściśle znaczeniową - intelektualną słowa "egoista" od warstwy emocjonalnej, od tej walki o to, kto komu zarzuci winę, wciśnie mu swoje stanowisko, osłabi go, aby potem nim łatwiej manipulować. To odpięcie powoduje też dalej, że ODRÓŻNIAM DOBRY I ZŁY egoizm (także narcyzm). Nie daję się nosić emocjom, nie daję się prowokować, zarzuty wobec mnie kierowane z jednej strony przyjmuję jako potencjalnie zasadne, czyli warte rozważenia, ale tez nie przyjmuję ich automatycznie i bez zastrzeżeń. Nie dam sobą manipulować.
Jestem też nieraz nielojalny. Bo jeśli na przykład uznam, iż dana osoba na moją lojalność już nie zasługuje, albo że akurat ta lojalność musi ustąpić czemuś szczególnie ważnemu, obronie jakichś wyższych wartości, to świadomie odstąpię od lojalności. Czasem to odstąpienie będzie związane z jakimś moim dylematem, może bólem wewnętrznym. Ale nie zamierzam oszukiwać nikogo, nazywając na przykład nielojalność uzasadnioną wyższymi względami lojalnością.
Po prostu uważam, że ŻYCIE JEST CZĘSTO BARDZO SKOMPLIKOWANE, tak zagmatwane w motywach, intencjach, wartościach, że praktycznie każde pojęcie uznawane za "dobre" w pewnych warunkach okazuje swą "złą" stronę. I odwrotnie - każde (niemal, bo rzadkie wyjątki pewnie bym wymyślił...) pojęcie powszechnie uznawane jako związane z postawą etycznie naganną, w specyficznej sytuacji życiowej może okazać się etycznie dobre. Dlatego nie przyjmuję ani zarzutów, ani pochwał, które próbują przypisać tak mi, jak i innym ludziom wartości moralne w sposób bezrefleksyjny, automatyczny, oparty tylko o domyślną konotację nazwy typu "narcyzm", "poświęcenie", "egoizm", "altruizm", "moralność", "lojalność".
Bo też i naiwny altruizm może okazać się błędem i złem, poświęcenie - nawet poświęcenie życia - w złej sprawie, w szczególności poświęcenie w imię zaborczych, morderczych podbojów, też będzie złe.
Każdej sytuacji zamierzam przyjrzeć się w jej szczegółach, a nie wyrokować po samym słowie, którego ktoś używa w opisie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:45, 11 Paź 2022    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Dziś uważam, że z byciem narcyzem i pyszałkiem jest trochę jak z byciem niepijącym alkoholikiem. Alkoholik, który był w nałogu, lecz aktualnie nie pije, zwykle ma świadomość tego, że jak będzie nieostrożny i sobie pozwoli na wybicie "ot, tak trochę do towarzystwa", to grozi mu "pójście w tango", czyli na przykład miesiąc chlania na umór. Tylko STAŁA CZUJNOŚĆ wobec zagrożenia daje rezultat zbliżony do oczekiwanego, tylko SILNE POSTANOWIENIE, że nie zamierzam nawet próbować małego flirtu z nałogiem, czy też pyszałkowatym nastawieniem, jako tako (bo też nie całkowicie) chroni przed byciem zawładniętym przez owo zło, którego pragniemy się ustrzec.

Postawa, która chroniłaby człowieka przed popadnięciem w pychę, jest według mnie możliwa jedynie wtedy, gdy mentalnie będziemy "nasłuchiwali głosów nieprzyjaciela". Nasłuchujemy w ten sposób, że analizujemy swoje cele życiowe, pragnienia, reakcje emocjonalne pod kątem, czy czasem nie zbliżamy się w nich do postawy poniżania kogokolwiek, wywyższania się pod jakimkolwiek pretekstem, wmawiania sobie czegoś itp. Jest w tym blisko ten element narcyzmu, o którym pisałem we wcześniejszych postach - analiza siebie, jest bowiem zainteresowaniem sobą, czyli już "małym narcyzmem". Ale ten mały narcyzm musimy jednak dopuścić, bo on jest naszą główną linią obrony przed wielkim narcyzmem i wielką pychą, w której już nie sprawujemy kontroli mentalnej nad swoimi reakcjami emocjonalno - intelektualnymi.
Niezbędny jest zatem ten stały nasłuch na "narcyzm i pychę". Ów nasłuch powinien mieć pewne dość charakterystyczne cechy:
- chłód, zdystansowanie - nie dopuszczanie zbytnio do głosu emocji, lecz traktowanie rzeczywistości w sposób bezstronny i obiektywny
- unikanie przesady w jakąkolwiek stronę - zarówno w szybkie odrzucanie od siebie zarzutu o pychę, jak i zarzucanie sobie tej pychy w przesadzie.
- dyscyplina mentalna polegająca na zdolności do rozpatrzenia każdego potencjalnego zarzutu, bez ulegania zewnętrznemu oskarżycielowi. Jeśli ktoś nas tu oskarża, to nie odrzucamy tych oskarżeń z góry, choć z drugiej strony nie dajemy się też nimi manipulować. Niejeden cwaniak próbuje bowiem dominować swoich bliźnich poprzez ustawianie się w roli oceniającego, sędziego, czyli niejako już z góry na pozycji bliskiej władzy. Przed manipulacją każdy ma obowiązek się bronić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:46, 21 Maj 2023    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Trudno jest formułować myśli tak, aby nie dać jakiegoś tam powodu do oskarżeń o narcyzm, albo z kolei o to, że wypowiadamy się w trybie moralizatorskim, głoszącym prawdy absolutne. Bo trochę jest tak, że albo jedno, albo drugie.
Mówiąc "wydaje mi się, że dobrze jest robić..." podkreślamy subiektywny charakter wypowiedzi, to że teza jest naszą opinią. Ale jeśli ileś razy w wypowiedzi pojawi się "wydaje mi się...", to odbiorca będzie odnosił wrażenie, że wciąż ktoś na siłę umieszcza w wypowiedziach własną osobę, ciągle pojawia się w nich "ten, któremu się coś wydaje", czyli pewnie to jakiś narcyz...
Z drugiej strony formułując myśl bez tego "wydaje mi się" (czy innej formy językowej wskazującej na źródło i subiektywizm wypowiedzi), a więc na przykład po prostu "dobrze jest robić...", po iluś takich wypowiedziach odbiorca uzna, iż wypowiedzi są ex cathedra, są jakimś głoszeniem prawd, rzekomo, absolutnych. No bo tak to się układa, gdy ktoś po prostu same tezy wypowiada: to jest jakieś... tamto jest dobre... należy to, a tamto...

Wychodzi na to, że jest i tak źle, i tak niedobrze.
Problem nie występuje, gdy rozmowa toczy się W ATMOSFERZE ZAUFANIA, gdy nie ma domyślnego czepiania się, gdy strony rozumieją się na tyle, aby nie czynić sobie nawzajem zarzutów. Wtedy "excathedralne" wypowiedzi składające się z samych tez nie będą odbierane jako wyrażanie przeświadczenia, iż ma się prawo do odgórnego dekretowania absolutnych prawd o rzeczywistości, a z drugiej strony dodanie "wydaje mi się" też nie będzie uznawane za objaw narcyzmu, za ciągłe promowanie własnej osoby.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:13, 09 Sie 2023    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Element narcyzmu występuje wg mnie w każdej zdrowej osobowości.

Ten "narcyz" z opisów psychologów to tak naprawdę jest "skrajna postać narcyzmu". Wszystkie właściwie elementy z ducha narcystyczne są jakoś "w grze" u osobowości, która jest zrównoważona. Tylko że osobowość zrównoważona właśnie JEST W STANIE RÓWNOWAŻYĆ te elementy. "Narcyz właściwy" jest tej zdolności pozbawiony - on jest w tej skrajnej formie, nie będąc w stanie się od niej odbić.

Tu dotykamy pojęcia RÓWNOWAGI w kontekście świadomości. Jest to równowaga DYNAMICZNA. Ta dynamiczność oznacza, iż osobowość MA ŚWIADOMOŚĆ (tutaj jest inne użycie tego samego słowa, niż w pierwszym zdaniu akapitu - jest różnica "być świadomością", a "mieć świadomość czegoś") konsekwencji skierowania się mentalnego czy to w jedną, czy w drugą stronę i zarządza tym kierowaniem się wedle jakiejś tam swojej cełowości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:45, 09 Sie 2023    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Jak myśli i czuje narcyz?
Spróbuję tutaj przedstawić opis swojego osobiste wglądu w narcyzm. Będzie to związane z poszukiwaniem intencji trochę w sobie, trochę z opisów w literaturze, trochę z rozmów z ludźmi wykazującymi narcystyczne tendencje.
Narcyzm z grubsza ma taki obraz świata, w którym wszystko co do niego dociera jest odbierane jako mające wydźwięk osobisty, personalny, ku niemu skierowany. Neutralne nawet komunikaty są albo silnie podejrzewane o intencję personalną ku narcyzowi, albo - nawet jeśli nie da się tego potwierdzić - szybko będą konwertowane na na personalne. Narcyz jest emocjonalnie przekonany, że wszystko dotyczy personalnie jego, a jeśliby coś nawet nie dotyczyło jego w czyjejś intencji, to...
i tak dotyczy jego, bo "jak śmiało go zignorować i zajmować się czymś innym".

Najbardziej destrukcyjną postacią narcyza są narcyzi agresywni, żądni władzy. To jest "ten narcyz" z literatury. Jednak można się dopatrzeć też cech narcyzmu w osobach chorobliwie nieśmiałych, zaplątanych w ciągle rozpamiętywanie tego, co ich dotyczy. Bo kwestią podstawową narcyzmu jest ZDOLNOŚĆ DO ZDYSTANSOWANEGO SPOJRZENIA NA SIEBIE. Narcyz właśnie z tym ma problem, nie umie oderwać się od myślenia "co oni mi zrobili", "czym mnie urazili", albo "jak się wywyższyć", "jak pokazać wszystkim, jaki to piękny, ważny, mądry jestem". itp.
Zrównoważony osobowościowo człowiek też sobie nieraz zada powyższe pytania, ale zrobi to:
1. Po pierwsze nie tak często
2. Po drugie nie pod mentalnym przymusem.
3. Po trzecie, już zadając sobie te pytania, będzie w stanie utrzymać na wodzy poczucie osobistego urażenia, bycia przymuszonym do natychmiastowej obrony swojego ego przed światem.

Osoby nieśmiałe mogą mieć tę narcystyczną cechę, ale będą przeżywały te same pytania w sobie, nie narzucając się z nimi światu.
Powtórzę jeszcze raz: to nie tyle samo zadawanie sobie tych pytań czyni "tego właściwego" narcyza, lecz kompulsywność, bezrefleksyjność, przymus zadawania ich sobie, a potem naginania rozpoznań rzeczywistości do neurotycznego potraktowania swojego urażonego, bądź żądnego wywyższenia i pochwał ego.

Narcyz ma problem ze sformułowaniem celów życiowych innych, niż krążących wokół promocji jego osoby. Dla narcyza wszystko będzie personalne i dotykające właśnie jego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:55, 09 Sie 2023    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Z innego wątku:
Michał Dyszyński napisał:
lucek napisał:
no Michale, ale z zeznań Owcy wynika, że wprost go nazwała narcyzem...

zresztą, od czasu pobytu tu Dyskurs, największego narcyza, poza mną, to widzę tu same narcyzy.

Narcystyczne cechy - w jakimś stopniu - ma właściwie każdy. Takie hipotetyczne całkowicie się owych cech pozbycie stworzyłoby osobowość zaburzoną w inny sposób.

Ja pamiętam, że i mi się od Pelikanki dostało od strony bycia narcyzem. Tak więc jest pytanie, czy czasem porównanie do narcyza nie jest z kolei artefaktem jej myślenia bardziej ogólnym. Co oczywiście nie znaczy, że w konkretnym przypadku nie będzie miała racji. Ale owa racja sama w sobie jest pytaniem. Konkretnie chodzi o to, że jeśli ktoś ma w sobie aspektów narcyzmu na poziomie 50% średniej (czyli wyraźnie mniej, niż średnia w populacji), to "jest narcyzem", czy nie jest?
Czy jakakolwiek domieszka narcyzmu w myśleniu i odczuwaniu czyni "narcyza"?
Jak zatem oszacować, ile jest "narcyza w człowieku"?


Tu dotknąłem problemu zero-jedynkowości ludzkich klasyfikacji, pominięciu tego, że realny człowiek nigdy nie jest w pełni skupiony w jednej cesze czy klasyfikacji. W dyskusjach to jest chyba bardzo często problemem, że co niektórzy wyciągają cechę, która jest bardzo wątpliwa, ale jakoś tam może i jest, a potem opierają na tym swoją argumentację, ciągną zarzuty, które w rzeczywistości mają często jedynie śladową zasadność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:36, 13 Sie 2023    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

W temacie mam kolejne podsumowujące, a ważne spostrzeżenie. Opiera się ono o wcześniejsze spostrzeżenie, że W JAKIMŚ STOPNIU ELEMENT NARCYZMU WYSTĄPI U KAŻDEJ ZDROWEJ OSOBOWOŚCI (to było wcześniej omawiane, więc już tu nie będę tego uzasadniał). Problem jest jednak w tym, aby nie być tym złym, czyli skrajnym, niewolniczo potrzebującym nieustannej adoracji swojej osoby narcyzem.
Zatem:
Aby nie być złym, destrukcyjnym narcyzem potrzebne jest zakosztowanie narcyzmu w ogóle jako uczucia i potrzeby, aby potem wziąć tę tendencję pod KONTROLĘ SWOJEGO ROZUMU I ŚWIADOMOŚCI.
Samo separowanie się od aspektu narcyzmu nie jest dobrą strategią obrony świadomości przed stoczeniem się na pozycje złego, destrukcyjnego narcyza, bo taka postawa wyparcia automatycznie oznacza, iż dana osoba NIE NAUCZY SIĘ ROZPOZNAWAĆ u siebie symptomów narcyzmu. To zaś grozi tym, że narcyzm i tak w postawie będzie, ale osoba tę postawę przejawiająca tylko nie będzie miała świadomości, czym jest w relacji z innymi osobami.
Narcyzm warto jest w sobie do pewnego stopnia uznać (bez fałszywego wstydu), nieco się z nim zapoznać, przyjrzeć mu się na własnym przykładzie - tak trochę, tak "dla zapoznania się z tematyką", a potem, gdy już zagadnienie narcyzmu się rozumie i czuje, można wobec niego zająć świadome stanowisko. To zaś daje narzędzia mentalne do tego, aby już destrukcji wobec otoczenia nie przejawiać, aby opracować sobie środki zaradcze na (najczęściej będą one w jakimś stopniu bezwiedne) te ciągoty ku destrukcji otoczenia w celu promowania swojej osoby.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:41, 13 Sie 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:23, 25 Lip 2024    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Zrobiłem wątek o ocenie postawy wywyższania się. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/wywyzszanie-sie-jaki-jest-z-tym-problem,26133.html
W ramach reakcji na to, co w tym wątku napisałem, odezwał się jeden dyskutant, że ja też się wywyższam. Może nawet najbardziej tu się wywyższam. Czy ma rację?...
- Stawiam na to, że nie znajdzie się w moich postach deklaracji w stylu "jestem lepszy od ...", albo inna forma deklarowania się jako autorytet. W podpisie wręcz jawnie mam przyznanie się do (chyba w jakiś sposób pokornego) statusu moich dyskusyjnych poczynań, bo "Nie aspiruję do uznania moich stwierdzeń za absolutne, w pełni obiektywne. Nie oczekuję ślepej mi ufności, czy obdarzenia mnie autorytetem." Poza tym chyba jeszcze z innego powodu nie zgodzę się z zarzutem, iż się wywyższam - z powodu odczytu moich intencji, jak je potrafię rozpoznać. Jak się przyglądam tym swoim intencjom, to po prostu nie widzę w nich myśli, emocji, które świadczyłyby o tym, że pragnę nad kimkolwiek zdobywać jakąś przewagę.

Zdaję sobie sprawę, że nie przedstawię na to dowodu, iż nie ma we mnie intencji wywyższania się, że nie myślę o innych jako o gorszych, a o sobie jako tym, który miałby mieć prawo do jakichś splendorów, przywilejów z racji na to, czy tamto. Jednocześnie raczej nie mam złudzeń, iż kogoś taką deklaracją przekonam. Są pewne okoliczności, które przeciw mnie świadczą. Jakie?
- nie zgadzam się z moimi oponentami w licznych kwestiach
- krytykuję różne ludzkie postawy (choć staram się w większości te krytyki formułować anonimowo, to wyjątki się trafią - np. w odniesieniu do postaci ze sceny politycznej)
- ogólnie dużo publikuję swoich spostrzeżeń, analiz myślowych.
- w trybie twierdzącym jest sformułowana przynajmniej część moich wypowiedzi.
Gdybym siedział cicho, to by nie było żadnych powodów do tego, aby mi zarzucać wywyższanie się. Ale w ogóle piszę, nieraz postawy krytykuję, co w odbiorze naturalnie wywoła wrażenie: ooo, ten to uważa, że ma prawo oceniać innych! Czyli się wywyższa!

Ludzkie postrzeganie nie jest z zasady analityczne, ono działa głównie na emocjach, na intuicyjnie odbieranych wrażeniach. A odbiór kogoś, kto dużo pisze, a do tego krytycznie będzie emocjonalnie preferował ocenę "wywyższanie się". Większość ludzi nie wejdzie dalej w analizę tego "wywyższania się", nie podejdzie do zagadnienia krytycznie. Więc pewnie u nich na zawsze zostanę jako ten "wywyższający się". I nawet nie mam o to pretensji, bo tryb intuicyjny u większości ludzi ma zdecydowaną przewagę nad analitycznym, czyli taka reakcja będzie naturalna.
Dla tych jednak, którzy chcieliby "pobawić się" analizą postawą wywyższania się, pociągnę w szczególności właśnie tę kwestię:
Czy każdy krytyczny typ wypowiedzi jest już wywyższaniem się?
- Analizuję to, bo wiele lat temu po prostu się z tym borykałem. Niejeden raz zarzucałem sobie "oceniasz innych, a więc wywyższasz się, to nie po chrześcijańsku...". Zajęło mi trochę czasu, zanim sobie to ułożyłem w sposób, który dziś powoduje, iż nie mam dziś jakichś szczególnych (kontrolnie co jakiś czas uruchamiam przeczenie sobie w tym względzie) wyrzutów sumienia o owo wywyższanie się. Uważam, że się po prostu nie wywyższam, albo - w innym ujęciu - "nie wywyższam się" w sposób, o którym myślę jako "to złe wywyższanie" (jeśli się wywyższam, to w innym sensie, już świadomym, przyjętym przeze mnie, takim, nie wartościującym negatywnie). Dlaczego tak?...
1. Najważniejszym powodem, dla którego odrzucam ową tezę o moim wywyższaniu się jest to, co wyżej napisałem - NIE CZUJĘ W SOBIE TAKIEJ INTENCJI.
2. Drugim powodem jest to, że uważam zarzut wywyższania się, jako właśnie efekt tego, że w ogóle nie siedzę cicho, a różne postawy krytykuję. I nawet jeśli krytykuję je w zdecydowanej większości anonimowo, to mało kto na to zwraca uwagę, że nikogo IMIENNIE nie poniżyłem. Sam fakt, że nie chcę siedzieć cicho, będzie przemawiał na moją niekorzyść, ale to wg mnie jeszcze nie jest (przynajmniej nie jest "to prawdziwe") wywyższanie się.
3. Staram się negatywne oceny aplikować SYMETRYCZNIE - próbuję nie uchylać się przed RZECZOWO SFORMUŁOWANĄ krytyką mojej osoby, także w kontekście tych aspektów, które krytykuję w postawach innych ludzi.
4. Jeśli krytykuję, to POSTAWY, A NIE OSOBY. Myślę, że nie znajdzie się tu na forum mojej tendencji do krytykowania w stylu "Kowalski to jest taki, a Malinowska siaka". Choć często będę krytykował w stylu np.: ludzie, którzy ślepo wykonują rozkazy, nie angażując w decyzje osądu własnego sumienia, będą postępowali nieetycznie.
Uważam, że wywyższanie się ma miejsce tylko wtedy, gdy jest imienne.

Na tym ostatnim sformułowaniu jeszcze nieco bardziej skupię uwagę w tej analizie. Chcę je uzasadnić.
Dlaczego wymykam się w ogóle z dyskusji, z wątków, w których miałbym oceniać OSOBĘ, A NIE ÓGÓLNE POSTAWY? - właśnie dlatego, że w moim "kodeksie etycznym" ocenianie postaw nie jest wywyższaniem się, a ocenianie osób już może jak najbardziej wywyższaniem być nazwane (o ile oczywiście oceniamy kogoś niżej niż siebie). Wręcz uważam ocenianie postaw za niezbywalne, wręcz traktuję owo ocenianie (tak innych, jak i siebie) jako mój duchowy obowiązek, jako SPOSÓB OSIĄGANIA ZBAWIENIA. Czyli nie wolno jest mi oceniania zaniechać!
Powyższe, wyróżnione kolorem zdanie, jest też powodem, dla którego nie chcę "siedzieć cicho". Uważam, że mam obowiązek nieustannie oceniać siebie w kontekście ocen innych ludzi. Inaczej nie będę miał jak dostrzec własnych błędów, a dalej nie będę miał powodu ich poprawić. Krytycyzm jest w moim osobistym kodeksie obowiązkiem etycznym, podstawą rozwoju duchowego, a nawet czymś bliskim istocie chrześcijaństwa. Tak - jestem krytyczny!
A nie ma jak być krytycznym, aby (średnio w połowie przypadków) nie okazało się, iż ocena jest negatywna. Wiec wychodzi na to, że "ktoś dostał negatywną ocenę". Więc w niejednym odbiorze automatycznym ja tu będę zaklasyfikowany jako wywyższający się narcyz, bo przecież zamiast grzecznie akceptować równo wszystkich i wszystko, to zrzędzę na postawy, które ludzkość przejawia.
I do pewnego stopnia nawet się z tym podejściem zgodzę, bo DOSTRZEGAM TO ZAGROŻENIE, że krytykując kogoś, moje emocje wezmą sobie ten aspekt "ooo, tamten jest zły, ja taki nie jestem, ja jestem dobry, czyli jestem lepszy...". Rzeczywiście taka reakcja mentalna może się łatwo pojawić przy okazji analizy krytycznej ludzkich postaw. Problem w tym, że NALEŻY TĘ REAKCJĘ ZABLOKOWAĆ.
Ten mój pomysł na oceny postaw ludzkich, już całościowo patrząc, jest zatem z grubsza następujący:
1. Oceniam wszystkich (w tym oceniam też siebie), bo OCENIAĆ POWINIENEM I MUSZĘ, bo to dzięki ocenom UCZĘ SIĘ, poprawiam swoje rozumienie świata i mnie samego.
2. Mając świadomość, że ocenianie innych jest często uwikłane w złe (przynajmniej w mojej ocenie) emocje, związane z chęcią wywyższenia się, oceny należy poddawać nieustannej kontroli pod kątem zawartych w nich intencji, a gdy się okaże, iż do ocen doczepia się intencja wywyższania, trzeba ja zablokować.
3. Dodatkowo, a w pewnym sensie pomocniczo stosuję też zasadę "oceniam postawy ludzkie, a nie samych ludzi". Ludzi konkretnych staram się nie oceniać, unikam wchodzenia w dyskusje o znanych mi osobach, formułowania imiennych zarzutów w stylu "to ty jesteś taki zły", unikam pejoratywnego nazywania tych konkretnych osób, choć "wolno jest mi" (wewnętrzny kodeks to dozwala) skrytykować CZYJĄŚ POSTAWĘ na zasadzie np.: to jak widzę ten rodzaj reakcji, według mojej wiedzy wiąże się typowo z negatywnymi emocjami, degradację rozumienia, zakłamaniem". Ostatecznie nie mam prawa ogłaszać "jaki ktoś jest", ale mam prawo przedstawić swoje spostrzeżenie i ostrzeżenie: wg mojej (zapewne niedoskonalej, ale jednak) oceny, taka postawa jest bardzo blisko związana ze złem.
4. Oceniając innych negatywnie, obowiązkowo próbuje taką ocenę przyczepić też sobie - aby "było po równo", aby zachować symetrię. I aby się wybronić, muszę ZNALEŹĆ KONKRETNE, MOŻLIWIE OBIEKTYWNE POWODY, dla których ostrze danej krytyki miałoby się wobec mnie nie stosować.
5. Staram się (też obowiązkowo) negatywne oceny ludzi UBIERAĆ W ZROZUMIENIE I PRZEBACZENIE, czyli za każdym razem, gdy wyjdzie mi, że jakaś postawa zostanie przeze mnie oceniona jako zła, będę starał się wniknąć w motywy emocjonalne za nią stojące, doszukać się dodatkowych zewnętrznych czynników, które mogą sprawiać, że błądzimy.

W tej formie moje oceny już traktuję jako w znacznym stopniu niepodlegające zarzutowi o wywyższanie się. Sformułowanie "w znacznym stopniu" sugeruje, iż dopuszczam jednak jakąś "kontrolną formę zarzutu" wobec mnie. To jest słuszne choćby i po to, aby zachowywać stałą czujność. Nawet jeśli ocena jest pozytywna, to nic nie jest tu dane na zawsze. Nawet jeśli wcześniej nie miałem intencji wywyższania się, to na dalszym etapie życia owa intencja może mnie dopaść. Dlatego zostawiam sobie jakąś formę uznania zasadności zarzutu o wywyższanie się, przyjmuję ją w pewnym sensie i ograniczonym zakresie. To jednak nie będzie miało mocy powstrzymania mnie od formułowania ocen tak innych ludzi, jak i mnie samego, bo te oceny są po prostu SPOSOBEM, W JAKI FUNKCJONUJĘ JAKO ŚWIADOMA OSOBA. Czyli oceniać muszę, oceniać każdy musi, powinien, inaczej by nie przeżył, zaś kluczowe jest nie to, CZY oceniam rzeczywistość, ale JAKIE INTENCJE I EMOCJE zaczynam dołączać do tych ocen. Jeśli wyraźnie zmierzałyby one do kreowania własnej osoby jako lepszej, wyróżnionej na plus na nie wiadomo jakiej zasadzie, to byłoby (to złe) wywyższanie się, ale jeśli udaje się takie intencje i emocje zablokować, to jest się na tej właściwej ścieżce mentalnej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 12:52, 25 Lip 2024, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33289
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:16, 29 Lip 2024    Temat postu: Re: Czy jestem narcyzem i inne takie

Ostatnio sporo piszę w trybie od siebie, "jako ja". Przypuszczam, że typowy odbiorca zinterpretuje te moje wypowiedzi jako efekt jakiejś formy mojego narcyzmu. Ja uważam, iż rzeczywista przyczyna tu jest inna.
Głównym powodem pisania w pierwszej osobie i o sobie, a nie w bardziej bezosobowych wyrażeniach jest to, iż mam rodzaj awersji do formułowania wypowiedzi w sposób sugerujący jakąś postać obiektywizmu, pisania "jak jest". Tymczasem ja wszystko, o czym piszę, chciałbym przedstawiać jako INTERPRETACJE I OPINIE.
Drugim powodem pisania od siebie jest to, że chyba większości osób lepiej się taki tryb czyta, jego przyjmowanie jest bardziej naturalne, łatwiejsze na poziomie emocjonalnym.

Ale wrócę jeszcze do tego pierwszego powodu pisania od siebie. Chcę w ten sposób wyraźnie zasugerować subiektywizm moich ocen.
Dlaczego tak bardzo chcę go sugerować?
- Jest powód PRAKTYCZNY - w ten sposób omijam typowe w dyskusji czepianie się - na pytanie: a skąd to WIESZ, co piszesz?... Udowodnij to!
Chcę z góry ustawić tak mój przekaz, aby było jasne, że ja tu niczego nie "wiem", tylko tak INTERPRETUJĘ (subiektywnie) omawiane zagadnienia. Dla wielu może to być nawet niezrozumiałe, iż taką postawę chcę tu zasugerować. Wielu moich oponentów wyraźnie dążyło do odwrotnej sugestii - właśnie chcą jak najusilniej zasugerować, iż to, co napisali, jest "prawdą samą w sobie - niepodważalną, obiektywną". Niektórzy się upierają, że akurat oni "niczego nie interpretują", tylko "piszą, jak jest". Ja sobie już dawno temu wręcz zabroniłem występować z taką sugestią. Ja - odwrotnie - twierdzę, iż WSZYSTKO INTERPRETUJĘ!
Tu niejeden może powiedzieć: mnie takie subiektywne interpretacje (jak te twoje, Michale) nie interesują, bo ja szukam obiektywnej prawdy. Ja na to wtedy odpowiedziałbym takiemu komuś: jeśli cię zadowala to, że ktoś PRZEDSTAWIA swoje myśli w formie sugerującej ich obiektywizm, jeśli nie szukasz spełnienia jakichś rzeczywistych kryteriów obiektywizmu, to to jest twój wybór. Ja uważam, że samą formą wypowiedzi - forma, w której się pojawia - sugestia obiektywizmu, a nie widać jakichś wynikających z przesłanek podstaw do uznania za obiektywne danego stwierdzenia, nie da się skutecznie zapewnić owego obiektywizmu. To według mnie dalej będą subiektywne opinie, tylko będą one ubrane w sformułowania udające swoją formą obiektywizm stwierdzeń. Czyli wg mnie to będzie forma oszustwa. Ale każdy oczywiście klasyfikuje poprawność, obiektywizm, prawdziwość przekazywanych mu stwierdzeń jak mu to jego intelektualne sumienie i doświadczenie podpowiadają. Więc jak chce polegać na samej formie z sugestią obiektywizmu - jego wybór.

Ja zaś idę ścieżką dokładnie odwrotną - na start sugeruję, a wręcz PODKREŚLAM, iż nie mam prawa swoich przekonań głosić jako obiektywnych. Bo głoszę i tak zawsze SWOJE PRZEKONANIA, nie jestem bogiem, nie mam dostępu do jakiegoś epistemicznego rezerwuaru prawd absolutnych. Mogę co najwyżej interpretować to, co widzę, czuję, rozumiem. I chcę, aby mój odbiorca to wiedział, że ja tylko w takim trybie zamierzam się wypowiadać, że nie lansuję się na obiektywnego. Co odbiorca zrobi z tą moją sugestią?...
- Nie wiem. To będzie jego wybór. Ja jedynie pragnę tu być możliwie jak najbardziej uczciwy, nie obiecywać ze swojej strony w dyskusji niczego, co byłoby pustym lansem na mądrzejszego, bardziej kompetentnego, niż jestem w rzeczywistości.
Jeśli zaś ktoś to weźmie za objaw mojego "narcyzmu". Cóś - trudno. To też muszę wziać na klatę. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin