|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:30, 04 Lis 2024 Temat postu: Czy da się przeżyć i nie myśleć? |
|
|
W przynajmniej niektórych moich dyskusjach pojawił się wątek traktowania myślenia jako czegoś złego. Co ciekawe, światopoglądowo to przekonanie, że "myślenie jest złe" nie jest przypisane do żadnej frakcji na stałe - spotkałem się z nim zarówno u ateistów, jak i teistów, a do tego nawet tych fundamentalistycznie, integrystycznie zorientowanych. Dlatego w tym wątku próbuję zrozumieć tok rozumowania, czyli inaczej PRZEŚWIETLIĆ BEZWIEDNIE PRZYJĘTE ZAŁOŻENIA i PARADYGMATY, które uzasadniałyby tę niechęć do myślenia, to utożsamienie myślenia jakoś automatycznie z błędnością...
Oczywiście to, co tu piszę nie będzie żadną prawdą absolutną, tylko moją osobistą hipotezą, ale mam nadzieję, że opartą o w miarę rzetelne przesłanki, wynikające z tego, jak swoją argumentację organizują te osoby opowiadające się za utożsamieniem myślenia z błędnością, zaś niemyślenia z pewną prawdą. Otóż chyba u podstaw takiego spojrzenia na epistemologię jest przekonanie, iż możliwe (a do tego jedyne prawdziwie słuszne) jest sięgnięcie przez osobę do jakiegoś źródła absolutnej, "gołej" prawdy - jakieś takie sięgnięcie do niej bezpośrednio...
U większości dyskutantów, którzy tak negatywnie traktowali myślenie, pojawia się bowiem motyw zarzutu wobec mnie w stylu: ty interpretujesz, a ja nie interpretuję...
Wydaje mi się, że wybronić sensowność owego zarzutu można jedynie wtedy, gdy się założy, że interpretowanie samo w sobie jest czymś z natury prowadzącym do błędności, zaś nieinterpretowanie jest...
... no właśnie - chyba jakimś takim sięgnięciem do czystej prawdy... Chyba...
Spróbuję tu pójść za tego rodzaju ideą, czyli przyjmę, że oto ktoś w dyskusji
- nie pomyślał, nie interpretował niczego
- a teraz coś głosi i twierdzi, że ma pogląd bardziej uzasadniony od swojego oponenta (który zapewne pomyślał i zinterpretował temat sporu) - a jest tak właśnie dlatego, że ten pierwszy nie myślał i nie interpretował...
Jak to jednak można sobie wyobrazić?...
On nie myślał, czyli to przekonanie, które w dyskusji wyraził, wzięło się...
... skąd?...
Taki jaki "błysk" - olśnienie nastąpiło, a potem już jest tylko z niego sama słuszność, absolut prawdy?...
Przejdę dla skontrastowania i rozpięcia kontekstów do poglądu, jaki ja uważam za słuszny - uważam, że jeśli miałbym mieć jakiś pogląd uzasadniony, to WŁAŚNIE DLATEGO, ŻE GO PRZEMYŚLAŁEM. Myśląc, starałem się UWZGLĘDNIĆ RÓŻNE ASPEKTY, ZBILANSOWAĆ RÓŻNE WPŁYWY, niejednokrotnie dokonać jakichś sprawdzeń, czy moje rozumienie nie podsunęło mi błędnych sugestii, skonfrontować z głosami innych myślicieli, fachowców, autorytetów. Dopiero BIORĄC WIELE ASPEKTÓW RAZEM, BUDUJĄC JAKĄŚ FORMĘ SYNTEZY, ostatecznie mogłem zasadnie zadecydować, czy spośród wielu potencjalnych alternatyw dla danego przekonania, to moje jest tym wartym postawienia na niego. Czyli u mnie tak jest, że nie tylko myślenia nie traktuję jako czegoś, co by dyskredytowało moje przekonanie, lecz odwrotnie - to właśnie z niego czerpię jakąś nadzieję, iż jest ono wyróżnione na plus spośród potencjalnych alternatyw. W takim ujęciu brak myślenia i interpretowania oznaczałby, że ktoś ma przekonanie albo w ogóle nie wyłonione, nieuświadomione (nieznane sobie), albo przypadkowe, chaotyczne, a już na pewno w żaden sposób NIEZWERYFIKOWANE, bo nie porównane z żadnym standardem sensowności i prawdziwości.
Ale najwyraźniej dla niektórych to nie przemyślenie czegoś jest gwarantem sensowności i prawdziwości stwierdzeń, lecz jakaś nadzieja posiadania...
...kanału dostępu do prawdy samej w sobie?...
...może rozpoznania automatycznego, a absolutnego?...
... jakiejś formy operowania na absolucie w czystej intuicji, w dostępie bezpośrednim?...
Cóż to takiego miałoby być?... Słyszał ktoś o czymś takim, opisał to?...
Bo ja zielonego pojęcia nie mam, skąd by się to coś miało wziąć, czym ono jest, jakie byłyby podstawy do mniemania, iż jakoś tam jest.
No i jest jeszcze drugie pytanie: czy osoba przekonania, iż to właśnie ona takim pozbawionym myślenia, interpretowania dostępem owej "prawdy samej w sobie" uważa się za jedną jedyną we wszechświecie, z taką epistemiczną supermocą?... Inni (szczególnie ci, którzy mieliby mieć odrębne zdanie w danej kwestii) owej epistemicznej supermocy chyba nie posiadają (bo jak inaczej wyjaśnić, że się z owym posiadaczem pierwotnej supermocy widzenia prawdy bez pośrednictwa myśli nie zgadzają?). Jak to sobie razem wyobrazić?
Ja tego nie widzę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 0:56, 05 Lis 2024 Temat postu: Re: Czy da się przeżyć i nie myśleć? |
|
|
Jak ewentualnie inaczej można by rozumieć jeszcze postulat niemyślenia, jak go zrealizować?...
Pewnie można by przynajmniej MAKSYMALNIE OGRANICZAĆ tę postać myślenia, które jest logiczne, dyskursywne, oparte o reguły intelektualne. Ku temu chyba zmierza część intencji tych zwolenników np. "czystej wiary i posłuszeństwa" w fundamentalizmie i integryzmie. Być może jakąś - zminimalizowaną - postać myślenia w końcu zechcę uznać, lecz:
- gdy tylko można nie myśleć, to nie myślą
- gdy tylko pojawia się dyrektywa władzy, autorytetu starają się NIE KWESTIONOWAĆ niczego i możliwie literalnie, bez dodawania swoich interpretacji rozkmin dodatkowych, traktować to, co im przekazano.
- gdy przychodzi im zapoznawać się z tekstem pisanym, pochodzącym od autorytetów, myślenie sprowadzałoby się chyba do TYLKO PIERWSZEJ, DOMYŚLNEJ INTERPRETACJI.
Co prawda tak w ogóle niemyśleć i nieinterpretować się nie da, bo przecież nawet zorientowanie się co oznaczają znaczki na piśmie (tworzą słowa) wymaga jednak zinterpretowania ich jako litery, a litery jako (zgodne z gramatyką, pisownia) jako słowa i znaczenia, ale można POPRZESTAWAĆ ZAWSZE NA INTERPRETACJI PIERWSZEJ, czyli co przyjdzie do głowy jako ten pierwotny odbiór, to się tego trzymać do końca, nigdy tego nie poddawać wątpliwość, nie szukać alternatyw, nie wątpić, nie konfrontować z pytaniami. Tak można próbować chyba żyć - czyli może nie tak "zupełnie nie myśląc", ale myśląc minimalnie - tak najbardziej instynktownie, pierwotnie, unikając jakiegokolwiek krytycyzmu, czy samodzielnych poszukiwań, czy interpretacji.
Zwykle jest to tak, że np. religijny integrysta pozwala sobie trochę na myślenie, jeśli rzecz nie dotyczy jego religii. Czasem może być nawet nie najgorszym fachowcem, nawet całkiem krytycznym - np. jeśli taki integrysta jest mechanikiem samochodowym, to w obszarze wykonywanego zawodu może już sobie "pozwalać na użycie intelektu" (o zgrozo! - własnego intelektu), bo np. rozważa nie tylko jedną możliwą interpretację, dlaczego silnik nie wchodzi na wyższe obroty, lecz bierze pod uwagę - czy to problemy ze smarowaniem, czy może z zapłonem, czy może myśli o jakichś luzach w silniku, a potem sprawdza, która z tych hipotez ma największe prawdopodobieństwo. W obszarze zawodowym więc nawet integrysta może myśleć. Tylko gdy przychodzi do kwestii doktrynalnych, religijnych to integrysta dostaje mentalnego stuporu i tutaj tylko stwierdza z uporem to, co rozpozna pierwotnie jako głos od swojego autorytetu. Tu już ów wymóg niemyślenia wymusza na nim tylko upieranie się przy tym pierwszym rozpoznaniu, o co autorytetowi mogło chodzić.
Ciekawe jest, że ostatecznie taki integrysta, to co uznaje oficjalnie za najświętsze, najważniejsze, czyli kwestie religijne, traktuje nagorzej (przynajmniej patrząc od strony osobistego zaangażowania, dania temu daru swojemu rozumu) względem wszystkiego innego, czym się zajmuje. Pewnie w kwestiach praktycznych i zawodowych uznaje wartość wysilku intelektualnego, uznaje za cenne aby rozważyć więcej niż tylko najprostszą interpretację, bo przecież chodzi o to, aby wybierać to, co się rozpozna jako najlepsze. W życiu taki ktoś może być kreatywny, dający z siebie to, co ma najlepsze - pracę swoje umyslu. Tylko w tym najświętszym, najbardziej cenionym obszarze integrysta, zobowiazujący się do ślepego posłuszeństwa autorytetom stawia blokadę tej swojej umiejętnosci, właściwości, ktora we wszystkich innych przypadkach jest przez niego uznana za coś, co wartość posiada. Chyba jest to postawa w pewien sposób paradoksalna.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 1:04, 05 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|