Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33385
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:18, 20 Mar 2023 Temat postu: Czy Bogu potrzebne jest uprzywilejowanie w osądach? |
|
|
Jest jedna postawa, która mnie odróżnia do większości moich braci w teizmie. Rzecz jest subtelna, a do tego poważna...
Większość znanych mi apologetów jakby uznała, iż Boga chwali się ekstremalną stronniczością osądów. Ja zaś mam zdanie takie, że teizm broni się bez potrzeby bycia stronniczym, że jest w stanie pokonać swoich mentalnych przeciwników na równych warunkach, uczciwie, w zgodzie z bezstronnymi regułami.
Ta idea zdaje się większość moich braci teistów chyba wręcz przerażać - wyobrażają sobie najwyraźniej swoją wiarą jako WIELKIE NACIĄGANIE FAKTÓW I INTERPRETACJI.
Z drugiej strony oczywiście ateiści też najczęściej nie są tu jakoś lepsi, też naciągają na potęgę, ale w przeciwną stronę. W każdym razie można by zadać bardzo niebezpieczne pytanie:
Czy Bóg w ogóle byłby prawdziwym Bogiem, jeśliby jego istnienia i prawa nie dały się inaczej wybronić przed oskarżeniami, jak tylko metodą masywnego naciągania?
Kto tu komu powinien dawać for - ateiści czy teiści?...
Na czym polega owo "naciąganie", które obserwuję tak u teistów jak i ateistów?...
Głównie naciąganie objawia się zniecierpliwieniem, nawet reakcją agresywną, personalną na niewygodne argumenty.
Zbliżonym objawem są desperackie próby zmiany tematu, co zwykle też objawia się napastliwością.
Jeszcze inną formą ucieczkowej reakcji jest reakcja wyniosła i przytłaczająca arbitralnością.
Ja wierzę, że wiara w Boga wygrywa z ateizmem W UCZCIWYM STARCIU IDEI, bez stronniczego sędziego, bez potrzeby zamiatania pod dywan niewygodnych faktów i okoliczności - bez naciągania, bez okazywania zniecierpliwienia, straszenia, presji, upierdliwości, krzykliwości mającej zniechęcić wątpiących.
Chociaż też zdaję sobie sprawę, że owego zwycięstwa bożej sprawy mogą nie dostrzec osoby, które właśnie krzykliwość i presyjność traktują jako atrybuty zwycięzcy.
Zło W PEWNYM SENSIE wciąż na tym świecie zwycięża. Zwycięża, zwycięża, zwycięża... Ciągle w trybie niedokonanym...
I chyba jest w tym (boży) cel. Tym celem jest według mnie:
Sprawdzenie POWODU, dla którego ktoś opowiada się po stronie Boga:
- czy opowiada się po stronie dobra i miłości, bo chce być ze zwycięzcą?
czy też
- może opowiada się po stronie Boga, bo właściwie nie ma innego wyjścia, bo on SAM JEST Z BOGA I W BOGU i nawet gdyby wszystko co ku zwycięstwu miałoby prowadzić, Boga zlekceważyło, to i tak to by nic nie zmieniło.
Tylko ta druga motywacja jest według mnie zbawcza. Ta pierwsza reakcja, czyli oparcie się o zasadę popierania strony zwyciężającej, a ignorowania całej reszty, jest funkcjonalnym opowiedzeniem się po stronie boskiego przeciwnika.
Dlatego też tak ważne jest określenie się W OBLICZU PORAŻKI, rozumianej jako odrzucenie przez świat, przez ludzi. To jest unikalna szansa na okazanie swojej mocy duchowej.
Moc duchowa jest czymś znacząco odmiennym od mocy presji.
Twarda presja jest tym, co niczym walec drogowy rozjeżdża indywidualność otoczenie, idee, osoby. Ostatecznie presja jest po stronie niszczenia. Atrybutem zaś boskości jest coś dokładnie odwrotnego - TWÓRCZOŚĆ.
To, jakich środków używamy przy obronie naszej sprawy liczy się nie mniej niż sama intencja. Czasem chyba liczy się wręcz bardziej. Złe postępki w imię dobrej sprawy brukają samą tę sprawę, w oczach obserwatorów czyniąc ją niegodną.
To samo dotyczy masywnego trybu agitacyjnego w przekonywaniu do wiary w Boga. Jeśli to twardą presją mielibyśmy być do Boga skłaniani, to niewiele różni boża sprawa od szatańskiej sprawy. Jeśli do Boga mielibyśmy dochodzić nie w wolności a w uległości wobec siły zewnętrznej, to czym byliby Jego wyznawcy? - Chyba kimś podobnym do ofiar reżimowej propagandy (jak choćby aktualnej propagandy wojennej w putinowskiej Rosji).
Nie twierdzę, że na każde trudne pytanie odnoszące się do mojego teizmu odpowiem w sposób, który uznałbym za w pełni satysfakcjonujący. Nie, tego nie deklaruję, a wręcz chyba taka deklaracja byłaby objawem mojej pychy. Jednak chyba zdecydowaną większość pytań, jakie się stawia wobec teizmu jestem w stanie jakoś obsłużyć wyjaśnieniem. Czasem to wyjaśnienie wydaje mi się mocne, czasem względnie mocne, czasem średnie, czasem dość słabe. Ale nie zamierzam twierdzić nawet, że to słabe jest mocne. Naciąganie mojej słabości do rzekomej mocy byłoby bowiem opowiedzeniem się po stronie fałszu. A to jest według mnie grzech.
Jakich pytań w kwestii wiary chrześcijańskiej nie umiem obsłużyć wyjaśnieniem?...
- W większości są one związane z niektórymi twierdzeniami teologii katolickiej, której wielu elementów nie jestem w stanie umieścić w jakiejś syntezie pojęciowej, która potem by pozwalała mi twórczo reagować, czyli generować rozwiązania pojawiających się problemów. Część tych elementów teologii jestem w stanie umieścić w jakiejś postaci mojego rozumienia, ale sporej części jednak nie. Więc też i nawet nie próbuję bronić tego, czego nie rozumiem. Niech bronią tych idei ci, którzy je zrozumieli, a dalej dzięki temu zrozumieniu mogą je stosować w argumentacjach.
Ponieważ nie uznaję metody przekonywania "na masywną presję i upór", to też nie użyję takiej metody w obronie mojego teizmu. Całościowo patrząc zaś na sprawę, widzę aktualnie więcej argumentów za jakąś formą uznania istnienia zaawansowanego świata duchowego (wraz z jego ukoronowaniem - osobą Boga), niż za przyjęciem wizji świata, który wziął się z czystego przypadku i z osobowością, celowością nie ma nic wspólnego.
|
|