Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czego nie można zdobyć za żadne pieniądze?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:44, 27 Paź 2024    Temat postu: Czego nie można zdobyć za żadne pieniądze?

Za moich "młodych lat" miałem w intuicyjne przekonanie, że mając duże pieniądze, będąc bardzo bogatym, bez trudu zapewniłbym sobie szczęście w życiu i ogólnie miałbym dobre życie. Nie byłem może jakimś skrajnym fanem bogactwa, a nawet może mniej do bogactwa dążyłem, niż średnio to jest w społeczeństwie, jednak wierzyłem, że pieniądze "mogą" jeśli nie wszystko, to przynajmniej naprawdę bardzo dużo. Od jakiegoś czas moje przekonanie o mocy pieniędzy wyraźnie zmierza w stronę uznania, że one "mogą" relatywnie niewiele. Dziś uważam, że pieniądze nadają się głównie do tego, aby się trochę zaprezentować wobec ludzi, parę przyjemności życiowych też zapewnią, ale tego, co naprawdę ważne i trwałe nie są w stanie wesprzeć, a nawet ich posiadanie może te najbardziej wartościowe życiowo rzeczy utrudnić. Dziś widzę całą masę ważnych rzeczy, których nie da się zdobyć za żadne pieniądze. A właśnie te rzeczy dziś traktuję jako te rzeczywiście warte osiągania. O czym takim myślę?...
Za żadne pieniądze nie kupimy sobie poukładania wewnętrznego.
Za żadne pieniądze nie zdobędziemy prawdziwej miłości.
Za żadne pieniądze nie utrzymamy na dłuższą metę zdrowia.

Najwięksi bogacze umierają na choroby cywilizacyjne bardzo podobnie jak średnio zamożni, nawet relatywnie biedni ludzie (może z wyjątkiem zupełnych nędzarzy). Od jakiegoś czasu jestem w jakiś sposób wdzięczny losowi (Bogu...), że urodziłem się w bogatej rodzinie, tylko jestem finansowym średniakiem (na dzisiejsze czasy pewnie średniakiem wychylonym w stronę ubóstwa, niż wyraźnego bogactwa). Znajomość siebie pozwala mi na przewidywanie, że gdybym w młodszym wieku miał zbyt dużą łatwość zapewniania sobie wystawnego, wygodnego życia (dzięki pieniądzom oczywiście), to bym pewnych ważnych rzeczy o mnie i świecie nie zrozumiał, nie udoskonaliłbym swojej świadomości w różnych aspektach. Z drugiej strony cieszę się też trochę, że jakoś tak nigdy nie musiałem się borykać z naprawdę wielką biedą, bo to też przyblokowałoby mi zapewne rozwój.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:05, 27 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dziś uważam, że pieniądze nadają się głównie do tego, aby się trochę zaprezentować wobec ludzi, parę przyjemności życiowych też zapewnią, ale tego, co naprawdę ważne i trwałe nie są w stanie wesprzeć, a nawet ich posiadanie może te najbardziej wartościowe życiowo rzeczy utrudnić. Dziś widzę całą masę ważnych rzeczy, których nie da się zdobyć za żadne pieniądze. A właśnie te rzeczy dziś traktuję jako te rzeczywiście warte osiągania.


Nasz świat jest tak mocno uzależniony od pieniądza, że chyba lepiej mieć ich więcej niż za mało.
Gdyby wygrać w totka z kilkanaście milionów to:
- masz zabezpieczoną starość
- możesz wspomóc swoich bliskich w ich potrzebach
- możesz pomóc potrzebującym bardziej niż to robisz dotychczas
- możesz zrezygnować z pracy i całkowicie poświęcić się swoim pasją. Chyba, że praca jest twoją pasją wtedy problemu nie ma
- wiele przeszkód do rozwiązania, które wymagają posiadania pieniędzy są dla ciebie bez znaczenia
- możesz unowocześnić swój dom tak, abyś był zadowolony
- nie dręczy cię poczucie, że masz gorszy poziom życia od innych, którzy cię znają i prowadzą dostanie życie
...

Ale generalnie zgoda, że miłości i sensu życia nie kupisz.
Ale pieniądze mogą ci pomóc w dążeniu do tych celów.
;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:26, 27 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Nasz świat jest tak mocno uzależniony od pieniądza, że chyba lepiej mieć ich więcej niż za mało.
Gdyby wygrać w totka z kilkanaście milionów to:
- masz zabezpieczoną starość
- możesz wspomóc swoich bliskich w ich potrzebach
- możesz pomóc potrzebującym bardziej niż to robisz dotychczas
- możesz zrezygnować z pracy i całkowicie poświęcić się swoim pasją. Chyba, że praca jest twoją pasją wtedy problemu nie ma
- wiele przeszkód do rozwiązania, które wymagają posiadania pieniędzy są dla ciebie bez znaczenia
- możesz unowocześnić swój dom tak, abyś był zadowolony
- nie dręczy cię poczucie, że masz gorszy poziom życia od innych, którzy cię znają i prowadzą dostanie życie
...

Ale generalnie zgoda, że miłości i sensu życia nie kupisz.
Ale pieniądze mogą ci pomóc w dążeniu do tych celów.
;-P

Pewnie gdyby mi ktoś zaoferował bezpieczne wzbogacenie się niewielkim wysiłkiem, to bym nie zaprotestował. Moje uwagi nie mają charakteru pryncypialnych, czy po moralizatorsku zaangażowanych w ewangeliczną cnotę ubóstwa. Ale nie widzę dziś zbyt wiele metod, w ramach których pieniądze pomogłyby realnie pomóc w zdobyciu sensu życia i miłości. Albo inaczej - może niektóre w specyficznych warunkach by i pomogły, jednak inne efekty wynikające z bycia bogatym by przeszkodziły. Bilans wcale nie byłby dodatni (raczej się dziś skłaniam ku tezie, że byłby z większym prawdopodobieństwem ujemny w stosunku do "grupy kontrolnej" ludzi żyjących co prawda nie w nędzy, ale jednak raczej skromnie).
Bo właśnie ta skromność życia jest też bezcenną nauką. To, że zagrożenia w takim życiu są realne (a nie tylko symulowane z mentalną "poduszką bezpieczeństwa"), stwarza dość unikalne warunki, w których osobowość musi się wysilić na granicy swoich możliwości. A owo wysilenie się na maksa właśnie w rozwoju osobowości bardzo często chodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:04, 27 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ale nie widzę dziś zbyt wiele metod, w ramach których pieniądze pomogłyby realnie pomóc w zdobyciu sensu życia i miłości.


Spróbuję zaprotestować wysilając swoje naiwne intuicje. Sprawa byłaby prosta, gdyby sensem życia byłoby dla ciebie być bogatym, a dzięki temu bardziej niezależnym, bardziej sprawczym, bo np. mógłbyś (mając na koncie kilkanaście milionów albo więcej) kupić sobie kilka domów i co kilka miesięcy żyć sobie każdym z nich.

Dzięki dużym pieniądzom możesz szybciej, sprawniej osiągać różne cele np. postawić dom, a to jest inwestycja w przyszłą rodzinę.

Możesz zwiedzać sobie cały czas świat i się tym chwalić (wycieczki rozwijają, a chwalenie się przed innymi daje przyjemność i poczucie wyższości).

Możesz gościć w luksusowych hotelach, wyspach dla bogatych. Świat stoi przed tobą otworem. :shock:

Nie chcę ci się mieszkać już tu gdzie mieszkasz, bo po drugiej stronie ulicy zamieszkał niemiły sąsiad, który nie darzy cię sympatią? Wyprowadzasz się, gdzie chcesz. A może po prostu zmieniły się warunki okolicy np. zaczął pojawiać się większy ruch (wcześniej takiej sytuacji przez lata nie było załóżmy) i okolica jest jest nudna, mało atrakcji, albo za dużo rzeczy, które rozpraszają, nie pozwalają na cichy, spokojny tryb życia? No to się wyprowadzasz, gdzie chcesz. Masz kasę to rządzisz swoim życiem tak jak chcesz. Wiele ograniczeń dla ciebie po prostu nie istnieje.

A może masz niewolę pieniędzy, codziennie pracujesz te 8 godzin, mnóstwo obowiązków życiowych i nie masz już sił na pasje, rozwój osobisty? Nie ma problemu, jeśli masz kasę. Pracę rzucasz, zyskujesz więcej czasu.

Wtedy czujesz, że życie ma sens, bo jesteś bardziej sprawczym, szybciej możesz osiągnąć więcej rzeczy, masz więcej możliwości.

Z miłością trochę gorzej mi pomyśleć nad jakąś argumentacją. Dobra tu nic nie wymyślę. ;-P
Chociaż..
Masz kasę to możesz zaimponować swoim kolorowym życiem, a tym samym wybijasz się spośród konkurencji i jesteś bardziej zauważalny, ciekawszy dla płci przeciwnej.
Bądźmy szczerzy miłość jest przereklamowana, jak nie masz kasy to żona może ci tłuc patelnie i garnki (jeśli będzie je miała za co kupić) na głowie za to, że nie potrafisz zapewnić rodzinie dostatniego, wygodnego życia.
:rotfl:

Cytat:
Bo właśnie ta skromność życia jest też bezcenną nauką. To, że zagrożenia w takim życiu są realne (a nie tylko symulowane z mentalną "poduszką bezpieczeństwa"), stwarza dość unikalne warunki, w których osobowość musi się wysilić na granicy swoich możliwości. A owo wysilenie się na maksa właśnie w rozwoju osobowości bardzo często chodzi.


Najczęściej chyba skończy to się tak, że człowiek będzie czuł, że przegrał swoje życie, że odstaje od reszty, będzie nosił w sobie coraz więcej złości, żalu, gniewu itd.
Masz kasę to masz czas na rozwój osobisty. Nie masz kasy to masz same kłopoty i to się nawarstwia, nawarstwia i masz już dość. W końcu tracisz poczucie sensu życia i popełniasz samobójstwo, albo idziesz w alkohol.

Dobra wystarczy. :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:07, 27 Paź 2024    Temat postu:

Albo twoim marzeniem jest lecieć w kosmos. No i co zrobisz bez pieniędzy?
Albo chciałbyś zbudować łódź podwodną, by móc płynąć zwiedzić Tytanika. To nic, że ci bogacze, którzy popłynęli zginęli. Swoje marzenie trochę zrealizowali. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:13, 27 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Bo właśnie ta skromność życia jest też bezcenną nauką. To, że zagrożenia w takim życiu są realne (a nie tylko symulowane z mentalną "poduszką bezpieczeństwa"), stwarza dość unikalne warunki, w których osobowość musi się wysilić na granicy swoich możliwości. A owo wysilenie się na maksa właśnie w rozwoju osobowości bardzo często chodzi.


Najczęściej chyba skończy to się tak, że człowiek będzie czuł, że przegrał swoje życie, że odstaje od reszty, będzie nosił w sobie coraz więcej złości, żalu, gniewu itd.
Masz kasę to masz czas na rozwój osobisty. Nie masz kasy to masz same kłopoty i to się nawarstwia, nawarstwia i masz już dość. W końcu tracisz poczucie sensu życia i popełniasz samobójstwo, albo idziesz w alkohol.

Dobra wystarczy. :rotfl:

Właśnie o to chodzi, aby człowiek postawił sobie niejeden raz szczerze następujące pytanie: czy jeśli jestem finansowo zdeprymowany, to na pewno "przegrałem swoje życie"?... :think: :shock:
Jeśliby tak było, to automatycznie znaczy, że to nie ja się tu liczę na pierwszym miejscu, tylko te mniemania o mnie, jakie mają ludzie, szczególnie ci ceniący sobie blichtr świata. A to jest fundamentalne pytanie: za kogo się uważam?
- czy to moje prawdziwe ja, to to, jak mnie widzą ci czy tamci, czy może to, jak umiem panować nad różnymi aspektami mojej natury, jak czuję, jak myślę?...
Właśnie postawienie przed człowiekiem takiego dylematu, uruchamia w nim ten kluczowy namysł, ten początek układania sobie własnej osoby w duchu niezależności od mniemań tych, czy tamtych. I to jest właśnie owo przebudzenie się mocy duchowej w człowieku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:43, 27 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Właśnie o to chodzi, aby człowiek postawił sobie niejeden raz szczerze następujące pytanie: czy jeśli jestem finansowo zdeprymowany, to na pewno "przegrałem swoje życie"?... :think: :shock:


Pozwól, że dalej będę robił za "adwokata diabła".

Tak, ktoś taki - czyli finansowo ubogi - przegrał na tle tych, którzy np. zarabiają po 8 lub 10 tys. na mc, bo to oznacza, że ci, co lepiej się finansowo sytuują są bardziej życiowo zaradni i mogą prowadzić życie takie jakie chcą, a więc są szczęśliwsi.

Cytat:
A to jest fundamentalne pytanie: za kogo się uważam?


A czy stan twojego konta nie mówi o tym, czy jesteś zaradny, inteligenty, kreatywny, odważny i z pomysłem na życie?

Cytat:
- czy to moje prawdziwe ja, to to, jak mnie widzą ci czy tamci, czy może to, jak umiem panować nad różnymi aspektami mojej natury, jak czuję, jak myślę?...


Jak masz dużo kasy to zapewne czujesz się lepiej.
I myślisz o sobie lepiej niezależnie od tego, co będą myśleć inni.

Tak czy siak, stawiam taką tezę roboczą: pieniądze w pewnym sensie mogą cię zbawić, bo dzięki nim możesz żyć jak chcesz, możesz bardziej się realizować i dużo więcej możliwości stoi przed tobą, a ty możesz spokojnie wykazać swoją sprawczość ciesząc się w ten sposób życiem.

W taki oto sposób budujesz poczucie sensu życia.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 22:44, 27 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:42, 27 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
A czy stan twojego konta nie mówi o tym, czy jesteś zaradny, inteligenty, kreatywny, odważny i z pomysłem na życie?

Cytat:
- czy to moje prawdziwe ja, to to, jak mnie widzą ci czy tamci, czy może to, jak umiem panować nad różnymi aspektami mojej natury, jak czuję, jak myślę?...


Jak masz dużo kasy to zapewne czujesz się lepiej.
I myślisz o sobie lepiej niezależnie od tego, co będą myśleć inni.

Tak czy siak, stawiam taką tezę roboczą: pieniądze w pewnym sensie mogą cię zbawić, bo dzięki nim możesz żyć jak chcesz, możesz bardziej się realizować i dużo więcej możliwości stoi przed tobą, a ty możesz spokojnie wykazać swoją sprawczość ciesząc się w ten sposób życiem.

W taki oto sposób budujesz poczucie sensu życia.

Z mojego życiowego doświadczenia wynika mi, że stan konta, od pewnego minimalnego poziomu bystrości i ogólnego ogarnięcia się słabo świadczy o prawdziwej wartości człowieka, a bardziej o tym, czy miał szczęśliwy finansowo los. Najbogatsi ludzie nie są statystycznie bardziej inteligentni, czy życiowo mądrzy od średniaków w społeczeństwie. Więcej mają pewnej formy sprytu i...
... chyba jednak tej formy oportunizmu, która nakazuje wybierać egoizm ponad zasady.
Oczywiście będąc bogatszym, ma się PEWNE POSTACIE sprawczości bardziej dostępne. Powstaje jednak pytanie, czy to są, aby na pewno te postacie sprawczości, które czynią człowieka duchowo wartościowym?...
- Ja jestem raczej bliższy tu odpowiedzi: NIE.
Wcale nie jest tak, że będąc bogatym, przybliżę sobie te sytuacje życiowe, które mnie ubogacają też i duchowo, a nie tylko finansowo. Wyjątki czasem może się zdarzą, jednak będą to wyjątki.
Dlaczego tak sądzę?...
Dlatego, że wg mnie kluczową cechą duchowego doskonalenia się jest właśnie pewna forma DETERMINACJI. Życie - przynajmniej przez pewien czas - w ubóstwie, niedostatku kształtuje charakter. Nie chodzi mi bowiem o to, aby przez całe życie być biedakiem, czy nawet tylko średniakiem, bardziej o to, aby ZAZNAĆ też biedy, niedostatku, walki z twardymi przeciwnościami losu. To jest unikalne, ale też i bardzo ważne doświadczenie.
Bogacze od urodzenia to ludzie, którzy w pewnym sensie nigdy nie zaznali prawdziwego życia, a co za tym idzie, nie wiedzą, kim w tym kontekście są. I wielu z nich w cichości zazdrości tym, którzy z prawdziwymi problemami w życiu się zetknęli, a potem pokonali je.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 23:56, 27 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:18, 28 Paź 2024    Temat postu:

Czyli raczej z pełnym przekonaniem uważasz, że ludzie, którzy gonią za byciem bogatym gonią tak naprawdę za iluzją i pozornym szczęściem?

Niedawno same ze sobą zastanawiałem się, co świadczyć może o tym, że człowiek przegrał swoje życie?
Kilku wstępnych odpowiedzi udzieliłem sobie takich:
1. Nie można przegrać swojego życia
2. Nie zdobycie na swoim koncie dużych pieniędzy
3. Stanie w swoim życiu w miejscu, czyli człowiek nie stawia sobie żadnych celów
4. Człowiek stawia sobie cele, ale te cele są zgubne
5. Nie zrealizowałeś celów, które w danej kulturze uważane są za "wartości wyższe"

A chyba teraz ogólnie dochodzę do wniosku, że przegrał swoje życie ten, kto całe życie podąża za iluzjami, bo wydaje mu się, że ich osiągnięcie da prawdziwe szczęście.
Tylko rozpoznaj teraz te iluzje..
Może pieniądze to jedne z tych iluzji.
W takim razie trzeba faktycznie mocno postawić sobie pytanie, co jest tak naprawdę ważne w życiu?..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:51, 28 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Czyli raczej z pełnym przekonaniem uważasz, że ludzie, którzy gonią za byciem bogatym gonią tak naprawdę za iluzją i pozornym szczęściem?

Jeśli całe życie za tym gonią, to rzeczywiście wg mnie gonią za iluzją. Nie oznacza to, że w ogóle mają żadnych pieniędzy nie zdobywać, ale to, że pieniądze powinny w życiu człowieka być narzędziem, czymś służebnym, podporządkowanym realizacji innych celów, a nie celem samym w sobie.
Dla mnie to, że człowiek goni w życiu przede wszystkim za pieniędzmi, oznacza, iż...
... właściwie to gardzi samym sobą!
Jeśli przedkłada jakieś tam cyferki na kontach, a nie to, co stanowi jego osobę, duchowość, uczucia, intelekt, to znaczy, że najwyraźniej to, co rzeczywiście stanowi "jego, jako jego, co buduje jego odczuwanie, myślenie, spełnienie" zostało zesłane na sam koniec kolejki ważności - wzgardzone i sponiewierane. I to sam ten człowiek tak zadecydował.

Warto tu dodać, że głównym motywem zdobywania pieniędzy dla większości ludzi jest przekonanie, iż dominacja finansowa wywyższa ich ponad tych, co są finansowo słabsi. Inne motywy oczywiście występują, ale są na dalszych miejscach w hierarchii wartości. Można oczywiście argumentować, iż owa forma finansowego sprytu, jaką trzeba się wykazać, aby stać się bogatym, jakoś świadczy (pozytywnie) o człowieku, ale patrząc na to, kim są w większości najbogatsi ludzie, to zdecydowanie brakuje tam prawdziwych geniuszy. To są najczęściej po prostu spryciarze, albo ci, którym się poszczęściło. Bogactwo świadczy właściwie pozytywnie tylko o tych dwóch głównych cechach charakteru - sprycie i szczęściu (dodatkowo trochę o innych cechach - np. często umiejętności manipulowania ludźmi). Czy jednak spryt i szczęście ma być podstawą wartościowania człowieczeństwa?
- Ja bym się z taką tezą nie zgodził. :nie:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:59, 29 Paź 2024    Temat postu:

Dorzucam tu własny tekst z innego wątku na tym blogu. Tamten wątek usunę, aby nie mnożyć bytów bez potrzeby.
Michał Dyszyński w innym, usuniętym wątku tego bloga o tytule: Cena bogactwa napisał:
Od razu zaznaczę, że chyba ten tekst nie będzie przyjemny. Dla większości ludzi tego rodzaju rozważania są jak przykre "drapanie" po pragnieniach, emocjach - czasem dość mocno ukrytych, czasem słabo uświadamianych. Więc pewnie się nie spodoba prawie nikomu. Mi z resztą te refleksje też się właściwie emocjonalnie mało podobają - włażą mi tam, gdzie chciałbym mieć święty spokój, a przynajmniej nadzieję, na to, że to co rozumiem emocjami ma sens. Ale cóż - z jakiegoś upodobania, może wewnętrznego przymusu - jestem takim domorosłym filozofem. I, właściwie wbrew uczuciom (a może dlatego, że jest to wbrew uczuciom...) włażę nieraz z butami tam, gdzie bez mojego włażenia byłoby miło i sympatycznie. A jak już wejdę, to zrobi się niemiło. Ale cóż - jeśli znajdzie się jeszcze jakiś czytelnik "emocjonalny masochista", podobny do mnie, to może dotrwa do końca moich wywodów?... :fuj:

Pytanie - problem jest jak w tytule: czy bogactwo ma swoją cenę?
Tutaj oczywiście, bez większego wydziwiania pewne mało przyjemne aspekty bycia bogatym większość ludzi byłaby w stanie podać. I pewnie wymieniła by:
- zazdrość, zawiść biedniejszych bliźnich (często skutkująca nieszczerością, obmawianiem za plecami, doszukiwaniem się u bogatego wielu złych cech - tylko po to, aby jakoś "wyrównać szanse" w tym ludzkim wyścigu o wartości)
- zwiększone zagrożenie bycia napadniętym, nawet zabitym w próbie rabunku. Oczywiście bardzo bogaci mogą to zagrożenie zminimalizować poprzez zafundowanie sobie dodatkowej ochrony, mieszkanie w zamkniętych osiedlach, zakup broni, swobodny wybór miejsca zamieszkania. Ale te wszystkie zabiegi uwypuklają kolejny niedostatek bogactwa, czyli...
- izolacja - która dotyka głównie może nie ten mniejszy i średni poziom bogactwa, ale ten najwyższy - związany z koniecznością chronienia się przed natarczywością poszukujących wsparcia finansowego, czasem dziennikarzy, nie mówiąc już o osobnikach niebezpiecznych.
To są dość oczywiste negatywne strony bogactwa. Ale większość ludzi pewnie chętnie "wzięłaby na klatę" opisane wyżej problemy, była sobie bogatymi, nawet w pewnej izolacji, z zagrożeniem i zazdrością (pewnie niejednemu nawet ta zazdrość byłaby w jakiś sposób miła, dowartościowująca). Pewnie też część bogaczy, uświadomiwszy sobie "jak to jest im źle z ww. powodów" uzna, ze rachunki etyczne z biedakami mogą uznać za wyrównane, że oni też "cierpią". Ale jednak JEST RÓŻNICA - tych cierpień nie można postawić obok siebie na równi...

Dla mnie jednak od wyżej wymienionych ważniejsze i ciekawsze są inne negatywne aspekty, ukryte koszty bogactwa. Takie bardziej duchowe, społeczne, emocjonalne. Kto wie, czy nie najważniejszym z nich jest
Zaburzenie współuczestnictwa w ludzkiej solidarności.
Niedawno oglądałem film dokumentalny poświęcony II wojnie światowej, w której wypowiadał się jeden z weteranów tej wojny. Mimo że był to już człowiek wiekowy, czyli udzielał wywiadu kilkadziesiąt lat po tamtych strasznych zdarzeniach, jakoś silnie podkreślał jeden aspekt - że czuje się źle z tym, że jego koledzy zginęli, a on przeżył... Zamiast się cieszyć, że jemu się udało, on ma dyskomfort... Jaki w tym sens?
A jednak... A jednak chyba coś w nas ludziach (może nie wszystkich, ale w wielu, może w większości?...) takiego jest, że za prawidłowy stan związków z ludźmi uważa jakąś sprawiedliwość, równość, solidarność. Ludzie chcą czuć się razem, pragną jakiegoś wspólnotowego tła emocjonalnego, które oparte jest o współczucie, pomoc wzajemną, zrozumienie jednych przez drugich. Bycie uprzywilejowanym - a bogactwo na pewno jest formą uprzywilejowania - burzy owo tło. Oczywistym jest pytanie: skoro ktoś obok ciebie cierpi, boryka się z wielkimi problemami, często niezawinionymi - to dlaczego nie doznaje w tym od ciebie wsparcia, jeśli masz nadmiar środków?... Można co prawda jakoś próbować zbyć to pytanie - uznać, że biedacy "sami są sobie winni" (co może jest i racją w jakiejś części przypadków, choć jednak nieprawda w innej części), albo że "taki jest porządek świata". Ale u osoby nastawionej na współczucie, w sumie jakoś pragnącej dobra i sprawiedliwości, takie wymówki nie zadziałają do końca. Po prostu w środku będzie to jakoś gryzło. Tak jak gryzie tego weterana, że on nie zginął, jak jego koledzy... I człowiek będzie w rozterce - nie będąc do końca przekonany, czy chce zapomnieć o problemie, zafałszować jakoś to uczucie bycia niesolidarnym, czy może jednak - na początek minimalnie - "coś z tym zrobić".
A wg mnie dobrej wiadomości dla bogaczy w tym aspekcie nie ma. Po prostu tak już jest, że jak masz znacząco lepiej, jak jesteś wyróżniony, żyje ci się przyjemnie i wygodnie, a nie w trudach i cierpieniu, jak wielu innych, to w jakimś kosmicznym rachunku ludzkiej solidarności wpadasz w coraz większy dług. I każda chwila życia ten dług będzie powiększała.

Z tym problemem bogacze zwykle radzą sobie na dwa (główne) sposoby:
- cynizmem, próbami (czasem jakże udanymi) separowania się od uczuć solidarności, współczucia, stwierdzeniem że tak właśnie ma być, ja tak lubię, jak mam - że mam lepiej - a wstydzić z tego powodu, ani tłumaczyć się nikomu nie zamierzam. Taka postawa jest szczególnie bliska tym ludziom, którzy w naturalny sposób mają empatię na niskim poziomie - a już szczególnie psychopatom. Jednak ludzie empatyczni, nawet jeśli jakoś rozumowo narzucą sobie tego rodzaju postawę cynizmu, nie będą się czuli z tym dobrze. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że będą w jakiś sposób cierpieli
- jakaś forma pomocy innym, u pewnych ludzi polegająca tylko na stwarzaniu pozorów owej pomocy dla uspokojenia sumienia. Ale na pewno w wielu przypadkach to nie będą już pozory, ale szczera i pełna poświęcenia postawa. Mówię o pozorach, bo sporadyczne wspierania jakichś fundacji, drobne datki tu i ówdzie, praktycznie nie ważą na budżecie bogacza, nie wyrównują tu w istocie żadnych rachunków solidarności w cierpieniu (choć zwykle są przez bogacza długo i pieczołowicie pamiętane - jak to on jednak stara się, pomaga i wspiera). W rzeczywistości bowiem bardzo niewielu bogatym ludziom udaje się osiągnąć poziom, który zbliżyłby ich przynajmniej do jakiejś średniej ludzkiego odczuwania. Zdecydowana większość bogatych ludzi jest "nad kreską", czyli nawet jeśli coś komuś dadzą, postarają się, to i tak znacznie więcej odbiorą, skorzystają. Stąd wciąż duchowym cieniem nad tymi, którzy jakoś chcą móc, w sposób uzasadniony, nazywać się "dobrymi", kładzie się cień postawy pierwszej - czyli cynizm. Wciąż będzie atakować myśli pokusa uznania, że jednak przecież jakoś jesteśmy "lepsi", "należy nam się" na lepsza działka od życia, a inni niech cierpią, "bo tak musi być".
Nieliczni bogacze są w stanie wznieść się ponad cynizm, są w stanie naprawdę pomagać, wpisują się swoim życiem w ludzką solidarność. Ale to jest trudne. Chyba nawet znacznie trudniejsze, niż bycie biedakiem, który cierpi, bo nie ma innego wyjścia - nie musi dokonywać dramatycznych wyborów, bo to życie wybiera za niego.

Czy cierpienie bogatego da się porównać do cierpienia biedaka?
Z jednej strony - np. gdyby jakoś mierzyć pobudzenia neuronów, wydzielanie się hormonu stresu itp. to pewnie nie byłoby żadnego problemu z ustawieniem tych cierpień obok siebie na równi. Ale na płaszczyźnie etycznej, w szczególności na płaszczyźnie ludzkiej solidarności i współczucia to nie przejdzie. Biedak, który cierpi z choroby, głodu i chłodu najczęściej nie ma jakiejś oczywistej możliwości zamiany tego cierpienia w stan równowagi emocjonalnej, choćby względnej radości. W każdym razie nie może tego uczynić wysiłkiem swojej świadomości. W odróżnieniu od niego bogacz, który cierpi (być może psychicznie bardzo, ma myśli samobójcze, hormony i neurony stresu szaleją) bo na giełdzie stracił połowę ze swoich 400 milionów dolarów, czy euro, ten bogacz jednak właściwie cierpi z urojenia. Mając taką fortunę ów bogacz, jednym małym "pstryk" w swojej świadomości, może aktywować opcję "jestem szczęśliwy, zabezpieczony, bo mam 200 milionów, co zapewni mi dostatni, wygodny i przyjemny byt do końca moich dni. Tylko jeden "pstryk", jedna zmiana w myśli, dzieli bogacza od stanu cierpienia, do stanu radości. Biedak takiego pstryczka nie ma, czyli cierpi niejako bardziej "obiektywnie".
W tym kontekście właściwie można by powiedzieć, że większość cierpień bogaczy to fanaberie (z wyłączeniem cierpień związanych z chorobami, czy np. śmiercią najbliższych) Te cierpienia zawiedzionych ambicji, niespełnionych planów, urażonych emocji, przy pełnym zapewnieniu potrzeb są właściwie cierpieniami na własne życzenie i i z tego tytułu prawdziwe, pełne współczucie przysługuje. Bogacz płaci więc za swoje bogactwo pewien dodatkowy duchowy aspekt - on żyje i cierpi mniej prawdziwie. W odróżnieniu od niego biedak, zmagający się z bólami życia, żyje w zgodności jego emocji i działań z etyczną warstwą bytu, żyje niejako bardziej prawdziwie, bo jego dążenia nie wynikają z jakichś fanaberii, z próżności, z pustoty, ale z tego co rzeczywiście w życiu ważne. I ta prawdziwość vs nieprawdziwość życia jest dodatkowym duchowym kosztem bogactwa.

Tu na koniec owego tekstu chyba jednak warto dodać pewien dodatkowy komentarz, który rzuca wg mnie istotne światło na cały problem. Otóż krytykując w jakiś sposób postawę dążenia do bogactwa, stawiamy pewien ważny problem: to do czego w końcu my ludzie mamy dążyć?
- Bo jeśli bogactwa (co pewnie w jakiś sposób mogłoby wynikać z powyższych rozważań) jest "złe" (ja tu nie stawiam kropki nad "i", ale chyba sugestia jest oczywista), to jaki program na życie należałoby mieć: mam chcieć być biedny, a w ogóle "im gorzej, tym lepiej"?... Przecież nie chodzi nam o równanie do dołu, nie chodzi o to, aby przynajmniej ci, co jakoś mogą być szczęśliwi, teraz sobie odbierali tę możliwość i - dla jakiejś upiornej solidarności - zadawali sobie katusze, czy np. rozdawali żebrakom (a kto ich sprawdzi, czy po prostu nie przepiją wszystkiego) to, co jednak jakoś wypracowali oni, czy ich rodzina?...
Jeśli zbyt łatwo zanegujemy wartość bogactwa, to tym samym zanegujemy jednocześnie chyba i prawo do dążenia do poprawy bytu, nadzieję na to, że warto żyć tak w ogóle. To byłby bezsens. I ja też jakoś w prosty sposób negować samego bogactwa nie zamierzam. Problemem wg mnie jest nie samo bogactwo, ale jego emocjonalne oddziaływanie na człowieka, a także to, co on dalej z tymi emocjami robi.
Dlatego spójne pogodzenie kwestii bogactwa, etyki i solidarności w człowieczeństwie jest trudne. Wymagałoby ruszenia paru innych kwestii :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2768
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:50, 22 Lis 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dziś widzę całą masę ważnych rzeczy, których nie da się zdobyć za żadne pieniądze. A właśnie te rzeczy dziś traktuję jako te rzeczywiście warte osiągania. O czym takim myślę?...
Za żadne pieniądze nie kupimy sobie poukładania wewnętrznego.
Za żadne pieniądze nie zdobędziemy prawdziwej miłości.
Za żadne pieniądze nie utrzymamy na dłuższą metę zdrowia.


A czy wolność można kupić za pieniądze? Czy ten, kto ma więcej pieniędzy ten jest bardziej wolny?
W pewnym sensie wydaje się, że tak, bo słyszymy w mediach nieraz o sytuacjach, jak kogoś zamykają w areszcie, ale za kaucją wychodzi na wolność - tak się mówi. Poza tym masz dużo pieniędzy to możesz realizować swoje najgłębsze marzenia. Pomyślmy o piłkarzach, nie jeden wychował się w ubogiej rodzinie, a teraz dzięki grze w piłce nożnej, jest obrzydliwie bogaty (np. Ciristiano Ronaldo) i żyje w pełnym luksusie, świat jest do jego dyspozycji. Ma więcej wolności od zwykłego przeciętnego człowieka, który pracuje dzień w dzień i często nie ma czasu na swoje przyjemności i zainteresowania?

Tak więc w tym ujęciu można argumentować, że pieniądze dają szansę na wolność, że dzięki nim można kupić sobie wolność.
Choć w głębszym rozumieniu już sprawa może wyglądać inaczej, bo jeszcze ważne jest to czy nasza osobowość nie jest pełna różnych zniewoleń, czy mamy wysoki poziom rozumienia siebie i świata.

Jestem ciekaw twoich refleksji jeśli mógłbyś się Michał podzielić.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 13:52, 22 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:11, 22 Lis 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Tak więc w tym ujęciu można argumentować, że pieniądze dają szansę na wolność, że dzięki nim można kupić sobie wolność.
Choć w głębszym rozumieniu już sprawa może wyglądać inaczej, bo jeszcze ważne jest to czy nasza osobowość nie jest pełna różnych zniewoleń, czy wysoki poziom rozumienia siebie i świata.

Za pieniądze można sobie kupić PEWIEN RODZAJ wolności. Chodzi o to wolność do ZDOBYWANIA TYCH RZECZY, KTÓRE SĄ W OFERCIE sprzedawców maści wszelakiej. Wolność do kupowania zaoferowanych rzeczy i usług nie jest jednak czymś obejmującym całość życia, nie przybliża celów życiowych, które zostały postawione bardziej indywidualnie, kreatywnie.
To, że korzystamy z tej "wolności pieniężnej", czyli wolności do osiągania tego, co da się kupić, samo w sobie trochę świadczy o tym, że...
... tkwimy w schematach zewnętrznych, że to nie my decydujemy, co chcemy, lecz oferenci dóbr sterują naszymi chceniami. Samo nastawienie się do życia na zasadzie "mam pieniądze, a teraz szukam sobie tego, na co mógłbym te pieniądze wydać" już stanowi formę podporządkowania swojego życia poszukiwaniu oferentów.

Tu ktoś spyta: dobra, ale jak żyć inaczej? To, aby "być naprawdę wolnym" miałbym wszystko sobie robić sam, niczego nie kupować?...
W moim przekonaniu w prawdziwej wolności nie o to chodzi, aby zupełnie eliminować w sobie ten rodzaj wolności pieniężnej (albo też "wolności do kupowania tego, co ktoś zechciał nam zaoferować"), lecz aby ona była jednym z elementów układanki, zamiast rządzić niepodzielnie.
Wolność buduje DYSTANS do spraw. Jeśli się nie ma dystansu (tak jak fanatycy, którzy są przewidywalni, bo zawsze działają w stronę zrealizowania UPROSZCZONEJ POSTACI tego, z czym się identyfikują) do spraw, idei to się jest wchłanianym przez to, co najsilniejsze, przez to co się wyróżniło jako pierwsze, czyli jest się sterowanym "prawem największej wyrazistości".

Prawo największej wyrazistości (teraz je formułuję, bo chyba wyszła mi fajna teoretyczna idea) brzmi:
Osoby pozbawione dystansu do tego, co niesie im życie, będą decydowały się z reguły (praktycznie to niemal zawsze) na tę opcję, która na początku najbardziej przyciągnęła ich uwagę, czyli jest najbardziej wyrazista, a pominą te opcje, które "mają pecha" nie być na początku dobrze się prezentującymi.
Takie osoby mają drastycznie zredukowaną wolność swojego wyboru, są de facto sterowane tym, JAK IM ŻYCIE POUKŁADAŁO PIERWSZE ZETKNIĘCIE SIĘ z danym zagadnieniem. Oni nie są tu panami, tylko biorą z zasady to, co im świat ukazał, oni nie wybierają tego, co najlepsze, bo nawet nie rozważają głębiej idei dobra (nie różnicują aspektów lepszości i gorszości w przemyślany sposób), tylko zbiegają do bezwiednych reakcji, do tych instynktownych odczytów "dobra", jakie się pojawią w przypadkowości ujawniania się fenomenów świata. Takie osoby nie mają szans na to, aby zdecydować się na głębsze, albo jakieś NIE ZAPREZENTOWANE OD RAZU dobro. One bowiem mają zasadę, że łykają szybko to coś, co objawiło się jako "dobro", jako pierwsze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin