Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:02, 17 Lis 2021 Temat postu: Chronić emocje czy prawdę? - dylemat osobowego bytu |
|
|
Konstruując swój osobowy byt, czynimy to właściwie jakby trochę z niczego, z chaosu. Startujemy od biologicznie nam wmontowanych paradygmatów życia - przetrwać, pożywić się, znaleźć partnera, sojuszników w walce, rozpoznawać przyjaciół i wrogów. Wszystko co uznamy, co zacznie kształtować nasze postrzeganie rzeczywistości wystartuje od jakiejś - w dużym stopniu losowo nam wrzuconej w życie - ilości i rodzaju doświadczeń. Nasz system poznawczy będzie jednak już od samego początku starał się tym naszym przekonaniom, jakie z doświadczeń się ukształtują nadawać spójność, budować pewien rdzeń - punkt odniesienia, czyli konstruować JA.
Czym jest JA?
Ja jest tym elementem spajającym bardzo różne wspomnienia, odczucia bieżące, cele działania, odnoszenia się wzajemne aspektów naszego poznania. Aby skutecznie działać, niezbędne jest odróżnianie własnej ręki od cudzej - bo własną ręką możemy sięgnąć po pożywienie, czy odgonić natrętną muchę, zaś cudzą ręką tego nie uczynimy. Wspomnienia tego, co my doświadczyliśmy świadczą o czymś, co rzeczywiście potrafimy, czyli mogą się przydać przy planowaniu dalszych działań, w odróżnieniu od wspomnień cudzych. Nie powinniśmy pomylić naszych umiejętności - np. umiejętności pływania - z umiejętnością cudzą, bo gdybyśmy, nie umiejąc pływać, uznali że doświadczenie pływania do nas się odnosi i wskoczyli do głębokiej wody, to groziłoby nam utonięcie. Tym wszystkim co powoduje, że nasze ogarniania świata, nasza sprawczość, celowość działania w ogóle funkcjonuje, jest właśnie nadanie tym doświadczeniom i odczuciom owego podstawowego KONTEKSTU, KTÓRYM JEST JA.
Mamy instynktowną tendencję do obrony owego kontekstu - JA. Jest to nam wrodzone i, z punktu widzenia przetrwania, słuszne. Gdybyśmy bowiem pogubili się w tym, co jest nasze, co wiemy i rozumiemy vs to, co jest zewnętrzne, bądź chaotyczne, to nie bylibyśmy w stanie skutecznie działać. Po prostu nie bylibyśmy w stanie sięgać do doświadczeń, nie mielibyśmy do dyspozycji skutecznych narzędzi poznawczych względem świata, np. nie bylibyśmy w stanie odróżnić, czy umiemy biegać, czy też latać, czy mamy bać się drapieżnika, czy stojącego przed nami drzewa itp. To wszystko, co się składa na nasze doświadczenie, wiedzę i co stanowi podstawę naszych zdolności do samoobrony i eksploracji świata, musi być skorelowane z owym kontekstem, z tym że
- to JA wiem, czy raczej potrafię uporać się z danym wyzwaniem
- to JA czuję, że dany cel jest wart (dla mnie) realizacji
- to JA jestem w związku z drugim człowiekiem, a więc może mogę na nim polegać w większym stopniu, niż na na innych ludziach
- to JA zrozumiałem coś na tyle, aby tym później władać w różnych sytuacjach (np. to ja umiem prowadzić samochód, jeździć na rowerze, zdążyć przed zmianą świateł ulicznych itp.).
Ta wiedza co JA potrafię, jaki jestem, co stanowi moje ograniczenie jest bezcenna dla przeżycia. Więc naturalnym jest, że będziemy ją chronili. Będziemy ją chronili łącznie z całą ową ideą - z samym JA.
I tu powstaje ten najbardziej podstawowy dylemat: jak chronić JA?
Ochrona JA jest o tyle problematyczna, że owo ja oscyluje pomiędzy dwoma głównymi stronami naszej natury:
- emocjami i intuicjami
- myśleniem rzeczowym, szukającym obiektywizacji.
Te strony naszej natury są we wzajemnej opozycji, a jednocześnie funkcjonują komplementarnie. Obie są NIEZBĘDNE aby nasza mentalna konstrukcja funkcjonowała poprawnie. Są niezbędne, bo nawzajem uzupełniają sobie luki, niedostatki.
Mocą emocji i intuicji jest to, że dostarcza pobudzeń, spontanicznych kontekstów, daje odpowiedź w sytuacjach, w których brak jest twardej wiedzy, obiektywnych przesłanek. Intuicja "ratuje" myślenie wtedy, gdy nic nie wiadomo - da nam odpowiedź (często może i błędną w ostatecznym rozrachunku, ale przynajmniej jednak jakąś), pomimo braku przesłanek. A w życiu tak jest, że często nie mamy tego komfortu, aby sobie poczekać na więcej danych, więcej informacji - musimy reagować tu i teraz, bo inaczej zdarzy się coś naprawdę złego.
Mocą myślenia rzeczowego jest to, że synchronizuje ono emocje, rozwiązuje konflikty pomiędzy nimi, buduje wiedzę, która pozwala na adekwatne do wyzwań w świecie reakcje. Ta moc myślenia rzeczowego ma naturę TWORZENIA MODELI myślowych, czyli budowania pewnej sieci zależności pomiędzy doznaniami i wspomnieniami.
JA "rozsiadło się okrakiem" zarówno na tej stronie emocjonalno - intuicyjnej, jak i rzeczowo - intelektualnej. Mamy w sobie zatem zarówno owo emocjonalne pragnienie, aby wprowadzać w czym to, co nam "samo" wpada do głowy, co nie ma innego uzasadnienia, jak tylko nasz nieokreślony impuls, ale też mamy i jakiś rodzaj, niezależnego od naszych impulsów (a z nimi chciejstw) osądu szukającego obiektywizmu. Musimy umieć myśleć w sposób oddzielający to co chcemy, aby było, od tego co ostatecznie uznajemy, że jest. Bo jak byśmy bez reszty zawierzyli naszych pragnieniom, uznając je za rzeczywistość, to np. wzięlibyśmy za dobrą monetę pragnienie, aby pływać w sytuacji, gdy tak naprawdę pływać nie umiemy i po wskoczeniu do wody, utopilibyśmy się. Dla przetrwania, niezbędna jest wiedza rzetelna, dająca się poprawnie konfrontować z rzeczywistością - czyli sprawdzona, czyli dająca priorytet temu, co rzeczywiście jest, a nie temu, co tylko my byśmy sobie chcieli.
Ale pragnienie jest emocją. A emocje mają to do siebie, że chcą władać despotycznie, nie lubią ustępować. I nasza obrona i konstrukcja odniesień JA też ma silną komponentę emocjonalną.
Komponenta emocjonalna w rozumowaniu powoduje, że pojawia się w nas skłonność do uznawania pragnień za rzeczywistość.
Tak w ogóle to jest ona tu trochę potrzebna, nawet niezbędna. Bo samo JA trzeba zaakceptować. Aby rozumować, działać trzeba WIERZYĆ W SIEBIE w pewnym minimalnym stopniu. Owa wiara i akceptacja siebie musi zawierać aspekt emocji - bo ten jest bezwarunkowy, dostosowawczy, funkcjonować będzie zawsze, niezależnie od tego, czy potrafimy skonstruować dla niego model rozumowania, czy nie. Czyli MUSIMY UŻYWAĆ KOMPONENTY EMOCJONALNEJ - niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Z drugiej strony jednak nie możemy się na tę komponentę zdać całkowicie, bo ona - zamiast trwałej, obiektywnej wiedzy - najczęściej podsunie nam jako rozwiązanie nasze chciejstwa, czy bardzo uproszczone, niesprawdzone, często jawnie błędne "rozwiązania". Dopiero uporządkowanie sobie całej owej konstrukcji JA rozumem szukającym obiektywizmu, jest w stanie uczynić ową konstrukcję skuteczną, odporną na destrukcyjne wychylenia z położenia równowagi.
I tak to się w naszej osobowości dzieje - że przeplata się w niej poszukiwanie obiektywnej prawdy, z chciejstwami, z pragnieniem bezwarunkowej akceptacji dla tego, co się właśnie nam (nie wiadomo do końca skąd) objawiło. Umysł będzie szukał w tym spójności, porządku, czyli będzie próbował skonstruować JA oferujące możliwość skutecznego działania, wytyczania celów, reakcji na wyzwania.
Najbardziej pierwotnym podejściem jest ochrona emocji.
To mamy z instynktów, to jest wrodzone, tego nie trzeba wymyślać. Emocje nam (najczęściej, bo na razie nie piszę tu o jakichś patologiach mentalnych) będą zawsze podpowiadały, że to co sobie uznaliśmy za jakąś formę dobra, z czym się identyfikujemy wymaga obrony i wsparcia. Emocje są bliskie dążeniu do przyjemności, chwytają owe przyjemności, które stwarza nam biologia. Dlatego osoby emocjonalne najczęściej są też bardziej sensoryczne i skupione na tym, co zleca biologia. Choć niekiedy rozbudowują sobie pragnienia do skomplikowanej postaci. Najczęściej też osoby emocjonalne utożsamiają swoje JA właśnie z emocjami, przyjemnościami i pragnieniami.
Takie osoby będą miały skłonność do brania swoich pragnień za rzeczywistość. Niestety, taka oportunistyczna strategia osądu świata, w której przyjemność i pragnienia rządzą, ma w sobie zaszyty wielki problem - bardzo silną podatność na wewnętrzne skonfliktowanie.
Osoby emocjonalne właśnie najczęściej takie są - pełne konfliktów i sprzecznych pragnień. Emocje bowiem nie pytają się o długofalowe skutki, o to czy w ogóle dane pragnienie jest realne, czy istnieje jakakolwiek szansa jego ziszczenia się. Emocje będą "się zachowywały" jak małe dziecko, które krzyczy: ja chcę! Dajcie mi to! Już! Teraz!
A jak się temu "dziecku" pozwoli na rządzenie, to ono szybko zrobi jakąś głupotę. Bo ono nie patrzy na to, czy dalszym skutkiem jego działań nie będzie coś złego, nawet totalna destrukcja.
|
|