|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:21, 28 Wrz 2022 Temat postu: Ambicja nie organizowania sobie pozamerytorycznych przewag |
|
|
Mam jedną, chyba dla części dyskutantów dziwną ambicję w dyskusji. Ambicję da się określić słowami z grubsza jak z tytułu wątku, czyli jest to ambicja, aby nie dodawać do tej przestrzeni starcia, jaką tworzy dyskusja żadnych przewag typu personalnego, bądź związanych z jakąś inną formą arbitralnego uznania.
Już bardziej konkretniej w ambicji owej zawarłoby się:
- nie sugerowanie żadnej innej swojej kompetencji, niż to co bezpośrednio podawane w dyskusji
- nie "osłabianie" oponentów oskarżeniami personalnymi, uznanymi za poniżające określeniami (przynajmniej nie czynienie tego jako pierwszym, choć po jakiejś serii ataków personalnych na mnie, bywa że się odwinę - właściwie tylko po to, aby nie sugerować mniej zaawansowanym mentalnie obserwatorom, że jestem kimś, kto zupełnie nie potrafi ostrzej odpowiedzieć na oskarżenia. Nie uważam, aby taka ostra, personalna odpowiedź cokolwiek znaczyła merytorycznie, jednak czasem dopuszczam lekki wizerunkowy wtręt, adresowany do tych, którzy dyskusje wciąż jeszcze oceniają silnie instynktownie, więc należy im się przynajmniej drobna wskazówka, iż sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, niż by to wskazywały ich bezwiedne oceny).
- symetryzowanie opinii - nie promowanie swoich opinii jako z góry lepszych od opinii innych osób. Opinie za każdym razem będą oceniane wedle prywatnych zasad - jak kto je potrafi swoim umysłem, doświadczeniem życiowym sformułować. Nie chcę (nawet nie życzę sobie) aby moja opinia zyskiwała jakąkolwiek formę odgórnego uprzywilejowania.
Oczywiście jest tu pytanie podstawowe: PO CO?
Po co w ogóle, Michale, sobie nakładasz takie ograniczenie?...
- Odpowiedź podstawowa na to pytanie jest prosta: cała ta postawa jest po to, aby gdy już dojdzie do jakiejś postaci rozstrzygnięcia racji w dyskusji, było jasne, że owo rozstrzygnięcie miało charakter merytoryczny.
Głównie i przede wszystkim o to podstawowe domniemanie rozstrzygnięcia (które, jak obstawiam rozsądny obserwator rozstrzygnie na korzyść moich argumentów) chodzi: że owo rozstrzygnięcie wynikło z samej analizy meritum sprawy, że żadne dodatkowe aspekty nie zakłócały (przynajmniej na moją korzyść) poprawności owego rozstrzygnięcie.
To uważam za ważne, to uważam za swój cel.
Jakakolwiek przewaga osiągnięta metodami presji osobistej, manipulacji faktami czy interpretacjami jest właściwie powodem do zanegowania merytorycznego charakteru rozstrzygnięcia. Czyli niweczy cały wysiłek na polu merytorycznym. Czyli właściwie można sobie takie rozstrzygnięcie zignorować, bo jest g...wno warta...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:58, 28 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Jest też pewien dodatkowy powód, dla którego koncepcja dyskutowania, w której zdobywa się pozamerytoryczne przewagi jest łatwa do wykorzystania przez oponenta, wobec którego ją ktoś stosuje.
Weźmy sobie na przykład strategię "dyskusyjnego zmiękczania" za pomocą nieustannej krytyki, inwektyw, ale połączonej jednocześnie (takie założenie czynię, że napastliwy dyskutant, oprócz owej napastliwości ma też i merytoryczne argumenty, które może być komuś trudno odeprzeć). Taką napastliwość można bowiem w odpowiednim momencie WYKORZYSTAĆ JAKO PRETEKST do nie podjęcia niewygodnego zarzutu w dyskusji. W stosownej chwili, gdy już czulibyśmy, iż nie podołamy argumentom merytorycznym napastliwego oponenta, zawsze możemy ogłosić:
- z takim chamem dyskusyjnym ja dalej nie dyskutuję! To nie spełnia moich standardów dyskusyjnych kultury, więc po prostu odpuszczam sobie wszelkie dalsze argumentacje, jako że nie został spełniony warunek podstawowy dyskusji - kultura i uprzejmość. Dziękuję za dyskusję, ale dalej nie będzie ona przeze mnie kontynuowana. I ostentacyjnie OBRAŻAMY SIĘ!
I zewnętrzny obserwator będzie miał powód do uznania, iż mieliśmy podstawy ku temu. Nie musimy się już tłumaczyć, dlaczego nie odparliśmy niewygodnego argumentu merytorycznego, nie musimy już ciągnąć trudnych kwestii, bo się zgrabnie wymiksowaliśmy, co będziemy dalej utrzymywać stale przez siebie deklaracją bycia obrażonym przez chama. A z chamami kulturalni nie dyskutują bez względu na to, jakie by cham nie miał argumenty...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 15:58, 28 Wrz 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:37, 28 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | napastliwość można bowiem w odpowiednim momencie WYKORZYSTAĆ JAKO PRETEKST do nie podjęcia niewygodnego zarzutu w dyskusji. W stosownej chwili, gdy już czulibyśmy, iż nie podołamy argumentom merytorycznym napastliwego oponenta, zawsze możemy ogłosić:
- z takim chamem dyskusyjnym ja dalej nie dyskutuję! To nie spełnia moich standardów dyskusyjnych kultury, więc po prostu odpuszczam sobie wszelkie dalsze argumentacje, jako że nie został spełniony warunek podstawowy dyskusji - kultura i uprzejmość. Dziękuję za dyskusję, ale dalej nie będzie ona przeze mnie kontynuowana. I ostentacyjnie OBRAŻAMY SIĘ! |
Właściwie to aż się prosi mieć taki dodatkowy argument w dyskusji - taką furteczkę, którą można umknąć w każdej chwili, ale tez wykorzystywać na mniejszą skalę.
Napastliwe uwagi naszego oponenta są do twórczego wykorzystania za pomocą różnego rodzaju drwin w stylu:
- no tak... bez tego personalnego ataku, twoja argumentacja przecież nie miałaby szans...
albo
- nie starczyło sił na merytoryczną odpowiedź?... Ratuj się tymi inwektywami, bo nic ci nie zostało lepszego...
- jak widać, głównym twoim argumentem W SPRAWIE, jest nazwanie mnie w sposób.... Zaiste! Nie odróżniasz zupełnie kwestii merytorycznych od personalnych...
- Już widać z tego, z jakich przesłanek wzięło się Twoje stanowisko - zadecydowała najwyraźniej zdolność do nazwania poniżająco oponenta. Wygląda to na stałą tendencję, wygląda, że wcześniej też ARGUMENTEM w twoich przemyśleniach była napastliwość osobista.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:58, 28 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Michał Dyszyński napisał: | napastliwość można bowiem w odpowiednim momencie WYKORZYSTAĆ JAKO PRETEKST do nie podjęcia niewygodnego zarzutu w dyskusji. W stosownej chwili, gdy już czulibyśmy, iż nie podołamy argumentom merytorycznym napastliwego oponenta, zawsze możemy ogłosić:
- z takim chamem dyskusyjnym ja dalej nie dyskutuję! To nie spełnia moich standardów dyskusyjnych kultury, więc po prostu odpuszczam sobie wszelkie dalsze argumentacje, jako że nie został spełniony warunek podstawowy dyskusji - kultura i uprzejmość. Dziękuję za dyskusję, ale dalej nie będzie ona przeze mnie kontynuowana. I ostentacyjnie OBRAŻAMY SIĘ! |
Właściwie to aż się prosi mieć taki dodatkowy argument w dyskusji - taką furteczkę, którą można umknąć w każdej chwili, ale tez wykorzystywać na mniejszą skalę. |
Z drugiej strony siebie wtedy można przedstawić jako tego, który od początku do końca żadnych oszustw nie stosował, który czysto merytorycznie się wypowiadał, rację swoją definiując na gruncie wyłącznie rozumowym.
Mi tak wniosek, taka postawa jest w jakimś sposób osobiście bliska. To jest MÓJ WIZERUNEK, to jest moje "dyskusyjne ja".
Wystarczy mi oprzeć się tylko na tym, co rozumowe!
Nie trzeba mi żadnego dodatkowego wsparcia, to przecież moje rozumowe argumenty zwyczajnie RADZĄ SOBIE!
Sięganie po argumenty wizerunkowe, napastliwość, presja poniżyłoby tylko wymowę tego, iż samym rozumem definiuję swoją rację! Bo świadczyłoby to jakoś, że w ogóle to sięgnięcie jest potrzebne. A przecież wcale nie jest, bo już widać - przynajmniej osoby na pewnym poziomie intelektu to widzą - gdzie jest racja. Nie mam wątpliwości, że jest ona po mojej stronie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:29, 28 Wrz 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Sięganie po argumenty wizerunkowe, napastliwość, presja poniżyłoby tylko wymowę tego, iż samym rozumem definiuję swoją rację! |
To wręcz sugerowałoby, że owej racji nie mam, albo że sam w nią nie wierzę. Argument wymykający się zasadom rozumowania, użyty tam, gdzie rozumowanie jest wymagane, stanowi ZŁAMANIE ZASAD, czyli DYSKREDYTUJE się sam jako argument.
To jest trochę jak z grą w szachy - kto do szachów siada, przyjmuje automatycznie podstawowe założenie: tu o wygranej świadczy WYŁĄCZNIE to, czy dokonano ich W RAMACH REGUŁ owej gry. Wygrał w szachy ten, kto tych reguł dochował, a przy tym w ramach owych reguł osiągnął stan wygranej, którym jest danie przeciwnikowi mata, bądź gdy przeciwnik partię poddał. Wywieranie na przeciwnika presji innej, niż wynikającej z reguł gry (np. przeszkadzanie w myśleniu za pomocą hałasu, zagadywania itp.), traktowane jest jako przegrana, z tytułu złamania regulaminu. I jest to ogłaszane przez sędziego.
W dyskusjach najczęściej nie ma sędziego, więc sprawa nie jest oczywista, kiedy ktoś łamie reguły uczciwej dyskusji, jednak do jakiegoś stopnia jest to jasne (choć niektórzy mogą udawać, że tego nie rozumieją).
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:00, 10 Paź 2022, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:04, 10 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Argument wymykający się zasadom rozumowania, użyty tam, gdzie rozumowanie jest wymagane, stanowi ZŁAMANIE ZASAD, czyli DYSKREDYTUJE się sam jako argument. |
W zasadzie samo to stwierdzenie, że czyjś argument zatracił (może nie miał go nigdy) swój rozumowy - intelektualny charakter, jest już ZARZUTEM KŁADĄCYM ów argument.
Już nic więcej nie trzeba!
Bo jeśli przyjmujemy jako zasadę, że dyskusją w sensie merytorycznym jest wymiana argumentów, które wyłaniają najlepsze rozumowanie. to brak oparcia się właśnie o rozumowanie stanowi porażkę z natury rzeczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:55, 22 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Coraz bardziej mi się podoba idea dyskusji czystej, wolnej od presji.
W świecie intelektu liczą się tylko argumenty o naturze zbliżonej do logicznej. Agitacja i dominacja emocjami nie mają NIC DO GADANIA.
Wejście w obszar narzucania, dominowania, wywoływania emocji, w celu nagięcia toku debaty do jakiegoś kierunku, samo w sobie jest PORZUCENIEM LINII INTELEKTU, czyli nadaje się tylko do zakończenia dyskusji z osobą, która nie ma ochoty (już... jest pytanie, czy kiedykolwiek tę ochotę miała?) na rozważanie w trybie dociekań stricte rozumowych.
W jej ramach paradygmatem podstawowym byłoby to, że NIKT NIE WYGRYWA, ANI NIKT NIE PRZEGRYWA.
Strony PREZENTUJĄ OPISY dla omawianego problemu.
Ostatecznym efektem nie jest jednak wskazanie zwycięzcy, czy jedynej racji w sprawie, lecz rozejście się stron z nową wiedzą o tym, jak inne osoby widzą dany problem.
Nie ma wygranej ani przegranej, liczy się wyłącznie wiedza o tym, że ktoś postrzega dane zagadnienie w jakiś tam indywidualny, właściwy właśnie jemu sposób, a my dzięki dowiedzeniu się tego, jaki ów sposób jest, zyskujemy szansę na porównanie z naszym stanowiskiem, zdobycie szerszej perspektywy, dystansu.
Dla mnie zdobywanie dystansu do własnych myśli jest ważnym celem dyskusji. Dążę do niego, cieszę się, gdy mogę go realizować.
Chyba jest tu - z perspektywy bardzo wielu dyskutantów - jakby "dziwny". Bo tam gdzie dla wielu celem jest utwardzenie maksymalne własnego stanowiska, uczynienie go dominującym i jedynym, ja mam cel dokładnie odwrotny - pragnę znaleźć jak największą liczbę zaprzeczeń temu mojemu stanowisku, skonstruować perspektywę, która moje stanowisko zrelatywizuje, uczyni słabszym.
Myślę, że niektórzy - z przyczyn ogólniejszym, emocjonalnych - tej mojej perspektywy nigdy nie zrozumieją.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 14:49, 22 Paź 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:00, 22 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
W zasadzie chyba wobec dyskutantów narzucających presją, emocjami, napastliwością jakieś przekonania należałoby zastosować tę jedną główną strategię. Po zorientowaniu się, że dyskutant takie narzucanie stosuje, wypadałoby stwierdzić:
przystępowałem do dyskusji z założeniem, że będą w niej rozstrzygały racje intelektualne. Jednak z racji na to, że najwyraźniej oponent ma inną wizję dyskusji, z racji na to, że najwyraźniej dąży do personalnej dominacji, odstępuję od dalszego w tej dyskusji udziału. W zakresie wywierania owej presji emocjonalnej nie miałem nigdy i nie mam teraz ani celów, ani oczekiwań, zatem oddaję ten rodzaj konkurencji walkowerem - oponencie wygrałeś.
W zakresie zaś intelektualnym uważam dyskusję za zakończoną (bo porzuconą) z winy mojego oponenta, który zamiast podjąć przedstawione argumenty, zwekslował tok dyskusji na aspekty nierozstrzygalne rozumowo, zależne przede wszystkim od presji zakorzenionej w emocjach i w woli narzucania swojego stanowiska, bez względu na jego intelektualny status.
Można by też podsumować: do walki na presję, mój oponencie, będziesz musiał sobie poszukać innego niż ja partnera do dyskusji.
Zakończę nawiązaniem do znanego stwierdzenia z Biblii "nie można dwom panom służyć - Bogu i mamonie". W podobny sposób nie można intelektualnie służyć dwóm tak bardzo odmiennym celom dyskusji
- przeciągnięcia wskazania racji na swoją stronę, stosując metody pozaintelektualne
- intelektualnemu rozstrzygnięciu owej racji.
Jeśli realizuje się jeden z tych celów, to się automatycznie niszczy realizację drugiego, bo rozstrzygnięcie uzyskane metodami innymi niż stricte intelektualne z samej konstrukcji i definicji jest rozstrzygnięciem pozaintelektualnym, a co za tym idzie o nieokreślonym, a dodatkowo zagmatwanym stosunku do intelektualnej racji.
Z czego powyższe wynika?
- Wynika to Z SAMYCH ZASAD LOGIKI!
Logiczne rozumowanie tylko wtedy jest rozstrzygające, tylko wtedy określa rzecz pewną, gdy zostały ROZPATRZONE WSZYSTKIE MOŻLIWE OPCJE w danym problemie. Nie może się tu prześlizgnąć nawet jedna opcja przecząca tezie, którą chcielibyśmy później uznawać za logicznie poprawną. Jeśli zaś ktoś w rozumowanie wprowadza aspekt intelektualnie - logicznie nierozstrzygalny (takim jest aspekt presji mentalnej, emocji, oparcia się o niezdefiniowane pojęcia typu obelżywe określenie oponenta), to z automatu blokuje sobie drogę do rozstrzygnięcia sprawy na płaszczyźnie logicznej. Bo już od tego momentu nie będzie w stanie zewidencjonować wszystkich opcji rozumowania.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:28, 22 Paź 2022, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:45, 22 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Hasło dla tego wątku równie dobrze mogłoby brzmieć:
Dla wykazania racji, która je głoszę, zdrowy osąd rozumu jest wystarczającym narzędziem, czyli nic innego dodatkowo nie jest potrzebne, a wręcz wszystko ponad będzie przeszkadzało.
Argumentacja jest zasadna wyłącznie wtedy, gdy została przeprowadzona wyłącznie intelektem. (choć nie oznacza to, że przesłanki do argumentacji będą wyłącznie od intelektu pochodziły, chodzi o SAMO ROZUMOWANIE).
Każdy wręt do argumentacji, pochodzący spoza intelektu, jest podejrzany o bycie zakłóceniem rozumowania, jest przesłanką do uznania wadliwości owej argumentacji.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 22:18, 22 Paź 2022, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:28, 22 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Każdy wręt do argumentacji, pochodzący spoza intelektu, jest podejrzany o bycie zakłóceniem rozumowania, jest przesłanką do uznania wadliwości owej argumentacji. |
Tylko czy stawiając tak twarde warunki dyskusji, nie pojawi się problem tego rodzaju, że już nie będzie z kim dyskutować?
Jest jeszcze aspekt ludzkich emocji i związanej z nimi motywacji do dyskusji. Jeśli tak ludzie mają, że bez tych elementów ich aktywność gaśnie, jeśli zmuszeni do twardego reżimu intelektualnego, nie są w stanie wytrwać, to czy można mieć o to do nich pretensje?...
Rzecz do przemyślenia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:37, 23 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Postanowiłem sobie kiedyś nie wykorzystywać możliwości okazania się bardziej "kompetentnym" poprzez wypowiadanie się w trybie autorytarnym, czy sugerującym, że mam coś w pełni sprawdzone, że jest autorytetem w jakiejś sprawie. Nie wykorzystuję tego nawet gdy mam ku temu okazję (bo się akurat nadarzyła), jak też i unikam samego dążenia do sytuacji, w których ktoś mógłby uznać, iż jako autorytet się wypowiadam.
Nie chcę tego z kilku powodów.
Pierwszym powodem jest spójność z samym sobą w tym zakresie - ja też nie specjalnie szukam sobie autorytetów, którzy mieliby mi coś z góry narzucać. Skoro ja autorytetów (prawie) nie uznaję, to hipokryzją byłoby promowanie jako autorytetu siebie.
Drugim powodem jest to, że do niczego mi ta dodatkowa przewaga, jaką jest zwiększone zaufanie od słuchaczy, nie jest potrzebna. Ja w ogóle nie dążę do wypromowania swojej osoby jako tego, któremu miałaby zostać dana jakaś nadmiarowa ufność. Nie chcę aby mi nadmiernie ufano, bo to by obarczyło mnie dodatkową odpowiedzialnością za głupie decyzje ludzi, którzy myśleli, że mają się mnie słuchać, więc po swojemu posłuchali się, a potem wyszło coś źle.
Trzecim powodem unikania owej przewagi jest to, rzeczywiście sam mam zawsze tysiące wątpliwości. Więc jakże miałbym wobec innych udawać, że tych wątpliwości nie mam?
Po czwarte nie podoba mi się w tym obdarzaniu autorytetu zaufaniem, że silnie wiąże się ono z postawą REDUKCJONIZMU, upraszczania rozumienia do jakichś tam pojedynczych tez, a pomijania kontekstu. A tymczasem ja uważam, iż mądry człowiek właśnie te konteksty musi dobrze zrozumieć, nie wolno mu zbyt łatwo ich porzucać, redukując sprawy do jakiegoś tam banału.
Czwarty powód bierze się mojego chrześcijaństwa. Oto stosowny cytat
Mateusz Ewangelista 5.37 napisał: | (33) Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. (34) A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo jest tronem Bożym; (35) ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. (36) Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. (37) Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. |
i
Mateusz Ewangelista, cytując słowa Jezusa o faryzeuszach 23 napisał: | (7) Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. (8) Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. (9) Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. (10) Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. (11) |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:36, 26 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Wystarczy mi oprzeć się tylko na tym, co rozumowe! |
Każdemu, kto pragnie pokonać moje argumenty tak z grubsza odpowiem: są one wystarczające na tyle, na ile potrafiłem je poprawnie wymyślić i przedstawić!
Dodanie do owych argumentów merytorycznych wsparcia ze strony presji, silnych emocji i tak by nie zmieniło. Więc jest niepotrzebne.
Nie będę ukrywał, że na osoby, które próbują wesprzeć swoje argumenty pozamerytorycznymi działaniami patrzę z lekceważeniem mocy ich rozumowania. Traktuję te pozamerytoryczne działania jako formę przyznania się do słabości posiadanych argumentów.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 19:26, 23 Sty 2023, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:37, 23 Sty 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Wystarczy mi oprzeć się tylko na tym, co rozumowe! |
Każdemu, kto pragnie pokonać moje argumenty tak z grubsza odpowiem: są one wystarczające na tyle, na ile potrafiłem je poprawnie wymyślić i przedstawić!
Dodanie do owych argumentów merytorycznych wsparcia ze strony presji, silnych emocji i tak by nie zmieniło. Więc jest niepotrzebne. |
Nie jest potrzebne też dodatkowe zapewnianie, że to ja mam rację.
Jeśli coś piszę, to z przekonaniem, że jest w tym racja. I jest to racja dokładnie o takiej mocy, jaką potrafiłem stworzyć.
Zapewnienia "ja mam rację", albo nawet "ja mam rację jeszcze bardziej", czy wręcz "ja mam rację najbardziejszą ze wszystkich racji" - to już robi się tylko śmieszne. No nie?...
Więc już od początku nie potrzebuję dodatkowo dodać do swoich słów potwierdzeń, jak to moja racja "jest" bardziej, czy nawet "mojsza". To jest tylko śmieszne. Napisałem to, co miałem do powiedzenia W SPRAWIE.
Teraz piszę już nie w tamtych sprawach, ale w wyjaśnieniu ogólnym podejścia.
Uważam, że dodając dodatkowe zapewnienia o racji nie tylko nie wspomagam tezy, którą głosiłem, ale wręcz uruchamiam tryb wątpienia w nią. Bo w końcu jakby ktoś był przekonany, że poprawne argumenty przedstawił, to nie musiałby się tak zarzekać, że tę rację ma. A skoro się zarzeka, to jakby oczekiwał wątpliwości... Czyżby oczekiwał, bo czuje, że naciągał swoje argumenty?...
Nie piszę tego ortodoksyjnie, że nigdy przenigdy nie miałby potwierdzić swoich tez. W szczególności jeśli w dyskusji wyglądającej na szczerą ktoś by zadał pytanie: czy możesz mi teraz, w świetle ostatnio przedstawionych argumentów, potwierdzić, że dalej masz prawo bronić swojej wcześniejszej racji? - to bym pewnie takiego potwierdzenia udzielił. Ale byłby ku temu powód, miałoby to dodatkowy sens.
Jednak (częste) wyskakiwanie samodzielnie z ciągłymi zapewnieniami o swojej racji i dyskredytowanie przeciwników wygląda mi na to, jakby ktoś w istocie wątpił w to, co głosił, jakby poprzednie argumenty już mu się przedawniły...
To co napisałem i się nie wycofałem z tego, domyślnie obowiązuje. Jeśli ktoś zgłosi wątpliwości, to mogę się zadeklarować, czy zmieniam tu stanowisko (nieraz tak będzie, nie wypieram się), lekko modyfikuję, czy zostawiam w pierwotnej postaci. Ale nie muszę ciągłymi deklaracjami tego stanowiska podtrzymywać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 1:04, 04 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Traktuję w znacznym stopniu postawę drogi prawdy jako rodzaj negocjacji z własną podświadomością, a także z intuicjami, które mi różne rzeczy podpowiadają, choć nie są w stanie wskazać ścieżek logicznych wynikania. Aby zacząć działać mentalnie skutecznie, niezbędne jest ZROZUMIENIE SIEBIE.
Zrozumienie siebie jest jakąś formą wyłonienia owych niejasnych intuicji i podświadomych odruchów do postaci już bardziej skonkretyzowanej. To jest coś podobnego do roboty księgowego, który robi inwentaryzację - chodzi o to, aby porobić jakieś "szufladki" na intencje, schematy rozumowania, odczuwania, działania, które się stosuje bezwiednie, czyli nieświadomie. Tę inwentaryzację prowadzi się jakby za pomocą wewnętrznej DYSKUSJI ze sobą, czasem sporów związanych z pytaniem "co tu jest czym?".
Wyłaniane są zarówno obiekty w strukturze myśli jak i powiązania owych obiektów. Właściwie to nawet trudno jest powiedzieć, na ile obiekt jest tylko obiektem, a na ile tym zbiorem powiązań. Rozumienie siebie to wykreślenie swego rodzaju grafu, w którym są krawędzie i węzły, reprezentujące powiązania i obiekty.
W tym kontekście ważne jest, aby nie nadawać owym obiektom i powiązaniom jakichś sztucznych, nie wynikających z tego, co rzeczywiście się ujawniło atrybutów. Te atrybuty bowiem będą psuły samopoznanie, skupiając uwagę na emocjonalnych, a nie logicznych aspektach. Emocje bowiem rozmywają obraz, niszczą precyzję postrzegania.
Droga samopoznania może być porównana do roboty typu polerowanie soczewki, przez którą za chwilę chcemy oglądać różne rzeczy w powiększeniu. Soczewka, którą dostajemy na start, jest brudna i chropowata. Więc, aby dawała ona wyraźny obraz, trzeba ją wypolerować. Polerowanie to nic innego, tylko usuwanie naleciałości, a dalej powodowanie, że szkło robi się przejrzyste. Poznanie poprawne staje się skuteczne wtedy, gdy nasz mentalny ogląd jest pozbawiony zniekształceń, czyli gdy do umysłu dociera obraz w postaci nie skrzywionej i bez naniesionych nań artefaktów wynikających z nadmiarowych intencji, nawyków postrzegania, czy mimowolnych filtrów poznawczych. Te są dodawane w znacznym stopniu przez podświadomość. A nie powinny być dodawane, albo ów dodatek powinien być jak najmniejszy, jeśli chcemy postrzegać samą rzeczywistość, a nie nie dający się rozseparować splot tej rzeczywistości z tym co wnoszą własne mentalne wtręty.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:17, 13 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Traktuję w znacznym stopniu postawę drogi prawdy jako rodzaj negocjacji z własną podświadomością, a także z intuicjami, które mi różne rzeczy podpowiadają, choć nie są w stanie wskazać ścieżek logicznych wynikania. Aby zacząć działać mentalnie skutecznie, niezbędne jest ZROZUMIENIE SIEBIE.
Zrozumienie siebie jest jakąś formą wyłonienia owych niejasnych intuicji i podświadomych odruchów do postaci już bardziej skonkretyzowanej. To jest coś podobnego do roboty księgowego, który robi inwentaryzację - chodzi o to, aby porobić jakieś "szufladki" na intencje, schematy rozumowania, odczuwania, działania, które się stosuje bezwiednie, czyli nieświadomie. Tę inwentaryzację prowadzi się jakby za pomocą wewnętrznej DYSKUSJI ze sobą, czasem sporów związanych z pytaniem "co tu jest czym?". |
Z tym zagadnieniem związana jest idea, którą osobno omawiam w tym temacie: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/pojecie-szarej-wiary-wiary-ani-dobrej-ani-zlej,22561.html
Idea "szarej wiary", to idea wiary zakłamanej, wynikające z samooszukiwania się, aby zachować jakieś swoje paradygmaty myślenia i odczuwania, pomimo tego, że rzeczywistość, fakty, wnioski jawnie domagają się zmian naszym światopoglądzie, czy pomniejszych poglądach na rzeczywistość.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:51, 13 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Kto wie, czy nie najgłówniejszą z przewag, których nie chcę sobie organizować w ocenie moich oponentów w dyskusji jest SUGESTIA ZŁEJ WIARY, MOTYWOWANA WROGOŚCIĄ.
Patrząc na wiele dyskusji wokół mnie, dostrzegam pojawiającą się w nich wrogość, czyli traktowanie dyskusji nie od strony walki z poglądami oponenta, lecz z samym oponentem - jako osobą. Wrogość, przypisana oponentowi, często okazuje się być formą USPRAWIEDLIWIANIA SŁABOŚCI WŁASNEJ ARGUMENTACJI.
Mechanizm jest dobrze znany - osoba, której przypisuje się wrogość, zyskuje status dyskutującej w złej wierze, co z kolei dalej daje pretekst do uznania jej argumentów za niewartych omówienia, a w szczególności zbicia ich siły wobec naszych przekonań.
Osobiście zauważyłem, że stwarzanie domniemania wrogości jest elementem konstruowania owej "szarej wiary" http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/pojecie-szarej-wiary-wiary-ani-dobrej-ani-zlej,22561.html, która usprawiedliwia zakłamanie, chronienie własnych niespójnych przekonań w obliczu celnych zarzutów. Ale jeśli się oponentowi przypisze łatkę "wroga", to już przecież "nie musimy się przejmować" jego zarzutami, te bowiem są domyślnie nieszczere, fałszywe, błędne. I w ten sposób możemy zachować przekonanie o swojej racji, pomimo tego, że może oponent przedstawił nam naprawdę mocne argumenty przeciw niej.
Ja sam, widząc jak łatwo pretekst wrogości jest stosowany w celu usprawiedliwienia zakłamania już dawno temu postanowiłem sobie ZABRONIĆ JEGO UŻYWANIA we własnym zakresie. Nie jest to paradygmat absolutny, bo pewne ewidentne oznaki złej woli w dyskusji ostatecznie będę uznawał, ale dotyczy to naprawdę silnych, właśnie "ewidentnych" przypadków. A już w szczególności zabraniam sobie domniemania złej woli, wrogości oponenta w tych sytuacjach, gdy dostrzegam - choćby potencjalnie - siłę jego argumentacji.
Owo zabronienie ma u mnie charakter pryncypialny, obligatoryjny. Po prostu jest to TWARDY ZAKAZ tworzenia sobie w umyśle obrazu mojego oponenta jako wroga.
Jeślibym się przyłapał na takiej praktyce mentalnej, że oto gdzieś na przykład pomyślałem sobie "ale X jest mi wrogi, więc jego argumenty mogę sobie automatycznie zignorować", to mam obowiązek uznać to za objaw mojej porażki w dyskusji, a do tego mojej osobistej słabości. W moim "systemie zabezpieczeń mentalnych przed automanipulacją" jest to po prostu postawa niewybaczalna.
Zakaz jest twardy, bo wiem, że ludzkie podświadome mechanizmy obrony ego, a w nich obrony za wszelką cenę (wbrew racjonalnym argumentom) jakichś swoich (niesłusznych często) przekonań są na tyle silne i podstępne, że tylko twarde ich zbanowanie daje nadzieję na skuteczne sobie z nimi poradzenie.
Dodatkowym aspektem tej techniki ochrony przed samomanipulacją za pomocą sugerowania oponentowi wrogości, jest też u mnie ustalenie sobie DOMYŚLNEGO TRAKTOWANIA częstego użycia wrogości w dyskusjach jako objaw mentalnej słabości, jako symptom porażki. Tak traktuję użycie wrogości w dyskusji OGÓLNIE - czyli niezależnie od tego, czy to ja miałbym wrogość domniemywać, czy też ktoś wobec mnie stawia zarzut wrogości (choćby niejawnie). W ogóle sprowadzanie dyskusji na płaszczyznę sporu personalnego zamiast merytorycznego OBOWIĄZKOWO mam traktować jako objaw słabości, jako próba przygotowywania sobie usprawiedliwień, gdyby w dyskusji coś działa się nie po myśli usprawiedliwiającego się.
Do takiej klasyfikacji wrogości wdrażam się mentalnie od lat. Wdrażam się, to znaczy obserwuję siebie pod tym kątem, a także obserwuję reakcje innych pod tym kątem. I gdy zaczynam dostrzegać pogrywanie przez kogokolwiek (także mnie) tym domniemaniem wrogości, to moja metodologia traktowania spraw nakazuje mi jako pierwsze rozważyć sugestię: oto zapewne dana osoba uznała się za przegraną na płaszczyźnie merytorycznej, a do tego jest zbyt słaba mentalnie, aby uczciwie tę porażkę przyjąć.
Powyższa sugestia jest domyślną i pierwszą! To jest wymóg metodologiczny, czyli założony schemat interpretacyjny. Ewentualnie na dalszym etapie mogę czasem anulować tę sugestię (nieskończenie twardych dogmatów rozumowania w ogóle nie uznaję), ale to anulowanie będzie wymagało wyraźnych argumentów, będzie funkcjonowało przeciw temu, co wcześniej postawione.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:19, 13 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Wrogość, przypisana oponentowi, często okazuje się być formą USPRAWIEDLIWIANIA SŁABOŚCI WŁASNEJ ARGUMENTACJI. |
Patrząc na powszechność tego "procederu" przechodzenia do postawy wrogości, w sytuacji gdy dyskusja zaczyna się merytorycznie toczyć nie po myśli, zastanawiałem się jak skutecznie zablokować taką manipulację w moim własnym wydaniu.
Doszedłem w końcu do wniosku, że wszelkie półśrodki w tym przypadku zwykle nie działają poprawnie. Jeśli sobie zostawię furtkę wykorzystania wrogości jako pretekst do nie rozważenia potencjalnie trudnego do odparcia argumentu oponenta, to pewnie w końcu z tej furtki skorzystam. Dlatego podjąłem decyzję RADYKALNĄ. Polegała ona na ustanowieniu sobie OSOBISTEGO PRAWA:
Każdy (!) przypadek wrogiego potraktowania przeze mnie oponenta stanowi bardzo silnie domniemanie (domyślność) oszukiwania się przeze mnie. Każdy!
Tu dotykam zagadnienia RADYKALIZMU w kontekście walki z tymi próbami pogrywania z samym sobą. Pewne reguły powinny być zablokowane na sztywno, aby w ogóle zadziałały. W walce z własnym ego, które próbuje człowieka skłonić do samooszukiwania się, jest to szczególnie ważne. I nie tylko wrogość jest tu problemem, który jedynie radykalizmem można wyplewić. Innym przypadkiem będzie automatyczne odrzucanie nowych idei, jeśli tylko postrzegane są jako znacząco odbiegające od dotychczasowych poglądów.
Zauważyłem tę tendencję u siebie. To spostrzeżenie wywołało u mnie poczucie zniesmaczenia własnymi odruchami mentalnymi. Wiele idei odrzuciłem tylko i wyłącznie dlatego, że były dla mnie nowe. Potem wielokrotnie się okazywało, iż były to idee wartościowe, takie, które później zaakceptowałem, uczyniłem częścią swojego światopoglądu. Ale wtedy, za tym pierwszym razem je BEZZASADNIE odrzuciłem. Po jakimś czasie też stworzyłem sobie nieprzekraczalną zasadę osobistej metodologii, która by mi blokowała podobne odrzucanie w przyszłości. Zasada ma tu jednak kilka warstw.
Najciekawszą chyba warstwą jest ta najbardziej radykalna, wewnętrzna, bezpośrednia. Formułuję ją w następującej postaci: każdy (!) przypadek odrzucenia jakiejś nowej idei, dla którego nie podano żadnego argumentu obowiązkowo musi być potraktowany jako zaniechanie, słabość, rodzaj błędu w rozumowaniu, a przede wszystkim NIE MAM PRAWA ZALICZYĆ SOBIE tego odrzucenia jako poprawne rozpatrzenie spraw.
Tę regułę traktuję rygorystycznie - po prostu twardą zasadą jest MINIMUM JEDEN POWÓD MUSI BYĆ PODANY (pod rygorem uznania danej klasyfikacji za chaotyczną, bezwartościową). Minimum jeden!
Jeszcze inaczej rzecz formułując: samo stwierdzenie czegoś, dopóki nie powiąże się z uzasadnieniem, ze wskazaniem na przesłanki, obowiązkowo jest traktowane jako wybrakowane w sensie bycia argumentem.
W podobny sposób z resztą traktuję stwierdzenia kierowane w moją stronę. W tej chwili to nawet łapię się na to, że nieraz wręcz staję się niezrozumiały jako dyskutant. Bo ja już głęboko "we krwi" (w podświadomości) mam zakodowane iż samo stwierdzenie ma moc co najwyżej luźnego przypuszczenia, a nie moc potwierdzania czegoś, albo argumentowania. Tymczasem zdecydowana większość ludzi funkcjonuje bez tej mojej (czy podobnej jej) reguły, to znaczy uważa, iż skoro coś stwierdzili, to już to samo z siebie stanowi argument. A mi już...
nawet do głowy nie przyjdzie, aby różne arbitralne deklaracje uznać za bodaj nawet cień argumentu!
Więc dochodzi do nieporozumień, bo jak się z kimś standardowo rozumującym spieram, to on mi najczęściej jako argument przedstawi własne arbitralne postawienie sprawy. Uważa, że skoro to powiedział, wymienił gdzieś tam, to ja już miałbym to uznać za głos, który miałby mnie przekonywać. A ja nie mam nawet cienia pomyślenia w tym kierunku, uznaję status: oto Xiński zgłasza luźno pomysł, który na tę chwilę jest tak samo dobry, jak każdy inny nieuzasadniony pomysł w danej sprawie.
Dopiero uzasadnienie ma moc uczynienia luźnego pomysłu argumentem w jakiejkolwiek sprawie. I u mnie to działa już na poziomie podświadomym, czyli wywołuje wręcz intuicyjne zdziwienie jak to ktoś może uważać, że ja czyjąś czystą deklarację miałbym traktować jako argument. Tymczasem nieraz okazuje się, że ten, kto deklarował owo coś, często jest zdziwiony, jak to ja nie przyjąłem tej jego deklaracji za argument. Każdy z nas jest zdziwiony. Ale każdy w odwrotną stronę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 15:58, 13 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Ambicja nie organizowania sobie pozamerytorycznych przewag pięknie współgra z zasadą: niech rozstrzyga obiektywna prawda.
No dobra, ktoś powie. Ale przecież właśnie o to pytamy, co tą obiektywną prawdą jest? Czyli to jest żadne wyjaśnienie, gdy odwołujemy się w nim do tego, co właśnie samo domaga się rozstrzygnięcia.
W sumie racja. Dlatego prostuję tutaj, że intencja zawarta w stwierdzeniu "niech rozstrzyga obiektywna prawda" koncentruje się nie tyle na odwołaniu się do idei prawdy jako rozstrzygnięcia, ale na nieco pobocznej sugestii, polegającej na zwróceniu uwagi na KONIECZNOŚCI PRZEKIEROWANIA podejścia z aspektów dowolnych w rozumowaniu (w tym także personalnych, ambicjonalnych) na aspekty oderwane od subiektywnej strony postrzegania (tym jest obiektywizm). W tym rozumieniu zasada "niech rozstrzyga obiektywna prawda" przestaje być truizmem, a staje się regułą metodologiczną sugerującą odchodzenie od subiektywnych motywacji w rozstrzyganiu.
Dalej będzie z tego wynikać niecelowość powoływania się na to, nie wynika stricte z merytoryki sprawy - niecelowe jest powoływanie się na to, że oponent jest od nas coś tam, że my jesteś od niego jakoś tam, że ktoś ma ważniejszy tytuł, albo lepiej brzmiące nazwisko . Ma decydować to, co daje się oderwać od personaliów, czyli zobiektywizować.
Czy to znaczy, że nic personalnego nie wolno jest w sensownej dyskusji poruszyć?...
- też nie. Przesłanki natury subiektywnej przedstawiać jak najbardziej można, jednak nie należy oczekiwać, że będą one rozstrzygały!
To jest fundamentalne rozróżnienie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:33, 14 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ambicja nie organizowania sobie pozamerytorycznych przewag pięknie współgra z zasadą: niech rozstrzyga obiektywna prawda. |
W świecie ludzkich zależności to nie za bardzo działa. Zacząłem nawet o tym wątek http://www.sfinia.fora.pl/rozbieranie-irracjonalizmu,29/przekonywanie-okazywaniem-personalnej-dominacji,22571.html
Michał Dyszyński w wątku z linka powyżej napisał: | ...pytanie: czy sam czujesz się przekonany do głoszonych przez twojego oponenta racji, jeśli ów oponent jawnie cię zdominuje na gruncie personalnym?
Pytanie powyższe wcale wydaje mi się takie oczywiste.
W życiu jest wiele sytuacji, w których samo ustawienie zależności personalnych generuje silną sugestię kompetencji. Oto wystarczy, że - wcześniej nam równorzędny - kolega z pracy zostaje awansowany do roli szefa, to u większości osób mimowolnie, mechanizmem raczej intuicyjno - emocjonalnym, a nie w oparciu o jakiekolwiek rozumowanie, pojawi się rodzaj przeświadczenia, iż teraz to ów awansowany ma "bardziej rację" w sporach. Wystarczy, że decyzje owej osoby mają większą sprawczość, wynikającą z wyższej pozycji służbowej, a już otoczenie będzie zwykle (raczej) przyznawało jej większy kredyt zaufania nawet w kwestiach nie dotyczących spraw zawodowych. Mamy po prostu taki - bezwiedny - odruch traktowania dominatorów jako bardziej kompetentnych. Czy jednak słusznie? Czy powinniśmy ten odruch zaakceptować, czy może jakoś go zwalczyć? |
Ja od jakiegoś czasu traktuję zachowania dominacyjne u ludzi jako formę świadectwa, że sama prawda ma u nich niższy priorytet. To oznacza, że MNIEJ UFAM OSĄDOM DOMINATORÓW. To, że ktoś ma silnie rywalizacyjne, dominujące nastawienie dla mnie będzie sygnałem w rodzaju: oooo, skoro ten gość jest zaangażowany w dominacyjne postawy, to jest tu duże prawdopodobieństwo, że mam tu do czynienia z głupcem w kwestiach merytorycznych. Takiemu komuś, Michale, raczej nie ufaj, raczej nie dawaj wiary temu, co on głosi.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:34, 14 Lut 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:41, 14 Lut 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | MNIEJ UFAM OSĄDOM DOMINATORÓW. To, że ktoś ma silnie rywalizacyjne, dominujące nastawienie dla mnie będzie sygnałem w rodzaju:
oooo, skoro ten gość jest zaangażowany w dominacyjne postawy, to jest tu duże prawdopodobieństwo, że mam tu do czynienia z głupcem w kwestiach merytorycznych. Takiemu komuś, Michale, raczej nie ufaj, raczej nie dawaj wiary temu, co on głosi. |
A komu ufam?
Ufam osobom, które postawą, wyborami dają świadectwo, iż gotowe są poświęcić niemal każdą (szczególnie tą emocjonalną) korzyść w imię utrzymania się jak najbliżej tego co obiektywne, niezależne od życzeniowych chciejstw, osiąganych na gruncie społecznej rywalizacji wygranych, zdobywania tytułów, nawet wielu zewnętrznych oznak szacunku. Kto dla prawdy "gotów jest poświęcić wszystko", ten jest wg mnie godzien zaufania.
Jeśli chodzi o samo okazywanie sobie szacunku, to oczywiście nic przeciw temu nie mam.
Dobrze byłoby, aby ludzie jak najwięcej szacunku sobie okazywali w sposób naturalny, równy. Ale jeśli widać CZYJEŚ SILNE DĄŻENIE DO ICH KOLEKCJONOWANIA, to już zaczyna świadczyć o tym, że może w licznych sytuacjach ów ktoś poświęcił to, co obiektywne w imię zyskania tego, co daje wizerunkowe korzyści.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 9:01, 15 Lut 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 8:25, 06 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dobrze byłoby, aby ludzie jak najwięcej szacunku sobie okazywali w sposób naturalny, równy. Ale jeśli widać CZYJEŚ SILNE DĄŻENIE DO ICH KOLEKCJONOWANIA, to już zaczyna świadczyć o tym, że może w licznych sytuacjach ów ktoś poświęcił to, co obiektywne w imię zyskania tego, co daje wizerunkowe korzyści. |
Sukces życiowy miałby dla mnie wartość, gdyby przychodził BEZ MOICH ZABIEGÓW ku niemu. Myślę o braku zabiegów w tym sensie, że się człowiek nie skupia na promowaniu się, na przedstawianiu światu jaki to on jest taki, a nie inny. Ma się jednak oczywiście starać ROBIĆ SWOJE. Jak u Młynarskiego powinno być "róbmy swoje". Róbmy swoje, nie dbając o to, czy ktoś to doceni.
Właściwie to ja osobiście jestem blisko postulowania pewnej postaci pogodzenia się z tym, że wyraźny priorytet powinno mieć SKUPIANIE SIĘ NA SAMOROZWOJU. Czyli nie chodzi o to, aby to co się robi dobrze wyglądało, ale na tym, aby w swojej szczerości człowiek mógł sobie samemu uczciwie powiedzieć: dołożyłem wszelkich starań w celu uniknięcia tych błędów, jakie byłem w stanie zdiagnozować, nie chowałem głowy w piasek przed wyzwaniami poznawczymi.
To, czy się jest docenionym, czy nie, wg mnie powinno być w znacznym stopniu DAREM od otoczenia, losu, Boga. I tylko jako dar wolno jest spełnionej osobowości wszelkie uznanie przyjmować (o ile oczywiście w ogóle to uznanie jest szczere). Co to znaczy, że uznanie "jest darem"?
- Znaczy to z grubsza, że uznanie pojawiło się jako spontaniczna reakcja zewnętrzna. Jest to zaprzeczenie samochwalstwa, jest to oddanie się ocenie świata, zdanie się na jego werdykt, bez sugerowania jakiej oceny naszej osoby ma ten "świat" dokonać. Podobnie jest z pomiarem w fizyce, technice - ZAWIERZAMY PRZYRZĄDOWI, a nie "mówimy mu", co ma pokazać. Jeśli woltomierz pokazuje 6V to przyjmujemy to, nie dbając kompletnie o to, co chcielibyśmy mieć na odczycie - może 2V, a może 200V.
To jest fundamentalna w sensie postawy duchowej rzecz. Ułożenie sobie w środku, w emocjach, pragnieniach tego, że
- jest obszar mojej kontroli nad rzeczywistością
ale też
- jest obszar, którego nie kontroluję, a nawet NIE ZAMIERZAM go kontrolować, a wręcz CIESZĘ SIĘ, ŻE TEJ KONTROLI NIE MAM.
To jest ten aspekt w sprawczości, którego nieuporządkowana osobowość nie umie w sobie ułożyć - nie umie oddać kontroli. A chodzi o oddanie owej kontroli NIE POD PRZYMUSEM, nie jako efekt pogodzenia się z nieprzyjaznym nam światem i losem, ale właśnie z pełną akceptacją, wręcz radością, że tu objawia się świat zewnętrzny, a nie my, nie nasza wola, nie nasza sprawczość.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33373
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:41, 16 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Właściwie kto wie, czy nie najważniejszym przekazem, jaki jest związany z tą moją ambicją nie organizowania sobie pozamerytorycznych przewag jest zasugerowanie obserwatorom dyskusji i oponentom co następuje:
Prezentowany przeze mnie osąd bierze się z OGLĄDU SPRAWY, a nie z potrzeby wygrania.
Separując się od tego, co nie jest sprawocentryczne, chcę dać do zrozumienia, iż BRAŁEM POD UWAGĘ TAKŻE PRZECIW moim przekonaniom, że mój osąd wynikł z WAŻENIA PRZESŁANEK, a nie z sympatii za tym, czy innym rozwiązaniem.
Z moich obserwacji wynika, że ta moja postawa jest wcale nie oczywista, że właściwie chyba spora grupa ludzi stoi na stanowisku, że należy (!) być stronniczym w osądach.
Ja zaś mam przekonanie, że osąd stronniczy to...
właściwie nie osąd! Osąd stronniczy jest ZIGNOROWANIEM prawdy o sprawie i skupieniem się na agitacji za swoim stanowiskiem (choćby tylko agitacji wewnętrznej), czyli nie jest tym, co za osąd się uważa - rozważaniem za i przeciw, bilansowaniem tego za z tym przeciw.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|