|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33582
Przeczytał: 78 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:29, 14 Gru 2023 Temat postu: Zdolność do stawiania sobie granic |
|
|
Na Facebooku zdarzyło mi się ostatnio zainicjować małą dyskusję o patriotyzmie. W dyskusji jest sugestia, że choć część osób jest w stanie patriotyzm jakoś utrzymać w swoim umyśle bez wrogości do innych nacji, to jednak innej części ludzi patriotyzm będzie z automatu generował uczucia negatywne wobec każdego obcego. Tam też zasugerowałem, że prawdopodobną przyczyną tej różnicy pomiędzy ludźmi jest to, iż jedni potrafią sobie stawiać granice w eskalowaniu rozpoczętej narracji umysłu, a inni cisną aż do końca...
Bo to jest bardzo fundamentalne, egzystencjalne pytanie: KIEDY SIĘ ZATRZYMAĆ?
Gdzieś w tle pobrzmiewa tu powiązany problem: dlaczego by nie iść na całość, tak aż do końca?...
Czy chcemy życia "na pół gwizdka", czy zaakceptujemy emocje zablokowane i spętane, gdy niby czegoś pragniemy, a za chwilę z tego mielibyśmy rezygnować?...
Po co komu miałkie, bez szczerego zaangażowania, prowadzone "niczym na zaciągniętym ręcznym hamulcu jazda samochodem" działania, życie, emocje?...
Czy w ogóle chcemy takiego siebie, takiej swojej osobowości, która niczym nudny biurokrata wszystko robi kontrolując swoje odruchy i działania w najdrobniejszych szczegółach, który - zamiast żyć pełną piersią, w szczerości emocji - co chwila stawia sobie pytanie: a może już z tego zrezygnować?...
Jak przetrwać takie życie, w którym niby coś się chce, ale jakby się już co chwila tego nie chciało?... Po co komu taka nudna, upierdliwa, pozbawiona barwy i pełni odczuwania egzystencja?...
Jednak efektem nieskrępowanego "życia pełną piersią" jest z drugiej strony, po prostu błąd, destrukcja, zestaw skutków zdecydowanie niechcianych. Można to porównać do jazdy samochodem, w którym jest co prawda gaz, ale hamulce zostały wymontowane. Fajnie jest czuć ten pęd samochodu, gdy się nim rozpędzimy. Emocjonalnie jest to porywające, jest w tym radość i poczucie spełnienia. Do czasu, aż droga przestanie być prosta... Bo jednak życie nie jest jednokierunkowe, w nim nie tylko się trzeba rozpędzać, ale też trzeba się zatrzymywać!
Jeśli ktoś patrzy tylko na te bezpośrednie, proste emocje, odczuje zapewne niechęć przed powstrzymywaniem się, stawianiem sobie granic. Emocje bowiem chcą trwać, nawet eskalować. One nie chcą być powstrzymywane. One nie chcą patrzeć na te dodatkowe skutki, tylko chcą być same w sobie, one mają naturę zgodną z przysłowiem "po mnie choćby i potop?". Czy nasze życie, wszystko co w nim dobre, mamy postawić na tę jedną emocję? Czy wszystko inne nagle miałoby przestać się liczyć tylko dlatego, ze oto jakąś taką fajną emocję w sobie rozkręciliśmy, a ona chce zawłaszczyć wszystko?... Czy mamy tą emocją eksplodować i rozlecieć się na kawałki?...
Rozsądek mówi, że jednak trzeba w końcu postawić granicę każdej emocji, tendencji, idei. Kto się z tym nie pogodzi, będzie musiał w końcu zmierzyć się ze skutkami jazdy w pełnym pędzie bez hamulców.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33582
Przeczytał: 78 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:36, 14 Gru 2023 Temat postu: Re: Zdolność do stawiania sobie granic |
|
|
Wiele życiowych błędów, grzechów bierze się właśnie z tego, że człowiek (winowajca) nie umiał sobie postawić granic. Najczęściej będzie to granica zbyt nerwowej reakcji, czasem granica swobody wypowiedzi. Ale bardzo ciekawy jest wg mnie problem zdolności do stawiania sobie granic na polu IDEOWYM.
W szczególności fanatyzm jest takim bardzo wyrazistym przykładem postawy, która bierze się z tego, że dana osoba nie postawiła sobie (albo postawiła ją bardzo daleko) granicy identyfikowania się, akceptacji, zaangażowania w jakiejś sprawie, czy idei. Fanatyk islamski niepotrafiący powiedzieć sobie "stop", dochodzi do wniosku, że oto jedynym sposobem poprawnego funkcjonowania ze szczerym zaangażowaniem w jego wierze religijnej, decyduje się na zamach samobójczy. Ale można pewnie takiego islamistę zrozumieć od strony emocji - w końcu on tak bardzo chce okazać swojemu Bogu, że jest mu oddany, iż decyduje się na najbardziej drastyczną tego okazania formę. No bo jak inaczej?...
Jak inaczej działać, jeśli CHODZI O COŚ NAJWAŻNIEJSZEGO W OGÓLE?
Nie trzeba z resztą być islamistą, aby być fanatykiem. Jednak mechanizm będzie wtedy najczęściej bardzo podobny:
- jest przeświadczenie o tym, że coś jest ważne. Mało tego "ważne"! Jest absolutnie niezbywalne, najważniejsze, jedyne!
- jest konstatacja, że świat jest miałki, zwyczajny.
- jest niedosyt szans na okazanie swojego zaangażowania, oddania się sprawie.
- i jest to przeświadczenie, że tak ważna sprawa domaga się najwyższej formy uhonorowania, może największej ofiary. Odpowiada temu czyn jakiejś skrajnej desperacji, związany z czymś poruszającym emocje - może właśnie poświęcenie swojego życia.
A jeśli nawet fanatyk nie poświęca życia (bo religia zakazuje samobójstw), to próbuje to swoje wsparcie dla idei wykonać możliwie najbardziej, najsilniej, najemocjonalniej, w emocjach skrajnych, w odrzuceniu innych wartości. Fanatyczni wyznawcy religijni zatem wyrzekali się wszystkiego, co przyjemne, skazywali się na wielkie cierpienia. Czasem ogłaszano ich potem świętymi...
I nie jest chyba łatwo odmówić im jakiejś części racji, a przynajmniej zrozumieć ich motywacji. W końcu Bóg to istota najwspanialsza, osoba ponad wszystko. Więc jak tu do Niego startować z po prostu np. przeżyciem w harmonii swojego życia?... Poza tym chrześcijaństwo ukazuje też wzorce w postaci męczeńskiej śmierci. Sam Jezus właśnie tak umarł. Więc czy jego uczniowie, mieliby tu stawiać jakąś granicę?...
Ale jest tu pewien szczególny problem z zagadnieniami idei, myśli. Jaką ideą jest poprawność myśli?
Poprawność myśli jest urzeczywistnieniem się idei PRAWDY. A prawda to nie byle jakie pojęcie. W chrześcijaństwie prawda jest bardzo wysoko w uznaniu - Jezus zgodność z nią stawia jako warunek zbawienia. A przecież nie ma prawdy poza myślą.
Z drugiej strony jest inna wartość - wiara. Czy wiara i prawda są we wzajemnym konflikcie?
- Mam wrażenie, że u części wyznawców jakby tak było. Szczególnie integrystyczne pojmowanie wiary ja odbieram jako kolidujące z ideą prawdy. Prawda konstruuje ADEKWATNOŚĆ MYŚLI DO RZECZYWISTOŚCI. Wiara (przynajmniej dla niektórych) jeśliby miała być silna, to (może...) powinna wręcz "zaśmiać się rzeczywistości w twarz", może powinna powiedzieć: ja tak silnie wierzę, że żadne reguły myśli mnie nie interesują, bo to wiara jest nad nimi.
Czy to ma sens?...
Czy wiara wystawiona naprzeciw prawdy, kolidująca z adekwatnością myśli do rzeczywistości powinna wygrać, jako wartość najwyższa?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|