Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zamiast mówić, ŻE coś rozumiem, tłumaczę JAK to rozumiem

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:36, 02 Mar 2024    Temat postu: Zamiast mówić, ŻE coś rozumiem, tłumaczę JAK to rozumiem

Piszę długie posty. Tak twierdzą tu liczne osoby, którym zdarza się czytać moje wpisy na tym forum. Mają o to do mnie ludzie pretensje. A dlaczego taką postawę prezentuję?
- Głównie dlatego, że kiedyś dawno temu uznałem, iż pisanie "ja mam rację", "ja piszę słuszne rzeczy" jest kompletnie puste. Oczywiste chyba dla wszystkich jest, że jak ktoś wyraża jakąś opinię, to (poza rzadkimi przypadkami jakiejś drwiny, ironii, czy innej szczególnej figury retorycznej), to domyślnie uznajemy, iż uważa ją za słuszną. A jeśli się przy okazji nie zgadza z opinią oponenta, to automatycznie też wychodzi na to, że odmawia owemu oponentowi racji. Tak więc pisanie "to ja mam rację, a tamten pisze głupoty" stanowi jedynie procedowanie emocji i chęć przepchnięcia samymi deklaracjami swojej ważności. To jest tylko prezentacja swojego ego. a nie dyskutowanie w merytorycznym sensie. Wtedy też z grubsza taką przyjąłem dla siebie zasadę, jaką zapisałem w tytule tego wątku
- pisanie ŻE mam rację nic nie wnosi, jest puste, nadmiarowe, a więc nie powinno być używane.
W zamian wolno jest mi tylko napisać
NA JAKIEJ ZASADZIE moja racja miałaby być uznawana. A to odbiorca ma sam sobie ocenić, czy go to przekonuje.

Wedle mojej metodologii dyskusji wolno określać JAK, NA JAKIEJ ZASADZIE miałaby owa racja się pojawiać w dyskusji, co oznacza, iż się przedstawia OPIS ROZUMOWANIA UZASADNIAJĄCEGO.
Jeśli ktoś pisze w kółko, że to on ma rację, a oponent jej nie ma, to pisze puste frazy, coś bez znaczenia. Zabraniam zatem sobie w dyskusji w ogóle formułować tego rodzaju sformułowań, które nie wnoszą aspektu opisu rozumowania, nie przedstawiają jakichś okoliczności, a tylko są stwierdzeniami mojej wyższości nad oponentem.

Z perspektywy doświadczeń widzę, że ta moja postawa jest słabo rozumiana. Wielu (może nawet większość... ???) jednak przyjmuje za dobrą monetę te zapewnienia o racji, mimo że ich wartość intelektualna jest praktycznie bliska zeru. Bo ludzie oczekują GRY EMOCJI.
Tak więc powyższa moja postawa może być w jakimś stopniu uznana za odrzucenie przeze mnie postawy, polegającej na pogrywaniu na emocjach, w szczególności poczuciu ważności, wyższości, dominacji. Ci, co takiej postawy walki o wyższość od dyskutantów oczekują, w moim przypadku będą nieusatysfakcjonowani. I ja czuję, że chyba jest pewien rodzaj niedorozumienia, dyskomfortu komunikacyjnego między moim pisaniem, a ludźmi, którzy uważają ową grę we wzajemne się przekonywania emocjami i manipulacjami za niezbywalny aspekt w dyskusji. I pewnie wielu moje pisanie uznaje przez to za słabe. Patrzą na to, co piszę i pewnie się zastanawiają, dlaczego ja tu nie ogłosiłem z przytupem i mocą, ŻE moja jest racja, dlaczego znowu pracowicie tłumaczyłem, JAK tę rację postrzegam, nawet nie upierając się przy tym wszystkim, że ową racją na pewno mam. No jak to?... Myślą sobie... To, Michale, twój oponent już tyle razy napisał, że jest większy od ciebie, mądrzejszy, a ty, że popełniasz błędy, powinieneś się od niego uczyć, a ty nic?... Nie przekrzyczysz go jakimś twardym zapewnieniem?... Nie odpowiesz personalnym uziemieniem gościa?...
- A ja najczęściej (będą czasem wyjątki) WŁAŚNIE TEGO NIE CHCĘ ROBIĆ!
Bo WŁAŚNIE TO UWAŻAM ZA SWÓJ ATUT, to jest moim sztandarem, moją (skrytą, ale jednak) deklaracją do wszystkich: ja - MIchał - nie zapewniam o sobie, nie agituję, tylko CO NAJWYŻEJ PRZEDSTAWIAM TO, O CZYM MYŚLĘ, DAJĄC INNYM DO ROZWAŻAŃ I OCENY.

Tam, gdzie inni oczekuję, że się im "mówi, że się ma rację", ja właśnie tego nie chcę głosić, bo właśnie to ROZSTRZYGANIE STWIERDZANIEM PRYNCYPIALNIE ODRZUCIŁEM!
Ja właśnie nie stwierdzam swojej racji! Ja ją daję to oceny komuś! I sugeruję, że od początku na tym polega moje ocenianie wszystkiego - NIE STWIERDZANIEM, A ROZWAŻANIEM. Tak więc wszędzie tam, gdzie ktoś oczekuje przyznania mu racji, bo przecież on stwierdził temu komuś, że tę rację ma, ja powiadam: TO NIE SAMOCHWALENIE SIĘ jest powodem, dla którego moje tezy wspieram. To nie dlatego, że "bardziej stwierdzam", nie dlatego, że używam większej arbitralności, moje tezy wyłaniają się jako wyróżnione na plus, ale jest tak NA DRODZE REFLEKSJI, ROZWAŻAŃ, które na start nie stwierdza niczego, tylko podchodzi do zagadnienia w sposób otwarty, bezstronny, poszukujący obiektywnych rozstrzygnięć.
Dotykamy to czegoś, co by można nazwać INFORMACJĄ NIE WPROST. Pewnych rzeczy wprost nie da się poprawnie przekazać. Także pewnych pytań wprost nie należy zadawać, bo zadanie takowego pytania popsuje poprawność odpowiadania na nie. Pewne rzeczy muszą SIĘ SAME, SPONTANICZNIE OBJAWIĆ. Pytając "czy chcesz mi powiedzieć, że mnie kochasz?" wymusimy na tamtej osobie zastanawianie się nad tym pytaniem, a w efekcie odpowiedź, której ona udzieli będzie niespontaniczna. Ten brak spontaniczności niweczy w znacznym stopniu wartość owej odpowiedzi.
Podobna jest sytuacja z tym mówieniem innym, napieraniem, wymuszaniem stwierdzeń o swojej racji. Ich użycie świadczy bowiem o tym, JAKIM TYPEM ARGUMENTACJI posługuje się dana osoba. Dla obserwatora czujnego, myślącego używanie w dyskusji trybu presji, akcentowania swoich życzeń, aby coś uznawano tak, a nie inaczej, świadczy o tym, że ma przed sobą ŻYCZENIOWO MYŚLĄCĄ OSOBĘ. Używając trybu presji w akcentowaniu swoich racji, w istocie funkcjonujemy tak, jak byśmy uchylali kapelusza i przedstawiali się: Dzień dobry! To jestem ja - osoba życzeniowo traktująca problemy! Taki po prostu jestem i nie spodziewaj się, że w przyszłości będę obiektywny, czy pohamuję swoją stronniczość w myśleniu. Zawsze myślę stronniczo, a więc też i te moje racje, które teraz prezentuję, powstawały w efekcie myślenia stronniczego, życzeniowego.
Dla myślącego obserwatora, dyskutanta każda zastosowana presja na uznawanie racji jest formą zaprezentowania dominującej metodologii podchodzenia do problemu - jest pokazaniem się od strony życzeniowo myślącego osobnika.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 17:18, 02 Kwi 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:16, 02 Mar 2024    Temat postu: Re: Nie mówię, ŻE coś rozumiem, ale JAK to rozumiem

Michał Dyszyński napisał:
Wedle mojej metodologii dyskusji wolno określać JAK, NA JAKIEJ ZASADZIE miałaby owa racja się pojawiać w dyskusji, co oznacza, iż się przedstawia OPIS ROZUMOWANIA UZASADNIAJĄCEGO.

Jest w tym jeszcze jeden niuans. Nie mówiąc, że mam jakąś rację, trochę chyba SUGERUJĘ, IŻ MOGĘ TEJ RACJI NIE MIEĆ.
Ten aspekt sprawy dla zwolenników metodologii presji na wygrywanie w dyskusji byłby już chyba totalnie nie do pojęcia! :rotfl:
Przyznawać się do tego, iż świadomie się zakłada, iż można nie mieć racji?... :shock:
Ależ to w tej "logice presji" jest chyba głupota największa z możliwych, jest oddaniem wrogowi pola, podaniem mu, wystawieniem na ostrze broni swojego słabego punktu. To w tej logice nie ma absolutnie sensu.
Bo moja logika jest właściwie przeciwna do logiki presji. I wręcz ostentacyjnie nieraz będę to demonstrował. I uznając z góry swoją omylność też ostentacyjnie PREZENTUJĘ SWOJĄ LOGIKĘ ROZWAŻAŃ - oto biorę pod uwagę możliwość błędu w rozumowaniu, wciąż te błędy tropię, zakładam, że się prędzej czy później pojawią, a więc oczywiście nie mogę wykluczyć także tej opcji, że teraz ja się mylę, a mój oponent ma rację! I to przyznaję!
Zwolennik logiki presji na to oczywiście się tylko zaśmieje... :rotfl: No właśnie! Możesz się mylić! Ja nie mówię, że się mogę mylić, ja z pasją i presją głoszę swoje! I Kto tu wygrywa?!... :rotfl:
A ja na to odpowiem takiemu coś w stylu: wszystko zależy od tego, KTO ocenia i JAKIE ZASADY OCENY STOSUJE.
Jeśli taką dyskusję ocenia osoba też uznająca logikę presji i buńczucznych deklaracji, to oczywiście Michał przegrał, bo się sam podłożył, a owo podłożenie zostało wykorzystane do jeszcze mocniejszego zaznaczenia przez presyjnego oponenta, że to on ma rację. Michał wtedy przegrywa z kretesem.
Ale jest jeszcze możliwość taka, że całą tę sytuację ocenia osoba, która, trochę podobnie jak ja, lekceważy (nadmiarowe, nic niewnoszące poza emocjami do rozważań) arbitralne deklaracje, a za to czujnie bada UCZCIWOŚĆ W DEKLARACJACH, SPÓJNOŚĆ PRZEKAZU. W oczach takiego oceniającego przyznanie się do możliwości popełnienie błędu jest po prostu uczciwym postawieniem sprawy, ono świadczy o tym, że mamy przed sobą kogoś, kto nie chce oszukiwać, naciągać spraw do życzeniowych osądów. A wtedy też odwrotnie, ktoś, kto takie uczciwie i szczere przyznanie się do możliwości błędu wykorzystał, wychodzi na tego, co się brzytwy chwyta, co uczciwość w sposób nieuprawniony próbuje rozgrywać, a więc pewnie jest to manipulant, może całkiem oszust w dyskusji. I w oczach tego oceniającego role uznania poprawności dyskutantów się odwracają.

Teraz jest jeszcze pytanie: DO KOGO KIERUJEMY naszą argumentację?
Dyskutant logiki presji zapewne kieruje swoje słowa do podobnych jemu, czyli przekonuje innych tym, co jego przekonuje. Ja kieruję swoją argumentację do tych, którzy są w stanie docenić uczciwość, zaś lekceważą (może nawet traktują in minus) formy arbitralnego samochwalstwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:23, 02 Mar 2024    Temat postu: Re: Nie mówię, ŻE coś rozumiem, ale JAK to rozumiem

Postawa skupiania się na tym JAK coś widzę, rozumiem, zamiast deklarowania ŻE coś ja wiem, że to właśnie takie jest, bo ja to głoszę, jest trochę chyba moim buntem przeciwko logice dyskusyjnego lansu i promowania ego. Idę świadomie przeciw emocjom, przeciw oczywistości instynktownej, aby tą postawą po prostu się OPOWIEDZIEĆ za pewnymi wartościami, w które wierzę. Przy czym gdybym to tylko deklarował, to bym sam sobie przeczył, bo właśnie tych deklaracji bym przecież używał. Więc jedynym sposobem promowania postawy powstrzymywania się od buńczucznych deklaracji, jaki wymyśliłem, to właśnie samemu niczego w ten sposób swoich racji czy kompetencji nie deklarować (przynajmniej nie deklarować nadmiarowo, spontaniczne, bo jak się ktoś mnie spyta, to oczywiście gotów jestem potwierdzić to, że dalej przy swoim stanowisku stoję).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:51, 04 Mar 2024    Temat postu: Re: Nie mówię, ŻE coś rozumiem, ale JAK to rozumiem

W dzisiejszym świecie, w którym uczciwość staniała, ludzie powszechnie chwalą się niezasłużenie, wszechobecny marketing testuje na tysiące sposobów granice kłamstwa sam uważam deklaracje, za coś z zasady mało ważnego, za ewentualnie może wstęp do koniecznych dalej wyjaśnień, skąd się dane przekonanie właściwie wzięło.
Cóż kogoś kosztuje chwalenie się?
Gdy każdy polityk deklaracje traktuje jako towar polityczny, to gdzie tu wartość ma słowo?
Gdy reklamy przyzwyczaiły nas, że rzeczywistość jest z zasady inna niż to, co o niej opowiadają, to jak tu przyjmować same za dobrą monetę czyjeś zapewnienia o swojej racji, gdy nie są one poparte dobrym uzasadnieniem?
Komu wierzyć w tym świecie, aby nie wyjść na frajera?...

W tym świecie oto niektórzy swoje arbitralne deklaracjami w kółko potwierdzają kolejnymi arbitralnymi deklaracjami. Czy to ma prawo zadziałać?...
- Myślę, że nie powinno zadziałać na KRYTYCZNIE ROZUMUJĄCE OSOBY. Ale niektórzy krytycyzm wolą dawkować wyłącznie dla tych, których z góry oceniają jako nie z ich stada, czy nie z ich założeń życiowych. Ci rozumują w błędnych kołach.

Oceniam innych po sobie, oceniam, że sama deklaracja i tak będzie odrzucona. Oceniam jako objaw mojej uczciwości to, że nie oczekuję od kogoś ufania mi na ślepo, lecz z zasady przedstawianie powodów, dla których coś uznałem. Te powody są przedstawiane, aby każdy mógł je sobie sam ocenić, skontrolować ich poprawność, ewentualnie dodatkowo dopytać o szczegóły.

Nie tylko nie zabiegam o ślepe mi ufanie, ale wręcz w większości przypadków nie chciałbym, aby mi ufano na ślepo. Bo sam nie ufam na ślepo, lecz szukam powodów, przesłanek, dlaczego coś miałbym uznawać. I uważam, że tu chodzi nie tylko o sam aspekt zaufania do mojej osoby, ale też o to, że przedstawiając przesłanki, osadza się samą tezę w jakimś kontekście. Teza tylko zadeklarowana "wisi", nie ma na nią głównego przykładu, powodów można się co najwyżej domyślać. A mi chodzi nie tylko o to, aby tezę ewentualnie uznano, ale aby uznano ją ZE ZROZUMIENIEM SPRAWY.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:57, 04 Mar 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:30, 05 Mar 2024    Temat postu: Re: Nie mówię, ŻE coś rozumiem, ale JAK to rozumiem

Nie mówię, ŻE coś rozumiem także dlatego, że RZADKO ZNAM OBIEKTYWNE KRYTERIA CZY na pewno coś rozumiem (wystarczająco). Może mi się tylko zdaje, że to rozumiem? Może to moje rozumienie jest bardzo ułomne w zestawieniu z tym właściwym?... :think:

Mam uraz do deklarowania buńczucznego, samochwalczego, bo to w ogóle nie moje wartości, bo uważam, że nie powinno mi zależeć na sprawianiu na ludziach wrażenia, lecz priorytet powinno mieć MAKSYMALNIE WIERNE POINFORMOWANIE O SPRAWIE.

Tutaj na forum chyba wiele osób odbiera moją intencję inaczej, niż ja ją czuję. Gdy ja piszę te moje "długie posty", bo uważam, że powinienem dostarczyć jak najlepszej INFORMACJI O PRZESŁANKACH do moich przekonań, to wielu odbiera to jako "parcie na szkło", czy ogólnie chęć wygadywania się. Tzn. mogę czasem mieć chęć wygadania się (to osobne zagadnienie, czy TAKŻE taką intencję posiadam), ale jednak myślę, że głównym powodem, mojego odbieranego jako rozwlekłe pisania, jest właśnie to, że staram się możliwie precyzyjnie przedstawić swoje stanowisko, TAKŻE PO TO, ABY JEGO KRYTYKA BYŁA ZASADNA.
Oczekuję krytyki tego, co prezentuję w dyskusji, nie złoszczę się na nią, nie uważam krytyki za objaw wrogości (za wyjątkiem tych rzadkich przypadków, gdy to rzeczywiście jest objaw wrogości, co oczywiście się zdarza), ale zniesmacza mnie krytyka POZBAWIONA RZECZOWYCH PODSTAW. Dlatego, jeśli już krytyka miałaby być, to niech przynajmniej ma pożywkę dla tej rzeczowości, to niech pojawi się z mojej strony opis, w którym ktoś może znaleźć błąd, który potem mi wytknie. Niech to będzie krytyka o coś konkretnego oparta, a nie emocjonalna i personalna, bo z taką jest tylko ten kłopot, że ani na nią odpowiadać (bo na personalne ataki z zasady nie mam ochoty odpowiadać), ani zostawić ją zupełnie bez odpowiedzi (bo komuś to może zasugerować, że się z tak krytykującym po prostu zgadzam, a taka sugestia byłaby mylna). Najlepsza byłaby więc krytyka odnosząca się do rzeczowych aspektów sprawy, jeśli polemizująca to Z PRZEDSTAWIONYMI POGLĄDAMI, a nie osobą personalnie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 14:32, 05 Mar 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:16, 31 Mar 2024    Temat postu: Re: Nie mówię, ŻE coś rozumiem, ale JAK to rozumiem

Z zasadą, że samo nazwanie czegoś - także mojego stanu myślowego, jako "rozumienia" - traktuję podejrzliwie, jako coś podlegającego oskarżeniu o bezzasadność, życzeniowy charakter, związany jest postulat konkluzywności, pewnej minimalnej praktyczności, bądź przynajmniej w miarę jawnego określenia sobie, co z danej mojej deklaracji miałoby konkretnie wynikać.
To, że żądam od siebie wytłumaczenia się, JAK coś rozumiem, jakie KONSEKWENCJE niesie to, co deklaruję. To żądanie od samego siebie, aby słowa nie były czcze, aby nie stanowiły życzeniowych deklaracji, samochwalenia się najczęściej realizuję w zaciszu własnych myśli i celów. Najczęściej nie deklaruję tego nikomu, choć to nieraz wychodzi w rozmowach. Czasem jestem wtedy chyba odbierany jako osoba upierdliwa, która domaga się większych konkretów, niż to ludzie są przyzwyczajeni podawać.

Drzewo poznajemy po owocach. Drzewo myśli poznajemy po wnioskach - te powinny wystąpić, jeśli myślenie nie miałoby być jałowe. Oczekuję więc sam od siebie, że moja myśl ma mieć jakiś dalszy ciąg. Nie lubię pustych deklaracji, powtarzania w kółko tego samego, zamiast przechodzenia do dalszego etapu rozumowania. To też powoduje, ze nie przepadam za ceremonialnością, długimi przemowami, które są i tak o tym samym. A już szczególnie nudzi mnie górnolotne gadanie o osobach zasłużonych, hierarchach, wodzach. Jeśli coś o ludziach w miarę chętnie słucham, to może gdyby były opisy konkretnych ciekawych sytuacji, interesujących myśli. Nie po drodze mi też chyba z częścią (nie wszyscy są tacy, więc to nie jest krytyka całości) i katolickiego sposobu przeżywania religii w stylu: ooooo tu papież Polak przysiadł na ławce. :szacunek: Ooooo a tutaj zjadł ciastko! A tutaj też był! :szacunek: itp. itd. Nie przeżywam cierpliwie samego wspominania osób, jak to byli tu, albo byli tam, albo mieli uczesanie w lewo, czy w prawo.
Jeśli postać historyczna ma spuściznę ciekawych myśli, to tym właśnie mogę być zainteresowany.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 19:39, 31 Mar 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33386
Przeczytał: 71 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:23, 12 Sie 2024    Temat postu: Re: Zamiast mówić, ŻE coś rozumiem, tłumaczę JAK to rozumiem

Zasada " Zamiast mówić, ŻE coś rozumiem, tłumaczę, JAK to rozumiem" jest w istocie postawą odżegnania się od agitacyjnego pustosłowia. Deklarować swoje wielkie kompetencje każdy potrafi. Ogłaszać się mądrym może nawet debil. Cały świat aktualnie dusi się mentalnie od pustego marketingu, od słów rzucanych na wiatr, od globalnego upadku zaufania do słów.
Ja zatem ZAKŁADAM Z GÓRY, ŻE SAMA DEKLARACJA JEST PODEJRZANA O BYCIE NIEUZASADNIONĄ.
Od razu stawiam sprawę na zasadzie "jeśli mówisz, że masz rację, to tak jakbyś nic nie mówił, jeśli mówisz (tylko), że coś rozumiesz, to cały czas niedowierzamy tym słowom, bo mamy świat, w którym co druga osoba w tym względzie kłamie. Więc nawet szkoda tracić czas i energię na stwierdzanie tego, co będzie z góry wątpliwe. To z kolei oznacza, iż jedyną drogą, która przeciwstawia się tej rzeczywistości lansu jest OD RAZU PRZEDSTAWIĆ ROZUMOWANIE.
To jest postawa dokładnie przeciwna temu, co chyba w praktyce medialnej stało się normą, że mamy tytuły, które zapowiadają przekazanie jakiejś potencjalnie wartościowej dla czytelnika informacji, ale gdy czytelnik kliknie w link i zacznie czytać treść artykułu, to natknie się na ścianę tekstu, który tylko powtarza to, co i tak wiadomo, zaś tej kluczowej informacji ostatecznie nie przekaże. Bo marketingowcom chodzi o to, aby złowić czytelnika na pustą obietnicę, pewnie skłonić go do obejrzenia reklamy, ale już nie o to, aby realnie oczekiwania czytelnika spełnić. Cóż, taki mamy świat...
Skoro jednak tak się stało, że jesteśmy nieustannie wpuszczani w maliny, w tym zakresie, że otaczają nas w wielkiej ilości obietnice bez pokrycia, to chyba czas dać temu odpór. I ja proponuję dawanie tego odporu właśnie w postaci owej zasady: że W OGÓLE NIE DEKLARUJĘ OBIETNIC, tylko OD RAZU PRZECHODZĘ DO ISTOTY SPRAW.
Teraz odbiorca może sam ocenić, czy moja ARGUMENTACJA do niego przemawia, czy nie. Jak przemawia, to dobrze, jak nie przemawia, to gorzej, ale przynajmniej nie będzie tego mamienia deklaracjami bez pokrycia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin