Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiara to myśl, czy może... brak myśli?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:00, 12 Kwi 2024    Temat postu: Wiara to myśl, czy może... brak myśli?

Czym właściwie jest wiara?
Chyba, próbując zdefiniować pojęcie wiary, większość zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że jest to pewna POSTAWA OSOBY WZGLĘDEM FAKTÓW, OKOLICZNOŚCI, OCEN.
Ale jaka to jest właściwie postawa - czy to jest myśl, uczucie, stan separowania się od czegoś?...
Wiara jest postawą, która pojawia się jako efekt SKONFRONTOWANIA Z JAKĄŚ SUGESTIĄ.
Oto postawiona została przed osobą sugestia, że "X może mieć właściwość W", wobec której ta osoba ma zająć stanowisko - akceptujące, a może odrzucające sugestię.
Czy ta akceptacja/odrzucenie jest myślą?...
A może nie jest myślą, tylko czymś innym, np. czystą emocją, która niczego nie modeluje, do niczego się nie odnosi tylko proceduje jakiś stan odczuwania w sobie pewnego doznania?...

Ja sam uważam, że jednak wiara jest (bardziej) myślą. Co prawda w tej myśli są pewne elementy odczuć, nawet emocji (jak chyba w każdej właściwie myśli, bo uważam, że praktycznie każda myśl jest formą "intelektualnego odczuwania"), jednak jest to myśl w tym sensie, iż:
- nakierowana jest na jakiś zestaw wspomnień, przekonań
- próbuje tym temu nakierowaniu dorzucić dodatkowy kierunek dalszy - jakiś cel, właśnie wspomnianą sugestię
- jest w tym intencja utrwalenia w umyśle jakiejś formy stosunku do owej sugestii - akceptującego, odrzucającego.

Gdy wierzę w X, to jednocześnie uruchamiam zestaw "satelitarnych" myśli, powiazanych z tym, co moja pamięć zgromadziła na temat X.
Nie da się wierzyć, nie myśląc.

Piszę to trochę z intencją polemiki z pewnymi osobami o nastawieniu integrystycznym (w rozumieniu traktującym religię od strony bezwzględnego posłuszeństwa władczej roli jakichś religijnych autorytetów), którzy sugerują, iż wierzyć poprawnie należy w duchu posłuszeństwa autorytetom, z wyłączeniem własnych myśli.
Ja twierdzę, że blokując własne myśli blokujemy też samą wiarę!
Wierzymy czymś osobistym, myślącym w nas.
Nie wierzymy biernością!


Nie da się wierzyć w stanie katatonii, który jest idealnym opisem stanu "nie dodawania niczego od siebie". Leżący nieprzytomny człowiek nie wierzy, bo jest bierny. Do tego, aby zasadnie można mówić o sobie "wierzę w X", niezbędne jest zatem uruchomienie w sobie (co jakiś czas, może w przeszłości, ale też przywołując myśli później w reakcji na zdarzenia, czy tylko spontanicznie) jakiegoś myślenia, oglądu, osądu, stawiania sobie przed myślowy wzrok, wczuwania się, stawiania pytań, odpowiadania na te pytania. Postawa biernego zignorowania sprawy w stylu "kiedyś zadeklarowałem sobie tu wiarę, więc dalej nic nie robię od siebie, tylko co najwyżej powtórzę bezmyślnie jakąś frazę akceptującą przedmiot wiary" - taka postawa wg mnie po prostu nie jest wiarą. Wiara domaga się myślenia, zaś myślenie z natury jest osobiste, ma sens tylko wtedy, gdy jest szczere, czyli gdy pojawiające się w umyśle sugestie myślowe są rozpatrywane W DUCHU LOGIKI MYŚLI, a nie chaotycznie, nie wiadomo jak, odwrotnie niż to myśl sugeruje.
Wiara jest myślą, albo przynajmniej gotowością do uruchomienia w sobie jakiegoś zestawu reakcji myślowych. W tym ostatnim przypadku jednak też owo uruchomienie zestawu reakcji myślowych powinno być jakoś spójne, czyli też i przetrenowane wcześniej, bo improwizując na bieżąco, nie mając jakoś obznajomionych aspektów sprawy, wygeneruje się raczej chaos, niż cokolwiek spójnego, dającego się rozpoznać jako "ta wiara".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2743
Przeczytał: 58 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 2:11, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Michał napisał:
Piszę to trochę z intencją polemiki z pewnymi osobami o nastawieniu integrystycznym (w rozumieniu traktującym religię od strony bezwzględnego posłuszeństwa władczej roli jakichś religijnych autorytetów), którzy sugerują, iż wierzyć poprawnie należy w duchu posłuszeństwa autorytetom, z wyłączeniem własnych myśli.


Kilka dni temu w dziale katolicyzm podałem link do filmu, gdzie m.in. pewną katolicka para z radością i uśmiechem (jeżeli oglądałeś to wiesz o co chodzi ; ) przekonywała, że oni poznali nauczanie Kościoła i są mu wierni i posłuszni, bo nie chcą błądzić. Jeśli mają jakieś natchnienie odnośnie interpretacji Biblii to zaraz upewniają się, czy to jest zgodne z nauczaniem Kościoła, a jak nie to odrzucają swoją interpretację.
Oni jednak twierdzą, że poznali nauczanie swojej religii, czyli nie jest tak, że wyłączyli własne myśli i nie rozumieją tego, co czytają w oficjalnym nauczaniu.

Cytat:
Do tego, aby zasadnie można mówić o sobie "wierzę w X", niezbędne jest zatem uruchomienie w sobie (co jakiś czas, może w przeszłości, ale też przywołując myśli później w reakcji na zdarzenia, czy tylko spontanicznie) jakiegoś myślenia, oglądu, osądu, stawiania sobie przed myślowy wzrok, wczuwania się, stawiania pytań, odpowiadania na te pytania. Postawa biernego zignorowania sprawy w stylu "kiedyś zadeklarowałem sobie tu wiarę, więc dalej nic nie robię od siebie, tylko co najwyżej powtórzę bezmyślnie jakąś frazę akceptującą przedmiot wiary" - taka postawa wg mnie po prostu nie jest wiarą.


W KKK 269, jest napisana taka fraza:

"Bóg jest Panem wszechświata, którego porządek sam ustalił i który jest Mu całkowicie poddany i uległy. Jest On Władcą historii; rządzi sercami i wydarzeniami według swego upodobania"

To jest oficjalne nauczanie, a więc "prawdziwy katolik" powinien być wierny i posłuszny tej nauce. Czym się będzie twoim zdaniem różnił człowiek, który uwierzył w ten powyższy fragment oficjalnego nauczania, od człowieka, któremu tylko się wydaje, że uwierzył?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:20, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Kilka dni temu w dziale katolicyzm podałem link do filmu, gdzie m.in. pewną katolicka para z radością i uśmiechem (jeżeli oglądałeś to wiesz o co chodzi ; ) przekonywała, że oni poznali nauczanie Kościoła i są mu wierni i posłuszni, bo nie chcą błądzić. Jeśli mają jakieś natchnienie odnośnie interpretacji Biblii to zaraz upewniają się, czy to jest zgodne z nauczaniem Kościoła, a jak nie to odrzucają swoją interpretację.
Oni jednak twierdzą, że poznali nauczanie swojej religii, czyli nie jest tak, że wyłączyli własne myśli i nie rozumieją tego, co czytają w oficjalnym nauczaniu.

Cytat:
Do tego, aby zasadnie można mówić o sobie "wierzę w X", niezbędne jest zatem uruchomienie w sobie (co jakiś czas, może w przeszłości, ale też przywołując myśli później w reakcji na zdarzenia, czy tylko spontanicznie) jakiegoś myślenia, oglądu, osądu, stawiania sobie przed myślowy wzrok, wczuwania się, stawiania pytań, odpowiadania na te pytania. Postawa biernego zignorowania sprawy w stylu "kiedyś zadeklarowałem sobie tu wiarę, więc dalej nic nie robię od siebie, tylko co najwyżej powtórzę bezmyślnie jakąś frazę akceptującą przedmiot wiary" - taka postawa wg mnie po prostu nie jest wiarą.


W KKK 269, jest napisana taka fraza:

"Bóg jest Panem wszechświata, którego porządek sam ustalił i który jest Mu całkowicie poddany i uległy. Jest On Władcą historii; rządzi sercami i wydarzeniami według swego upodobania"

To jest oficjalne nauczanie, a więc "prawdziwy katolik" powinien być wierny i posłuszny tej nauce. Czym się będzie twoim zdaniem różnił człowiek, który uwierzył w ten powyższy fragment oficjalnego nauczania, od człowieka, któremu tylko się wydaje, że uwierzył?

Być może najlepiej tę moją myśl obrysowałaby jakaś forma skupienia się nad ideą uległości. Przyjmijmy zatem za dobrą monetę to wezwanie do uległości (Bogu), zawarte w KKK269. Przyjmijmy jednak nie tylko przeczytawszy frazę, lecz ZASTANAWIAJĄC SIĘ, JAK REALNIE WDROŻYĆ JEJ SENS W ŻYCIU.
Inaczej mówiąc, stawiam pytanie: mam być uległy Bogu, czyli co konkretnie mam robić?

Sprawa byłaby pewnie prosta, gdybyśmy byli jak starożytny prorok, który dostaje od Boga nakaz "idź, nawracaj lud Niniwy". To już coś jest - coś konkretnego. Z grubsza człowiek wie, jak odróżnić "uległość" boskiemu nakazowi od jego zignorowania. Pewnie chodziłoby więc o to, aby najpierw dotrzeć na miejsce, potem pewnie stanąć gdzieś, gdzie się jest słyszalnym i głosić jakieś tezy... Tutaj też od razu pojawia się ten aspekt, że nie da się tego wszystkiego wykonać nie włączając własnej przemyślności, osobistego zaangażowania - żeby dotrzeć na miejsce, trzeba sobie wybrać środek transportu, albo przynajmniej ustalić kierunek marszu. Trzeba omijać przeszkody, organizować sobie odpoczynki, a potem na miejscu też skądś trzeba ustalić, jakie frazy mamy do głoszenia, bo przecież nie wyjdziemy i nie zaczniemy dukać: be be bebe be... Nie będziemy robić COKOLWIEK.
Uległość jest możliwa wtedy, gdy jest jasna dyrektywa.
Nie jest się "tak po prostu uległym", czyli nie polega uległość na przeczytaniu frazy "bądź uległy", a potem zakończeniu całej tego procesu na powiedzeniu sobie "zgoda, jestem uległy". Aby w ogóle uległość została wprowadzona w czyn, człowiek będzie ZMUSZONY SAMODZIELNIE USTALIĆ OKOLICZNOŚCI I SZCZEGÓŁY TEGO, CO MA ROBIĆ.
To musi zrobić SAMODZIELNIE, czyli posługując się osobistą przemyślnością, inteligencją, wiedzą, reagując adekwatnie do okoliczności, jakie się pojawią.

Jeśli ktoś próbuje zasugerować połączenie "uległość + brak własnego myślenia", to jedyne co z realizacji takiej dyrektywy może wyniknąć, to jakaś pusta akceptacja "tak, no to się nie sprzeciwiam" i dalej...
... bierność, wynikająca z tego, że NIE USTALONO CO KONKRETNIE ROBIĆ, czyli zignorowanie zadania, zaniechanie jego realizacji.
Każde nieco bardziej złożone zadanie, czyli takie, gdzie się wykorzystuje wiedzę, rozumienie, wymaga aktywności, INICJATYWY. Trzeba ustalić sobie najczęściej pewną strategię działania, przygotować brakujące elementy, określić stan początkowy, a potem WYMYŚLIĆ ADEKWATNE do tego określenia już bardzo indywidualne sposoby zadziałania.
Jeśli ktoś tej całej swojej inicjatywy i przemyślności osobistej nie uruchomi, to nie będzie ani uległy, ani posłuszny. Zatem postulat łączący posłuszeństwo z brakiem samodzielnej, inicjatywnej myśli jest wewnętrznie sprzeczny, on nie da się zrealizować w praktyce.

Warto by jeszcze zauważyć, że podałem jako przykład sytuację, gdy prorok w jakiś sposób dowiedział się, co konkretnie Bóg mu wyznaczył. W życiu sytuacja jest jednak bardziej nieokreślona - mamy np. tylko bardzo ogólne sformułowanie, związane z postulatem przyjmowania pewnych postaw zyciowych - np. "miłuj bliźniego swego". Przecież aby być takiemu przykazaniu miłości posłusznym nie wystarczy uznać "to jak już miłuję, jestem posłuszny i uległy". W przypadku takich ogólnie sformułowanych przykazań kwestii DO USTALENIE SAMODZIELNIE, Z OSOBISTEJ INICJATYWY jest jeszcze więcej. Oto wypadałoby ustalić:
- jak się ma przejawiać miłość w życiu?
- jak się wdrażać do niej w praktyce?
- jak reagować na pojawiające się przeszkody, problemy?
itp. itd.
Czyli bez OSOBISTEGO, TWÓRCZEGO, INICJATYWNEGO, ZWIĄZANEGO Z URUCHOMIENIEM INTELEKTU, UCZUĆ, CAŁEJ MENTALNEJ STRUKTURY ZAANGAŻOWANIA nie da się być posłusznym takiemu przykazaniu.
To tak może jako główna refleksja.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 10:40, 13 Kwi 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2743
Przeczytał: 58 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:54, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Michał napisał:
Przyjmijmy zatem za dobrą monetę to wezwanie do uległości (Bogu), zawarte w KKK269. Przyjmijmy jednak nie tylko przeczytawszy frazę, lecz ZASTANAWIAJĄC SIĘ, JAK REALNIE WDROŻYĆ JEJ SENS W ŻYCIU.
Inaczej mówiąc, stawiam pytanie: mam być uległy Bogu, czyli co konkretnie mam robić?


Moim zdaniem ten cytat nie jest o wezwaniu do uległości Bogu, ale raczej o tym, że Bóg wszystkim rządzi; ani prawa przyrody, ani wola i działanie ludzi nie wymykają się wszechmocnej, suwerennej, władzy Boga.
I teraz, aby w to oficjalne nauczanie uwierzyć to trzeba to po prostu przyjąć w swoich emocjach i umyśle za prawdę.

Cytat:
Nie jest się "tak po prostu uległym", czyli nie polega uległość na przeczytaniu frazy "bądź uległy", a potem zakończeniu całej tego procesu na powiedzeniu sobie "zgoda, jestem uległy". Aby w ogóle uległość została wprowadzona w czyn, człowiek będzie ZMUSZONY SAMODZIELNIE USTALIĆ OKOLICZNOŚCI I SZCZEGÓŁY TEGO, CO MA ROBIĆ.
To musi zrobić SAMODZIELNIE, czyli posługując się osobistą przemyślnością, inteligencją, wiedzą, reagując adekwatnie do okoliczności, jakie się pojawią.

Jeśli ktoś próbuje zasugerować połączenie "uległość + brak własnego myślenia", to jedyne co z realizacji takiej dyrektywy może wyniknąć, to jakaś pusta akceptacja "tak, no to się nie sprzeciwiam" i dalej...
... bierność, wynikająca z tego, że NIE USTALONO CO KONKRETNIE ROBIĆ, czyli zignorowanie zadania, zaniechanie jego realizacji.
Każde nieco bardziej złożone zadanie, czyli takie, gdzie się wykorzystuje wiedzę, rozumienie, wymaga aktywności, INICJATYWY.


Wierność i posłuszeństwo dotyczy nauczania Kościoła, a nie tego, że nie wolno zrozumieć, czego Kościół naucza. Kościół ustala jakąś interpretację Biblii np. wyżej podany fragment jest taką interpretacją i "prawdziwy katolik" powinien tę interpretację przyjąć, nie sprzeciwiać się temu, nie interpretować inaczej, bo po błądzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:30, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Nie jest się "tak po prostu uległym", czyli nie polega uległość na przeczytaniu frazy "bądź uległy", a potem zakończeniu całej tego procesu na powiedzeniu sobie "zgoda, jestem uległy". Aby w ogóle uległość została wprowadzona w czyn, człowiek będzie ZMUSZONY SAMODZIELNIE USTALIĆ OKOLICZNOŚCI I SZCZEGÓŁY TEGO, CO MA ROBIĆ.
To musi zrobić SAMODZIELNIE, czyli posługując się osobistą przemyślnością, inteligencją, wiedzą, reagując adekwatnie do okoliczności, jakie się pojawią.

Jeśli ktoś próbuje zasugerować połączenie "uległość + brak własnego myślenia", to jedyne co z realizacji takiej dyrektywy może wyniknąć, to jakaś pusta akceptacja "tak, no to się nie sprzeciwiam" i dalej...
... bierność, wynikająca z tego, że NIE USTALONO CO KONKRETNIE ROBIĆ, czyli zignorowanie zadania, zaniechanie jego realizacji.
Każde nieco bardziej złożone zadanie, czyli takie, gdzie się wykorzystuje wiedzę, rozumienie, wymaga aktywności, INICJATYWY.


Wierność i posłuszeństwo dotyczy nauczania Kościoła, a nie tego, że nie wolno zrozumieć, czego Kościół naucza. Kościół ustala jakąś interpretację Biblii np. wyżej podany fragment jest taką interpretacją i "prawdziwy katolik" powinien tę interpretację przyjąć, nie sprzeciwiać się temu, nie interpretować inaczej, bo po błądzi.

Co w praktyce sprowadzi się do tego, że NIC Z TYM NIE ZROBI. Może i nie "pobłądzi" w tym sensie, że faktycznie nie podejmie żadnej decyzji, czyli wyjdzie na to, co w tym przysłowiu: Nie myli się (tylko) ten, kto nic nie robi
[link widoczny dla zalogowanych]

Niestety, ale z dzisiejszej perspektywy uważam, iż w katolicyzmie (nie całym, ale chyba w znacznej części) mamy formę skrzywienia w stronę przesadnego wartościowania grzechu, błędu wynikającego z aktywnego zadziałania, a niedowartościowanie grzechu zaniechania.
W Biblii tego nie ma. W scenie sądu ostatecznego (Mt, 25) WSZYSTKIE zarzuty wobec kozłów (potępionych) są typu zaniechania!
Cytat:
(35) Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; (36) byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.

Znamienne jest, że potępieni są tutaj ci, którzy NIE ZDOBYLI SIĘ NA AKTYWNOŚĆ, a nie ci, co zbłądzili w swojej aktywności!
Tymczasem w Kościele mamy jako główną narrację rozliczanie się z błędów, które robiliśmy - spowiadamy się z tego (głównie) co zrobiliśmy, pojęcie grzeszności domyślnie jest silnie powiązane z potępieniem postawy (grzesznego) zadziałania. Oczywiście nie twierdzę tutaj, że działaniem nie grzeszymy, nie wybielam grzechów uczynkowych (te w innych miejscach Biblii są też potępiane), jednak chcę zwrócić uwagę na to, że nawet te grzechy, gdy coś już aktywnie robimy źle, w większości będą związane ZE ZŁĄ OCENĄ SYTUACJI. A z czego biorą się nasze złe oceny sytuacji?...
- Źle oceniamy sytuacje wtedy, GDY ZANIECHALIŚMY NASZEGO ROZWOJU, gdy nie rozeznaliśmy naszych błędów (które często biorą się z instynktownego traktowania spraw, co należałoby zrozumieć, a potem jakoś zwalczyć), gdy wzięliśmy jakiś pozór za istotę spraw, nie opanowaliśmy swoich żądz (to inna, bardziej biblijna nazwa na instynkty, czy podobne im bezwiedne pragnienia) na tyle, aby potem, już w konkretnym w działaniu już wyzwolić się spod ich wpływu.
Do tego, aby działać dobrze, rozpoznawać sens, trzeba się doskonalić, trzeba wzrastać w mocy rozumienie, poprawnych rozpoznań rzeczywistości i rozumienia siebie. Jeśli ktoś zaniecha rozwoju, jeśli nie przygotuje się wcześniej, gdy miał możliwość bardziej uporządkowanego, planowego kształtowania swojego "aparatu rozpoznawczego rzeczywistości" na starcie z problematyczną sytuacją, to potem z większym prawdopodobieństwem ulegnie pod naporem zła.
Jesteśmy wezwani do rozwoju, do przygotowywania się na sytuacje problematyczne - mamy BUDOWAĆ.
(24) Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. (25) Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. (26) Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. (27) Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki .(Ewangelia Mateusza 7)

(47) Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. (Ewangelia Łukasza 12:47)

(13) Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.
(Ewangelia Mateusza 25:13)

(35) Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie!
(Ewangelia Łukasza 12:35)

Wreszcie jest przypowieść o talentach/minach która jest wielkim potępieniem postawy lęku przed błędem i wynikającej z niego gnuśności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2743
Przeczytał: 58 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:21, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Michał napisał:
Do tego, aby działać dobrze, rozpoznawać sens, trzeba się doskonalić, trzeba wzrastać w mocy rozumienie, poprawnych rozpoznań rzeczywistości i rozumienia siebie.


Tak, ale sprawa nie jest prosta, bo trzeba znaleźć jakiś punkt odniesienia, który będzie dla nas pomocą w zrozumieniu tego, jakie to są te poprawne rozpoznania. Bo można komuś powiedzieć "wzrastaj w mocy rozumienia", ale to musi się dokonać w oparciu o coś..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:13, 13 Kwi 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał napisał:
Do tego, aby działać dobrze, rozpoznawać sens, trzeba się doskonalić, trzeba wzrastać w mocy rozumienie, poprawnych rozpoznań rzeczywistości i rozumienia siebie.


Tak, ale sprawa nie jest prosta, bo trzeba znaleźć jakiś punkt odniesienia, który będzie dla nas pomocą w zrozumieniu tego, jakie to są te poprawne rozpoznania. Bo można komuś powiedzieć "wzrastaj w mocy rozumienia", ale to musi się dokonać w oparciu o coś..

Punkt odniesienie zostanie "znaleziony", jeśli wcześniej powstanie ZNALAZCA. Nicość, nijakość, nieświadomość niczego nie jest w stanie znaleźć, nawet niczego nie może czynić. Musi zaistnieć PODMIOT ZNAJDUJĄCY, który znajdowane punkty odniesienia umieści w...
no w czym je umieści?...
- W niczym?...
- tak "jakoś tam czyli nigdzie"?...

Autorytet, który stworzył jakieś frazy do uwierzenia w nie (np. frazy z "punktami odniesienia"), jeśliby je ogłosił świniom, to może w efekcie uzyskać potakujące chrumkanie, ale w ostatecznym rozrachunku efekt będzie nieodróżnialny, od takiego, jakby świniom - zamiast fraz o punktach odniesienia - odczytywać frazy o puszczaniu bąków, drapaniu się po zadku, czy nawet tylko odczytywać chaotyczne zbiory cyfr pomieszane z literami "9kij2 ih4". Jeśli nie istnieje odbiorca przekazu, to najmądrzejszy tekst w tym przekazie nie spełnia roli odróżniającej go od łomotu ciężarówki na wybojach, czy odgłosów jelitowych po zjedzeniu pobudzającej mieszaniny świeżego soku ogórkowego, kefiru i lekko nadpsutej zupki.
I odwrotnie - im bardziej rozumny, świadomy, ZDOLNY DO KONSTRUOWANIA SWOICH MYŚLOWYCH NARRACJI W REAKCJI NA PODAWANĄ MU TREŚĆ jest odbiorca, tym bardziej można mówić, że mądrość słów spełnia jakiś efekt. Bo efekt zależy od odbiorcy. Mówi nawet o tym Biblia:
Mateusz Ewangelista, w swojej Ewangelii, 13 napisał:
(3) I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: Oto siewca wyszedł siać. (4) A gdy siał niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. (5) Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. (6) Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. (7) Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. (8) Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. (9) Kto ma uszy, niechaj słucha!


Integrystyczne pojmowanie kończy słuchanie na samych uszach, próbuje uciąć dalszą drogę przekazu, sugeruje, że tu osobisty umysł miałby być niepotrzebny, może nawet przeszkadza. Dlatego można by integrystom zarzucić: (18) Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie? (Ewangelia Marka 8:18)
Nie wystarczy mieć uszy, aby uczynić pożytek z najmądrzejszej nawet rady.
Oprócz uszu potrzebna jest świadomość, rozumienie, mądrość. Nie każdą dowolną mądrość, ale jednak mądrość:
6) A jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. (7) Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, (1 list do Koryntian 2)
Integryści sugerują wyrzeczenie się mądrości, powołując się np. na cytat: (19) Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. (1 list do Koryntian 1:19) albo też na: (21) W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.(Ewangelia Łukasza 10:21)
Jednak trzeba BARDZO UWAŻAĆ, ABY NIE POMYLIĆ KONTEKSTÓW!

Mądrość nie została ogólnie zanegowana, tylko pewien jej rodzaj - "mądrość" przebiegłych, pysznych, władczych. Jest użyte słowo "mądrość" ale nie w ogólnym znaczeniu, lecz jest to bardziej "mądrość z przekąsem", może mądrość pozorowana. W oryginale słowo tłumaczone na "prostaczkom" w polskim wydaniu Biblii jest jednak bardziej odpowiednikiem "dzieciom". To też lepiej oddaje intencje - nie chodzi o to, że Bóg objawia swoją wolę głupcom, lecz TYM, Z KTÓRYMI SIĘ ŚWIAT NIE LICZY. Dzieci traktowane są jako te niemające prawa do decydowania, one jeszcze nie wywalczyły sobie w świecie pozycji, są spychane na dno drabinki znaczenia. Jezus nie pochwala głupoty i ignorancji, a cala Biblia też ich nie pochwala. Przyjmując nawet za dobrą monetę to, że autorytety religijne głoszą ludowi swoje doktryny, to jaką korzyść z wysłuchania tych doktryn będzie miał głupiec, który ma swoje myślenie skupione na prostych emocjach i poszukiwaniu przyjemności?...

Jeśliby zatem nawet punkty odniesienia miały być przez autorytety oznajmiane, to i tak efekt owego oznajmienia ma szansę zaistnieć u odbiorców, którzy zrozumieją, co się im komunikuje. A ten warunek jest spełniony tylko wtedy, gdy odbiorca jest wystarczająco mądry. A jest mądry jeśli wcześniej OTRZASKAŁ SWÓJ UMYSŁ Z LICZNYMI KONTEKSTAMI, które budują rozumienie fraz mądrości (także tej mądrości od autorytetów). Zaś to otrzaskanie się z potencjalnymi kontekstami, jakie pojawiają się w mądrościowych komunikatach można zdobyć jedynie dzięki WCZEŚNIEJSZEJ POSTAWIE AKTYWNEGO ROZWOJU INTELEKTUALNEGO, DUCHOWEGO, POSZUKIWANIA SENSU W WIELU INNYCH KONTEKSTACH, SYTUACJACH, W ZETKNIĘCIU Z INNYMI TEKSTAMI, PROBLEMAMI.
I tu się kółeczko zamyka, bo aby słowa (nawet te najmądrzejsze) spełniły swoje zadanie, odbiorca musi mieć już W UMYŚLE SKONSTRUOWANĄ BAZĘ ZNACZEŃ, które owe słowa uruchomią.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:12, 18 Kwi 2024    Temat postu:

Wiara jest myślą, czy jej brakiem?
Spróbuję rozważyć zagadnienie w narracji tej drugiej opcji. W niej wiara byłaby pewną mentalną postawą, stroniącą od myślenia. Co zatem by ją mogło stanowić?...
- Może jakiś bardziej intuicyjny rodzaj nastawienia się, coś podobnego do emocji typu lęk, ciekawość, bez konkretyzowania co i jak, tylko odczuwając jakiś rodzaj bliskości - obecności danego zagadnienia. Wiara w tym ujęciu byłaby czymś z pogranicza przeczucia, intuicji, emocji, ale wypranym z aspektu intelektualnego. Czy taka postawa jednak aby na pewno zasługuje na nazwanie jej "wiarą"?...
- Mi to niezbyt pasuje. :nie:
Moja osobista intuicja idei wiary domaga się jednak wyraźnego wkładu intelektualnej sfery umysłu (umysłu szeroko pojętego - także łącznie z odczuwaniem i intuicją). Z drugiej strony w tym intuicyjnym aspekcie jednak "coś jest". Wiara wiąże się z jakąś formą niedopełnienia intelektualnego - wierzymy, nie mając pełnej wiedzy, wierzymy pomimo takiej, czy innej wątpliwości w danej sprawie. A skoro jest ta wątpliwość, to najczęściej jest i luka w zdolności opisu sprawy. Całościowo patrząc na sprawę, ja bym zatem tak definiował wiarę, iż jest jest to postawa umysłu, która w swojej warstwie bliskiej konkretyzacji jest myślą, czyli zawiera aspekt intelektualny, jednak posiada też jakąś komponentę ponad intelekt wykraczającą - komponentę z czystej intuicji, nastawienia, jakieś formy czucia, dążności mentalnej. Dopiero razem te dwie sfery, uzupełniając się, tworzą postawę wiary.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:36, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Pociągnę temat odpowiadając Semele, gdy napisała na swoim blogu:
Semele w watku http://www.sfinia.fora.pl/posting.php?mode=quote&p=812895 napisał:
tak napisał Michał nie archanioł...
Cytat:
Wiary są aspektem bardziej świadomym i kontrolowanym intelektualnie


Nie.

Wiary są aspektem mniej świadomym ale na szczęście kontrolowanym intelektualnie


Mamy chyba inne pojmowanie, albo odczuwanie pojęcia wiary.
Dla mnie "wiara" pojawia się wtedy, gdy w miarę jasno potrafię sobie sam "opowiedzieć", sformułować słownie W CO wierzę - np. wierzę, że wytrzymam w swoim postanowieniu nieobżerania się przez tydzień, albo wierzę, że w tym sklepie mnie nie oszukają poprzez sprzedaż przeterminowanych produktów, więc już nawet nie sprawdzam dat ważności.

Wiara u mnie różni się od intuicyjnej preferencji ku czemuś. Jeśli sam nie bardzo wiem, w co właściwie "wierzę", czyli jeśli nie umiem sobie tego sformułować, to znaczy, że jeszcze to nie jest (przynajmniej w jakimś pełnym sensie słowa) "wiara". Choć już może być preferencja, sympatia ku czemuś, preferencja, skłanianie się emocjonalne. Jeśli lubię brzoskwinie, to nie jest to wiara w lubienie brzoskwiń, bo to funkcjonuje na poziomie odczuwania bezpośredniego, a nie modelowania umysłem. Za to będzie już "wiarą" jakieś przekonanie we w miarę konkluzywne sformułowanie na temat tychże brzoskwiń - np. teza "brzoskwinie dobrze robią na jelita".
W moim rozumieniu "wiara" domaga się pewnego minimalnego poziomu uświadomienia sobie, sformułowania w intelekcie. Tym odróżnia się od INTUICJI, która może wyznaczać podobny mentalnie kierunek, ale tu uświadomienia sobie tego często nie ma, bo intuicyjnie są "uznajemy", lecz często nie bardzo sobie z tego zdajemy sprawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:24, 22 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Wiara wiąże się z jakąś formą niedopełnienia intelektualnego - wierzymy, nie mając pełnej wiedzy, wierzymy pomimo takiej, czy innej wątpliwości w danej sprawie. A skoro jest ta wątpliwość, to najczęściej jest i luka w zdolności opisu sprawy. Całościowo patrząc na sprawę, ja bym zatem tak definiował wiarę, iż jest jest to postawa umysłu, która w swojej warstwie bliskiej konkretyzacji jest myślą, czyli zawiera aspekt intelektualny, jednak posiada też jakąś komponentę ponad intelekt wykraczającą - komponentę z czystej intuicji, nastawienia, jakieś formy czucia, dążności mentalnej. Dopiero razem te dwie sfery, uzupełniając się, tworzą postawę wiary.

Wiara jest trochę myślą, ale też trochę myśli...
brakiem!
"Wierzę" wtedy, gdy czegoś precyzyjnie wymodelować rozumieniem nie potrafię, gdy coś jest albo jeszcze niewyjaśnione, niezadecydowane, a ja SZACUJĘ SZANSE.

Jednak wg mnie niewiele wspólnego z wiarą ma skrajność w przeciwną stronę, czyli gdy wszystko jest totalnie niejasne (poza ewentualnie mętnym sformułowaniem, któremu nie da się przypisać znaczeń innych, niż bardzo luźne intuicje). COŚ TRZEBA ROZUMIEĆ, coś wiedzieć, na czymś opiera się pytanie, kierunek rozważań w danej sprawie, abym mógł potem powiedzieć, iż w coś w związku z tym wierzę.
Czasem jest tak, że mam nawet dość mocne wyobrażenie o efekcie końcowym, ale nie mam dobrego planu, jak ten efekt osiągnąć. A czasem jest odwrotnie - wiem, co mam robić, ale cel ledwo majaczy we mgle. Ale COŚ trzeba tu mieć na start, aby wierzyć W TO COŚ, a nie tak wierzyć w nie wiadomo co.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin