Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ulegać presji czy argumentacji?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:20, 27 Sie 2024    Temat postu: Ulegać presji czy argumentacji?

Wyznaje coś, co nazywam intelektualnym sumieniem.
Intelektualne sumienie to taki "głos" we mnie, który bierze się z jakiejś formy przekonania odczucia, a niekoniecznie rozumowania logicznego, czyli wywodzącego wniosek z założeń. I to intelektualne sumienie mi właśnie podpowiada, iż w dyskusji:
- uleganie przekonującej rozumowo argumentacji jest jak najbardziej ok. - nie jest porażką (nawet jeśli wycofuję się z pierwotnego stanowiska), a jest wręcz obowiązkiem intelektualnym, bo jest nawróceniem się z tego, co najprawdopodobniej było niesłuszne, na coś, co raczej ma większą szansę słuszności.
z kolei jednak
- uleganie presji, polegającej zwykle na manipulowaniu moimi emocjami, naciskami społecznymi, graniem na moich słabościach jest już moją porażką, jest "intelektualnym grzechem", czyli czymś, co intelektualne sumienie będzie mi wyrzucało. I moim obowiązkiem intelektualnym jest przeciwstawienie się właśnie wszystkiemu temu co przybiera taką agresywną, presyjną formą.

Uważam też za swój obowiązek ŚLEDZIĆ zarówno zachowania innych wobec mnie - czy owej presji nie stosują - jak i samego siebie, czy choćby tylko podświadomie presji nie ulegam. Mam obowiązek ANALIZOWAĆ SWOJE REAKCJE pod kątem, czy jakieś wrogie siły nie posługują się wobec mnie manipulacją, a jeśli stwierdzę, iż do manipulacji dochodzi, mam obowiązek opracować i zrealizować plan owej manipulacji odparcia.

Ciekawe jest, że widzę u części ludzi postawy dokładnie odwrotne - oto ci ludzie znacznie, częściej, chętniej ulegają presji, manipulowaniu ich emocjami, odczuciami, a podejrzliwie i niechętnie odnoszą się do rozumowej argumentacji. Takim ludziom przemawia do wyobraźni władza, dominacja, deklaracje o byciu autorytetem (nawet bez rozumowych przesłanek, tylko silnie emocjonalnie głoszone). Zadziwia mnie to, ale niejedną osobę o tego typu reakcjach spotkałem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:14, 27 Sie 2024    Temat postu: Re: Ulegać presji czy argumentacji?

Trochę jeszcze chcę się pochylić nad motywacjami osób, które ulegają presji, lekceważąc argumentację. Skąd się bierze taka ich postawa?...
Myślę, że jej pochodzenie jest związane z paradygmatem przeżycia. W stadzie pozycja lidera była chroniona. W stadach zwierząt nie obowiązuje etyka, a nawet jeśli jakieś jej postacie już zaczynają powstawać, to wyższy priorytet ma spójność, czyli przeżywalność stada. Dlatego stado chroni swoich liderów kosztem sprawiedliwości, kosztem wyższych ideałów. W genach mamy uleganie liderom, czyli władzy. Gdy władza stosuje presję, to w trzewiach mamy uległość. I nawet jeśli ktoś nas ma wątpliwości natury intelektualnej, to u osób, które są jeszcze mocno emocjonalnie zakorzenione w logice stada, raczej wygra priorytet władzy, a nie priorytet rozumowania poszukującego obiektywnej prawdy. Uleganie presji silniejszego, szczególnie lidera jest zatem biologiczne, pierwotne, wmontowane w emocje.
Pokonać tę logikę władzy i presji może dopiero bardzo silnie zinternalizowana idea prawdy obiektywnej. To zinternalizowanie jest dostępne dopiero jednostkom, które osiągnęły pewien minimalny poziom samodzielności, niezależności myślenia. To są jednostki, które już wyłoniły się jako odpowiednio wolne podmioty myślące.
Postawa tych samodzielnych w myśleniu osób będzie z kolei raczej drażniła mentalne odczucia tych, którzy stawiają na priorytet presji i władzy. Ci, co stawiają na władzę, odbierają często postawę ludzi niezależnie myślących, jako zagrożenie dla spójności stada, jako postawę niewystarczającej lojalności, potencjalnie też zdrady interesów stada. Dlatego niezależność myślenia bywa potępiana, odbierana negatywnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:06, 05 Wrz 2024    Temat postu: Re: Ulegać presji czy argumentacji?

Obserwując dyskutantów, można odczytać założenia, którymi się kierują w dyskusjach. Myślę, że częstym założeniem podstawowym wielu osób, właściwie to ich celem dyskusji jest NARZUCENIE SWOJEJ NARRACJI innym. W takim rozumieniu dyskusji będzie ona spełniona wtedy, gdy jeśli się oponenta tak naciska, tak przymusza do zaakceptowania naszych tez, że ten w końcu ulegnie i je zaakceptuje.

Ja odrzucam powyższy cel i metodologię dyskusji jako pozbawioną sensu, jako nic mi niedającą. Cóż takiego miałbym zyskać zmanipulowaniem kogoś?...
- Ja nie widzę tu ani jednej korzyści. :think:

Ktoś może spytać: to po co dyskutujesz?... Albo może też inne pytanie: a jednak do czegoś nieraz kogoś przekonujesz, więc dlaczego to robisz?...
Odpowiedź moja jest taka, że staram się przekonywać nie na zasadzie "koniecznie trzeba przyjąć moje stanowisko", lecz na zasadzie "weźcie pod uwagę to, co sugeruję, zastanówcie się i zadecydujcie tak, jak wam wasze sumienie i rozumienie podpowiadają". Sam zaś chcę się dowiedzieć, jak można to samo zagadnienie ujrzeć z innej strony, więc jestem ciekaw rozumienia prezentowanego przez moich partnerów w dyskusji.

W dyskusji nie jestem ani z kimś, ani przeciw komuś. Po prostu przedstawiam swoje rozumienie. I "mam gdzieś", czy owo rozumienie jest zgodne z tym, co głosi ta, czy inna grupa, ten czy inny autorytet. W ogóle nie aspiruję ani do zgodności, ani do sprzeciwu wobec kogokolwiek. W dyskusji ani nie przegrywam, ani nie wygrywam, tylko zaspokajam swoją ciekawość, co inni w danej sprawie mają do powiedzenia.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 11:19, 06 Wrz 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:29, 06 Wrz 2024    Temat postu: Re: Ulegać presji czy argumentacji?

Z mojej perspektywy notorycznie, często bezwiednie stosowany, narzucający tryb dyskusji jest objawem mentalnego nieuporządkowania, słabości. On może mieć sens w negocjacjach handlowych, czy dyplomacji, gdzie wciśnięcie przeciwnikowi gorszych warunków kontraktu jest zyskiem wciskającego. Ale już w dyskusjach filozoficznych, światopoglądowych, luźnych o ludziach i świecie (czyli tam, gdzie nie ma predefiniowanej nagrody za zwycięstwo), nie wygrywa się niczego, wymuszaniem na komukolwiek jakichś tam deklaracji zmiany stanowisk. Tutaj skupianie się na presji na oponenta stanowi odejście od skupienia się na możliwości lepszego zrozumienia omawianego zagadnienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:06, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Ja nie ulegam Twojej presji.

Dlatego chcę się zawsze spotkać w realu.

To jedyna presja którą byc moze przejawiam😉😊
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:15, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Ja nie ulegam Twojej presji.

Bo ja żadnej presji nie stosuję. Więc nie możesz ulegać czemuś, czego nie ma.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:20, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Archiwizuję własne uwagi z innego wątku:

MD w dyskusji o apokatastazie i interpretowaniu Biblii napisał:
niektórzy dają się przekonać metodą "na wyniosły styl wypowiedzi i prezentowanie niezbitej pewności siebie". Ale jeśli dla kogoś liczy się właśnie sama przekonywalność, definiowana jako zmanipulowanie kogoś do przyznania racji, to właśnie ta strategia obliczona na odbiorców intelektualnie i mentalnie najsłabszych, może wydawać się celowa i słuszna.
Ponieważ jednak dla mnie takie podejście jest etycznie nie do przyjęcia, jawiąc się mi jako forma grzechu, zakłamania, zła, to z kolei odrzucę posługiwanie się nim. I jawnie też będę zaznaczał, że wszystko, co stwierdzam, jest interpretacją, opartą też o nieudowadnialne założenia i paradygmaty. I też będę apelował, aby...
Nie wierzyć (!) w to co piszę ZANADTO, czyli kontrolować każde moje słowa pod kątem potencjalnego błędu, nieścisłości, czy innej formy wadliwości. Poza tym będę też głosił, że słowa same w sobie (nawet najlepiej dobrane, sformułowane, najbliższe prawdzie) jeszcze nie niosą pełni prawdy, bo ta domaga się ODBIORU PRZEZ UMYSŁ KRYTYCZNEGO SŁUCHACZA. I dopiero jeśli ten słuchacz jest w stanie przełożyć owe słowa na ZNACZENIA, jeśli już w zacisku swojego umysłu pojawi się w jego umyśle odzew, dający potem szansę na to, aby z owych słów miał jakąkolwiek korzyść - dopiero to dopełni kompletu słuszności, prawdziwości przekazu. Zatem swoje słowa traktuję jako tylko potencjalnie początek drogi (o ile w ogóle okaże się, iż są one jakkolwiek wartościowe).

A tak w ogóle to nie oferuję właściwie twardych stwierdzeń, zerojedynkowo twardo spolaryzowanego stanowiska, tylko raczej REFLEKSJĘ. Nie naciskam, nie żądam, nie grożę, nie straszę, bo wg mnie pod presją umysł funkcjonuje z zasady wadliwie. Więc gdybym wyszedł z tego mojego argumentacyjnego zacisza, z nienamolności stawiania zagadnien (może nawet ktoś to odczytać jako niepewność), z dyskusyjności i negocjowalności przekazu, to bym się sprzeniewierzył moim ideałom intelektualnym i ogólnym etycznym. Wierzę, że tylko przekonanie powstające w wewnętrznej ciszy, bez poganiania i straszenia, powiązane z zadaniem sobie wielokrotnie pytań o wątpliwe aspekty i rozstrzygnięcia owych wątpliwości w SZCZEROŚCI I UCZCIWOŚCI WEWNĘTRZNEJ - dopiero to jest to coś, co z dyskusji (ze mną) mogłoby powstać jako wartość. Gdybym kogoś przekonał siłowo, to...
... chyba lepiej, abym go nie przekonywał w ogóle, to siłowe przekonywanie wg mnie nie jest żadnym prawdziwym przekonaniem, tylko wymuszeniem uległości od odbiorcy i najczęściej odseparowanie jego umysłu od tego prawdziwego sensu zagadnienia, które było przedmiotem przekonywania.

Odniosę się jeszcze do wytłuszczonego fragmentu z początku cytatu: niektórzy dają się przekonać metodą "na wyniosły styl wypowiedzi i prezentowanie niezbitej pewności siebie"

Wydaje mi się, że spora część ludzi postrzega dyskusję jako walkę, w której koniecznie trzeba oponenta zdominować, narzucić mu swoje tezy. Jeśli się im ustąpi, to już są usatysfakcjonowani. Tylko czy na pewno?...

Większość ludzi nie ma zdolności głębszej analizy swoich intencji (szczególnie tych głębszych, skrytych w atawistycznych odczuciach, emocjach), więc są przekonani, że to "o to chodzi, aby przekonać", co rozumieją jako uzyskanie akceptacji formalnej na jakieś ich sformułowanie. Tymczasem sama idea przekonania kogoś do czegoś, jeśli się jej bliżej przyjrzymy, ujawniłaby iluzoryczność oczekiwań presyjnych dyskutantów.

Aby to zilustrować dobrze byłoby skierować uwagę na sytuację, w której przekonujemy kogoś, kto ogólnie NIE MA ŻADNEGO WŁASNEGO ZDANIA.
Są takie osoby, które skupiają się wyłącznie na aspektach praktycznych, "zbędnych" pytań nie zadają, w kwestiach ideowych jest im właściwie wszystko jedno. I takie osoby, bez problemu przekonującemu ich z presją wojowniczemu dyskutantowi przyznają rację - w końcu i tak im nie zależy, bo jest im w tej materii to obojętne. Chcesz mieć moją zgodę?...
- Żaden problem! Już ja masz! Zgadzam się na tę tezę, zgadzam się, nie pytając nawet, jakie jest tej tezy znaczenie...
Czy to jednak na pewno aby o to chodzi wojowniczemu, presyjnemu dyskutantowi?...
Czy taki łatwy sukces jest wypełnieniem jego misji?...
- Ja twierdzę, że nie jest taki sukces właściwie żadnym sukcesem, choć...
... jest idealnym wypełnieniem tego, ku czemu presyjny dyskutant zmierza!

Zgoda na żądanie uznania czyjejś tezy osiągnięta bez zaangażowania się w rozpatrywanie zagadnienia, bez zadania sobie wewnętrznych pytan "czy to mogę w swojej uczciwości wewnętrznej naprawdę przyjąć?", jak i "czy to jest zgodne z moimi wartościami, światopoglądem, poczuciem sensu?" - taka zgoda jest żadnym zwycięstwem. Ale przecież presyjny dyskutant stawia sprawę właśnie tak, jakby na takiej dokładnie - pustej, bezmyślnej, danej na odczepnego - zgodzie mu najbardziej zależało!
Presyjny dyskutant nie widzi, że steruje nim atawizm - potrzeba walki dla niej samej. Presyjny dyskutant walczy, łamie opór, toczy spór - rzekomo o jakąś ideę. W rzeczywistości ta idea jest wyłącznie pretekstem. Samej idei nie jest poświęcona żadna szczera postać dociekań, rozważań. Cały praktycznie wysiłek jest skierowany na RELACJĘ JA - OPONENT.
Jest w tym forma wewnętrznego kłamstwa, niedogadanie z własnymi intencjami. Presyjny dyskutant klamie przed sobą, że zależy mu na idei, ale w rzeczywistości zależy ma na sporze, walce, na łamaniu oporu personalnego, a idea jest tu wyłącznie flagą - pretekstem. To nie po to drużyny harcerzy toczą jakieś zacięte walki o zdobycie proporca, że sam ten proporzec jest taki cenny. Proporzec to kawałek materiału, o znikomej wartości, dający się z łatwościa zastąpić czymś innym. To nie proporzec jest celem, tylko celem jest ta walka o proporzec. Proporzec jest pretekstem - flagą - symbolem.
Podobnie jest z "ideowymi" sporami w przypadku dyskusji z presyjnymi dyskutantami. Im wcale nie chodzi o ideę, o której będą wiele mówić. Ale, jak się przyjrzymy bliżej temu JAK o owej idei mówią, to się nagle okaże, iż więcej w tym mówieniu jest najczęściej odniesień do oponentów, do sporu, do walki, niż do samej idei. Jeśli nawet czasem ideowy aspekt w końcu się pojawi, to zwykle i tak bardzo szybko dalsza dyskusja przekieruje się na aspekt walki i presji personalnej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:43, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Styl walczący dyskusji, czyli dyskutowanie dla samej walki, dla potrzeby procedowania sporów najwyraźniej widać po tym, że stosujący ją dyskutant używa masywnych zdań twierdzących, odrzucając przy tym sugestię wyjaśnienia sensu użytych pojęć, doprecyzowywania szczegółów przedstawianej idei.

To demaskuje intencje - jeśli nie chodzi o to, aby uzgodnić, co tak naprawdę myślimy, co jest dokładniej tą sporną tezą, to zapewne chodzi o to, aby tylko procedować sam spór!


Taki presyjny dyskutant będzie na przemian
- stwierdzał tezy, powtarzał je w kółko nie dbając o to, czy kryje się za nimi jakakolwiek zrozumiała treść
- atakował personalnie oponentów, wytykał im błędność, wadliwość, ułomność, osobowe uchybienia.

Tu nie chodzi o sensy, tu nie chodzi o ustalenia poglądów, o stwierdzenia co jest słuszne, to chodzi o to, aby się bić, toczyć spór, atakować, wymierzać ciosy. Taka jest ta rzeczywista, choć najczęściej ukryta przed samą świadomością mającego tę intencję dyskutanta.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:06, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Ja nie ulegam Twojej presji.

Bo ja żadnej presji nie stosuję. Więc nie możesz ulegać czemuś, czego nie ma.


To sie Tobie tak wydaje, że nie stosujesz presji.

Wyjaśnię przy okazji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:44, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Ja nie ulegam Twojej presji.

Bo ja żadnej presji nie stosuję. Więc nie możesz ulegać czemuś, czego nie ma.


To sie Tobie tak wydaje, że nie stosujesz presji.

Wyjaśnię przy okazji.

Bardzo czekam na to wyjaśnienie. :*
Gdybyś wskazała jakoś w miarę klarownie, bez jawnego naciągania okoliczności, w czym miałaby się manifestować ta rzekoma moja presja, to bym był Ci bardzo wdzięczny, stałabyś się w tym zakresie "moim guru".

Bo tak szczerze mówiąc, to mam hipotezę, iż owo odczucie presji, które może i jest Twoim udziałem w kontekście kontaktu z moimi tekstami, w istocie jest ARTEFAKTEM TEGO, JAK SAMA ODBIERASZ, JAK JESTEŚ NASTAWIONA do odczytu owych tekstów.
To Ty sama tę rzekomą "michałową presję" wytwarzasz we własnej świadomości i odczuwaniu - wytwarzasz ją swoimi nastawieniami, presupozycjami, naturalnym "utrząsaniem swoich odczuć" po przeczytaniu jakichś moich sformułowań.
Jaki jest tego mechanizm?...
- Mechanizm kreowania odczucia presji wynika z samego faktu, zderzenia potrzeby zaprezentowania własnej osobowości w obliczu tego, że oto ktoś inny zaprezentował coś od siebie. Jest to jednak "artefakt mentalny" nieodłączny właściwie od dowolnej komunikacji osobowej. Działa to z grubsza następująco:
- człowiek widzi jakiś tekst (niekoniecznie ma znaczenie to, co ów tekst zawiera).
- człowiek próbuje znaczenia owego tekstu dopasować do jakichś swoich oczekiwań osobowych, do odczuwania tego, co mu się spontanicznie jawi jako bezpośrednio odczuwana odpowiedź. I wtedy zaczyna się automatycznie analizowanie owych odczuć pod kątem typowych emocjonalnych pytań:
1. Czy jestem tu wystarczająco doceniony/a?
2. Czy ktoś tu o mnie pamięta, czy mnie szanuje?
3. Czy owa treść nie jest czasem atakiem na moją osobę?
4. Czy owa treść posuwa moją relację z twórcą treści w jakimś pozytywnym kierunku?
5. W jakim stopniu mogę wpływać na tego kogoś, na ile się liczę tu "jako ja" w tej relacji, bo może jestem ignorowany/a?...

Mimowolnie sobie podobne pytania do tych 5-ciu zadajemy, badając swoje wewnętrzne uczuciowe odczyty. Jeśli wynik tej spontanicznej emocjonalnej oceny w kontekście owych pytań jest mało satysfakcjonujący, to czujemy się, że "coś jest nie tak", albo przynajmniej "coś jest nie do końca tak", co też można emocjonalnie odebrać jako "jestem pod presją", albo "coś tu sugeruje, że czegoś nie dopełniam, coś mi tu próbuje postawić jakieś wymogi". W intuicyjnym, emocjonalnym odbiorze owo odczucie, które się w takich warunkach kształtuje, będzie bardzo bliskie odczuciu bycia pod czyjąś presją. Tymczasem...
Tymczasem to sam odbiór tutaj owo odczucie w 99% stwarza. W samym tekście nie ma żadnej wyraźnej sugestii - np. moje nie są skierowane do Ciebie bezpośrednio, jak tu niczego od Ciebie nie chcę, niczego nie sugeruję, abyś Ty konkretnie coś zrobiła, coś zmieniała. To Ty sama uruchomiłaś owe spirale wewnętrznych pytań i swoich ocen, jaka powinna być na te pytania odpowiedź. To Twoje wewnętrzne, osobiste sugestie za chwilę odczytujesz jako pochodzące ode mnie, że to niby ja coś tu Ci wciskam.

Dodam, że ja właśnie ŚWIADOMIE BARDZO SIĘ STARAM, aby NIE ATAKOWAĆ PERSONALNIE nikogo. Co jednak nie znaczy, że ktoś odczytujący mój tekst nie odbierze tego tekstu, jako zawierającego atak, czy presję! Wystarczy bowiem, że już PRZYPASOWUJĄC DO SIEBIE moje ogólne refleksje, ktoś odczuje jakiś dyskomfort, czasem uzna, iż coś powinien robić inaczej, albo że mój system oceny pewnych spraw jest niekompatybilny z jego system oceny. Gdy pojawia się niezgodność ocen u dwóch osób, naturalne jest uruchomienie "procedury uzgadniania/sporu" w kwestii, który system oceny powinien być tym ważniejszym, a to MIMOWOLNIE WYTWARZA SUGESTIĘ, iż ktoś się z Tobą spiera, wytwarza presję na Ciebie. A przecież on tylko wyraził jakieś swoje zdanie w jakiejś tam ogólnej kwestii!
To co, to już nie wolno mieć komuś (odrębnego) zdania na jakiś temat?... :shock:

Myślę, że warto jest czasem prześledzić sobie, jak się w naszym myśleniu i odczuwaniu TWORZĄ osobiste oceny, które potem wiele osób rzutuje na osoby i sytuacje, które co prawda są gdzieś w tle jakoś zamieszane w sprawę, ale jednak nigdy same tych ocen nie formułowały. Warto jest wykryć te swoje własne kreacje rzekomo cudzych sugestii, bo jak się z tymi kreacjami ogarniemy, to zyskamy przynajmniej takie korzyści jak:
- zdolność do uświadomienia sobie, że np. rzekome negatywne oceny nas wcale nie zostały sformułowane, a więc nie mamy się czym przejmować. Zyskujemy spokój, związany z tym, że już nie czujemy się (fałszywie, w swoim własnym odbiorze) skrytykowani.
- zyskujemy szansę na to, aby może zawalczyć w obszarze własnych odczuć i może zmodyfikować jakieś skrajnie nieracjonalne reakcje emocjonalne. Bo czując, że są one rzeczywiście nieracjonalne, urojone, zaczniemy się powoli mentalnie od nich uniezależniać.

Dodatkowo istotną rolę gra tutaj OGÓLNE NASTAWIENIE NA KRYTYCYZM. Sami staramy się być krytyczni, w dyskusji krytyki oczekujemy, więc też i sami to oczekiwanie krytycyzmu aplikujemy na toczącą się dyskusję. Często będziemy więc kreować intencję krytycyzmu tam, gdzie ktoś inny takowej intencji nie miał, albo miał ją w zupelnie innym zakresie, czy sprawie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 14:59, 06 Wrz 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 97 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Nie wiem jeszcze jak to wyrazić. To się z czasem zbuduje.

Myślę że na poczatku zrażało mnie gdy pisałeś: ateiści to i tamto.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:33, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Semele napisał:
Nie wiem jeszcze jak to wyrazić. To się z czasem zbuduje.

Myślę że na poczatku zrażało mnie gdy pisałeś: ateiści to i tamto.

To, czy coś Cię zraża, a wywieranie presji to odrębne sprawy. Można wywiera presję bez efektu zrażania, albo zrażać kogoś niezależnie od tego, że żadnej presji się nie wywiera.
Spróbuj znaleźć może jakieś konkretne moje sformułowanie, które sugerowałoby wywieranie presji. Twierdzę, że trudno byłoby Ci takie sformułowanie znaleźć.
Ale oczywiście znajdziesz niejeden mój opis, który się Tobie nie spodoba z różnych względów. Tylko czy jest sens utożsamiać wszystko, robiąc z języka tylko "dwa worki" - jeden na wszystko co przyjemne i dobre, a drugi na nieprzyjemne i złe?...
Instynktownie może to być "oczywiste", że jak mamy do czegoś pozytywne nastawienie, to z automatu przypisujemy do tego potem inne pozytywne atrybuty, zaś jak coś uznaliśmy za negatywne, to potem doczepia się temu wszystko, co złe. Czyli jak Cię zraża jakieś moje sformułowanie, to za chwilę powiesz, że wywieram presję, a może za chwilę, że kogoś poniżam, a jeszcze później, że kłamię, albo kogoś prześladuję (może tak być... nie zarzucam Ci teraz tego, tylko pokazuję mentalną ścieżkę emocji i myśli). Można nie różnicować aspektów, tylko właśnie wszystko pakować do tych tylko dwóch mentalnych worków - jeden ze wszystkimi pozytywami, a drugi z negatywami. Ale czasem też warto się zastanowić jaka będzie tego dalsza konsekwencja...

Bo konsekwencje są znaczące. Ich przykładem może być prześladowanie ludzi z tytułu tego, że ktoś już ich zakwalifikował z góry po pierwszym objawie negatywnym - np. po ubiorze, który się wydał niewłaściwy, ale po jakimś pierwszym zachowaniu, albo po tym, że ktoś się objawił jako obcy. To jak się tak zakwalifikowało, to teraz wszystko, co złe na niego... Potem tacy szowiniści już z góry "wiedzą", że każdy z innego narodu jest zły, podstępny i godzien dokuczenia mu - wszak pierwsze odczucie, oparte o "obcość" już wrzuca taką osobę do tego negatywnego worka.
Jest i konsekwencja negatywna upierania się traktowaniu kogoś od razu pozytywnie - cwaniaczek oszust zwykle ubiera się schludnie, uśmiecha się, zachowuje w sposób ujmujący, mający wzbudzać zaufanie. I jak to zaufanie zdobędzie, to będzie miał swoją ofiarę w garści. A jeśli ktoś jest taki upraszczający wszystko, to będzie miał potem trudności z rozpoznaniem, że ten pierwszy odbiór może być mylący.

Piszę to dlatego, że sam staram się atrybuty ustalać względnie niezależnie, nie wnioskować o jednych z pozytywnego ani negatywnego charakteru innych. To pozwala wg mnie uniknięcie błędów związanych z przypisaniem ludziom czy rzeczom własności, których oni/one w rzeczywistości nie mają, a tylko my utożsamiliśmy sobie je po stwierdzeniu zupełnie innych ustaleń.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:30, 06 Wrz 2024    Temat postu:

Uleganie presji jest czysto emocjonalne.
Presji ulega się nie z tytułu intelektualnego charakteru argumentów, lecz z powodu uczuć - strachu, obawy o odrzucenie, poczucia poniżenia, przytłoczenia. Zwykle emocje u ludzi dominują intelekt. Tylko nieliczni opierają się presjom ze strony brutalnych przywódców.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:25, 07 Wrz 2024    Temat postu:

Presyjny dyskutant ma złudzenie, że w dyskusji bryluje. Myśli tak na zasadzie: patrzcie, ja tu z naciskiem swoje wciąż stwierdzam, idę do przodu, wrogów gnębię.
Tymczasem z punktu widzenia intelektualnego kompletnie nie ma znaczenia,
- czy ktoś jest czyimś wrogiem
- czy ktoś został emocjonalnie pognębiony, nawet zupełnie zdominowany
- czy ktoś tę samą tezę powtórzył raz, czy może milion razy
- czy ktoś tryumfuje, czy jest poniżony
Te wszystkie kwestie emocjonalne i personalne nie mają najmniejszego znaczenia, jeśli się pytamy" JAK UZASADNIONO SAMĄ TEZĘ (przy założeniu, że teza dotyczy jakiejś sprawy ideowej, a nie personalnej). Bo to jest nie ta dyscyplina.

Ludzie reagujący głównie emocjami nie potrafią oddzielać od siebie samych czystych znaczeń logicznych, ideowych, więc sprawczość w tym bardziej instynktownym, atawistycznym obszarze - sprawczość w walce o personalną dominację w grupie - biorą bezwiednie za sprawczość w obszarze wykazywania słuszności logicznej. Tymczasem w logice to tak nie działa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin