Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozliczenie wdrożenia osobistego programu nie manipulowania

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34587
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:03, 20 Maj 2022    Temat postu: Rozliczenie wdrożenia osobistego programu nie manipulowania

W swoim życiu doświadczyłem - licznych, przykrych dla mnie - epizodów polegających na próbach manipulowania mną, wywierania kapryśnego wpływu emocjonalnego. W pewnym momencie uznałem, że taka postawa jest egoistyczna, niegodna mnie, więc przynajmniej ja nie powinienem nikim manipulować, wywierać kapryśnego emocjonalnego wpływu.

Ponieważ u mnie już nie raz tak bywało, że jak coś postanowiłem, to zaczynałem to wdrażać, tak i w tym przypadku zacząłem opracowywać swój osobisty program mentalny ograniczania manipulowania ludźmi. Program ten wyewoluował do następujących postulatów:
1. Niezbędne jest obserwowanie siebie, swoich intencji i postaw względem ludzi pod kątem, czy nie dopuszczam się jakichś form manipulacji.
2. Dostrzeżone próby manipulacji ludźmi mam obowiązek eliminować
3. Jednocześnie postulatem jest też dopracowywanie się maksymalnie uczciwych, nie manipulacyjnych form kontaktu z ludźmi.
Ten program był przeze mnie wdrażany przez lata. Z owego wdrożenia, w którym trudno jest mówić o pełnym sukcesie, choć też nie był on całkowitą porażką, wyciągnąłem całkiem ciekawa gamę wniosków na temat natury ludzkiej. Część tych wniosków wydaje mi się na tyle ciekawa, że warto byłoby je przedstawić. Co chcę tutaj uczynić.

Na początek warto zauważyć, że jednym z osiągnięć mojego programu było SAMO SFORMUŁOWANIE NIENAIWNEJ DEFINICJI MANIPULACJI.
Jeśliby bowiem przeciętnego człowieka spytać o to, czym jest manipulacja, to zapewne odpowiedziałby, iż jest to wywieranie wpływu na inne osoby. W rzeczywistości jednak, gdy myślimy o "manipulacji" to zwykle (intuicyjnie) chodzi nam o wpływ bardzo szczególny, a nie każdy dowolny - o wpływ z egoistycznych pobudek, często mający nieprzyjazne intencje. Poza tym tak prosto zdefiniowana "manipulacja" zawrze w sobie praktycznie każdy rodzaj kontaktu między ludźmi - wszak nawet milczące bycie w pobliżu kogoś, jest jakimś wywarciem wpływu na tą osobę. W pewnym sensie samą swoją obecnością, życiem już "manipulujemy" ludźmi w naszym otoczeniu. Czyli w ogóle nie ma szansy na nie manipulowanie.
Z tego przemyślenia nad definicją manipulacji wynika więc, że należy ograniczyć program do unikania manipulacji nie jakiejkolwiek, lecz tej szczególnej, PRZYNOSZĄCEJ SZKODĘ drugiej osobie. I tu oczywiście już widać zaczynający się schody...
- Bo niby skąd właściwie mielibyśmy na pewno wiedzieć, czy takie albo inne nasze działania czy postawy przynoszą tę szkodę, czy też nie?...
Zatem realistyczna wersja programu ograniczania manipulacji wobec ludzi ostatecznie powinna przybrać postać jeszcze bardziej uściśloną:
- chodzi przede wszystkim o wyeliminowanie manipulacji czynionych z jawnie złych intencji - jakoś świadomie rozpoznanych.
- dalej należałoby też eliminować mimowolne, podświadome manipulowanie ludźmi z INTENCJI WĄTPLIWYCH, jako że często w nich ukryty bywa, co prawda nie w pełni rozpoznany, wpływ egoistycznych pobudek.
Czyli istotnym składnikiem realizacji programu nie manipulowania ludźmi musiał stać się program ROZSZYFROWYWANIA SWOICH INTENCJI.
Ale jak rozpoznać te intencje pod kątem ich dobra, czy zła, jeśli w ogóle trudno jest określić czym jest to dobro i zło (problem filozoficzny)?...
Znowu wychodzi na to, że jedyne co realnie da się wprowadzić, to rozszyfrowanie owych intencji "na ile się uda" i w "rozumieniu jakie się udało osiągnąć". Nic absolutnego, żadnej pewności działania, pokornie...

Ale zacząłem próbować te manipulacje ograniczać...
Na początku stwierdziłem, że aby nie manipulować, muszę jakoś ograniczyć szansę wprowadzenia kogoś w błąd, przekazania jakiejś błędnej sugestii. Ale jak to zrobić, skoro wiele rzeczy jest przed moim umysłem zakrytych?...
Próbowałem zatem jakoś przybliżyć ów cel nie manipulowania poprzez PODAWANIE POWODÓW dlaczego coś uważam, a nie tylko samych stwierdzeń. Aby odbiorca mógł sam ocenić, czy moje powody go przekonują. Z tego, niestety, robi się to, że czynię się dla ludzi niestrawny, za dużo tłumaczę, piszę długie posty...
Ta niestrawność polega też na tym, że unikam prostych komunikatów, za każdym razem próbuję dodawać tło z jakiego wynikła moja ocena. Ludzie jednak najczęściej nie rozumieją moich intencji w tym względzie, wolą mieć proste komunikaty "jest tak, a tak". A ja właśnie nie chcę aby ktoś po prostu wziął mój komunikat i zastosował, bo jeśli okazałoby się, że się pomyliłem, czy że warunki wdrożenia owego komunikatu przez tamtą osobę były mocno odmienne, to należałoby do działania wprowadzić istotne modyfikacje. Mówiąc proste komunikaty, a nie oferując do nich - możliwie jak najbogatszego - tła, czuję się jak kłamca, który nie ostrzegł swoich rozmówców o potencjalnych problemach w sprawie, czuję się jak ktoś kto nie było uczciwy i manipuluje. Ostatecznie mój program pomniejszania manipulacji na tym etapie utknął. Bo mało kto chce słuchać tych moich opisów różnych wariantów sprawy, które przecież mogłyby zajść, a ja miałbym czyste sumienie dopiero wtedy, gdybym wiedział, że ludzi wcześniej ostrzegłem o potencjalnych trudnościach.
Efektem wtórnym tego utknięcia z moim programem aby nie manipulować, było pewne zrażenie się do mówienia ludziom czegokolwiek. W towarzystwie zacząłem się coraz mniej wypowiadać. Bo uznałem, że jeśli nie mogę przedstawiać spraw maksymalnie blisko mojego ideału, w którym tło sprawy musi być obowiązkowo przekazane, to jedynym wyjściem jest ograniczanie komunikacji w ogóle.
To z kolei ma inne skutki uboczne...
Taki "Michał milczący" bywa postrzegany, że tym swoim milczeniem...
manipuluje. Bo ludzie mają dość ciekawą tendencję dorabiania sobie danych w sytuacjach, gdy rzeczywistość nam danych skąpi. Zatem "Michał milczący" u niektórych zamienia się w komunikat "Michał myśli to, a tamto...". I też jest źle, bo wychodzi, że Michał manipuluje...

Brak postępu w moim programie nie manipulowania ludźmi budzi moją frustrację. Bliski byłbym właściwie chęci wycofania się z życia w ogóle, nie komunikowania się z nikim - zamknięcie w pustelni. Wtedy dopiero miałbym pewność, że nikim nie manipuluję. :cry:
Ale też takie desperackie podejście byłoby chyba jakąś formą ucieczki. Na to nie powinienem sobie pozwolić. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34587
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:57, 28 Lut 2025    Temat postu:

Mój postulat niemanipulowania ludźmi realizuję często przez to, że STARAM SIĘ WYCZERPUJĄCO TŁUMACZYĆ moje cele, intencje, założenia rozumowania. Liczę bowiem na to, że jeśli to wytłumaczę, a ktoś uzna, iż np. moich założeń w sprawie nie podziela, to w zgodzie ze swoimi przekonaniami odrzuci moje sugestie na zasadzie: to pasuje do założeń michałowych, ale już nie moich, więc mnie to nie dotyczy. Problem mam w tym, że mało kto rozumie te moje intencje, aby tłumaczeniem zabezpieczać się przed zarzutem o manipulację, bo ludzie albo są przekonani, że ten "nadmiar tłumaczenia się" jest innym rodzajem manipulacji z mojej strony, albo jest dla nich po prostu nudziarstwem. Niewielu chyba odczytuje ten mój rygoryzm w podawaniu tez łącznie z przesłankami, jakie mnie ku owej tezie skłoniły, w sposób zgodny z moją intencją. :cry:
Chyba powyższe bierze się z tego, że mało kto funkcjonuje mentalnie podobnie do mnie - czyli stara się tworzyć CAŁE SYSTEMY ROZUMIENIA I TRAKTOWANIA spraw, a zatem mało kto tak wiele wysiłku wkłada w analizę wzajemnych powiązań pomiędzy przyjętymi założeniami, przesłankami, metodologią rozumowania, a na koniec tezami. U mnie zaś jest to swoiste "być albo nie być myślenia". Dla mnie wniosek powstały tylko z powodu jednej sugestii, albo tylko jednej przesłanki stanowi tak bardzo niepewny element układanki myślowej, iż często wcale go nikomu nie zaprezentuję, aby nie zasugerować jakiejś jego wartości. Z zasady rozumuję UKŁADAMI WZAJEMNYCH ZALEŻNOŚCI - SYNTEZAMI PRZESŁANEK, ZAŁOŻEŃ, MYŚLI.

Widzę, że ludzie częściej wnioskują z jednej tylko przesłanki, albo z góra dwóch przesłanek. Nudzi ich, uważają za zbędne przyjrzenie się po pierwsze wielu przesłankom, po drugie wielu przesłankom w wielu konfiguracjach, po trzecie tym przesłankom w ich konfiguracjach w kontekście wielu kryteriów oceny, które to kryteria same są osobnym aspektem ustalania ich zasadności. Dla mnie zaś brak manipulacji jest po prostu jakby z definicji równoważny właśnie temu, że operuję na całych systemach tez, metodologii, przesłanek. Bo zmanipulowanie całego systemu wzajemnie się logicznie wspierających stwierdzeń i rozumowań jest w większości przypadkach praktycznie niewykonalne.

I dodam jeszcze jedno: jak sam siebie czytam, to razi mnie w odbiorze to moje ciągłe podkreślanie słowa "ja" - "ja widzę, "ja uważam", "w moim rozumowaniu" itp. Pewnie wielu weźmie taki powtarzający się motyw wypowiedzi za narcyzm, może egotyzm, czyli myślenie o sobie i wyłącznie od siebie, widzenie świata w pierwszej osobie. Sam to widzę (ooo... znowu, nawet tu jest "widzę", czyli domyślnie "ja widzę"), ale nie umiem inaczej przekazywać sugestii, którą zawsze pragnę dołączać do swojej argumentacji. A sugestia brzmi: to nie są żadne "prawdy objawione, ani nawet obiektywne!, ludzie traktujcie te sformułowania jako MICHAŁOWE OPINIE, pamiętajcie, że on nigdy nie jest w stanie magicznie wyskoczyć ze swoich - ludzkich - ograniczeń, nie jest żadnym autorytetem nadrzędnym, a subiektywnie myślącą jednostką". I cały czas chcę tę swoją ułomność tu podkreślać, przyznaję się do niej.
Czy ty jest narcyzm?... - To zależy co ktoś przez "narcyzm" rozumie, bo oczywiście jest tu forma zwrotnego spoglądania na siebie. Ale nie jest to chyba narcyzm w sensie jakiegoś zachwycania się samym sobą, lecz co najwyżej "narcyzm" w znaczeniu "pragnę widzieć, jakie ogranicznia posiada ma to coś (ten ktoś), co osądza, więc to pilnie obserwuję".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 0:40, 01 Mar 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin