|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 10:25, 01 Cze 2020 Temat postu: Pragnienie prawdy |
|
|
Coś takiego w sobie czuję - pragnienie prawdy.
Prawdy, czyli właściwie CZEGO?
Tyle myślałem nad jej definicją i wciąż nie mam tej definicji wyklarowanej. Jest zatem owej prawdy intuicja. Ta intuicja zawiera w sobie wiele elementów:
- idea spójności - aby różne elementy układanki w myślenie i odczuwanie do siebie pasowały
- idea trwałości - aby coś, co jakoś zrozumiałem wczoraj nie traciło swojej formy i właściwości dzisiaj ani jutro
- idea powiązania myśli z doznaniami - czyli aby to co dochodzi z zewnątrz do umysłu, pasowało do tego, co umysł o tym sądzi, jak to obrazuje
- idea kontroli doznań i działań umysłem - tylko bowiem to uznajemy za prawdziwe, co później daje się jakoś użyć, zastosować, co zwrotnie uzyska jakąś formę sprawdzenia
- idea przekazywania aspektów sprawy innym istotom myślącym, dopasowywania się do różnych ekosystemów myśli, formułowania konceptów i obrazów.
- nawet jest w tym chyba dea swoistej postaci szczęścia! A jeśli nie wprost szczęścia, to jakiejś harmonii umysłu, który nie jest szarpany chaotycznością swoich emanacji, swojej twórczości, lecz posiada akceptację tego wszystkiego
To wszystko razem, choć pewnie jeszcze dałoby się tu dodać parę idei niezbędnych dla konstrukcji całości.
Jest jeszcze kwestia pewnych emocji. I ja te emocje czuję - właśnie pragnienie prawdy. Czasami zbliżające się do formy zakochania, gdy chciałbym coś dla Niej (dla prawdy!) poświęcić, udowodnić, że nie zależy mi ani na tym, ani na owym, byleby prawda była, wzrastała, stawała się... Czasem chciałoby się wręcz oddać swoje jestestwo - złożyć je na ołtarzu prawdy na zasadzie: niech już nie będzie mnie, ale za to niech rozkwitnie ta prawda!
Ale na początek próbuję składać na ołtarzu prawdy różne osobiste "drobiazgi" - jakieś tam górnolotne mniemania o sobie, czasem dobrą opinię u ludzi, przedstawienie się, jako ktoś, kogo się docenia. Oddać te wszystkie pozerstwa i pozory, kopnąć w tyłek społeczne zależności i udawania, kto komu przywalił, kto ważniejszy, kto się lepiej zaprezentował. Tak stanąć na samym końcu układów społecznej ważności i cenności - stać się niewidzialnym i wzgardzonym, aby emocje społecznej rywalizacji NIE PRZYSŁANIAŁY, nie mieszały w klarowności spojrzenia, które wyłoni tę prawdę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 10:44, 02 Cze 2020 Temat postu: Re: Pragnienie prawdy |
|
|
Niewolnicy metody presji
Umysł rzucony w szarpaninę świata
chciałby uczynić rzeczy wedle swego planu
chciałby, aby rzeczy były bardziej takie, jak im wyznacza
chciałby wszystkim wykrzyczeć swoje "prawdy", czyli chciejstwa zrodzone z pomysłów na świat
Umysł, zwiedziony prostą analogią z mechaniki
że im bardziej naciskamy, tym mocniejszy jest efekt
próbuje zawojować świat swoim naciskaniem
próbuje zwyciężyć życie metodą "jeszcze raz postawię sprawy jak to mi się ostatnio wydawało, że być powinno"
i jeszcze raz i jeszcze...
Umysł człowieka, który nie rozliczył się ze złożonością świata
będzie niewolnikiem tej metody presji
będzie wielbił silnych i bezwzględnych, lekceważył delikatność i całościowy osąd
Umysł taki będzie wciąż próbował wygrywać, wciąż będzie szukał rozwiązań uproszczonych
własną arbitralność wynosząc w hierarchii wartości
budując rozumowania oparte o logikę konkurencji
czyli o "kto głośniej się domaga ten ma rację"
Trudno jest dać sobie mentalne przyzwolenie na porzucenie samej tej metody presji
przecież ona wydaje się samą istotą działania celowego
wszak tą istotą zdaje się wymuszanie swojej postaci spraw
przecież "wygrać" oznacza po prostu: postawić na swoim...
Ale...
ale najpierw przecież należałoby wiedzieć, czym jest owo "swoje"
najpierw trzeba ustalić: kim jestem?
gdzie się kończy moje, a zaczyna obce?
do czego właściwie chciałbym zmierzać?...
Niewolnicy metody presji zwykle nie zadają sobie powyższych pytań
oni walczą i zdobywają - jeszcze jedno moje, postawione przeciw komuś
jeszcze jedno zlekceważenie niewygodnej okoliczności, aby ogłosić jakiś sukces
przyznać sobie medal za przepychanie w świecie jakiejś tam wizji spraw
wizji jednak PRZYPADKOWO zakwalifikowanej jako "swoja".
Aby zrzucić jarzmo niewoli prostych zwycięstw i metody presji, trzeba coś w sobie przewartościować
ujrzeć rzeczy w ich złożoności, spoglądając głębiej, szerzej, w nowych kontekstach
a przede wszystkim ułożyć sobie samego siebie
zrozumieć, a właściwie poczuć każdym nerwem swojej duszy:
kim jestem i czego tak naprawdę pragnę?
Do tego, trzeba jednak się zatrzymać w biegu
złożyć swoją broń, która miała pokonać jakichś onych
a zacząć patrzeć
obserwować bez narzucania prostych celów
powstrzymać karuzelę zadań, pogodzić się z byciem uznanym za przegranego
- wszak samo przegrywanie i wygrywanie, wynika z podległości zasadom rywalizacji
a kto tu jest ważniejszy: ja, jako ja, czy ten medal za zwycięstwo?
Kto tu decyduje: moja osoba, czy to, jak tę osobę - ten czy ów - zechce zakwalifikować?
Kto już zrelatywizował w sobie potrzebę zwyciężania
kto nie jest mentalnie poganiany przymusem sukcesów uznanych w bliżej nieokreślony sposób
zdobywa sobie warunki do tego, aby zastanawić się nad tym
- czym jest w ogóle sukces, który się nie zdewaluuje?
- na czym polega moje człowiecze spełnienie się?
- kim jestem w kontekście emanacji świata?
Do tego, aby zrozumieć, trzeba trochę pobyć przegranym
a właściwie to nie tyle przegranym, co obojętnym wobec rywalizacji
kimś kto przebiegł dystans, ale nie myślał o tym, które miejsce zajmie w klasyfikacji
po prostu biegł, skupiając się na obserwacji otoczenia
i zobaczył w tym biegu dużo więcej, niż wszyscy ci, co biegli po zwycięstwo
Michał Dyszyńskim Warszawa 2.6.2020
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:55, 02 Cze 2020 Temat postu: Re: Pragnienie prawdy |
|
|
Czy prawda ma naturę osobową?
W chrześcijaństwie Duch Święty jest określany jako duch prawdy.
Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwacznym utożsamieniem. Prawda to właściwość zdań, sformułowań coś twierdzących, czyli po prostu atrybut, który nam mówi o tym, czy treść zdania poprawnie przechodzi test weryfikacji - jeśli go przechodzi, to mówimy "prawda", a jeśli nie przechodzi, to dajemy klasyfikację "fałsz".
Ale słowa często mają więcej niż jedno znaczenie. I prawda chyba też jest pojęciem wieloznacznym. Jest w języku obsługiwane znaczenie bardziej ogólne, właśnie taka ogólna idea prawdy.
Czym się różni idea prawdy od prawdy sformułowań?
Ta ogólna idea sięga głębiej w konstrukcję pojęcia. W prawdzie sformułowań test weryfikujący jest zakładany z góry - po prostu traktujemy, że go mamy. W definicji prawdy Tarskiego mówi się, że zdanie mówiące tak, a tak jest prawdziwe, jeśli rzeczywiście jest TAK, A TAK. Ta definicja z jednej strony jest coś tam porządkująca, lecz z drugiej podlega zarzutowi: no dobrze, ale JAK TU SIĘ PRZEKONAĆ, czy rzeczywiście jest TAK A TAK. Tu jest owo podstawowe pytanie: KIEDY, JAKIE WARUNKI muszą być spełnione, abyśmy mogli powiedzieć, iż rzecz powiedziana (może tylko pomyślana, wyobrażona) jest zgodna (i w jakiej formie zgodna?) z tym, co stanowi rzeczywistość?
Jeśli się zastanowić nad tym właśnie, jak się konstruuje owe warunki do spełnienia się tego co w myślach, sformułowaniach, to chyba wyjdzie, że sprawa oczywistą nie jest. Opis słowny nigdy nie jest samą rzeczywistością, zawsze stanowi jakąś formę redukcji tego, co z rzeczywistości pochodzi. Więc idealnej odpowiedniości nie osiągnie się nigdy. A która z owych nieidealnych odpowiedniości jest tą właściwą?
- Tu można podawać różne odpowiedzi, w zależności od tego, jakie się przyjmie kryteria oceny. Dla jednego prawdą będzie to, co jakoś - nawet w niewielkim stopniu - o sprawie poinformuje. Ktoś inny będzie żądał informacji ściśle odpowiadających jego konkretny oczekiwaniom, będzie wybrzydzał w przedstawianych mu opisach, mówiąc, że żaden nie jest prawdziwy.
To może w ogóle spróbować ową ideę prawdy oderwać od słów, opisów, uznać za coś takiego IDEALNEGO, NIEDOSTĘPNEGO WPROST, ALE JEDNAK SPÓJNEGO, STANOWIĄCEGO INTEGRALNĄ CAŁOŚĆ. Przyjmując takie rozwiązanie właśnie zbliżamy się do idei prawdy osobowej. Bo czymże jest idea osoby?
- Osoba to taki byt, który enkapsułuje w sobie pewną integralność i spójność, broniąc się przed chaosem, absolutną dowolnością i destrukcją za pomocą mechanizmu JA - tożsamości. W tym kontekście prawda oderwana od sformułowań miałaby zachować jakoś swoją moc utrzymywania spójności, przerosłaby incydentalność jawienia się myśli poprzez słowa w konkretnym języku. Aby była jak wiatr, który wieje, efekt jego jest widoczny, lecz jego samego nie sposób ani zobaczyć, ani ściśle zlokalizować. A tak właśnie chrześcijaństwo przedstawia Ducha Świętego:
Biblia Tysiąclecia, Ewangelia Jana 3:7 napisał: | (7) Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (8) Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. (9) |
Co ciekawe, greckie określenie na Ducha πνευματος (pneumatos) pochodzi od πνευμα (pneuma - wiatr). Po polsku też mamy przymiotnik "pneumatyczny", czyli powietrzny, zawierający powietrze. Duch jest tu niejako "powietrzny" nie mający ścisłego miejsca bytowania ani granic, ale jednak działający, odczuwalny, istniejący.
Idea prawdy, jako czegoś co zachowuje swoją integralność, jest jedno, spójne jest zatem zbieżna do idei Ducha Prawdy. Czyli jakby zdobyła naturę osobową.
Oczywiście można negować zasadność owego przejścia od idei prawdy do prawdy osobowej. Można upierać się przy tym, że prawda - owszem jest - taka absolutna i określona, ale nie potrzebuje dodatkowego "bagażu" myślowego w postaci atrybutu osoby. Owa prawda więc miałaby być określona i jedna, lecz tak bezosobowo, tak po prostu ze swojej natury prawdziwości absolutnej, niezależnej od wszystkiego, statycznej i wiecznej.
Ja osobiście bardziej rozumiem, lepiej mi się układa w głowie, jednak owa osobowa postać idei prawdy. Jakie mam argumenty?
- są nimi:
1. OCHRONA
2. DOSTOSOWAWCZOŚĆ.
Argument z ochrony trudno jest mi przekazać, bo u mnie funkcjonuje na mocno niewerbalnym, intuicyjnym poziomie. Ale z grubsza chodzi o to, że w świecie sformułowań nie widać żadnej wystarczająco mocnej hierarchii. Twierdzić każdy sobie może co zechce, zaś dopóki stwierdzeniom nie zaaplikujemy TESTU ROZUMIENIA, dopóty bełkot nie do końca jest rozróżnialny od sensownych myśli. Zdanie "pies wysoko parując mocuje wydajnościowo" składa się ze słów jakoś zrozumiałych, lecz jego znaczenie jest nijakie, bełkotliwe. Da się tworzyć nieskończenie wiele sformułowań, a także związanych z nimi myśli, intencji, kierunków rozumowania, lecz chyba tylko część z nich broni się przed zarzutem o bycie bełkotem. Która część? - ta, która OCHRONIŁA SWOJĄ ZNACZENIOWĄ SPÓJNOŚĆ. Ta ochrona jest czymś dynamicznym, dostosowującym się do potencjalnie różnych języków, systemów myśli. Nie na darmo darem Ducha Świętego jest dar języków. Prawda w tym rozumieniu jest bowiem czymś co przenika wszerz i wzdłuż wszelkie przestrzenie formułowanych myśli - najczęściej formułowanych językiem.
Argument z dostosowawczości jest niejako uzupełnieniem argumentu z ochrony - aby sensowność myśli chronić, niezbędne jest AKTYWNE REAGOWANIE na zmienne warunki, w jakich myśli funkcjonują. A funkcjonują w przestrzeniach językowych. Jeśliby wyobrażać sobie przestrzenie wszystkich istniejących, ale i możliwych do stworzenia języków, jakimi miałyby się posługiwać świadome istoty, to zachowanie stabilności odniesień wymaga swoistej "pracy tłumacza", świadomego porównywania jak znaczenia funkcjonują w jednym języku, jak w innym, a potem syntezy sformułowań w jakąś uogólnioną abstrakcję znaczenia. Taki tłumacz powinien być świadomy, inteligentny, rozumiejący - czyli osobowy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|