Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33384
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:19, 19 Cze 2019 Temat postu: Pragnienie i budowanie sprawczości, a obszar fifty - fifty |
|
|
Jakiś czas temu odkryłem, że istnieje pewien paradygmat dla rozumu, który jest absolutnie podstawowym dla jego funkcjonowania. Nazwę go "paradygmatem sprawczości".
Paradygmat ten z grubsza można by ująć następująco:
Wspólnym celem dla poczynań (celowość) umysłu jest konstruowanie owym umysłem sprawczości, rozumianej jako:
- budowanie wpływu na otaczającą rzeczywistość
- budowanie systemów odniesień rozumowych, które potencjalnie dadzą wpływ na tę rzeczywistość, bądź własne rozumowanie.
Paradygmat sprawczości można by alternatywnie określić też paradygmatem celowości myślenia, strukturalności rozumienia, przełamywania chaosu rozumem.
Odkryłem ten paradygmat analizując własne reakcje - zauważyłem, że mam potrzebą (dziwną, jeśli się nie założy owego paradygmatu) działania gdzieś w pobliżu linii udaje się - nie udaje się.
To chyba prawie każdy też rozumie i czuje. W życiu, w budowaniu sobie środowiska mentalnego poszukujemy sytuacji, zadań, które będą nasze życie sytuowały tam, gdzie to co się nam udaje, jest w równowadze z tym, co stanowi wyzwanie. Przykładowo, grając w szachy szukamy przeciwników z grubsza na naszym poziomie. Przeciwnik za słaby, nie stanowiący wyzwania, nie jest atrakcyjnym partnerem do gry. Ale też przeciwnik zbyt silny, dający nam zawsze łupnia, nie jest atrakcyjnym partnerem szachowym. Najlepiej jest grać z przeciwnikiem, z którym szanse wygranej są w pobliżu fifty - fifty.
To spostrzeżenie jednak daje się uogólnić na większość reakcji i strategii życiowych - np. na tworzenie małżeństw, szukanie sobie kompanów do spędzania czasu wolnego. Badania wykazują, że najtrwalsze są małżeństwa o względnie zbliżonym poziomie intelektu, zapatrywań. Co prawda w przeszłości, gdy była znacząca dysproporcja między prawami i pozycją kobiet i mężczyzn, wyglądało to może inaczej, ale aktualnie najczęściej ludzie szukają sobie partnerów życiowych, z którymi da się pogadać, którzy rozumieją ich potrzeby, aspiracje. Oczywiście, będą tu wyjątki - są małżeństwa, w których obowiązuje ścisły podział ról - np. mężczyzna zarabia pieniądze, kobieta zajmuje się domem (bywa i odwrotnie) i jakoś to trwa. Ale najczęściej to trwa mocą zależności finansowych, ewentualnie społecznych, kulturowych (swoje dokłada też kwestia seksu). Takie małżeństwa są jednak na mentalny dystans - funkcjonują one na gruncie bardziej handlowym, niż partnerskim.
W przypadku poszukiwania ludzi do spędzania czasu, też najczęściej będziemy mieli budowanie grup ze swojego środowiska. Przykładowo w grupie, z którą ja się koleguję, zdecydowana większość to ludzie po studiach. Jakoś "tak wychodzi". I wcale nie dlatego, że ktoś stawia jakieś bariery ludziom z niższym wykształceniem (jest tylko jedno małżeństwo, które nie ma studiów, a reszta - blisko 30 osób - wszyscy są po studiach, bądź przynajmniej kiedyś studia podejmowali, lecz nie dokończyli). Ta reguła obowiązuje też, jak widzę, w innych grupach. Koledzy do kieliszka najczęściej szukają podobnych sobie mentalnie ludzi. Osoby zainteresowane sportem, szukają sobie innych o podobnych zainteresowaniach. Dzieci z zespołem Downa, szukają sobie raczej kolegów też z tą przypadłością - w gronie osób zdrowych, czują się gorzej, są zdeprywowane.
Bo tylko mając partnerów na swoim poziomie, jakoś się rozumiemy, występuje wymiana informacji, emocji.
Szukamy sobie ogólnie środowiska do nas dostosowanego, rozumianego tak, że i my w nim coś znaczymy, coś mamy szansę zmienić, dołożyć od siebie, ale też i korzystamy, nie dźwigamy mentalnie jakiejś gromady słabeuszy. Dlatego to posiadanie psa, najczęściej nie jest w stanie w pełni zaspokoić potrzeb towarzystwa człowieka.
Są ludzie dążący do władzy za wszelką cenę. Oni najczęściej nie przejrzeli samych siebie - nie rozumieją, że ich pragnienia są skonfigurowane niebezpiecznie blisko wewnętrznej sprzeczności. Ktoś, kto tylko rządzi, wymusza w istocie wiele traci. Najczęściej żądza władzy wynika z jakichś kompleksów, poczucia słabości, niespełnienia - w ten sposób ktoś próbuje jakoś udowodnić sobie, że nie jest słaby, że to on rozdaje mentalne karty. Ale ustawiając relację osobową na zasadzie ignorowania potrzeb i wpływu innych ludzi, tracimy wiele darów z ich strony. Tyran w istocie NIE WIE CO TRACI. Tyran nie widzi, że budując związki z ludźmi na patologicznej zasadzie nierówności, ukierunkowując swoje życie wokół jednego pragnienia "ja żądzę!", nie dostanie informacji zwrotnej o swoich działaniach (bo ludzie nie będą mówili prawdy komuś, kto reaguje agresją na krytykę), nie dowie się więc, jaka ta jego sprawczość właściwie jest, nie dozna szczerej pochwały (tylko wymuszone, czy lizusowskie), ostatecznie będąc po uszy zanurzonym w atmosferze fałszu i iluzji emocjonalnych. Tyran myśli, że jest silny, choć w istocie jest słaby w znaczeniu bycia zrównoważonym mentalnie umysłem. Tyran funkcjonować potrafi tylko będąc na mentalnej kroplówce zapewnienia go, że on panuje nad otoczeniem, czyli że mu się nic nie stanie. Tyran, to słabeusz, który na otaczających go ludziach wymusza role psychoterapeutów, jego zaburzonej osobowości.
Bo funkcjonowanie umysłów o najwyższych poziomach satysfakcji wymaga jednak interakcji w obszarze bliskim fifty - fifty. Tylko tak umysł poprawnie się rozwija, buduje swoją wiedzę, rozumienie.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 12:24, 19 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|