Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33748
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:50, 14 Gru 2024    Temat postu: Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

Dzisiaj uświadomiłem sobie, dlaczego z częścią moich rozmówców w pewnych sprawach tak trudno jest mi dojść do porozumienia. Chodzi o kwestię wywyższania swojej osoby, swojej grupy, swojego narodu.
Był czas, że wywyższanie się było dla mnie dość naturalnym celem. Co prawda nigdy bardzo się sam jawnie mocno nie wywyższałem, ale przyjmowałem ten cel, choć w postaci raczej łagodnej, nieagresywnej. Po jakimś czasie jednak nawet to pragnienie wywyższania się stawało się dla mnie coraz bardziej dziwne, jakby niezgodne z resztą wyznawanych przeze mnie wartości. Cenię sobie skromność i cenię sobie skupienie się na prawdzie obiektywnej. A wywyższanie się jawi mi się jako coś dodatkowego w stosunku do tego co obiektywne, w końcu nawet niepotrzebnego. Nie potrafiąc pogodzić ze sobą wywyższania się ze skromnością i prawdą, coś musiało przegrać. I zaczęło przegrywać wywyższenie. Powoli docierało do mnie, że właściwie ten mentalny kurs na udowadnianie światu i innym jakiejś bliżej niesprecyzowanej "lepszości" (do czego wg mnie wywyższenie się sprowadza) jest jakieś takim nie wiadomo czym, nie wiadomo po co. Zresztą nawet w Biblii jest potępienie wywyższania w słowach Jezusa "kto się wywyższa, będzie poniżony". Dalszym efektem było u mnie zrelatywizowanie grupowej formy wywyższania się - np. wywyższanie swojego narodu. Tak samo jak nie widzę sensu w wywyższaniu się osobistym, tak też i tego sensu dalej nie widzę na gruncie narodowym.
Ale to był wstęp - grunt do nieco innych rozważań. Bo dziś uświadomiłem sobie, dlaczego dla części ludzi, którzy jednak wywyższanie się przyjmują jako naturalne i słuszne, moja postawa będzie się jawiła jako dziwna. Spora część z nich chyba nawet nie wierzy, abym się rzeczywiście nie chciał wywyższać. Bo chyba myślą sobie coś w stylu: nie wywyższać się? Ale jak funkcjonować inaczej? Po co żyć?...
Więc pewnie jestem dlatego odbierany jako nieszczery, gdy w pewnych momentach nie wypełniam schematu "wszyscy się wywyższamy". Ja tego schematu może tak zewnętrznie nie nie spełniam, ale dla części ludzi to jest po prostu niewiarygodne, oni myślą, że i tak się wywyższam, tylko może w nieco bardziej zakamuflowany sposób. I przyznam, że trochę rozumiem to myślenie. Bo sam bym (przynajmniej kiedyś, gdy wywyższanie się uważałem za oczywisty osobowy cel) tak właśnie pomyślał. I chyba tym przełomowym dla mnie momentem w kwestii pewnej walki z postawą wywyższania się było uznanie, iż NIE CHCĘ W OGÓLE KWESTII WYWYŻSZANIA STAWIAĆ. Oznacza to, że z góry przyjmuję stan równości jako nadany na stałe. Jeśli nawet ten stan równości z jakichś powodów ktoś miałby uznać za odmieniony ja jakiś stan nierównowagowy (albo wywyższenie mnie wobec kogoś, albo kogoś wobec mnie), to nawet nie zamierzam o tym słyszeć. Nie interesuje mnie, bo sprawa jest dla mnie zamknięta.
Ale...
Wraz z przyjęciem postawy równości pojawia się następna odsłona moich zmian mentalnych. Bo skoro jestem równy każdemu, czyli z założenia ani wyższy, ani niższy, to też wychodzi na to, że i wobec żadnej ludzkiej władzy nie powinienem się uznawać za niższego. Ja się nie wywyższam, ale też nie oferuję nikomu opcji skutecznego wywyższenia się nade mnie. Te same powody, które powodują, iż moje wywyższenia się jest uznane za bezzasadne, działają też i wtedy, gdyby ktoś się wywyższał nade mnie. I tak jak sprawa moja wywyższenia nad kogoś jest praktycznie w moich emocjach i myślach jakby nieistniejąca, tak samo i wywyższenie czyjeś nade mnie jest nieistniejące.
A czy Bóg może tę zasadę zmienić?...
- Bogu daję ten wyjątek. Bóg może. Od Boga dobrowolnie przyjmuję ocenę mnie - ma prawo mnie poniżyć, ma prawo wywyższyć. Ale w moim sumieniu i wartościach nie daję innym ludziom takiego atrybutu prawa do wywyższania i poniżania mnie.
Oczywiście mowa jest o moim sumieniu, moich wartościach, moich uznaniach, a nie o tym, że np. ktoś tam mający władzę, dysponujący aparatem przemocy (choćby tylko mentalnej, czy medialnej przemocy) może zrealizować jakąś akcję, w której zostanę poniżony albo wywyższony. Tak się zdarzyć może, ale to nie powinno wpłynąć na moje wewnętrzne uznania. To byłby akt zewnętrzny, którego ja nie przyjmuję.
Ale jest jeszcze jeden rodzaj w rodzaju wywyższania - czyjeś prywatne uznanie mnie albo czyjeś skrytykowanie, zdeprecjonowanie mnie. Te są ok. Ja oceniam innych ludzi, inni ludzie oceniają mnie. Od tego jesteśmy abyśmy oceniali świat i siebie. Więc inni ocenią mnie. I ja powinienem tę ocenę W PEWIEN SPOSÓB UWZGLĘDNIĆ, jakoś ją przyjąć. Czasem ta ocena będzie słuszna, czasem niesłuszna. Jak to w życiu - ja też oceniam ludzi czasem mniej, czasem bardziej trafnie. Za akt życzliwości, także za akt docenienia jakichś rzeczywistych moich starań będę nawet wdzięczny. Ale też nie będę się domagał pochwał, czy form szacunku i uznania wykraczających poza SPONTANICZNE ODCZUCIE. Nie zamierzam o swoje docenienie walczyć, namawiać do tego, manipulować w tym celu. Jeśłi samo wystąpi, to fajnie. Jeśłi nie wystąpi, trudno. Właściwie to też nie jestem nawet zadowolny z uznawania mnie mocno na wyrost. Do pewnego stopnia cieszę się z obdarzenia mnie zaufaniem, czyli potraktowaniem mnie pozytywnie pomimo braku twardych przesłanek, ale zaczynam się czuć nieswojo, gdy ktoś mnie tak zaczyna cenić za bardzo. Wtedy myślę sobie: niech on lepiej doceni mnie wtedy, jak będzie miał przesłanki, a nie na wyrost.
I to co pisałem wyżej, pisałem szczerze. Dzisiejszym moim odkryciem było, że dla części osób ta moja postawa jest niezrozumiała. Oni też zapewne będą wątpili, czy moja deklaracja szczerości jest uczciwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33748
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:31, 15 Gru 2024    Temat postu: Re: Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

To, że nie stawiam z zasady kwestii wywyższenia siebie nad kogokolwiek czy cokolwiek buduje perspektywę mentalną, w której trudno jest mi porozumieć się z ludźmi, którzy o to wywyższenie pragną zabiegać. Tu przestajemy się niejako rozumieć, tu pewne zagadnienia strony będą postrzegały kompletnie inaczej - tam gdzie dla jednej strony odbiorem będzie "to ma sens, to chcę osiągać", druga strona będzie miała naturalny odczyt "ale po co? Po co w ogóle zabiegać o aspekt, który jest pusty, bez znaczenia?".

We mnie chyba coś się przekształciło - w obszarze zależności, w kwestii władzy. Dla mnie, w moich emocjach wszelka władza została skrajnie ODARTA Z POZYTYWNYCH EMOCJI - nie pragnę jej dla siebie, a na tych, którzy jej pragną i celebrują, patrzę jak na głupców, nie będąc w stanie empatyzować ich pragnień i emocji. Nie potrafię zrozumieć tego, jak ktoś może uznać, iż satysfakcjonujące dla niego jest tłamszenie, poniżanie istot, które sam wcześniej uznał za niższe od siebie. To jeśliby one rzeczywiście były dla niego tymi niższymi, to przecież ich poniżanie nic nie wnosiłoby do sprawy, niczego nie dowodziło - na zasadzie: pokonałeś słabszego? - A cóż to za sztuka pokonać słabszego?...

Ciekawe, że ma to głęboki wpływ na postrzeganie w ogóle mojej roli w społeczeństwie, a nawet pewnych zagadnień epistemologicznych. Gdy władza i dominacja staje się emocjonalnie totalnie pusta, śmieszna, głupia, bezcelowa, to też i ośmieszona zostaje także całościowa postawa wszystkich tych, którzy na zdominowaniu jakichś tam ludzi budują swoje satysfakcje, postrzeganie ważności spraw, osobistą wartość, a dalej z tego wylania się pytanie: ale w takim razie CO buduje tę sensowną wartość?...
Jeśli to nie władza i dominacja jest celem, to co?...
- Wg mnie jedynym jako tako adekwatnym celem staje się wtedy WZROST, DOSKONALENIE ŚWIADOMOŚCI i OSOBOWOŚCI (szeroko rozumianych).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 14:35, 15 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33748
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:00, 15 Gru 2024    Temat postu: Re: Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

Sam stosuję zasadę niestawiania w swoich myślach w ogóle kwestii wywyższenia w moich relacjach z ludźmi. To jednak nie oznacza, iż rezygnuję z rozważania owej kwestii ogólnie. Jest wręcz przeciwnie - teoretyzuje na ten temat, starając się użyć tej idei jako swoistego "narzędzia wnikania w istotę świadomości, idei osoby".
Kwestia wywyższenia jest poruszona w Biblii i samo to świadczy o niezwyklej wadze zagadnienia. To też oznacza, iż nie zamierzam porzucić tej idei jako cząstki myślowej układanki, a więc można by tak podsumować moje stanowisko "czy stawiać kwestię wywyższenia?" jako: nie stawiać jej w moich osobistych relacjach z ludźmi, ale z drugiej strony jak najbardziej stawiać ją jako zagadnienie teoretyczne.

W ostatecznym ujęciu dopuszczam nawet sytuację, że kwestia wywyższenia w pewien sposób wróci także jako element relacji z ludźmi. Ale jeśli tak wróci, to już z pewnością w bardzo odmienionej formie, bardzo odległej od tej pierwotnej, czyli bezrefleksyjnej, instynktownej, wynikającej ze zwierzęcej żądzy dominacji.
Rozważam kwestię wywyższenia także i z tego powodu, że nie umiem oddzielić od niej innej idei - idei wartości w emocjach człowieka. Nadawanie wartości jest ze swej natury wywyższeniem czegoś. Niekoniecznie będzie wywyższeniem osoby, ale będzie wywyższeniem postawy, idei, czy czego tam jeszcze.
A samo wywyższenie osoby... - czy on jest "złe"?
- Dziś na to pytanie odpowiedziałbym, że na pewno w zdecydowanej większości przypadków złe jest bezrefleksyjne samowywyższanie się, szczególnie jeśli wiąże się ono z poniżającym i krzywdzącym traktowaniem innych istot. Ale nie mam jeszcze sformułowanego wyraźnie stanowiska, czy w jakiejś postaci rozumienia idei wywyższenia osoby nie pojawi się wyraźnie aspekt pozytywny, dobry.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33748
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:01, 16 Gru 2024    Temat postu: Re: Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

Dla higieny psychicznej staram się na co dzień (wyłączam różne rozważania teoretyczne, jak np. tu) nie stawiać w ogóle kwestii wywyższenia się ponad kogokolwiek. Co rozumiem przez to "niestawianie kwestii"?
- To przede wszystkim traktowanie z zasady ludzi jako sobie równych
- Nie porównywanie się, jeśli nie widać ku temu istotnej potrzeby
- Ubijaniu sobie myśli typu "kto z nas jest większym autorytetem", albo "kto kogo tu pokonuje", o ile by się pojawiły.
- Lekceważenie w odczuwaniu, emocjonalnie wszelkich odwołań do autorytetu i władzy - jako puste samochwalstwo i lansowanie się.

To ostatnie trochę skomentuję.
Kiedyś miałem znacznie większy szacunek dla autorytetów wszelkich. Ten szacunek, który czasem objawiał się poczucie uległości wobec tych nade mną, czasem odwrotnie - jako poczucie "to ja tu jestem wyżej i to mi się należy szacunek", pojawiał się spontanicznie, z emocji pierwotnych, instynktownie. Ale uświadamianie sobie tego, jak się w naszym świecie wyższe pozycji w hierarchii społecznej zdobywa, ile jest w tym polityki, lansowania się, manipulacji przekonało mnie, że raczej jest mała szansa, iż "tam na górze" znajdą się ludzie głęboko etyczni, odpowiedzialni, mądrzy. Po prostu mechanizm zdobywania władzy i znaczenia taki jest, że zawarta jest w nim selekcja negatywna./ I dzisiaj bardziej już dziwię się, gdy u władzy spotykam rozsądną, skromną osobę (a nieraz się takie wciąż spotyka!), niż gdy widzę na wysokich stanowiskach buców, głupków, nadętych drani. W każdym razie nie mam naturalnie zbyt wielkiego szacunku do władzy - nie mam jej już na poziomie bezwiednym, już w spontanicznych emocjach.
Gdzie się najbardziej spodziewam ludzi duchowo pięknych?...
Skoro nie u władzy, ale też raczej nie w jakichś dołach społecznych, gdzie najczęściej nie ma dobrych warunków dla rozwoju osobowości, to chyba gdzieś pomiędzy, w obszarach "klasy średniej". Takich ludzi się spotyka - jednocześnie bardzo "zwykłych", ale na swój sposób niezwykłych, wyjątkowych, pięknych duchowo i intelektualnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33748
Przeczytał: 67 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:46, 16 Gru 2024    Temat postu: Re: Kwestia wywyższenia - czy w ogóle ją stawiać?

Z postulatem nie wywyższania się jest jeden psychologiczny problem - stanowi on napęd do porównywania się, działania, a dalej też i wskazuje kierunki rozwoju. Wielu z tych, którzy dzisiaj osiągnęli w życiu niejedną cenną umiejętność, czy wiedzę jako motywację mieli "ja wszystkim pokażę, że jestem lepszy". Bez porównywania jednych aspektów do innych nie ma oceny, nie ma kierunku aktywności, nie ma rozwoju. Dlatego jeśliby już ktoś chciał się jakoś pryncypialnie nie wywyższać, powinien się zastanowić nad pułapką, w którą na takiej drodze można wpaść przy nieostrożnym podejściu do sprawy. Tą pułapką, swoistym wylaniem dziecka z kąpielą jest postawienie sobie w sprzeczności wszelkich aspektów ocennych w ogóle, jest forma zdystansowania się od wielu decyzji na zasadzie: i tak nie ma powodu tu niczego decydować, bo wszystko jest równe.

Tu kluczem jest przyjęcie zasady ODRÓŻNIENIA WYWYŻSZENIA OSÓB OD WYWYŻSZENIA IDEI.
Wywyższanie się - jako osoby - jest wadliwym podejściem mentalnym. Jednak przekonanie o tym, że jedne idee mogą mieć większą wartość, czyli wywyższenie ich względem konkurencyjnych idei jest po prostu sposobem myślenia i oceny świata, jest niezbywalne. Więc nie ma sensu się tu doszukiwać jakiejś formy fałszywej ideowej "skromności" i udawać, że wszystkie poglądy są tak naprawdę sobie równe.

Choć jest też i pewne forma wywyższenia na płaszczyźnie osobowej, którą ja sam sobie dopuszczam - to wywyższanie (albo poniżanie) względem mojej osoby wcześniej. Mogę potraktować poprzednią wersję siebie wyżej, albo niżej niż aktualną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin