Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ksenofobia i nacjonalizm, które... są we mnie.

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:14, 01 Maj 2024    Temat postu: Ksenofobia i nacjonalizm, które... są we mnie.

Przed chwilą w radiu usłyszałem informację o jakimś koncercie, który gdzieś tam (nie załapałem nawet gdzie) jest organizowany, a którego intencją jest sprzeciw wobec ksenofobii. Oto spora grupa ludzi próbuje propagować ideę bardziej otwartego społeczeństwa, braterstwa między narodami, społecznościami. Z tego przecież rodzą się bardziej pokojowe postawy u ludzi, a dalej mniej cierpienia, mniej krzywdy...
Z drugiej strony gdzieś w głębi emocji sam czuję (a często słyszę wypowiedzi w tym duchu) jakieś ukłucie, jakieś takie mentalne dźgnięcie w moich instynktownych reakcjach emocjonalnych: co?... znowu ta miałkość i nijakość, bratania się na siłę? Co?!... To znowu chcą mnie zmusić, abym akceptował bez różnicy tych wszystkich, którzy nie koniecznie mi odpowiadają?... Niby dlaczego ktoś uzurpuje sobie prawo nawracania mnie na ideologię, w której nie liczy się to, co ja sobą reprezentuję, w której nie mogę swobodnie promować, stawiać najwyżej tego co moje, bliskie mojemu sercu, znane, bo z braterstwa ODCZUTEGO OSOBIŚCIE zrodzone, czyli z bliskości do mojej rodziny, mojego narodu, mojego kraju, a mam tu wszystkich traktować tak po równo?... Z jakiej to właściwie racji jakieś elity czy narzucają mi swoją wizję i ideologię?!...
- Tak! Takie ukłucie, dźgnięcie w emocjach czuję! Wyraźnie je czuję!
I powiem więcej: diagnozuję "obszary emocjonalne", z których ono wyrasta. Widzę w tych obszarach pragnienie, aby było bezpiecznie, co mimowolnie utożsamiam z sytuacjami znanymi, przewidywalnymi. Chcę, aby było "po naszemu", co miałoby być gwarantem tego, że nie zdarzy się jakiś wrogi (czyli obcy) akt wobec mnie i moich bliskich. Mimowolnie inność traktuję jako obcość, a tę z kolei jako potencjalną wrogość. Te pojęcia wtłaczam sobie w emocjach i umyśle w kategorię, w której koegzystuję idee obrony przed zagrożeniami, braterstwa z tymi, którzy są z mojej grupy i pięknej idei wierności, lojalności. Nikt nie może być wierny czemuś nieznanemu, bo by nawet nie wiedział, jak temu czemuś wierność okazywać. Wiernym się jest czemuś, co nasze, zaakceptowane, poznane. Więc teraz ja - przecież osoba odpowiedzialna, dotrzymująca zobowiązań, wierna - opowiadam się po stronie tego co znam, tego co jest mi bliskie, co się odcisnęło w moich emocjach, wspomnieniach, sentymentach - opowiadam się za naszością, za moim narodem, moją rodziną... Czy jest coś piękniejszego na tym świecie?... Czy jest coś ważniejszego, niż ta wierność, niż to opowiedzenie się za tym, co głęboko w sercu?...
A skoro opowiadam się za tym, co jest mi piękne, bliskie, czemu powinienem być wierny, to przecież automatycznie nie będę w tej samej kategorii trzymał obcych - tych nieznanych mi ludzi, dziwnych obyczajów, wynaturzonych (tak właśnie je czuję...) sposobów ubierania się, zachowywania, wyznawania wartości dla mnie abstrakcyjnych i pustych, a czasami wręcz przeciwnych temu, co uważam za dobre...
Tak - to przyznaję! Ksenofob, nacjonalista, wrogi wszelkim zmianom fanatyk gdzieś siedzi w moich emocjach, czuję go! Moje instynktowne odczuwanie preferuje mi rzeczy znane, a ja temu chciałbym (w emocjach) ulec.
Chciałbym, aby rzeczy miały się prosto! To by dla moich odczuć był miłe, gdyby świat zaoferował mi doznania najbliżej mojej strefy komfortu, czyli tych emocji odczuwanych bezpośrednio z biologicznego, genetycznego dziedzictwa. Wtedy nie miałby dylematów, nie musiałbym kłopotać się jakimś tam głosem sumienia - robilbym, co mi się narzuca z emocji i tak poczułbym się wolny!
Przecież byłbym wolny! Byłbym wolny od tych dylematów i dociekań, byłbym w zgodzie z tym, co mnie najbardziej naturalnie przepełnia! To jest ta wolność odczuwana wprost, ta najbardziej bliska sercu! To jest to, czego chcę, bo to przemawia do WPROST!

A jednak, ja Michał, ostatecznie właśnie to powyżej w większości (bo nie tak do końca, nie w 100%) odrzucam! Właśnie tego nie uznaję, traktując jako zło! I właśnie to traktuję jako ZNIEWOLENIE MNIE!
Dziwne to jest... To wolność w tym jest, czy jej nie ma?...
Oto czułbym się wolnym, gdybym zaczął czynić dokładnie to, co mi podpowiada instynktowna warstwa mojej natury! Tak bym się CZUŁ. Ale czy wtedy aby na pewno wolnym bym BYŁ?!... :shock:
Jest pewien rodzaj fundamentalnej sprzeczności pomiędzy wolnością rozumianą na dwa sposoby - z samego czucia z jednej strony, a z głębszej refleksji z drugiej strony. Świadomość zredukowana do samego odczuwania, ŚWIADOMOŚĆ LEKCEWAŻĄCA UMYSŁ LOGICZNY, będzie chciała dać preferencję temu, co wprost odczuwane, co bezwiedne, co SIĘ NARZUCA, JAKO MOJE, ALE CZEGO NIE KONTROLUJĘ.

Czy to, czego nie kontroluję, co mi się narzuca, może dawać mi wolność?...
Przyjrzyjmy się bliżej temu czemuś: oto jest coś, nad czym nie mam kontroli, co się wciska w moje myśli, emocje odbiór świata, a które coś mi nakazuje, do czegoś mnie przymusza...
- Czym opis tego czegoś różni się od opisu wrogiej manipulacji?... Czym się opis tego czegoś różni od opisu przemocy mentalnej wobec mnie? Czym się ten opis różni od opisu odebrania mi prawa do decydowania i do podmiotowości?... Czym właściwie się od tego różni?...
Czy jak mi cwany marketingowiec sprytnie wciśnie kompletnie mi niepotrzebny, a koszmarnie drogi gadżet, czy usługę finansową, na której stracę poważne pieniądze, zaś użyje do tego odwołania się do mojej ambicji, poczucia lepszości, wyjątkowości (typowe dla marketingu), to zrobi dobrze dla mnie?...
- No chyba to nie będzie dobrze, bo chyba też (może nawet bardziej) liczy się EFEKT DŁUGOFALOWY, A NIE KRÓTKOTRWAŁE PODŁECHTANIE MI AMBICJI!...
To, że się poczuję przyjemniej przez jakiś czas, ale na czym stracę długofalowo poprzez zablokowanie mi możliwości rozwoju, działania w innych obszarach, chyba ostatecznie nie powinno być uznane za korzystne.
Dlatego ile razy coś na mnie wpływa tak wprost z instynktów, tak bez kontroli rozumu, bez skonfrontowania się mentalnego z długofalowymi skutkami, z szerszym zakresem konsekwencji, to traktuję to podejrzliwie. Nie przyjmuję raczej tak od razu niczego, co nie zostało przeze mnie jakoś bardziej czujnie, intelektualnie skontrolowane, postawione roboczo w wątpliwość, a potem owa wątpliwość nie została rozstrzygnięta pozytywnie w uczciwym rozważeniu spraw. I to samo się tyczy owego pierwotnego uczucia, które mi sugeruje, abym świat wokół siebie czynił bardziej zgodnym z tym, co swojskie i znane, a separujące mnie automatycznie od tego, co obce. Po prostu wiem, że na takim bezwiednym uznawaniu spraw można się bardzo "przejechać"...

A gdy już przyjrzę się krytycznie temu pierwotnemu pragnieniu, aby wszystko było po mojemu, swojskie, gdy trochę rozejrzę się w konsekwencjach bycia takim prostym, instynktownym w uznawaniu spraw, to się zaczyna... :shock:
Po pierwsze od razu narzuci mi się, że ten ktoś "obcy" nie jest "obcym obiektywnie", tylko po prostu OBCOŚĆ JEST PERSPEKTYWĄ SUBIEKTYWNĄ - ktoś jest "obcy" dla mnie, a ja jestem "obcy" dla niego. Z tego zaś wynika wniosek, że między bajki trzeba włożyć wszelkie mniemania o jakimś "obiektywnym", czy związanym z realną (materialną...) rzeczywistością obrazie sprawy, lecz jest to narzut mojego emocjonalnego umysłu.'
Po drugie, gdy tylko się przyjrzę temu, jak w imię podziałów "swój - obcy" ludzkość dokonywała niezliczonej ilości krzywd, morderstw, wielkich zniszczeń, to rośnie moja nieufność względem automatyzmu uznawania takich podziałów przez mój umysł.
Po trzecie, znając z doświadczenia to, że każdy "obcy", po zapoznaniu z nim, po paru spotkaniach w miłym gronie, okazuje się w zdecydowanej większości przypadków fajnym gościem, z którym miło jest spędzać czas, a który wcale nie jest od razu moim wrogiem, lecz nieraz okazuje się być kimś pomocnym, przyjacielskim, to tym bardziej już nie zamierzam się dać uwieść temu pierwszemu instynktownemu wrażeniu, spreparowanemu mi przez ewolucję i zapisanemu w moich genach.
Po czwarte uważam się za osobę etyczną, dobrą, życzliwą ludziom I naprawdę trudno jest mi znaleźć uzasadnienie dla takiego, niepopartego wyraźnymi przesłankami (dowodami...) domniemania zła i wrogości u kogoś, kogo często widzę po raz pierwszy na oczy, a już miałbym myśleć o nim coś negatywnego. Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że SKORO JA SAM NIE CHCIAŁBYM BYĆ OCENIANY Z GÓRY NEGATYWNIE, to i ja powinienem ludziom odpłacać tym samym.
Po piąte, nie ulegam tak po prostu bez kontroli niczemu, co jest tylko bezwiedne, instynktowne. Bo np. nie walę kupy w majty, jeśli mi się pojawi instynktowna potrzeba wypróżnienia, nie rzucam się gwałcić kobiety, która mi atrakcyjnie seksualnie się zaprezentowała, ani nie rzucam się do bitki na śmierć i życie wobec jakiegoś mięśniaka, który na ulicy "źle na mnie spojrzał". Po prostu nie ulegam bardzo wielu pierwotnym impulsom, bo mam rozum, mam doświadczenie, panuję nad instynktami.

Ostatecznie w sobie opanowuję (częściowo świadomie zduszam) te impulsy w stronę ksenofobii, bezrefleksyjnego uznawania swojej grupy - tak narodowej, religijnej, jak i związanej z dowolnym innym społecznym podziałem. Robię to nie bezwiednością swojej natury, ale UMYSŁEM, ŚWIADOMOŚCIĄ, zdolnością do KRYTYCZNEJ REFLEKSJI.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:01, 01 Maj 2024    Temat postu: Re: Ksenofobia i nacjonalizm, które... są we mnie.

Tu na forum po kilku dyskusjach o nacjonalizmie uświadomiłem sobie, jak myślą przynajmniej niektórzy nacjonaliści. Bo ja od jakiegoś czasu nacjonalizm postrzegam jako wielkie zagrożenie dla świata, a tymczasem nacjonaliści, CHYBA SZCZERZE (dla mnie szok! :shock: ) uznali, iż nacjonalizm jest dobrem! Na jakiej zasadzie tak uznali?...
Z tego, co zdołałem się zorientować, przynajmniej jakaś część nacjonalistów postrzega w tym preferowaniu własnej nacji WIELKĄ IDEĘ. Znamienne jest, że tak to widział też Hitler (nie jest to oczywiście ostateczny argument, ale trochę do myślenia daje), on już niedługo przed śmiercią miał głosić, że wielka idea narodowego socjalizmu kiedyś wróci, że musi wrócić, bo jest taka wielka... No i chyba wyprorokował, bo putinowski faszyzm w dzisiejszej Rosji jest chyba takim właśnie powrotem imperialnych, nacjonalistycznych idei. Choć...
ja akurat zastanawiam się, na ile pragnienie podbicia innych narodów, w imię wywyższenia narodu własnego zasługuje na miano "idei". Jeśli tak, to w bardzo pierwotnym, instynktownym znaczeniu jest to "idea". Bo w istocie jest to po prostu wyraz bezwiednego, wypranego z głębszej refleksji zaufania instynktowi stadnemu. Tu nie ma "idei" w sensie jakiegoś rozumowania, jakiegoś budowania systemu odniesień o głębszych znaczeniach, ale jest ta instynktowna potrzeba posiadania swojego stada i dążenia do dominacji. Reszta jest już tą otoczką, jest dorabianiem ładnie brzmiącej legendy do potrzeby, która jest bardziej zwierzęca, niż rozumowa, przemyślana, oparta o wyższe wartości.
Nie ukrywam, że czuję nieraz dość mocno jednak wpływ tych emocji grupowych, nieraz też budzi się we mnie chęć bycia w braterstwie z grupą swoich, aby gdzieś coś razem osiągać, z kimś iść, zwyciężać... Ja szybko owo pragnienie zwyciężania łączę z konsekwencją tego, co dalej się stanie - pójdę i zapewne...
na rozkaz mojego wodza zabiję jakąś osobę, która nic mi złego nie zrobiła, którą pierwszy raz na oczy widzę. Gdy sobie tylko o tym pomyślę, to zalewa mnie trudna do wyrażenia fala wstrętu do mnie takiego... :fuj: :fuj: :fuj: Zabijanie jakichś ludzi (czasem kobiet, dzieci) z tego powodu, że chętnie przystąpiłem do jakiejś armii, w imię dominacyjnej ambicji jakiegoś wodza, który chętnie by się widział, jako władającego większą grupą ludzi - to jest coś tak obrzydliwego mentalnie, tak poniżającego moje człowieczeństwo i mnie osobiście, że po stokroć wolałbym zginąć już na początku takiej "imprezy", niż tym emocjom grupowej euforii morderczego tłumu ulec.
Ale mam na tyle wyobraźni, aby się zorientować, że spora część ludzi w ogóle nie skieruje swojego mentalnego wzroku tam, gdzie widać tę obrzydliwość morderczego amoku. Wielu ludzi weźmie tę "pozytywną stronę" sprawy - ujrzy braterstwo broni, wspólną sprawę, wierność narodowi, nawet dopatrzy się miłości (do kraju) i bohaterstwa...
Bo emocje z instynktów zrodzone tak to większości z nas zaprezentują:
- oto ty, razem z braćmi w boju, pójdziesz po zwycięstwo, po chwałę!...
- oto czeka nas wszystkich laur tego, kto pokonał wroga i zatknął nasz wspaniały sztandar na jego niegodnej ziemi!
- Oto pójdziemy walczyć za krzywdy naszych przodków (w końcu jakieś tam na pewno były...), za naszą ojczyznę, za wywyższenie narodu, pójdziemy wierni, pójdziemy razem...
- Bracia! Pójdziemy razem zmieść wroga z powierzchni ziemi! Pójdziemy tam i zwyciężymy! My zwyciężymy, chwała będzie nasza!!!
Tak to więc niektórzy ujrzą. Nie poddadzą tych uczuć refleksji rozumu, nie zobaczą więc rozpaczy matek nad dziećmi, które zostały zabite, nie skierują się ich mentalne "reflektory myśli" w stronę tych konsekwencji, które właśnie są najbardziej niezaprzeczalne, realne - jak realna śmierć, rzeczywiste kalectwo tysięcy, milionów ludzi, zniszczenia, choroby, wywyższenia wrogości, nienawiści, podłości.
Swoją "chwałę zwycięzcy" ujrzą... Czym jest owa "chwała"?
Z czego jest zrobione owo "wzniosłe" uczucie, w którym po wymordowaniu jakichś tam tysięcy obrońców, zabiciu przy okazji kobiet, starców, dzieci, zniszczeniu przyrody zostaje...
zatknięty nasz sztandar! Sztandar powiewa, my jesteśmy górą!... Chwała, bo już wrogów nie ma, bo ich trupy gdzieś tam albo się rozkładają, albo są zakopane, albo spalone... Więc siedzimy i patrzymy na ten sztandar co powiewa, sycimy się tym zwycięstwem, a tamte nasze zbrodnie stają się od tego powiewania sztandaru przecież nieważne... To jest ta "chwała". Zbrodnie są nieważne, bo tak chcemy, bo to my wygraliśmy, więc etykę, dobro, boskie prawo "nie zabijaj" mamy prawo zlekceważyć. Na pewno mamy takie prawo?... :shock:
To instynktowne odpowie pytającemu: w ogóle o to nie pytamy! Zwyciężyliśmy! Nie interesują nas tamte osoby, co zginęły! Miały zginąć, bo były po niewłaściwej stronie!
- A gdybyśmy to my byli w mniejszości, słabsi, po niewłaściwej stronie?... Gdyby to nasze kości bielały, albo my byśmy dogorywali gdzieś jako kalecy z oderwanymi kończynami?... To wtedy dobrze by było?...
- No nie! O to nie pytamy!!! Nie stawiamy sobie takich rzeczy przed oczy. My zwyciężamy, my mamy prawo! Wygrany bierze wszystko!
- A to jest ta moralność, związana Z IDEĄ?... Prawo silniejszego jest tą "piękną" ideą?... :shock:
No nie! Nie pytamy o to! Stawiamy sobie przed oczy to nasze zwycięstwo (choćby potencjalne) i naszą chwałę (co z tego, że po trupach, ale jest zwycięstwo...). Patrzymy na świat "pozytywnie", czyli że nasze jest ważniejsze, nasze na wierzchu! Nasze ZAWSZE ma być na wierzchu!
To jest ta moralność? To jest piękna "wielka idea"?...
A może to zasługuje na nazwę: odrażający egoizm, głupota, upodlenie człowieczeństwa?!...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:03, 01 Maj 2024    Temat postu: Re: Ksenofobia i nacjonalizm, które... są we mnie.

We mnie jest też jakaś chęć wykazania się, pokazania światu, że gotów jestem bronić jakiejś ważnej sprawy. Można domniemywać, że ten 16-latek, który rzucił koktajlem Mołotowa w synagogę w Warszawie, też tak właśnie chciał. Zapewne myślał, że pokaże wszystkim, jak to jest zaangażowany, jak swoich chce postawić ponad tych obcych, tych przecież gorszych, wredniejszych, tych Żydów, którzy (jak twierdzą nacjonaliści) "niszczą od lat polską tożsamość" (i różne inne takie...). [link widoczny dla zalogowanych]
Mając lat 16, też chciałem się jakoś wykazać (choć nie w taki agresywny, kryminalny sposób), też mi po głowie chodziły myśli, jak tu mam zademonstrować to, jak mi zależy, jaki jestem za tym, co słuszne (a przecież to, co swoje, jest z definicji słuszne...). Jeślibym trafił w środowisku ludzi, którzy kładliby mi do głowy różne nacjonalistyczne banialuki, to kto wie, do czego byłbym zdolny. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 10:09, 02 Maj 2024    Temat postu:

Cytat:
Tu na forum po kilku dyskusjach o nacjonalizmie uświadomiłem sobie, jak myślą przynajmniej niektórzy nacjonaliści. Bo ja od jakiegoś czasu nacjonalizm postrzegam jako wielkie zagrożenie dla świata, a tymczasem nacjonaliści, CHYBA SZCZERZE (dla mnie szok! :shock: ) uznali, iż nacjonalizm jest dobrem! Na jakiej zasadzie tak uznali?...
Z tego, co zdołałem się zorientować, przynajmniej jakaś część nacjonalistów postrzega w tym preferowaniu własnej nacji WIELKĄ IDEĘ. Znamienne jest, że tak to widział też Hitler (nie jest to oczywiście ostateczny argument, ale trochę do myślenia daje), on już niedługo przed śmiercią miał głosić, że wielka idea narodowego socjalizmu kiedyś wróci, że musi wrócić, bo jest taka wielka...


nie, istotą "nacjonalizmu" - nazizmu Hitlera była wyższość rasy/narodu niemieckiego nad innymi nacjami/rasami, nad podludźmi .... i faktycznie nic się, jeśli chodzi o myślenie Niemców nie zmieniło ... dziś realizują swój nacjonalizm, tę misję dziejową przywództwa poprzez UE, przy nieco innej narracji, poprzez przyklejaniu etykietki nacjonalistów tym, którzy nie mają ochoty poddać się przywództwu Niemiec i niemieckiemu zamordyzmowi ....

powtórzmy więc, Hitler był nazistą, i jego nacjonalizm polegał na przyznawaniu sobie prawa do dominacji nad innymi nacjami ... podobnie zresztą jak wygląda polityka współczesnych Niemiec i zdominowanej przez nie "UE",

a realizowana wewnątrz podporządkowanych krajach, poprzez sprzedajnych folksdojczów i pożytecznych idiotów ... czy wreszcie najzwyklejszych idiotów, nie wskazując palcem na ciebie Michale :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:25, 02 Maj 2024    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
Tu na forum po kilku dyskusjach o nacjonalizmie uświadomiłem sobie, jak myślą przynajmniej niektórzy nacjonaliści. Bo ja od jakiegoś czasu nacjonalizm postrzegam jako wielkie zagrożenie dla świata, a tymczasem nacjonaliści, CHYBA SZCZERZE (dla mnie szok! :shock: ) uznali, iż nacjonalizm jest dobrem! Na jakiej zasadzie tak uznali?...
Z tego, co zdołałem się zorientować, przynajmniej jakaś część nacjonalistów postrzega w tym preferowaniu własnej nacji WIELKĄ IDEĘ. Znamienne jest, że tak to widział też Hitler (nie jest to oczywiście ostateczny argument, ale trochę do myślenia daje), on już niedługo przed śmiercią miał głosić, że wielka idea narodowego socjalizmu kiedyś wróci, że musi wrócić, bo jest taka wielka...


nie, istotą "nacjonalizmu" - nazizmu Hitlera była wyższość rasy/narodu niemieckiego nad innymi nacjami/rasami, nad podludźmi .... i faktycznie nic się, jeśli chodzi o myślenie Niemców nie zmieniło ... dziś realizują swój nacjonalizm, tę misję dziejową przywództwa poprzez UE, przy nieco innej narracji, poprzez przyklejaniu etykietki nacjonalistów tym, którzy nie mają ochoty poddać się przywództwu Niemiec i niemieckiemu zamordyzmowi ....

powtórzmy więc, Hitler był nazistą, i jego nacjonalizm polegał na przyznawaniu sobie prawa do dominacji nad innymi nacjami ... podobnie zresztą jak wygląda polityka współczesnych Niemiec i zdominowanej przez nie "UE",

a realizowana wewnątrz podporządkowanych krajach, poprzez sprzedajnych folksdojczów i pożytecznych idiotów ... czy wreszcie najzwyklejszych idiotów, nie wskazując palcem na ciebie Michale :)

A jak Polak głosi, że naród polski jest wyższy nad inne narody, to wg Ciebie jest nazistą, czy nie jest?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 14:39, 02 Maj 2024    Temat postu:

byłby nazistą o typowo niemieckiej mentalności, gdyby jak niemiecki parlament, partie polityczne, próbował przemocą dyktować innym jak mają żyć, próbował zmieniać innym kulturę, poprzez szantaż i kłamstwa ... przyznając sobie do tego prawo w imię rzekomej swojej wyższości ... tak jak to wygląda obecnie, czy jak za Hitlera próbując innym dawać lub nie, prawo do życia lub istnienia ....

nacjonalista natomiast dba o własny interes i jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się cudzą .... czyli reprezentuje zasady cywilizowanego człowieka i nie tylko, bo ogólno ludzką kulturę....

w przeciwieństwie do niemieckiej, faszystowskiej czy kolonialnej mentalności, polegającej na próbach podporządkowywania sobie, kłamstwem i przemocą innych i ich wykorzystywania .... tak zresztą jak dziś w Polsce robią to post komuchy i folksdojcze, a pożyteczni idioci powtarzają ich brednie i im przyklaskują
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:56, 02 Maj 2024    Temat postu:

lucek napisał:
byłby nazistą o typowo niemieckiej mentalności, gdyby jak niemiecki parlament, partie polityczne, próbował przemocą dyktować innym jak mają żyć, próbował zmieniać innym kulturę, poprzez szantaż i kłamstwa ... przyznając sobie do tego prawo w imię rzekomej swojej wyższości ... tak jak to wygląda obecnie, czy jak za Hitlera próbując innym dawać lub nie, prawo do życia lub istnienia ....

nacjonalista natomiast dba o własny interes i jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się cudzą .... czyli reprezentuje zasady cywilizowanego człowieka i nie tylko, bo ogólno ludzką kulturę....

w przeciwieństwie do niemieckiej, faszystowskiej czy kolonialnej mentalności, polegającej na próbach podporządkowywania sobie, kłamstwem i przemocą innych i ich wykorzystywania .... tak zresztą jak dziś w Polsce robią to post komuchy i folksdojcze, a pożyteczni idioci powtarzają ich brednie i im przyklaskują


Nazizm jest słowem pochodzącym od niemieckiego "nazi", angielskiego "nation", czyli po polsku oznacza to "naród". "Nazista", jest zatem po prostu nazwę "narodowiec" wyrażonym od źródłosłowu z języka niemieckiego.
Znam paru Niemców. Z moich doświadczeń wynika, że (przynajmniej ci znani mi Niemcy) są O WIELE BARDZIEJ UWAŻAJĄCY NA TO, ABY NIE STAWIAĆ SWOJEGO NARODU NAD INNYMI. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że moje doświadczenia dotyczą wyłącznie kontaktów z Niemcami już po II wojnie światowej, a także, że nie mam pełnego kontaktu z całym niemieckim społeczeństwem. Wiem, że także teraz w Niemczech jest jakiś tam odsetek neonazistów (współczesnych niemieckich nacjonalistów), osób dążących do tego, aby naród własny wywyższać nad inne narody.
Stawiam jednak tu 2 pytania:
1. Jaki to jest odsetek całego społeczeństwa?
2. Jak się ma ten odsetek do podobnego odsetka osób w innych narodach?
Ja u znanych mi Niemców obserwuję raczej dużo większą uwagę skierowaną na to, aby nie zbliżyć się nawet jakoś swoją postawą właśnie do postawy nazistowskiej. W porównaniu np. z Polakami, których znam, a z których przynajmniej paru jawnie głosi, iż polski naród miałby być lepszy od innych narodów, to u znanych mi Niemców taka deklaracja przez usta by nie przeszła. Są w większości wręcz przeczuleni na tym punkcie, aby nie stawiać swojego narodu nad inne, są gotowi świadczyć na rzecz innych narodów (stąd też się wzięło to zapraszanie do Niemiec uchodźców przez Merkel i stąd jest uchodźców z krajów arabskich w Niemczech wyraźnie więcej niż np. w krajach bloku wschodniego).
W dzisiejszej polityce mamy głównie DEKLARACJE I NARRACJE, które zwykle fakty traktują bardzo manipulacyjnie i życzeniowo. W takiej atmosferze wręcz faktów "nie trzeba" brać pod uwagę, tylko się z uporem stwierdza jakieś tam swoje. Zasadą jest: im głośniej ktoś krzyczy, to pewnie cel osiągnie, nawet jeśli ani jednej potwierdzonej okoliczności na swoje tezy nie jest w stanie wskazać. Patrząc na same fakty, na potwierdzone incydenty o agresywnym wobec innych narodów charakterze, powiedzialbym, że w dzisiejszych (cały czas mówię o tym, co jest aktualnie, a nie o domniemaniach wyciąganych z powodu przeszłości!) Niemczech zagrożenie nazizmem (wrogością wobec innych nacji) jest znacznie mniejsze niż w wielu innych krajach, także niż w Polsce (sądząc po pochodach, incydentach nacjonalistycznych), a już o niebo mniejsze jest to zagrożenie, niż np. w Rosji.
Zdaję sobie sprawę, że tego rodzaju dyskusje o narodach, w których by każda ze stron próbowała swoje przeforsować za pomocą głównie emocjonalności sformułowań do niczego nie prowadzą. Ludzie o silnej potrzebie utwierdzania się przy swoim są nieprzekonywalni, oni zawsze "wiedzą lepiej", bo mają taki właśnie sposób postrzegania rzeczywistości i orzekania o niej, że "racje ma ten", kto donośniej i emocjonalnie krzyczy wyrażając swoje.

Zamykam ten wątek, bo znając Ciebie lucku, nie powstrzymasz się dalej od dyskutowania o Niemcach, zamiast o nazizmie ogólnie. Ty wyrazileś swoje zdanie o Niemcach, ja wyraziłem zdanie przeciwne, tematu dalej ciągnąć nie chcę. Temat jest bowiem bardziej o OSOBISTYM stosunku do nazizmu, nacjonalizmu, ksenofobii, a ma się z daleka trzymać od oskarżania imiennie jakiegokolwiek narodu, czy osoby (z wyjątkiem może mnie samego - który tu oskarża imiennie samego siebie).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:27, 02 Maj 2024    Temat postu:

Postawa ksenofobii, niechęci do narodów innych niż własny jest przypadkiem szczególnym postawy PRETENSJI, zamiast postawy SAMOKRYTYCYZMU. Kiedyś uznałem, że to nie ma sensu. Sam doznałem od innych wielu zupełnie absurdalnych pretensji. Podobnie, już patrząc z boku, jako osoba trzecia, większość pretensji w znanych mi sprawach kierowanych przez osoby chętnie oskarżające raczej musiałem uznać za albo bezzasadne, albo mało zasadne. Wtedy to jako zasadę ogólniejszą uznałem:
Pretensje do innych mają najczęściej osoby LUBIĄCE MIEĆ DO INNYCH PRETENSJE, a nie ci, którzy mają obiektywne do tych pretensji powody.
Wtedy też powiedziałem sobie, że sam będę starał się pilnować przed formułowaniem IMIENNYCH pretensji. Zezwalam sobie na KRYTYKOWANIE POSTAW, czyli może i da się w tym dopatrzyć jakiejś formy pretensji, ale jednak do nikogo konkretnego. No i jeszcze jedną imienną pretensję dopuszczam - PRETENSJE DO SIEBIE SAMEGO, czyli jako wyraz mojego osobistego samokrytycyzmu.

Pisałem wcześniej o tym, że ksenofobia jest też i we mnie. I tak rzeczywiście jest. Co jakiś czas zdarza mi się poczuć jakiś rodzaj ukłucia w emocjach, gdy słyszę rozmawiających w obcym języku ludzi, jakiś pierwotny, instynktowny mechanizm jakby mi szeptał do ucha: ale oni są w moim kraju, dlaczego rozmawiają tak dla mnie niezrozumiale, dlaczego nie po polsku, niech się dostosują!
- Tak. Czuję takie ukłucie w emocjach i trochę wstydzę się tego, że takie głupoty mi do głowy przychodzą. Za chwilę rozumem przywołuję się do porządku, przypominając sobie swoje pobyty za granicą i przykładając do nich tę samą miarę - dla tubylców bowiem jak z kolei byłem przecież właśnie tym obcym. Przywołuję się też do porządku jako chrześcijanin, czyli osoba, która ma NAPRAWDĘ uznawać przykazanie miłości za najważniejsze przykazanie. Choć przyznam, że nieraz kosztuje mnie nieco wysiłku dogadanie się z tą pierwotną ksenofobiczną emocją. Zapamiętuję sobie te epizody mojej emocjonalnej głupoty, staram się je wskazywać sobie sam jako podstawę do tego, aby nie przychodziła mi do głowy pyszałkowata myśl, że może już gdzieś się wystarczająco udoskonaliłem. Nie! Już wiem, że daleko mi do doskonałości, skoro taka głupota wciąż mnie potrafi dźgnąć w emocjach. :nie: :fuj:
Na koniec dodam, że jest też dla mnie taka okoliczność powodem do pokory przy ocenianiu tych, którzy może nieopanowali jeszcze tego ksenofobicznego instynku w sobie. Ja już jakoś tu dorosłem, ale jednak trochę czasu mi to zajęło. Może tym innym, tym ksenofobom, też powinienem dać czas na dojrzewanie mentalne. W końcu nie od razu Kraków zbudowano. :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 20:51, 02 Maj 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:57, 25 Maj 2024    Temat postu:

Do tematu się odniosłem też i tak:
Michał Dyszyński napisał:
Ale w kontekście tego wątku doszedłem do wniosku, iż powinienem przedstawić najważniejszy chyba powód (sposób rozumowania) dla odrzucenia większości postaw nacjonalistycznych ("łagodne" postacie patriotyzmu sam dopuszczam i uznaję). Rzecz wzięła się z AUTOREFLEKSJI.

Uważam, że w psychice nic nie jest tak całkowicie skrajne, każda tendencja, emocja ma swoją opozycyjną formą. I ja też, choć z zasady z nacjonalizmem jest mi nie po drodze, nie wypieram się jakichś uczuć narodowych, jakiejś formy sentymentów, emocji, które mnie z narodem łączą. Różnica między mną, a zadeklarowanym nacjonalistą nie jest zatem taka, że ja zupełnie odrzucam związek z narodem i całkowicie się wypieram tożsamości przodków, czy związku z językiem, którym władam, z ludźmi na tym obszarze, gdzie mieszkają mi podobni, lecz że to trzymam na wodzy, nie chcę tego eskalować, czuwam, aby "nie padło mi na rozum" z powodu nacjonalistycznych emocji stadnych. Zresztą kiedyś było mi zdecydowanie bliżej do nacjonalizmu, więc w jakimś procencie nacjonalistycznie mogę myśleć, odczuwać. I to właśnie przyjrzenie się temu, "co ze mną robi" danie sobie na luz w kontekście zacieśniania emocji narodowych, stało się ostatecznie tym najważniejszym powodem, dla którego nacjonalizm uważam za "otwarcie drzwi" do ciemnej strony mojej natury, po prostu do zła, które też gdzieś we mnie drzemie.

W dyskusji z emocjonalnie, a do tego polemicznie nastawionymi oponentami co chwila wątek merytoryczny jest uzupełniany napastliwością personalną, bo pojawiają się jakieś przytyki personalnie do mnie - do mojej "logiki rozumowania", może "chęci wywyższania się" itp. Dyskutantom wojowniczym celowym wydaje się "zmiękczenie" oponenta personalną napaścią, podważając tak jego kompetencje intelektualne, dobrą wolę. To, że ja traktuję tego rodzaju praktykę jako zdradzenie się z intelektualną słabością, to jedno, a to, że komuś się może to wydawać celowe, to drugie. W moim przekonaniu większego sensu to nie ma, bo ten rodzaj natarcia w dyskusji właściwie wali armatami w obszary niebronione - ja nie aspiruję tutaj do uznania słuszności tego, co piszę z tytułu mojego autorytetu, ale po prostu z powodu przyjrzenia się, co one sobą przedstawiają. Patrząc na samą argumentację, nieistotne się robi, czy autor tej argumentacji jest autorytetem większym, czy mniejszym, albo ma takie czy inne wady. To personalne dogadywanie autorowi argumentacji jest zatem nie na temat i niczemu nie służy.
A powiedziałbym wręcz, że zamierzam nieco "rozbroić" te pociski ataków personalnych poprzez...
z góry wzięcie "całej winy" na siebie!
Bo moja argumentacja jest tu następująca:
Analizując to jak W MOICH EMOCJACH "grają" uczucia bliskie nacjonalizmowi, eskalujące emocje grupowe, związki historycznymi zaszłościami ludzi bliskich mi kulturowo odkrywam, iż URUCHAMIAJĄ ONE CIEMNĄ STRONĘ MOJEJ OSOBOWOŚCI. Nie chcę tu imiennie nikogo oskarżać. Wszak nie wiem, co ktoś inny niż ja myśli i czuje. Ale patrząc już tylko na to, co zaczyna mi się przypominać, myśleć, odczuwać, gdy kieruję swój mentalny wzrok na tematykę typu "mój naród", "moi przodkowie i chwała im przynależna", "te wspaniałe czasy, gdy Polska była wielka" itp. itd. to obserwuję, że zaczynam być po prostu jakby gorszym człowiekiem - bardziej agresywnym, skłonnym do pozbawionych podstaw potępień innych nacji, nadmiernie wrażliwy na krzywdy własne, a lekceważący cierpienia innych, roszczeniowy, rewizjonistyczny. To ja sam taki się w myślach staję!
Nie oskarżam tu imiennie nikogo! Może ktoś inny daje sobie z tym radę (choć trochę wątpię, że to mu łatwo by przyszło), może akurat on zachowa empatię do narodów innych niż własnych, pozostanie sprawiedliwy, nienapastliwy. Mnie się taka sztuka nie udaje, ja po takiej "sesji myślowej z emocjami w stronę własnego narodu" staję się ewidentnie chyba gorszym człowiekiem.
Co rozumiem przez sformułowanie "staję się gorszym człowiekiem"?
- To, że zaczynam myśleć bardziej egoistycznie, gaśnie we mnie empatia, pojawia się - nie wiadomo skąd - agresja i roszczeniowość. Patrząc już bardziej obiektywnie, z dystansu na siebie, dostrzegam też zanik tych wartości, które wiążę z chrześcijaństwem - miłość bliźniego, przebaczenie, ofiarność. Zaczynam jakby stawać się większym draniem.

Tu powstaje pytanie: czy to tylko ja tak mam?
- Może inni są odporniejsi na efekt egoizmu nacjonalistycznego i pomimo rozwijania w sobie "uczuć narodowych" (tym terminem ochrzciłem ogólnie pojęty zestaw uczuć i emocji z kultem swojego narodu związanych). Może i tak jest w jakimś przypadku. Każdy człowiek jest indywidualnością, więc nie wiem, jak to jest u kogoś konkretnego. Jednak patrząc na to, co głoszą częściej niż pozostali ludzie, osobnicy tytułujący się "nacjonalistami", to istnieje zaskakująco silna korelacja pomiędzy ich stwierdzeniami, a tymi cechami, które ja w sobie bym jednak potępiał: egoizm, nieczułość, brak empatii, agresja, skłonność do niesprawiedliwych, albo bardzo pochopnych osądów - nadmiernie surowych wobec obcych, nieznanych ludzi. Sądząc z tych podobieństw głoszonych przekonań z tym, co czuję, gdy się myślowo skieruję stronę odczuć nacjonalistycznych we mnie samych, to jednak inni chyba raczej mają to podobne do mnie.
Ja ostatecznie blokuję te odczucia w znacznym stopniu. Uznałem je za zło, za sprzeczne z moich chrześcijaństwem, czy nawet ogólnym rozumieniem etyki, dobra. Nie chcę dopuścić do tego, aby rozwijała się we mnie agresja i nieczułość, nawet jeśli to wydaje się być dość naturalne, jakoś przyjemne, jakoś wyzwalające energię, poczucie wspólnoty. Widzę w tym zło, a nie chcę być zły. Dlatego nacjonalizm traktuję z rezerwą bliską niechęci. Nie lubię tej postawy, choć oczywiście samych ludzi nie potępiam. Potępienie postawy to jedno, a potępienie człowieka, to drugie.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 22:58, 25 Maj 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32770
Przeczytał: 70 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:44, 26 Maj 2024    Temat postu:

Jest pojęcie w psychologii EGOIZMU DZIECIĘCEGO. Dziecko jest naturalnie egoistyczne, a wręcz dobrze, że takie jest, bo naukę relacji osoby z innymi osobami i światem trzeba zacząć od tego co najbliższe - własne odczucia, własna przyjemność, własna korzyść. Tylko to ma podstawę w bezpośrednich doznaniach. Empatii, solidarności, ustępowania innym, a dalej ofiarności, altruizmu uczymy się na dalszym etapie. Tzn. uczymy się chyba nie wszyscy... :nie:

Jest znacząca grupa ludzi, którzy z etapu egoizmu, właściwego dla okresu niedojrzałości dziecięcej nigdy nie wychodzą.
Dlaczego jednych jest stać na dystans do tego prawa zdobywania korzyści dla siebie za wszelką cenę, a inni muszą mentalnie tkwić w egoizmie do końca swoich dni?...
- Ja mam tu hipotezę, że kluczem do zdolności, zdobywanej przez świadomość, do porzucenia tego kurczowego "ja, ja, dla mnie, dawajcie mi, moje ma wygrać i nic innego się nie liczy!" jest:
- pozbycie się pewnej formy panicznego lęku przed zlekceważeniem, stratą, przegraną (rzecz na poziomie bardzo instynktownych emocji)
- zdolność do samokrytycyzmu i krytycyzmu w ogóle, czyli dystans, połączony z pewną postacią abstrahowania od emocji, które człowieka przepełniają - trzeba nie tylko w 100% tkwić w tym "ja chcę, ja chcę, ja chcę i nic innego się nie liczy", zdobyć jakiś rodzaj władzy nad chceniami, pozwalający zanegować to, co płynie wprost z warstwy emocjonalnej.
- umiejętność oceny KORZYŚCI W DŁUŻSZEJ PERSPEKTYWIE.

Egoista jest przekonany, że jego postawa jest najrozsądniejszą z możliwych. Egoista bowiem nie poddaje refleksji celów swojego działania. Egoista przyjmuje cel, swojego dzialania "jak został zlecony" - najczęściej wziął się z instynktu, z odruchowej reakcji, choć czasem będzie bardziej złożoną pochodną od tych odruchów, lecz w tworzeniu tych celów zawsze będzie DEFICYT PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI, czyli odwołania się do pierwiastka duchowego.
Egoista jest przekonany, że ta korzyść, jaką postrzega jego najbardziej powierzchowna warstwa poczucia przyjemności, jest ostateczna. Egoista nie umie dostrzec skutków długofalowych, a tymczasem te skutki w licznych przypadkach wręcz odwracają kalkulację, wręcz powodują, iż korzyść zamienia się miejscami ze stratą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin